Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data: 2006-08-09 16:14
Ja jestem w takiej sytuacji, że nie mam wyjścia - muszę ufać, całkowicie. Jeśli tego nie robię, to się wszystko wali. Gdybym był sam, to co mi tam, ale odpowiadam nie tylko za siebie, więc nie mam wyjścia. Ty jak widać, jesteś w tej „szczęśliwej” sytuacji, że możesz sobie pozwolić na to, by nie ufać. Natomiast, co do reszty:
1. Przestań bredzić (urazy z dzieciństwa itp.). Przede wszystkim: Czy oddałaś życie Jezusowi?
2. Zajmij się życiem. Zaufanie, to nie są teoretyczne rozważania. Nie da się ćwiczyć w zaufaniu! (Jeśli już musisz, to możesz modlić się tak: "Panie doświadcz mnie, ale pamiętaj, że jestem słabym człowiekiem!"
3. Małe jest piękne. Nie da się zaczynać od przenoszenia gór. Jesteś kobietą, więc chodzisz np. do fryzjera. Zapomniałaś parasola, a tu chmura gradowa wisi nad tobą - zacznij się modlić. Może nie potrafisz sobie dać rady z jakimś przedmiotem, wykładowcą, jeśli studiujesz, albo z koleżanką, kolegą, szefem w pracy. Nie ani takiej sytuacji, ani takiego człowieka, który nie musiałby być posłuszny Bogu, czy tego chce, czy nie chce. Prawdziwe sytuacje, rodzą prawdziwą modlitwę. Bóg chce żebyś go doświadczała. I na początek pewnie dostaniesz sporo cukierków. Później trzeba się będzie bez nich obejść. (Nie da się całe życie zażerać cukierkami, poza tym więcej się uczymy z tzw. "niewysłuchanych modlitw")
4. Trudno jest ufać komuś, kogo się nie zna. Jak można znać Boga, jeśli nie czyta się Biblii? Jak można znać Jezusa, jeśli nie czyta się NT?
Zaufanie, to nie jest jakaś teoria, ani odkrywanie Ameryki. W Biblii jest wszystko.
|
|