Andrzej Gołąb
Przez wiele lat byłem związany z buddyzmem. Najpierw był to surowy i ascetyczny Zen praktykowany pod okiem wyświęconego w japońskich klasztorach Mistrza Philipa Kapleau, a później magiczny i kolorowy buddyzm tybetański, pełen tajemnych inicjacji, modlitw i mantr, niestrudzenie wszczepiany na polski grunt przez "świeckiego" Lamę Ole Nydhala. Dziś kiedy opowiadam o tym, jak Jezus przemienił moje życie, spotykam się bardzo często z propozycją porównania tych dwu doświadczeń duchowych - buddysty i chrześcijanina.