Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data: 2014-03-26 15:37
Ad malutka
Widzę, że robi się tu maleńkie seminarium na temat historii mojego życia osobiste.
Nie chcę ciągnąć tego wątku, bo posłużyłem się nim tylko do ilustracji pewnych moich tez.
Nie chodzi mi aby opowiadać o moim życiu erotycznym ale chodzi mi o to aby pomóc, poszukać odpowiedzi na pytania.
Ale skoro Pani pyta, to odpowiem i będzie to już ostatnia moja odpowiedź w tym wątku. Proszę już więcej nie pytać mnie.
Czy byłem potem zdolny pokochać kogoś innego? Tak, byłem.
Czy się pogodziłem? Pogodziłem się. Nie jestem z nią. Ale przecież spotykam ją od czasu do czasu, rozmawiamy o dzieciach, o zdrowiu, o znajomych, czasem wypijemy kawę. Jesteśmy ze sobą na jakiś sposób. I ten sposób mi wystarcza. Bo bycie z drugim człowiekiem to nie tylko erotyka i emocje. Przecież nie musi być tak, że jak się rozstajemy to potem tylko zgliszcza, ruiny, pustynia i wieczna nienawiść. To co nas łączyło jest warte tego aby nie nienawidzić. Tak myślę. Co ona? Nie wiem.
Proszę zerknąć do "Pieśni nad Pieśniami": "Miłość silna jest jak śmierć" Ale nie silniejsza. Śmierć kończy miłość dwojga ludzi. Co będzie z ich miłością tam, na drugim końcu tęczy? Nie wiem. Będzie miłość, to pewne. Ale jaka? Zobaczymy.
Miłość się kończy, zmienia. Bo my się zmieniamy, zmieniają się okoliczności, otoczenie. Może być ta sama miłość ale nie taka sama. A może jej nie być. I niczyja wina.
Czy zostaje rysa? Nie. Coś zostaje, czasem się odzywa ale to nie musi boleć. Może wracać także pod postacią miłych wspomnień. To takie coś jak oglądamy stare fotografie i wraca na chwilę tamten czas. To w dużej mierze (ale nie tak do końca) zależy od nas samych. Tu zgadzam się z Panią. Ja się pogodziłem, przyjąłem to co mi się zdarzyło za dobrą monetę i wolę pamiętać radość niż ból.
No i ufać Bogu trzeba. Że nie da nam zrobić krzywdy, że potrafimy dzięki Jego pomocy obrócić klęskę w zwycięstwo. No może nie zwycięstwo kompletne ale w życie, w którym czekają nas dalsze niespodzianki.
|
|