Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2015-04-20 09:40
Niedawno był tutaj wątek pozornie zupełnie inny, ale tak naprawdę to jest ten sam temat: "Nie umiem modlić się do wszystkich". Możesz poczytać tutaj: (klik).
W taki sam sposób potraktuj swój problem. "Nie umiem" to niekoniecznie "nie potrafię nic wymyślić na ten temat". To także "mam wewnętrzne opory". Taki problem jak Ty ma bardzo wiele osób, które w dzieciństwie były źle traktowane przez ojca, które przeżywały prawdziwe piekło w domu, które swojego rodzonego ojca nienawidziły przez wiele lat (jeśli ktoś nie wyszedł z takiego domu, to lepiej niech nie pisze, że tak nie wolno, bo to będzie jedynie znaczyło, że nic nie rozumie). Im dłużej to trwało, tym trudniej myśleć o Bogu jako dobrym Ojcu. Chyba, że "po drodze" byli inni dobrzy ludzie, którzy okazywali prawdziwą miłość - bo to może wiele w nas uleczyć.
Trzeba zacząć od tego, że (choć możesz tego nie zauważać) Ty już jesteś w lepszej sytuacji niż inni. Nie wiem czy to efekt szkoły katolickiej czy terapii, ale Ty JUŻ O TYM WIESZ. Wiesz skąd bierze się problem. Uwierz mi, to już jest bardzo dużo. Najczęściej tego się nie wie od razu. Człowiek czuje swoje opory, swoje złe emocje i oskarża siebie o jakieś nieokreślone zło. Jestem zły, skoro nie umiem kochać Boga. Jestem zły, skoro tak czuję. Źle wierzę. W takim stanie człowiek najchętniej ucieka od Boga, którego nie umie pokochać, bo nie chce czuć się winnym. Jeśli wreszcie dowiaduje się, że w jego sytuacji to jest normalne, czuje ogromną ulgę. Całe dzieciństwo przecież czuł się winien nienawiści ojca, sytuacji w domu (dzieci zawsze czują się winne, gdy dzieje się coś źle, na tym przecież polega największy psychiczny problem dzieci niekochanych). Gdy już wie, że ten lęk przed ojcem przeniósł na Boga, jest mu dużo łatwiej. Wreszcie nie jest czemuś winny.
To pierwszy krok do normalnego kontaktu z Bogiem. Ty dobrze wiesz, skąd się wziął problem, jesteś więc już o krok dalej. To prawda, że te uczucia nadal przeszkadzają, ale uczuć nie zmienisz z dnia na dzień. Na to potrzeba czasu, a dla każdego ten czas jest inny. Z wszystkimi uczuciami jednak jest tak, że skoro ich nie dasz rady zmienić, to trzeba przestać się nimi przejmować. One są i jest Ci z nimi trudniej niż innym, którzy tego nie czują. I nie ma tu znaczenia jakie to są uczucia, czy Bóg jest katem czy zakochałeś się w mężatce. To podobnie przeszkadza w życiu, jeśli nie chcesz się tym uczuciom poddać. Ale niechcianych uczuć nie odrzucisz przez myślenie o nich i ciągłe zamartwianie się. Myśli trzeba zająć innymi tematami.
Każdy szuka swojego sposobu, bo każdy z nas jest inny. Ale jedna z propozycji może być taka: odłóż Boga Ojca na później. Na nieokreślone później. Bóg jest w trzech Osobach. Są ludzie, którym Duch Święty przez całe lata jest zupełnie obcy, Tobie obcy jest Bóg Ojciec. Dla wielu ludzi, którzy nie mieli prawdziwego domu, najłatwiej jest pokochać Jezusa. Bóg jest jeden, ale gdy patrzymy na Jezusa nie widzimy w Nim przede wszystkim stwórcy, władcy, kogoś potężnego, kto wymaga i karze. Widzimy kogoś, kto jest pokrzywdzony, kto zna cierpienie, zna samotność, niezrozumienie, opuszczenie przez najbliższych (apostołowie uciekli, gdy najbardziej potrzebował miłości). Po ludzku sprawa wygląda jeszcze gorzej: został pokrzywdzony nawet przez własnego Ojca, który Go wysłał na krzyż. Którego zabrakło obok, gdy umierał (Boże, czemuś mnie opuścił). Przylgnięcie do Jezusa to jest naprawdę dobry start dla wszystkich, którzy w domu mieli piekło. Nie zaczynaj od Ojca, którego nie rozumiesz, nie czujesz. Zacznij od Jezusa, którego na pewno rozumiesz. Bo sam znasz cierpienie. Na Niego patrz, Jego słuchaj. Odstaw Boga Ojca na później. Nie bój się. Bóg Ojciec nie jest zazdrosny o Jezusa. Po to przecież posłał swego Syna na ziemię, abyśmy umieli Go pokochać (mogliśmy Go widzieć, dotknąć, słyszeć). Nie bój się, że przez tę wybiórczość coś stracisz. Raczej zawsze zyskasz. Pozwól tylko, by Jezus mówił i dobrze słuchaj. Jezus sam Cię do Ojca zaprowadzi. Nie wiem kiedy, bo dla każdego jest inny czas. Ale Jezus Cię doprowadzi. Posłuchaj przez czytanie Biblii co Jezus mówi o Ojcu. Niby pokrzywdzony na ludzkie wyobrażenie przez Ojca, wie że jest kochany i sam Go kocha. Ale to będzie później. Najpierw pokochaj Jezusa całym sercem. Skrzywdzonego, odrzuconego przez świat, przeze mnie i przez Ciebie Jezusa. To na pewno nie jest kat, tylko Ofiara. Jest kimś, komu zabrakło ludzkiej miłości, tak samo jak Tobie.
W naszej wierze nie chodzi o jednakowe traktowanie wszystkich Osób, które tę wiarę tworzą. Chodzi raczej o to, żeby nie odrzucać. Niektórzy nie potrafią zbliżyć się do Maryi, szczególnie, gdy czuli się odrzuceni przez własną matkę. Trzeba to odłożyć. Maryja się nie obraża, że bardziej kochamy Jej Syna, bo o to przecież chodzi. Ale także i w drugą stronę: jeśli Maryja jest komuś najbliższa, nie ma potrzeby się martwić. Jeśli tylko nie odrzucamy, nie lekceważymy Jezusa, to Maryja nas do Niego zaprowadzi. Nie możesz odrzucić Boga Ojca, nie możesz Go lekceważyć, nie możesz przestać wierzyć, że jest dobrym Ojcem, bo to będzie jakaś forma herezji. Ale masz prawo powiedzieć szczerze: ja tego jeszcze nie czuję. I skupić się na Jezusie. W chrześcijaństwie Chrystus jest w centrum. Najpierw zajmij się Nim. Wszystko inne z czasem się poukłada. Trójca Święta to nie są ludzie walczący o względy dla siebie o to kto z nich zdobędzie najwięcej przedwyborczych podpisów, potem głosów. To jest Jedność, sama Miłość. Więc przestań się martwić. Startuj z miejsca, które jest Tobie najbliższe. Nic nie stracisz, nikt się nie obrazi. Żyj dla Jezusa.
I choć doskonale o tym wiesz, muszę Ci to powiedzieć. Tomek, Jezus za Ciebie umierał na krzyżu. Czy wiesz, jak bardzo Cię musiał kochać? Jak bardzo Cię kocha?
|
|