logo
Sobota, 27 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: Ja... (---.arsim.one.pl)
Data:   2014-03-18 20:46

Nie wiem gdzie się z tym zwrócić, w moim życiu niedawno zdarzyło sie coś z czym nie bardzo umiem sobie poradzić, zakochałam się, wszystko by było w porządku gdyby nie to ze mężczyzna ten jest już zajęty, a za kilka miesięcy nawet bierze ślub, oczywiście on o niczym nie wie, nie mogę mu powiedzieć, ale bardzo mi na nim zależy, chce tylko wiedzieć czy moje uczucia względem niego są w porządku, czy to ze kocham kogoś kto jest już zajęty jest grzechem? Jeżeli tak to w jaki sposób powinnam się od tego uwolnić?

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: sstaszek (---.tvkdiana.pl)
Data:   2014-03-18 21:46

Do momentu ślubu wszystko się może zmieniać i nie jest to coś aż tak nadzwyczajnego. Problem chyba jest w czymś innym, bo "w tym największy jest ambaras żeby dwoje chciało na raz", a tu "gość" nawet nie wie o Twoim uczuciu. Jak powiesz to bezpośrednio mężczyźnie mającemu narzeczoną i przymierzającemu się do ślubu, to może (nie gniewaj się) uznać Cię za "pomyloną".

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: rajczek (---.host.witnet.pl)
Data:   2014-03-18 22:14

Dopóki nie ożenił się masz czas, aby wyznać mu swe uczucia. Potem zamilcz.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: ancilla (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-03-18 23:47

Samo zakochanie się w kimś nigdy nie jest grzechem, nawet jeśli jest to zakochanie w osobie zajętej. Na nasze uczucia niekoniecznie musimy mieć wpływ. Grzechem może być natomiast rozbicie sakramentalnego związku.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: Marta (---.29.85.93.threembb.co.uk)
Data:   2014-03-19 00:06

Grzechem może być rozbicie każdego związku, nawet jeszcze niesakramentalnego. Tzw. "odbijanie" komuś chłopaka czy dziewczyny nie jest dobrym zachowaniem.
Rajczek, sorry, że Ci zwracam uwagę, ale pomyśl trochę zanim coś napiszesz. Ten facet jest już zajęty. Co dobrego się może stać, jeśli ona mu teraz wyzna swoje uczucia? Tylko wprowadzi niepotrzebne zamieszanie. Dajmy na to ona mu teraz powie o swoim zakochaniu, on weźmie ślub z narzeczoną zgodnie z planem (raczej logiczne by to było), a po ślubie jak już przyjdą kryzysy, to będzie go bardziej kusiło na skok w bok z Autorką, bo przecież mu powiedziała, że go "kocha". Nic dobrego z tego nie wyniknie.
Dziewczyno, tego kwiatu jest pół światu, jeszcze się zakochasz nieraz i pewnie się zdarzy, że się zakochasz w niewłaściwym facecie, lub jakiś facet zakocha się w Tobie w czasie, gdy Ty już będziesz mężatką. Trzeba sobie z tym radzić. Samo zakochanie nie jest grzechem, ale nie prowokuj go do niczego i najlepiej zminimalizuj wszelkie kontakty z nim. Będzie Ci łatwiej zapomnieć.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: zbigniew (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2014-03-19 00:16

Moja intuicja jasno mi mówi, żeby bezwzględnie się wycofać.
1. Co to znaczy "zajęty"?
To za mało powiedziane - ten człowiek i jego przyszła żona planują, i nie od wczoraj, ślub.
2. Co to znaczy "zakochałam się"?
To za dużo powiedziane - ten człowiek nic nie wie, i bardzo dobrze, tak więc nie ma wzajemności - i nie ma mowy o miłości.

3. Według mnie uczucia względem tego człowieka w ogóle nie są w porządku.
4. Najserdeczniej radzę się uwolnić od tego w każdy możliwy sposób. Zdecydowanie i definitywnie.

Naprawdę bardzo przepraszam, jeżeli jestem za ostry, niesprawiedliwy lub doradzam źle. Piszę jedynie, co myślę. Tak właśnie chciałbym, żeby doradzano mnie. Ale zastrzegam się, że mogę się mylić. Na pewno są fachowcy w takich sprawach. Niemniej sam od siebie powiem jasno - w tył zwrot i cała naprzód.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: Ziuta (---.home1.cgocable.net)
Data:   2014-03-19 00:34

ks. Krzysztof Grzywocz, 'Uczucia niekochane'
Niespelnione zakochanie, agresja i lęk

www.youtube.com/watch?v=zjOf05Izauo&list=PLmUznAYzuMPZYucoM41KmPNRBJy4eO0oc

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: Joy (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2014-03-19 01:45

"chce tylko wiedzieć czy moje uczucia względem niego są w porządku"

Katechizm Kościoła Katolickiego:
1767 Uczucia same w sobie nie są ani dobre, ani złe. Nabierają one wartości moralnej w takiej mierze, w jakiej faktycznie zależą od rozumu i od woli. Uczucia nazywane są dobrowolnymi "albo dlatego, że nakazuje je wola, albo dlatego, że ich nie zabrania". Doskonałość dobra moralnego lub ludzkiego wymaga, by rozum kierował uczuciami.

www.katechizm.opoka.org.pl/kkkIII-1-1.htm#o19kkkIII-1-1

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2014-03-19 09:40

Po pierwsze trzeba sobie uświadomić, że to nie jest miłość. Co jest? Nie wiem, nie siedzę w Pani głowie i nie jestem Pani psychologiem.
Miłość to zjawisko zwrotne. Jak kocham ciebie, ty kochasz mnie, my się kochamy. O to przynajmniej chodzi w miłości, którą określa się słowem "eros' lub "amor".
Nie można erotycznie kochać samego siebie, nie można erotycznie kochać kogoś bez jego reakcji zwrotnej. To rodzaj gwałtu uczynionego na bliźnim. Tak. Jeśli my erotycznie kochamy kogoś a ten ktoś nie odbiera naszej miłości, nie odpowiada na nią, a my w dalszym ciągu nastajemy na niego z naszą miłością, to tę drugą osobę de facto gwałcimy, ocieramy się o jakąś perwersję.
Wiem o czym mówię, bo kiedyś przeszedłem coś podobnego. Kochałem do szaleństwa kobietę a ona nie przyjmowała mojej miłości. Długo trwało to nim zrozumiałem, że tak się nie da, że robię jej krzywdę i robię krzywdę sobie. A jak można robić krzywdę komuś kogo się kocha? No nie można, więc albo mu się nie robi krzywdy albo się go nie kocha. Trzeba wybierać, nie ma czegoś po środku. Wybrałem i długo lizałem rany. W zasadzie nie zalizałem ich do końca. Wracają do mnie, tkwiące w moje podświadomości. Pojawiają się pod postacią snów, tak jak ostatniej nocy. Tak to głęboko tkwi. Im wcześniej człowiek to zrozumie, tym lepiej.

To nie jest pytanie o to czy uczucie Pani jest w porządku czy nie jest w porządku. Nikt nikomu nie zabrania zakochać się, bo nie ma takiej możliwości. Pytanie jest: co dalej? Jakie będą konsekwencje? Co z tego wyniknie dla tego kogo kocham, a co dla mnie?
Ma Pani sumienie, niech Pani w nim to rozstrzyga i tyle.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: Gosia (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2014-03-19 10:10

Kochać należy każdego człowieka... I w taką miłość, czystą, musisz przekuć to, co czujesz. Prawdziwa miłość wyraża się w trosce, dbaniu o kogoś, myśleniu o jego dobru. Jeśli Tobie towarzyszy chęć odebrania go innej kobiecie, kobiecie, która go kocha i którą on kocha, to zobacz sama co z tego wynika. Mianowicie, że kierujesz się własnym egoizmem... To Twoje uczucie, Twoje "zakochanie" ma być zaspokojone... Może za mocno to powiedziałam :"kierujesz się egoizmem", bo przecież masz rozterki, czujesz, że tu jest coś nie tak, pytasz na tym forum, co z tym fantem zrobić ? To bardzo dobrze. Musisz być wrażliwym człowiekiem, a jako taki wiesz, że jeśli wkroczysz w jego życie jako rywalka narzeczonej, możesz ją bardzo skrzywdzić, jego zresztą też, a na końcu sama dostaniesz tak po nosie, że dojdziesz do wniosku, że nie było warto. Bo myślę, że w tym mężczyźnie podoba Ci się również to, że jest wierny swojej narzeczonej (to bardzo silny magnes przyciągający te "trzecie"), a jeśli tak jest, to nawet gdy poznawszy Twoje uczucia "zareaguje na nie pozytywnie", będzie to prawdopodobnie chwilowy zawrót głowy, a potem wróci do niej. W końcu CHCE się z nią ożenić, więc jest to miłość... Nie psuj tego. Za takie rzeczy wszyscy bohaterowie tragedii płacą bardzo wysoką cenę. I tego się gumką myszką z życia nie wymaże... Módl się. Dużo i żarliwie. Ale nie o to, by ta miłość Ci się spełniła, ale o najlepsze wyście z tej sytuacji. Bóg, widząc, że nie chcesz nikogo skrzywdzić na pewno Ci pomoże. I Matka Najświętsza. A jeśli ten człowiek jest Ci, z woli Najwyższego przeznaczony, to Bóg sam tak pokieruje wydarzeniami, że będziecie małżeństwem. Ty tylko postępuj tak, by nikt przez Ciebie nie płakał... Wymądrzam się pewnie, ale wiele sama przeszłam przez zdradę, więc wiem czym to pachnie... Z Panem Bogiem.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: Franciszka (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2014-03-19 13:57

Zachęcam do przeczytania obu artykułów: "Kocham niewłaściwą osobę. Co zrobić"? i wcześniej napisany przez tę autorkę, do którego odwołuje się w tekście: "Czy zakochanie może być grzechem"?
http://dominikanie.pl/2014/03/kocham-niewlasciwa-osobe-co-zrobic/

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: G_JP (---.nycmny.fios.verizon.net)
Data:   2014-03-20 19:00

Do Pana xc: Jeśli nie ma Pan nic przeciw temu, to czy mógłby Pan napisac, czy znalazł Pan jakiś sposób, żęby coś pozytywnego wyszło z Pana doświadczenia dla Pana, i dla tej kobiety? Faktycznie, takie przeżcia mogą utkwić w umyśle człowieka na dziesiątki lat, może nawet do śmierci.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2014-03-21 13:07

Ad G_JP

To długa i skomplikowana historia. Trudno ją opowiedzieć w kilku zdaniach. Aby sobie wyrobić pogląd, trzeba posłuchać też opowieści innych ludzi: tej kobiety, moich bliskich. Wtedy ma się w miarę obiektywny ogląd sytuacji. A tak, to jak?
Ale w wielkim skrócie:
Kochałem kiedyś kobietę. I ona odwzajemniała moje uczucie. I była wielka miłość, prawdziwa. Aż przyszedł jej koniec. Ona przestała odwzajemniać moje uczucie. A ja trwałem ciągle w moim. I wydawało mi się, że im bardziej ją będę kochał, tym szybciej ona wróci do mnie. Że można pewne sprawy naprawić, polepszyć, że można "mocą woli i czynu" zmienić wszystko. I walczyłem, jak lew, jak stado lwów. Aż kiedyś przeczytałem wiersz W.H.Austena i zrozumiałem: miłość jest zwrotna, to jej zasadnicza cecha. Jeśli jedna strona kocha, druga nie, to można mówić o fascynacji, pożądaniu, afekcie i tak dalej ale nie wolno mówić o miłości. Między tymi ludźmi nie ma miłości.
Zrozumiałem, że nie da się odwrócić czasu, że nie da się zmienić pewnych rzeczy dzięki własnej woli i czynowi. No nie da się i kropka. Zrozumiałem, że moim takim postępowaniem robię krzywdę. Także tej osobie, w stronę której skierowane są moje uczucia. Także sobie, bo spalam się w beznadziejnym płomieniu. Bolało, odchorowałem, trwało ale dzięki pomocy ludzi i Boga wyszedłem z tego.
Co dla mnie wyszło pozytywnego? Lepiej poznałem siebie, lepiej poznałem świat, zrozumiałem pewne rzeczy. Nie zapomniałem ale nauczyłem się z tym żyć. Nie szukałem specjalnie żadnego sposobu aby cokolwiek pozytywnego wyszło. Żyłem i nic więcej. Coś się zaczyna, coś kończy. "Przychodzimy, odchodzimy". Trzeba się z tym pogodzić i żyć dalej. Bo życie jest piękne i żyć warto.

Co z tą kobietą? Utrzymuję z nią słabe ale jednak jakieś relacje. Od czasu do czasu spotykamy się przy różnych okazjach. Nie udajemy, że niczego nie było ale funkcjonujemy każde w swoim mikrokosmosie. Czasem nasze trajektorie przecinają się, nic z tego nie wynika.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: G_JP (---.nycmny.fios.verizon.net)
Data:   2014-03-22 04:48

Dziękuję za odpowiedź. Wydaje mi się, że mogłam być kiedyś (dawno temu) w podobnej sytuacji jak ta kobieta, o której Pan pisze. Noc, kiedy zdecydowałam, że to koniec, była chyba najgorsza w moim życiu. Wtedy doszłam do wniosku, że nasze charaktery i sytuacje rodzinne są takie, że kiedyś w przyszłości to byłaby męczarnia dla nas obojga, i innych pewnie też. [A tak teraz ma wspaniałą rodzinę.] Z perspektywy czasu myślę tak dalej, ale rysa pozostała, jak po wytartej linii mocno naciskanego ołówka. Dużo się modliłam. To pomogło. Cóż, dalej ciepło myślę o Nim, życząc, by Bóg Mu błogosławił i Jego rodzinie. A teraz na serce (cały układ) stosuję CoQ10, D3, Mg, K2 (MK7) i te inne preparaty zalecane przez fachowców;) Kona, choć serce cieszy, to prawie jak grzech, jednak nie spowiadam sie z tego.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: kasia (---.v4.arkomnet.eu)
Data:   2014-03-22 11:23

....to takie trudne do zaakceptowania kiedy ktoś, kto był całym światem nagle poprostu przechodzi koło ciebie i nic z tego nie wynika... człowiek to istota która jak żadne ze stworzeń została wyposażona przez Boga darami duchowości i rozeznania, a tymczasem nikt w przyrodzie nie potrafi być tak nieodpowiedzialny i nie potrafi tak boleśnie odrzucać drugiego jak właśnie CZŁOWIEK. Bo nawet zwierzęta choć pod władzą instynktu, mają dla siebie więcej przychylności bo gdy jedno łasi się do drugiego tamto go nie kąsa. Czyż to nie paradoks?

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: Monika (---.dynamic.dsl.as9105.com)
Data:   2014-03-22 17:08

Pomyśl przez chwilę o narzeczonej tego mężczyzny. Masz wiele sposobów, aby go "zdobyć". Z własnego doświadczenia wiem, że spotkanie mężczyzny, który odwzajemnia uczucie to dar od Pana Boga. Osobiście odrzuciłam ten dar. Postaraj się zapomnieć o tym mężczyźnie i zaufaj Panu Bogu, że spotkasz tego, który będzie darem dla Ciebie. W tym trudnym świecie, tylko spotkanie mężczyzny i kobiety ma wartość. Nie łudź się, że wyznając uczucie odwzajemni..... Nigdy jak kobieta lata za facetem nic z tego nie wychodzi........

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2014-03-24 15:32

Ad G_JP

Uważam, że każdy przypadek jest tak indywidualny, że nie można ich porównywać.
Chodziło mi raczej o to, żeby wyakcentować następujące aspekty:

- zwrotny i altruistyczny charakter miłości. Tam gdzie moje "ja" jest na początku i końcu, nie mówimy o miłości;
- świadomość, że "przemija postać tego świata", wszystko się zmienia i zmierza do nieuchronnego końca;
- koniec czegoś (jakiegoś etapu w życiu, jakiejś relacji) jest często bolesny ale nie jest tragedią ostateczną; żyć trzeba dalej
- w życiu jest tak, że kobieta i mężczyzna spotykają się, są razem a potem drogi ich rozchodzą się (i nie musi w tym być niczyjej winy, grzechu; tak się sprawy układają) a co potem nastąpi nie musi być ciągiem dramatycznych wydarzeń i jakimś dnem upadku - polecam wnikliwą lekturę "Przed sklepem jubilera" Karola Wojtyły, szczególnie ostatniej części.
- wierzę w to, że miłość ma różne barwy i niekoniecznie musi ograniczać się do jej wymiaru erotycznego

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: G_JP (---.nycmny.fios.verizon.net)
Data:   2014-03-24 20:43

Zgadzam się, że nie można porównać przypadków Pana i mojego. Nawiązywałam tylko do tego, co dobrego wynikło z takiej niespełnionej relacji. Myślę, że osoba, o której pisałam zyskała kosgoś, kto się będzie za Niego modlił i życzył dużo dobrego, chciaż nie widzieliśmy i nie mieliśmy kontaktu od rozstania. Jeśli Go skrzywdziłam, to chciałabym to naprawić, i tylko taki sposób przychodzi mi do głowy. Gratuluję Panu, że walczył Pan jak lew! To budujące jak się czyta o takich ludziach.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2014-03-25 10:39

Ad G_JP

Nie jestem wcale dumny z tego, że walczyłem jak lew! Wydawało mi się, że moją "mocą woli" jestem w stanie odwrócić bieg spraw. Że mój wysiłek spowoduje to, że wygram!
Nic bardziej mylnego. Dziś widzę, że przemawiała przeze mnie pycha i ślepy woluntaryzm. Dzisiejsza cywilizacja wbija nam do głowy, że musimy się bardzo starać i osiągniemy wyznaczony cel. Trenuj, trenuj, trenuj a będziesz mistrzem olimpijskim, tak jak Kamil, Justyna i Zbyszek! Będziesz miał powodzenie, uznanie tłumów, kasę i merca.
Ucz się, pisz rozprawy, zaliczaj kolejne stopnie akademickie, zdobywaj kolejne granty a będziesz mędrcem!
Chcesz mieć kobietę, to walcz o nią!
Jest taka piękna piosenka Petera Gabriela (śpiewana w duecie z Kate Bush), w której tzw. "podmiot liryczny" przyznaje, że wyrastał w atmosferze tego, że może wszystko osiągnąć, wszystko mieć, wszystko wygrać. Problem zaczął się wtedy, gdy przegrał i nie wiedział co ma robić, bo nikt go tego nie nauczył.
Jesteśmy społeczeństwami zwycięzców. Mamy być wiecznie młodzi, piękni, bogaci, syci i zdobywczy.
Ale co w tej sytuacji, gdy źle obierzemy cel? Albo metody osiągania celu? Albo okoliczności się zmienią tak bardzo, że wszystko to potem wydaje się jakimś absurdem?

Dałem z siebie wszystko, to prawda ale z boju wyszedłem tak potłuczony, tak ranny, że to wszystko nie miało sensu. Przeżyłem ale gdybym wcześniej uczynił wysiłek na zrozumienie siebie, drugiej strony, sytuacji w jakiej się znaleźliśmy i część mojej energii (którą skierowałem na "walkę") poświęcił na to aby wyjść z tej sytuacji i lepiej wejść w nowy etap mojego życia, to pewnie byłoby lepiej, także dla mnie.
Zaufałem mojemu instynktowi, wychowaniu, paradygmatowi nakazującemu "męską walkę", poczuciu własnej siły. Nie zaufałem Jezusowi, który trzymał stronę przegranych i outsiderów. Który nie walczył, nie prężył muskułów, nie pokazywał swojej odwagi bojowej ale przyjął Krzyż i poszedł tam dokąd poszedł. I wygrał!

Wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby podjął walkę z rękawicą rzuconą mu przez Sanhedryn i elitę Judei. Myślę, że mógłby ich pokonać bez trudu. Wystarczyłoby, żeby stojąc przed Piłatem mówił mu to, co ten chciał usłyszeć. I co wtedy? Pewnie nic byśmy o całej "sprawie Jezusa" nic nie wiedzieli.

Czytałem kiedyś sporo prac Nietzschego. W zasadzie przeczytałem wszystko co on napisał. Był on wielkim krytykiem współczesnej mu kultury, miał w tym sporo racji. Uznał chrześcijaństwo i całą wywodzącą się z niego ideologię za twór będący skutkiem tzw. resentymentu. W dużym skrócie: chrześcijanie wyszli od "przegranego" proroka, skupili wokół siebie samych "looserów" (niewolnicy, kobiety, dzieci, prostytutki, drobni rzemieślnicy, oszuści podatkowi i tak dalej). Nie byli więc w stanie wykrzesać z siebie tych cnót, które obowiązywały w świecie antycznym. I z tej swoje nędzy, ze swoich klęsk, ze swojego "dziadostwa" zrobili cnoty, wysunęli na plan pierwszy. Społeczeństwo zamiast zajmować się radością życia, zwycięstwami, sukcesami, rozwojem ciała i ducha poszło w zupełnie inną stronę: apoteoza klęski, pochwała przegranych, wiara w sukces wbrew ewidentnym porażkom.
Doceniając przenikliwość myśli Nietzschego i słuszność wielu jego tez tu nie zgadzam się z nim fundamentalnie.

Fajnie jest być młodym, zdrowym, pięknym, radosnym blondynem, nadczłowiekiem tworzącym świat wolą swojej mocy i postępującym tak aby urzeczywistnić marzenia. Samemu stanowić swoją własną moralność i łamiącemu konwencje. Ale co gdy noga nam się pośliźnie? Będziemy mieli w sobie "wolę mocy", będziemy mieli radość i siłę, będziemy mieli energię twórczą a okolicznośći się tak ułożą, że nie będziemy mieli tego wszystkiego jak wykorzystać? Bo jakiś nowotwór nam się tu i tam zalęgnie, albo na naszej drodze znajdzie się jakiś zawodnik mocniejszy ode mnie (albo słabszy ale z paroma kolegami), albo nikogo poza mną samym nie będzie interesowało to co mam do powiedzenie, zrobienia, albo samemu mi się to wszystko znudzi i tak dalej. Co wtedy? Wiadomo: klapa, plajta, klęska, gorycz porażki, szukanie winnych i tak dalej. Ale to mija, jakoś się układa i żyć trzeba.

Nikomu nie odmawiam prawa do sukcesu, nikogo nie namawiam aby opuszczał ręce i zdawał się na los, nikomu nie radzę wyrzec się szczytnych celów, ambitnych marzeń.
Ale dobrze mieć także świadomość tego, że bywają w życiu klęski i żyć po nich tez trzeba. Polacy mieli w historii aż za dużo takich sytuacji.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: malutka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-03-25 17:08

Mam do Pana też pytanie, jeśli zechce mi Pan odpowiedzieć. Czy po takim doświadczeniu z tą kobietą był Pan jeszcze później zdolny pokochać Kogoś innego? Pewnie tak, bo ma Pan żonę. Ale jak Pan się z tym pogodził, że nigdy nie będzie z tamtą, po takiej walce? I czy Pan nie przestał Jej w jakimś stopniu kochać, bo miłość podobno nie umiera? Myślę, że zawsze w naszej psychice pozostaje rysa i nie da się o czymś, o kimś zapomnieć, tylko wszystko zależy od tego, jak ktoś sobie z tym poradzi.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: G_JP (---.nycmny.fios.verizon.net)
Data:   2014-03-25 23:33

Chodziło o W. H. Audena, nie W. H. Austena, prawda?
Miał Pan na myśli "Stop all the clocks, cut off the telephone"?
Kate Bush i Peter Gabriel w "Don't Give Up" sa rewelacyjni. Polecam wszystkim.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2014-03-26 10:21

Chodziło mi rzeczywiście o te utwory: W.H.Audena i Petera Gabriela.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2014-03-26 15:37

Ad malutka

Widzę, że robi się tu maleńkie seminarium na temat historii mojego życia osobiste.
Nie chcę ciągnąć tego wątku, bo posłużyłem się nim tylko do ilustracji pewnych moich tez.
Nie chodzi mi aby opowiadać o moim życiu erotycznym ale chodzi mi o to aby pomóc, poszukać odpowiedzi na pytania.

Ale skoro Pani pyta, to odpowiem i będzie to już ostatnia moja odpowiedź w tym wątku. Proszę już więcej nie pytać mnie.
Czy byłem potem zdolny pokochać kogoś innego? Tak, byłem.
Czy się pogodziłem? Pogodziłem się. Nie jestem z nią. Ale przecież spotykam ją od czasu do czasu, rozmawiamy o dzieciach, o zdrowiu, o znajomych, czasem wypijemy kawę. Jesteśmy ze sobą na jakiś sposób. I ten sposób mi wystarcza. Bo bycie z drugim człowiekiem to nie tylko erotyka i emocje. Przecież nie musi być tak, że jak się rozstajemy to potem tylko zgliszcza, ruiny, pustynia i wieczna nienawiść. To co nas łączyło jest warte tego aby nie nienawidzić. Tak myślę. Co ona? Nie wiem.

Proszę zerknąć do "Pieśni nad Pieśniami": "Miłość silna jest jak śmierć" Ale nie silniejsza. Śmierć kończy miłość dwojga ludzi. Co będzie z ich miłością tam, na drugim końcu tęczy? Nie wiem. Będzie miłość, to pewne. Ale jaka? Zobaczymy.
Miłość się kończy, zmienia. Bo my się zmieniamy, zmieniają się okoliczności, otoczenie. Może być ta sama miłość ale nie taka sama. A może jej nie być. I niczyja wina.

Czy zostaje rysa? Nie. Coś zostaje, czasem się odzywa ale to nie musi boleć. Może wracać także pod postacią miłych wspomnień. To takie coś jak oglądamy stare fotografie i wraca na chwilę tamten czas. To w dużej mierze (ale nie tak do końca) zależy od nas samych. Tu zgadzam się z Panią. Ja się pogodziłem, przyjąłem to co mi się zdarzyło za dobrą monetę i wolę pamiętać radość niż ból.
No i ufać Bogu trzeba. Że nie da nam zrobić krzywdy, że potrafimy dzięki Jego pomocy obrócić klęskę w zwycięstwo. No może nie zwycięstwo kompletne ale w życie, w którym czekają nas dalsze niespodzianki.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: G_JP (---.nycmny.fios.verizon.net)
Data:   2014-03-26 15:42

Chciałabym wszystkim tutaj przychodzącym
dedykować utwór "Somewhere over the Rainbow/What a Wonderful World"
Israela Kamakawiwo'ole.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: malutka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-03-26 16:44

Dziękuję Panu za odpowiedź. Chciałabym myśleć tak jak Pan i umieć z trudnych relacji pamiętać to, co dobre, a nie tylko ból. Nie chodziło mi o miłość erotyczną, tylko ogólnie o miłość, bo przecież może ona istnieć bez bycia razem między dwojgiem ludzi. Cieszę się, że Pan się pogodził z tamtą sytuacją i potrafi normalnie rozmawiać z tą kobietą i że ułożył Pan sobie życie.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: aga (---.147.87.214.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2014-03-26 17:38

ad xc
Dziękuję z całego serca za "seminarium z życia osobistego". Myślę, ze takie przeżycia są udziałem wielu osób, ba- nie znam ani jednej, która nie byłaby nieszczęśliwie zakochana. Myślę, że takie świadectwo jest ważne szczególnie dla młodych ludzi. Uczucia przychodzą i odchodzą, poczucie odrzucenia nigdy nie jest przyjemne, ale przysłowiowy czas robi swoje.
Pana wypowiedź stoi w sprzeczności z obrazami filmowymi i książkowymi, którymi społeczeństwo jest karmione. Miłość- albo odwzajemniona na przekór wszystkim, nie wyłączając aktualnych małżonków tych obiektów westchnień- albo, w przypadku odrzucenia- powód do rzucania się pod pociąg, łykania tabletek, tudzież innych zachowań autodestrukcyjnych.
Cieszę się, że znalazł się na forum ktoś, kto powiedział, że brak odwzajemnionego uczucia nie oznacza końca świata, że z tym bagażem da się żyć dalej, o ile pozwolimy na zabliźnienie się ran.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: irena (94.42.188.---)
Data:   2014-03-30 10:03

Miłość nie jest grzechem. Ale jak sama napisałaś jest ZAJĘTY. Kochanie wiej gdzie pieprz rośnie.
Proś naszego Pana o Łaskę zapomnienia, niech odbierze od Ciebie tą miłość i zamieni w coś konstruktywnego.
I ogranicz na razie kontakty z z tą parą żeby nie zdradzić swojej tajemnicy bo wtedy stracisz przyjażń obojga. Z czasem nowa Miłość sama Cię odnajdzie. Zostaw tamto.

 Re: Zakochałam się w zajętym. On nic nie wie.
Autor: ila (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-05-25 21:23

Witam,
Również zakochałam się w zajętym mężczyźnie ale ze wzajemnością. Zaczęło się nieprawdopodobnie, ponieważ pracuję z jego partnerką w jednej firmie. Bardzo się z nią lubiłam, często rozmawialysmy, wymienilismy doświadczeniami. nagle zaczęłam rozmawiać z jej partnerem tez sprawy firmowe. I tak się zaczęła z nim znajomość. bardzo się z nim zaprzyjaźniłam, dużo pisaliśmy, wymienialismy poglądy. bardzo mądre rozmowy. na prawdę bardzo się lubilismy. Jego partnerka wiedziała, że ze sobą piszemy i sie tez polubilismy. Ale ta znajomość z nim nagle zaczęła się zmieniać. zaczął mi pisać o swoich problemach z partnerką, że nie jest z nią szczęśliwy od kilku lat. walczy o ten związek ale nie widzi zmian. byłam w szoku, ze maja problemy. dlatego zawsze się dziwilam, ze żyją tyle lat bez ślubu a mają już córkę. I nie raz jemu pisałam wez ślub tyle już razem. a on nigdy. nie potrafiłam zrozumieć. nasza znajomość po roku przeistoczyla sie w miłość. I od tego czasu zmienilam się całkowicie. ze jak moglam się w nim zakochać. próbowałam zerwać kontakt. non stop nakłanialam aby walczyl o miłość z partnerka. a on wyznawal mi miłość. non stop wkladal cos do mojej torby w pracy. chciał obdarowywac. było i jest mi z tym ciężko. wiecznie się modlę do Boga aby mi pomógł wyjść z tej sytuacji. nie chce nikogo krzywdzić. nie wiem co mam począć z tą miłością. Po tym jak zerwalam kontakt on nie przestawal pisać. ze mnie kocha. non stop o mnie myśli. A ja walczylam sama ze sobą aby poskromic te uczucia i nie potrafię. proszę o modlitwę.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: