Autor: m. (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2017-06-19 14:10
miałam kiedyś podobny dylemat. Czy ja jestem ta dobra, czy ta zła. I powiem Ci, że:
Jesteś dobra. Bo taką stworzył Cię Bóg, a każde Jego dzieło jest dobre.
Jednak, jesteśmy też grzesznikami. I tyle w temacie w zasadzie.
Pamiętajmy o wielkiej godności jaką nas Pan Bóg obdarzył na chrzcie, jednak my tak naprawdę ciągle jej uwłaczamy, no bo grzeszymy.
Mnie zawsze szokowały wypowiedzi świętych, którzy mówili o sobie, że są największymi grzesznikami. Ja oczy wytrzeszczam. No dobra, powinni uważać się za grzesznych, ale że aż tak?
Święci zaskakują swoją pokorą i zawstydzają też.
Ciężko ludzi dzielić na dobrych i złych. Generalnie, wszyscy są dobrzy, i wszyscy grzeszni - tak jakbyś jednocześnie.
A i tak przecież za bycie dobrym nie idzie się do nieba, (ech ta herezja dobroludzizmu tak dzisiaj powszechna). Jak mnie wkurzają kazania o tym, że trzeba być przede wszystkim dobrym człowiekiem, najważniejsze są dobre uczynki. Przecież nie są! Z egoizmu równie dobrze też mogą wypływać; ile razy dajemy lipną złotówkę, by zaspokoić swoją potrzebę spełnienia dobrego uczynku; i nasze jałmużny płyną zwykle z litości, zamiast z poczucia sprawiedliwości, że mamy coś, czego ktoś nie ma, i powinniśmy się dzielić. Ech no cóż.
Czasem się słyszy też, że pomaganie daje "tę satysfakcję".
No cóż, chrześcijanom ona nijak niepotrzebna, my powinniśmy pomagać nie oczekując nagordy, nawet nieba. Ale dla samego Boga.
Szkoda, że nawet w Kościele mało się mówi o prawdziwym miłosierdziu. Które przecież wg etymologii jest "wzięciem sobie do serca nędzy", a nie napełnieniem czyjegoś żołądka etc.
Tak, więc odnośnie pytania:
nie uważajmy się za porządnych, takich "okej", żyjących wg sumienia etc. bo Jezusowi niepotrzebni są porządni i nieskazitelni.
Bo nawet jak chodzimy do spowiedzi co 2 tygodnie, i w ogóle to pacierz, Msza święta co tydzień, czy codziennie nawet, 4 różańce dziennie - to powinniśmy chyba bardziej wtedy odkrywać, że tacyśmy słabi i grzeszni, że nam ciągle potrzebne miłosierdzie Boże. Tak przynajmniej mniemali o sobie święci - no i są święci ;)
No i na tym polega świętość - nie na byciu świętym, tylko na byciu grzesznym i oddaniu się Bogu w dążeniu do tej świętości. Trzeba się spowiadać, przyjmować jak najczęściej Komunię świętą, strzec przykazań itd., ale w takim poczuciu swojej grzeszności, a nie doskonałości.
A co do dalszej części pytania:
Ja swego czasu miałam problem, jak się zachować, gdy ktoś np. właśnie jest pijany. I wracałam czasem do domu pełna wątpliwości, czy dobrze postapiłam, zostawiając jakiegoś randomowego pijaczka.
Jak już mnie nachodziły bardziej poważne wątpliwości to spieszyłam zwykle do spowiedzi, bo co jeśli to grzech ciężki był.
No bo jak leży nieprzytomny to wiadomo, że "halo, słyszysz, otwórz oczy" i na pogotowie, jak trzeba. A w innych sytuacjach to jednak nie zawsze łatwo określić.
Generalnie to zawsze lepiej sprawdzić, czy z tym kimś okej. Po prostu zapytać, podejść i ewentualnie wezwać pomoc.
Czasem lepiej zrobić za dużo, niż czegoś zaniedbać.
Jak jest ktoś pijany to służby interweniują, wtedy gdy sam nie dojdzie do domu lub daje zgorszenie publiczne.
Ale nawet jak już ktoś wezwie i obyło by się bez tego to i tak go odwiozą raczej do domu, tak dla spokoju. Więc w sumie to na straż miejską, policję nie trzeba bać się dzwonić. Mnie nigdy nie spytali nawet o imię i nazwisko. Po co ta policja - skoro ma pilnować bezpieczeństwa obywateli, to niech pilnuje.
No i jeszcze trzeba rozróżnić - pijany, a zatruty alkoholem.
Po takich kilku dwusetkach, czy sporej liczbie piw, to różnie z gościem może być. Liczy się też odstęp czasowy.
Ja miałam kiedyś taką sytuację, że przejeżdżałam rowerem i widziałam siedzącego gościa z głową pochylona trochę. Pomyślałam, że śpi pewnie, ale podjechałam zapytać, czy ok. Odpowiadał jak pijany, ale jednocześnie senny i nie byłam pewna, czy wzywać służby, czy nie.
To ciągle próbowałam jakoś z nim pogadać, ale coraz bardziej zachowywał się dziwnie. W końcu nic mi nie odpowiadał i odchylił się dziwnie do tyłu. To wtedy już wezwałam pogotowie, bo już sytuacja naprawdę stawała się groźna. A różnie ludzie alkohol znoszą.
Inną sytuację miałam podobną. Gość siedział na ławce, twarz zasłaniał i za głowę się trzymał. Na początku mówił, że śpi, ale coś mi nie pasowało. Po dłuższej rozmowie (choć gadał dziwnie dość) powiedział mi, że brał dopalacze. I straż miejska przyjechała i zabrała go.
Zawsze w takich sytuacjach jest dylemat - jak pomóc, czy coś poważnego, czy poradzi sobie sam.
Jednak zawsze lepiej się jakoś zaopiekować takim człowiekiem i podjąć jakieś działanie.
I lepiej zadzwonić, niż nie zadzwonić.
A na wrażliwość ludzi to nie ma co zbytnio liczyć. Nie w tym kraju. Czasem się zdarza, ale panuje naprawdę wielka znieczulica społeczna. Generalnie to jest jakiś strach przed udzielaniem pomocy, no i też czasem brak wiedzy, jak postępować. Ale to przecież nie jest wiedza uniwersytecka. Ech, no cóż tak to już mamy w tej Polsce.
"bądź odważny, gdy rozum zawodzi, bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy." jak mówi Pan Cogito
Trzeba się też modlić do Ducha Świętego w takich niejasnych sytuacjach. Ja zawsze proszę też Matkę Bożą, gdy mam wątpliwości moralne.
I trzeba też to oddać Jezusowi w sakramencie pokuty - On tam daje łaskę, byśmy w przyszłych pokusach zwyciężyli. Trzeba po prostu zaufać i poprosić pokornie o Jego miłosierdzie.
trzymaj się, pozdrawiam
z Bogiem i Maryją
|
|