Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data: 2015-04-13 12:15
Nie, niech Pani nie wymienia swoich grzechów. To Pani grzechy i nam do nich nic.
Wyjaśnimy sobie parę spraw po kolei. "Grzech" (lekki, średni, ciężki, półciężki) nie jest punktem obrotowym chrześcijaństwa. Nasza wiara nie kręci się wokół tego zagadnienia. Nie, żeby było to zagadnienie nieważne ale nie jest to zagadnienie najważniejsze. Najważniejsza jest kwestia obietnicy zbawienia jakiej udzielił nam Pan. Pytanie o grzech jest tylko pytaniem pomocniczym w stosunku do pytania "Jak dojść do Pana?". Koncentrując się na grzechu (własnym) tracimy z oczu coś najważniejszego i popadamy w kontemplację własnej grzeszności (albo bezgrzeszności).
To, że jesteśmy grzeszni to fakt. Każdy człowiek (z dwoma wyjątkami) popełniał, popełnia i popełniać będzie grzech. Ma do tego skłonność i skłonności tej daje upust bardzo często. Grzech rozumiany jako MOJE wystąpienie przeciwko woli mojego Pana, świadome, dobrowolne i rodzące konsekwencje. Nie grzech abstrakcyjny, modelowy, "idealny" (w sensie platońskim) ale mój występek, mój czyn, moje zaniechanie lub mój zamysł.
Pytanie jest: grzech i co dalej? Bo żyć trzeba i to do samego końca. Grzeszność nie wyklucza naszej "ludzkości", wręcz ją stymuluje. Także w dobrym tego słowa znaczeniu. Bo aby przejść przez grzech, trzeba będzie wyjść z siebie niejako. Ale to temat na inną rozmowę.
Kościół wychodzi naprzeciw temu pytaniu. Daje nam cały zestaw środków, na czele z sakramentami, który umożliwia nam, w łączności z Panem, pokonanie tej bariery i życie dalej, ku Panu.
Jedyną radą jaką może Pani otrzymać w ramach Kościoła jest rada skorzystania z tej, sakramentalnej ścieżki.
Jeszcze jedna taka drobna uwaga. Raczej nie etykietować sumienia: takie, śmakie, owakie ale uznać je za swoje i traktować jako to niezwykłe miejsce, w którym człowiek spotyka tylko Boga i nikogo więcej.
|
|