logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 O cierpieniu.
Autor: tomek (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2005-11-17 19:22

jedna rzecz mnie zastanawia - wiara podpowiada, że cierpienie ma sens i nalezy się na nie zgadzać, akceptować jako element "krzyża chrystusowego". Mam nadzieję, że się nie mylę.

Ale czy każde cierpienie?

Czy każde cierpienie uszlachetnia? Bo czy uczyni mnie szlachetniejszym i godniejszym to,że np. boli mnie głowa jak 150 i nie wezmę tabletki, by w potwornych męczarniach ( a mam niestety takie bóle, migrena max) przezyć zwijając się z bólu w ciemnym pokoju?

Czy cierpienie, któremu możemy ulżyć i pomóc samym sobie, jest tyle samo warte, co cierpienie, które stawia nas pod ścianą i możemy wtedy tylko je przyjąć.

Tak cierpiał Hiob ( między innymi, ale to dobry przykład) i Chrystus, oni nie mogli "oddalić od siebie kielicha goryczy", przyjęli ból i dlatego stanowią przykład uszlachetniającej mocy cierpienia.

A czy uszlachetniłoby kogoś swiadome zrezygnowanie z możliwości "pozbycia" się cierpienia?
Pytam, bo chcę si dowiedzieć.
pozdrawiam.

 Re: O cierpieniu.
Autor: Andrzej Waśko SDS (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2005-11-22 21:23

Temat na forum byl wiele razy. Ponizej wklejam wybrane wypowiedzi.
moderator

 Re: O cierpieniu.
Autor: Andrzej Waśko SDS (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2005-11-22 21:24

Nie wiem, a nawet nie wiemy, bo znane nam odpowiedzi tylko częściowo objaśniają tę tajemnicę. Na dodatek, wiemy o tym z Biblii, że nie tylko cierpi człowiek, ale Bóg również. Syn Boży, Jezus Chrystus, cierpiał i umierał jak każdy inny człowiek.
Z historii Kościoła, ale nie tylko, wiemy również, że cierpienie wcale nie musi wpływać na nas destruktywnie, nie musi nas wyniszczać. Przeciwnie, człowiek poddany przemocy, krzywdzony, potrafi zdobyć się na wielkie czyny, np. w obronie drugiego człowieka, swoich przekonań, a nawet cudzego mienia. Co do niesprawiedliwości, można powiedzieć, że jest ona dziełem konkretnych ludzi, ale wtedy rodzi się pytanie, dlaczego już tak jest, że człowiekowi, mówiąc za Pawłem Apostołem, łatwiej przychodzi czynić zło niż dobro. Wychodzi więc na to, że brak zadawalającej odpowiedzi zarówno na te pytania, jak na wiele innych, świadczy o jednym. O tym, że dopiero przyjęcie możliwość życia po życiu, czy też po śmierci, pozwala mieć nadzieję na to, że sprawiedliwości stanie się zadość i że miłość też w pełni rozwinie skrzydła. Pozdrawiam. Wacław Oszajca SJ

 Re: O cierpieniu.
Autor: Andrzej Waśko SDS (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2005-11-22 21:24

Nie mnie mówić o bólu i o cierpieniu. Owszem, byłem parę razy w szpitalu, przeszedłem parę operacji. Owszem, nieraz i nie dwa, było mi tak źle, że wyłem jak pies. Dzisiaj widzę, że warto było, że gdyby nie tamte przejścia, dzisiaj życie mniej by mi smakowało. Wolę jednak słuchać innych, którzy przeszli przez okropniejsze rzeczy, jak choćby Helena Kowalska, czyli święta Faustyna. Okazuje się, że na cierpienie można reagować na przykład tak: „Kiedy mnie dotyka jakie cierpienie, to ono już mi teraz nie sprawia goryczy ani wielkie pociechy nie unoszą mnie; owładnięta jestem pokojem i równością ducha, która płynie z poznania prawdy”. Tą prawdą jest oczywiście Bóg.
Nie wiem, czy tych parę zdań na coś się przyda, może?
Pozdrawiam. Wacław Oszajca SJ

 Re: O cierpieniu.
Autor: Andrzej Waśko SDS (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2005-11-22 21:25

Nie myślę, żeby na cierpienie Bóg patrzył obojętnie. Przecież Jego Syn wycierpiał sporo. Wie zatem Bóg, co to cierpienie. Nie da się jednak Boga obwinić za istnienie cierpienia, bo gdyby Bóg nie istniał, nie istniałoby żadne dobro, żadne piękno, a więc również radość. Bo niby skąd miałoby się wziąć? Tak więc istnienie cierpienia, to nic nadzwyczajnego. Przedziwne jest dobro, piękno, prawda i ich istnienie, nieustanne odradzanie się. Poza tym cierpienie też zostało zbawione. Przecież najprawdziwiej cierpi ten, kto kocha. Dlatego chrześcijanie czczą krzyż, bo na nim, w cierpieniu Jezusa, widzimy miłość Boga. Rzecz zatem nie w tym, dlaczego cierpimy, choć warto pamiętać, że sami też je na siebie sprowadzamy, rzecz w tym, co robimy z cierpieniem, jak je przetwarzamy, wykorzystujemy? W. Oszajca SJ

 Re: O cierpieniu.
Autor: Andrzej Waśko SDS (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2005-11-22 21:25

Witaj! Odpowiedzi na to pytanie może być wiele i będą różne. Można się pytać: "Skąd w ogóle zło w świecie, skoro świat jest dziełem Boga (a dzieła Boga są dobre)"? Sw. Augustyn pisał tak: "Nie byłoby żadnego zgoła zła, jeśliby zmienna natura, chociaż dobra i ustanowiona przez najwyższego Boga i niezmienne Dobro jako Stwórcę wszystkich dóbr, sama sobie nie przyczyniła zła przez dopuszczenie się grzechu. Lecz grzech ten jest zarazem świadectwem przekonującym naturę, że została stworzona jako dobra". Tyle św. Augustyn. Ostatnie zdanie może być trochę trudne do zrozumienia, ale chodzi tu o to, że jesteśmy powołani do dobra, a nie do zła - a cierpienie i grzech mogą to pokazać. Jest to oczywiście jedna z możliwych odpowiedzi, która, moim zdaniem, wiele mówi jednak o przyczynie każdego zła w świecie. Na pewno Bóg nie jest sprawcą cierpienia. Bóg może je dopuszczać jako skutek wolności człowieka, bo czasami wybieramy zło, albo dobro pozorne. Pan Bóg szanuje ludzką wolność, która dopuszcza się niekiedy i ciężkich zbrodni. Nie znaczy to, że Kościół godzi się na zło w świecie. Chrześcijanin ma pomnażać dobro, a nie zło. Wiele zależy tak od nawrócenia pojedynczego człowieka, jak i od uzdrowienia struktur społecznych, w których tkwimy. Ale myślę właśnie, że za złem, także tym skażającym struktury społeczne, kryje się odejście człowieka od Boga i Jego przykazań. Mnie też boli zło - to, które ja czynię wobec Boga i bliźniego i to niszczące wręcz całe struktury społeczne. Bardzo boli zwłaszcza zło przeciwko niewinnym dzieciom. A grzech niestety najbardziej uderza w niewinne osoby. Papież wiele razy mówi o strukturach grzechu, które zagnieździły się we współczesnej cywilizacji. Czasem pozostaje modlitwa za te miejsca na świecie, gdzie wydaje się, że dobro jest w defensywie i wiara, że Bóg przekona człowieka do siebie.
Pozdrawiam Cię serdecznie. Norbert Frejek SJ

 Re: O cierpieniu.
Autor: Andrzej Waśko SDS (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2005-11-22 21:26

Bóg nie zsyła na świat cierpień. On tym cierpieniom, wynikającym z naszych ludzkich działań bądź z praw przyrody, nadaje głęboki sens. On "układa" z tych pozornie bezsensownych kawałków łamigłówki drogę, która prowadzi człowieka do zbawienia. W każdym momencie naszego życia, z każdej najgłębszej przepaści w którą wpadliśmy, z najgłębszego nieszczęścia i najcięższego grzechu dzięki Bożemu działaniu przygotowana jest droga do zbawienia. Ta nadzieja, nadzieja na to, że nigdy nie jest za późno by powrócić do domu Ojca, ta nadzieja jest największym darem i łaską, którą On nam dał z Krzyża. On nie odbiera nam cierpienia ale wypełnia je sensem, który jednak nie zawsze potrafimy dostrzec. Pozdrawiam, Joanna
P.S. Problem cierpienia jest zasadniczym problemem naszej wiary i żadna cudza odpowiedź tego problemu do końca nie rozjaśni. Każdy musi z nim zmierzyć się osobiście. Jeżeli jednak na początku ktoś przyjmuje fałszywe założenie, że to Bóg jest autorem całego cierpienia, to zamyka sobie tym samym drogę do znalezienia odpowiedzi.

 Re: O cierpieniu.
Autor: Andrzej Waśko SDS (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2005-11-22 21:26

Nie mamy stuprocentowo przekonującej odpowiedzi na pytanie skąd, ani po co, zło. Nasze pytanie pogłębia jeszcze fakt, że zło ugodziło w samego Stwórcę. Jezus na krzyżu jest na to dowodem. Żeby jednak nie oszaleć, trzymamy się tego, co również można „wyczytać” ze śmierci Jezusa. Otóż, najczystsza, najpiękniejsza, bo całkowicie bezinteresowna i hojna miłość objawiła się nam właśnie w tej śmierci. A więc jest w nas, ludziach, moc przetwarzania zła, którego nie możemy uniknąć, w dobro. Naszym poszukiwaniom sensu zła, przychodzi też z pomocą np. filozofia. Leszek Kołakowski radzi pytać raczej o to, skąd zło na tym świecie, bo jeśli czegoś tutaj nie powinno być, to raczej dobra, a nie zła, bo dobro jest irracjonalne, nieekonomiczne, nielogiczne, a jednak bez miłości, przyjaźni, piękna, dobroci, żyć nie potrafimy. Poza tym fakt, że na te pytania, jak też na wiele innych, niż możemy znaleźć zadawalającej odpowiedzi, najlepiej świadczy o tym, że trzeba sięgać poza ten świat, ciało jak chce Paweł Apostoł. Czesław Miłosz mówi o sięganiu po niemożliwe. I tak wychodząc od krainy zła, zawędrowaliśmy do krainy teologii, filozofii, sztuki, a to świadczy, że również w złu jest jakieś rozdarcie, skoro wbrew sobie przyczynia się ono do powstania większego dobra. Pewnie marna to pociecha, ale innej nie znajduję, a ta pozwala mi mieć nadzieję, że więcej przede mną niż za mną. A to już coś.

Z podobnym rozdarciem również borykał się święty Paweł Apostoł. W Liście do Rzymian żali się: „Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, to tym samym przyznaję Prawu, że jest dobre. A zatem już nie ja to czynię, ale mieszkający we mnie grzech. Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem wewnętrzny człowiek we mnie ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach. Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, co wiedzie ku tej śmierci?” Rz 7, 15-24.
Pozdrawiam. Wacław Oszajca SJ

 Re: O cierpieniu.
Autor: Andrzej Waśko SDS (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2005-11-22 21:27

Jan Paweł II, katecheza środowa wygłoszona 4 czerwca 1986

OPATRZNOŚĆ BOŻA A OBECNOŚĆ ZŁA I CIERPIENIA W ŚWIECIE

1 Powróćmy dzisiaj raz jeszcze do tych słów z Pierwszego Listu św. Piotra, do których odwołaliśmy się przy końcu poprzedniej katechezy.
„Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie. […] Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu” (1 P 1,3-4.6-7).
Można z tych słów wywnioskować, że prawda objawiona o „przeznaczeniu”, jakie świat stworzony, a nade wszystko człowiek ma w Chrystusie (praedestinatio in Christo), stanowi ostateczną i nieodzowną podstawę rozważań na temat stosunku, jaki zachodzi pomiędzy Opatrznością Bożą a rzeczywistością zła w świecie, w szczególności zaś cierpienia pod tylu różnymi postaciami.

2 Trzeba od razu stwierdzić, iż rzeczywistość zła i cierpienia stanowi główną trudność w przyjęciu prawdy o Bożej Opatrzności. Trudność ta przybiera w pewnych wypadkach postać radykalną, kiedy ktoś wręcz oskarża Boga z powodu zła i cierpienia, jakie jest w świecie, a oskarżenie to prowadzi nieraz do odrzucenia samej prawdy o Bogu i Jego istnieniu (czyli do ateizmu). W postaci mniej radykalnej, nie mniej jednak głębokiej, trudność ta wyraża się poprzez krytyczne pytania, jakie człowiek kieruje pod adresem Boga. Wątpliwości, pytania, czy jawna kontestacja biorą się stąd, że trudno jest pogodzić z sobą Opatrzność Bożą, ową ojcowską troskę o świat stworzony, oraz rzeczywistość zła i cierpienia na różne sposoby doświadczanego przez ludzi.
Należy dodać, iż rzeczywistość ta jest w całej pełni obecna na kartach Pisma Świętego. Można wręcz powiedzieć, że Biblia jest między innymi również wielką księgą o cierpieniu. Tak więc cierpienie wchodzi całkowicie w kontekst wszystkiego, co Bóg chciał powiedzieć ludzkości „wielokrotnie przez proroków, a na końcu przez Syna” (por. Hbr 1,1); wchodzi w kontekst samoobjawienia się Boga oraz w kontekst Ewangelii: Dobrej Nowiny zbawienia. Stąd też jedyna metoda, właściwa i adekwatna, przy szukaniu odpowiedzi na pytanie o zło i cierpienie w świecie, może być tylko taka: szukać jej w kontekście objawienia zawartego w Słowie Bożym.

3 Sama w sobie rzeczywistość zła i cierpienia jest wieloraka. Powszechnie odróżnia się zło w znaczeniu fizycznym od zła w znaczeniu moralnym. Zło moralne różni się od zła fizycznego przede wszystkim przez to, że jest ono zawinione, że jest zależne od wolnej woli człowieka. Jest to zło natury duchowej. Jeśli odróżnia się od niego zło fizyczne, to również i z tej racji, że to drugie nie musi być zależne wprost od woli człowieka, nie znaczy to jednak, ażeby nie mogło być przez niego spowodowane, czy nawet zawinione. Istnieje wiele różnorodnych odmian zła fizycznego, które człowiek spowodował czasem przez swoją niewiedzę czy nieostrożność, czasem jednak przez zaniedbanie właściwych działań lub wręcz poprzez działanie niewłaściwe, szkodliwe. Poza tym jednak istnieją różne wypadki zła fizycznego, które zachodzi w świecie niezależnie od działania człowieka. Wystarczy wspomnieć choćby różne klęski czy katastrofy naturalne, a także odmiany kalectwa czy też schorzeń somatycznych bądź psychicznych, nie zawinione przez człowieka.

4 Cierpienie łączy się z doświadczeniem tych różnych i wielorakich odmian zła. Bywa ono w pewnej mierze także udziałem zwierząt jako istot obdarzonych czuciem zmysłowym, ale dopiero w człowieku osiąga właściwy mu wymiar duchowy. Można powiedzieć, że człowiek cierpi wewnętrznie, świadomie, że doświadcza cierpienia w skali całej swojej istoty, na miarę swych zdolności do działania i reagowania, do odbioru i odrzucania pewnych wrażeń. Wobec tak okrutnego doświadczenia, a w szczególności wobec cierpienia niezawinionego, człowiek stawia owe trudne, głębokie, nieraz dramatyczne pytania, które niosą w sobie czasem oskarżenie, czasem wyzwanie, a czasem zaś są odrzuceniem Boga i Jego Opatrzności. Te pytania i problemy można ująć w następujący sposób: jak pogodzić zło i cierpienie z ową pełną miłości troską ojcowską Boga, o jakiej mówi Chrystus w Ewangelii? Jak pogodzić je z transcendentną Mądrością Stwórcy oraz z Jego wszechmocą? A w sposób bardziej dialektyczny: czy możemy, wobec całego doświadczenia zła w świecie, a zwłaszcza wobec cierpienia niewinnych, powiedzieć, że Bóg nie chce zła? A jeżeli go chce, jak możemy wierzyć, że jest Miłością? Tym bardziej, jeżeli Miłość ta jest wszechmocna?

5 Wobec tych pytań także i my — podobnie jak Hiob — zdajemy sobie sprawę, jak trudno jest dać na nie odpowiedź. Szukamy jej z pokorą i ufnością nie w nas samych, lecz w słowo Boże. Już w Starym Testamencie znajdujemy przejmujące i doniosłe stwierdzenie: „Mądrości zło nie przemoże. Sięga potężnie od krańca do krańca i włada wszystkim z dobrocią” (Mdr 7,30-8,1). Wobec wielorakiego doświadczenia zła i cierpienia w świecie już Stary Testament daje świadectwo prymatu Mądrości i dobroci Bożej, prymatu Jego Opatrzności. Może najpełniej zarysowało się to w Księdze Hioba, która w całości poświęcona jest tematyce zła i cierpienia, przejawiających się w straszliwych czasem próbach, z których człowiek sprawiedliwy wychodzi zwycięsko dzięki zdobytej z trudem pewności, że Bóg jest dobry. Dostrzegalna w Księdze Hioba świadomość ograniczeń i marności rzeczy stworzonych prowadzi do wniosku, że pewne odmiany „zła” fizycznego (tj. braku czy ograniczenia dobra) należą do samej struktury bytów stworzonych, które z natury swojej są niekonieczne i przemijające, a więc zniszczalne. Wiemy ponadto, że byty materialne pozostają z sobą w ścisłej współzależności, o czym mówi antyczne adagium: „śmierć jednego jest życiem drugiego” (corruptio unius est generatio alterius). Tak więc w jakiejś mierze i śmierć służy życiu. Odnosi się to i do człowieka, o ile jest on istotą równocześnie zwierzęcą i duchową, śmiertelną i nieśmiertelną. Znamienne są jednak w tym względzie słowa św. Pawła, które otwierają przed nami jeszcze szersze horyzonty: „chociaż […] niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień” (2 Kor 4,16). I dalej: „Niewielkie bowiem utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku” (tamże, 4,17).

6 Kiedy więc Pismo Święte zapewnia: „Mądrości zło nie przemoże” (Mdr 7,30), umacnia w nas przekonanie, że w opatrznościowym planie Stwórcy wobec świata, zło ostatecznie jest jednak podporządkowane dobru. W kontekście integralnej prawdy o Bożej Opatrzności łatwiej dokonać rozróżnienia pomiędzy twierdzeniem: „Bóg nie chce zła samego w sobie” a twierdzeniem „Bóg dopuszcza zło”. Co do pierwszego zdania warto przytoczyć raz jeszcze słowa z Księgi Mądrości: „śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było” (Mdr 1,13-14). Jeśli zaś chodzi o dopuszczanie zła w porządku fizycznym, np. tego, że byty materialne (w tym również i ciało ludzkie) niszczeją i ulegają śmierci, trzeba powiedzieć, że należy to do samej istotowej struktury tych bytów. Czyż byłoby do pomyślenia przy dzisiejszym stanie świata materialnego nieograniczone utrzymywanie się w istnieniu każdej jednostkowej istoty cielesnej? Staje się więc zrozumiałe to, że „Bóg śmierci nie uczynił”, jak głosi Księga Mądrości, a jednak ją dopuszcza, a dopuszczając, ma na względzie całościowe dobro materialnego wszechświata, które w jego obrębie jest osiągalne. Jest to oczywiście dobro względne, jak i sam byt materialny jest bytem względnym, przygodnym, istniejącym w sposób niekonieczny — nie zaś bytem koniecznym, czyli bezwzględnym (absolutem).

7 Jeśli z kolei chodzi o zło moralne, czyli grzech i winę pod różnymi postaciami i z różnymi konsekwencjami, również w porządku fizycznym, to tego zła Bóg stanowczo i bezwzględnie nie chce. Zło moralne jest całkowicie przeciwne woli Boga. Jeżeli w dziejach człowieka i świata to zło w rzeczywistości jest obecne — owszem, czasem zdaje się przemożne — jeśli poniekąd ma swoją historię, to ze strony Bożej Opatrzności zostaje ono dopuszczone ze względu na to, że Bóg chce, aby w świecie stworzonym istniała wolność. Istnienie wolności stworzonej (a więc istnienie człowieka, istnienie czystych duchów, jak aniołowie, o których mówić będziemy w późniejszym czasie), jest nieodzowne dla tej pełni stworzenia, jaka odpowiada odwiecznemu planowi Boga (o czym była już mowa w jednej z poprzednich katechez). Ze względu na pełnię dobra, jaką Bóg chce urzeczywistnić w stworzeniu, bardziej podstawową rzeczą jest istnienie istot wolnych niż to, że owe istoty mogą swojej wolności użyć wbrew Stwórcy, czyli że wolność pociągnie za sobą zło moralne. W tym znaczeniu wiara chrześcijańska przyjmuje, że Bóg dopuszcza zło moralne.

Wielkie jest niewątpliwie światło, jakiego dostarcza nam rozum i Objawienie w dziedzinie tajemnicy Bożej Opatrzności, która nie chce zła, lecz dopuszcza jego istnienie, mając na względzie wyższe dobro. Ale źródłem światła ostatecznego może być tylko zwycięski krzyż Chrystusa. Temu krzyżowi poświęcimy naszą przyszłą katechezę.

 Re: O cierpieniu.
Autor: Andrzej Waśko SDS (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2005-11-22 21:27

Jan Paweł II, katecheza środowa wygłoszona 9 listopada 1988 r.

SENS CIERPIENIA W ŚWIETLE MĘKI CHRYSTUSA
„Jeśli ziarno obumrze, wiele owocu przynosi” (por. J 12,24).

1 Odkupienie dokonane przez Chrystusa za cenę męki i śmierci krzyżowej, jest wydarzeniem przełomowym w dziejach ludzkości. Jest ono przełomowe i decydujące nie tylko, gdy chodzi o cały Boski plan sprawiedliwości i miłosierdzia. Jest ono przełomowe również, gdy chodzi o nowe znaczenie cierpienia w świadomości człowieka. Nie ma zaś problemu, który ciążyłby bardziej nad człowiekiem, nad całokształtem Jego stosunku do Boga oraz do własnego bytowania na ziemi, jak właśnie cierpienie. W pewnej mierze stanowi ono synonim zła, z którego obecnością w świecie człowiek nie może się pogodzić.
Krzyż Chrystusa — Jego cierpienie i męka — rzuca na ten problem zupełnie nowe światło. Ukazuje inny sens cierpienia ludzkiego w ogóle.

2 W Starym Testamencie cierpienie bywa na ogół uważane za karę, którą człowiek musi ponosić za swe grzechy ze strony sprawiedliwego Boga. Jednakże, pozostając w obrębie takiego horyzontu myślowego, który ma swoją podstawę w Bożym objawieniu, człowiek musi napotkać na nieprzezwyciężalną trudność, gdy chodzi o każdy fakt cierpienia niezawinionego. Ten problem znalazł swój „klasyczny” wyraz w Księdze Hioba. Niemniej już w Księdze Izajasza jest ukazany w nowym świetle, gdy postać Sługi Jahwe w szczególny sposób zdaje się przygotowywać do tajemnicy paschalnej, w której centrum znalazł się „Mąż boleści”, cierpiący człowiek wszystkich czasów i narodowości.
Chrystus, który cierpi, jest — wedle słów współczesnego poety — „Świętym, który cierpi”, i dlatego cierpienie Jego posiada głębię niewymowną — jest z pewnością najbardziej niewinny, najbardziej bezgrzeszny pośród wszystkich Hiobów, pośród wszystkich cierpiących bez własnej winy. Tylko Chrystus jest naprawdę bez grzechu, więcej — nie może w żaden sposób popełnić grzechu. Jest przeto Tym jedynym, który absolutnie nie zasługuje na cierpienie. Równocześnie najwyraźniej przyjmuje to cierpienie — przyjmuje dobrowolnie i z miłością. Dlatego pragnie kielich boleści „wypić do dna” (por. J 18,11); jak powie apostoł Jan: „za grzechy nasze, i nie tylko nasze, ale za grzechy całego świata” (por. 1 J 2,2). Poprzez takie pragnienie i poprzez takie cierpienie bez winy Chrystus dokonuje odkupienia świata. Moc odkupieńcza cierpienia tkwi w miłości.

3 W ten sposób, za sprawą Chrystusa zmienia się radykalnie sens cierpienia. Nie wystarczy w nim widzieć karę za grzechy. Trzeba dostrzec moc odkupieńczą, moc zbawczą miłości. Zło cierpienia w tajemnicy Odkupienia Chrystusowego zostaje przezwyciężone, a w każdym razie przemienione: staje się ono mocą do wyzwolenia od zła, do zwycięstwa dobra. Każde cierpienie ludzkie „dopełnia” tego, czego „nie dostaje cierpieniom Chrystusa, dla dobra Jego Ciała” (por. Kol 1,24); a Ciałem tym jest Kościół jako uniwersalna wspólnota zbawcza.

4 W swoim nauczaniu przedpaschalnym Chrystus nieraz dawał poznać, że rozumienie cierpienia wyłącznie jako kary za grzech jest niewystarczające, a nawet niewłaściwe. Tak na przykład, gdy doniesiono Mu o Galilejczykach, „których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar”, Chrystus powiedział: „Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? […] Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy?” (Łk 13,1-4). Chrystus wyraźnie kwestionuje ten sposób myślenia, który był powszechnie przyjęty, wskazując, że nie można cierpienia, nieszczęścia, rozumieć wyłącznie jako karę za grzechy. „Bynajmniej” — mówi Jezus, i dodaje: „lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie” (por. Łk 13,3.5). W kontekście słów poprzednio wypowiedzianych, należy te ostatnie rozumieć jako konieczność unikania grzechu, gdyż sam w sobie jest on złem, a zważywszy na solidarność, która łączy ludzi, jest ostatecznym korzeniem wszelkiego cierpienia. Nie wystarczy unikać grzechu tylko z obawy tego zła, jakim jest kara. Trzeba się z niego „nawrócić” na dobro, tak aby w myśl solidarności, idącej w odwrotnym, właściwym już kierunku, cierpienie człowieka połączone z cierpieniem Chrystusa mogło wywierać pozytywny wpływ na innych członków rodziny ludzkiej.

5 W tym samym kierunku wskazują słowa, jakie Chrystus wypowiada przy uzdrowieniu niewidomego od urodzenia. Gdy uczniowie zadają Mu pytanie: „Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym — on czy jego rodzice?”, Jezus odpowiada: „Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże” (J 9,2-3). Przywracając wzrok niewidomemu, Chrystus daje poznać te „sprawy Boże”, jakie miały się objawić w tym nieszczęśliwym, cierpiącym od urodzenia człowieku, z pożytkiem dla niego i dla tych, którzy mieli się o tym dowiedzieć. Samo cudowne przywrócenie wzroku jest „znakiem”, który pozwala uzdrowionemu uwierzyć w Chrystusa, a w duszach innych zasiewa zbawienny niepokój. W wyznaniu wiary objawia się istotna „sprawa Boża”, zbawczy dar, jaki uzdrowiony otrzymuje wraz z darem widzenia. „Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego? […] A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył? […] Jest Nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie. […] Wierzę, Panie!” (por. J 9,35-38).

6 Na tle tego wydarzenia wypada jeszcze dodać, iż sąd o cierpieniu jako karze za grzech jest przeciwny miłości człowieka. Widać to było już w wypadku rozmówców Hioba, którzy go oskarżają opierając się w swej argumentacji na takiej koncepcji sprawiedliwości, w której nie istnieje otwarcie na miłość (por. Hi 4,7 n.) Widać to w wypadku niewidomego od urodzenia: „Kto zgrzeszył? On czy rodzice jego, że się ślepy urodził?” Cierpienie stanowi nie tylko udrękę fizyczną, ale — w kręgu tego sposobu myślenia — prowadzi do napiętnowania w znaczeniu moralnym: cierpi, a więc musiał zawinić! Trzeba było, aby objawiło się w sposób radykalny cierpienie Niewinnego i Świętego, „Męża boleści”, aby temu ciasnemu, niesprawiedliwemu sposobowi myślenia położyć kres. Od czasu, kiedy to nastąpiło — od czasu krzyża na Golgocie — wszyscy, którzy cierpią, zwłaszcza, którzy cierpią niewinnie, mogą spotkać się z obliczem cierpiącego Chrystusa. W Jego męce znajduje się pełna prawda o cierpieniu, jego dogłębny sens i znaczenie.

7 Wszyscy cierpiący są przez tę prawdę wezwani do uczestniczenia w dziele Odkupienia dokonanym przez krzyż. Uczestniczyć w krzyżu Chrystusa — to znaczy wierzyć w zbawczą moc ofiary, którą każdy cierpiący może składać wraz z Odkupicielem. Cierpienie wówczas zostaje wyzwolone z poczucia bezsensu, zyskuje swój twórczy sens i wymiar. Schodzi niejako na dalszy plan jego wyniszczająca moc, skoro tajemnica Odkupienia świadczy, że właśnie cierpienie wydaje szczególne owoce. Sam Chrystus mówi o tym w takich słowach: „Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12,23-24). Od krzyża do chwały!

8 Łączy się z tym drugi aspekt, który w Ewangelii Chrystusowej znajduje mocny wyraz: „Jezus — mówi Mateusz — […] głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości” (Mt 9,35). Łukasz z kolei podaje, że Jezus, kiedy był pytany o właściwe znaczenie przykazania miłości, odpowiedział przypowieścią o dobrym Samarytaninie (por. Łk 10,30-37). Z tych wypowiedzi wynika, że zdaniem Jezusa, cierpienie winno w sposób szczególny pobudzać do miłości bliźniego, do posług samarytańskich. Taka miłość i takie posługi — w każdej możliwej formie — stanowią podstawowe dobro moralne, które niejako „towarzyszy” cierpieniu. Mówiąc o Sądzie Ostatecznym, Chrystus w szczególny sposób uwydatnił, że każda taka posługa, każdy uczynek miłości w stosunku do cierpiącego człowieka, jest równocześnie spełniony w stosunku do samego Odkupiciela: „byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie” (Mt 25,35-36). Te słowa stanowią bazę całej etyki chrześcijańskiej w odniesieniu do posług, również w wymiarze społecznym, i wyrażają w sposób ostateczny wartość cierpienia przyjmowanego w świetle krzyża.

Czyż nie to właśnie stanowi odpowiedź, na którą czeka dziś ludzkość? Odpowiedź, jakiej może udzielić tylko Chrystus ukrzyżowany, „Święty, który cierpi”, który potrafi dotrzeć do samego sedna ludzkich problemów, stoi bowiem u boku wszystkich cierpiących, którzy proszą Go, aby natchnął ich nową nadzieją.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: