Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2016-05-21 00:24
"Z milosci do bliznego nie chce go odrzucac bo widze ze on potrzebuje pomocy i milosci"
Dlaczego przez tyle lat tak bardzo siebie krzywdzisz? Dlaczego nie potrafisz przyjąć (już nie mówię "zrozumieć", ale przyjąć), że on Twojej miłości po prostu nie chce? Dlaczego uczepiłaś się bezsensownego marzenia o nim, skoro on - teraz już bez żadnego skrępowania - odrzuca Ciebie? Przestań to także nazywać przyjaźnią, bo to z przyjaźnią już nic nie ma wspólnego. Może te 20 lat temu, ale nie teraz. Inna rzecz, że gdybyś mnie przez tyle lat molestowała, to ja bym też zamknęła przed Tobą drzwi domu. Ja też bym wpadła w depresję, nie wiedząc co mam z Twoją miłością zrobić.
Doszukujesz się u niego jakiejś choroby psychicznej, ale ja się coraz bardziej zastanawiam nad Twoim stanem psychicznym. Ubzdurałaś sobie coś wiele lat temu i zupełnie nie dociera do Ciebie, że nigdy nie będziecie razem. Okłamujesz siebie, że jesteście w jakiś sposób razem i międlisz to w kółko.
"Mamy wspolne sprawy ktore musimy rozwiazac." Nie wierzę, żebyście tego nie mogli już dawno rozwiązać. Ty po prostu tego nie chcesz. To jest jedyna sprawa, która Was jakoś łączy, a Ty chcesz, żeby coś was łączyło. Choćby to, jeśli już nie da się nic więcej. Dzięki tej sprawie Ty ciągle masz podstawy, żeby go szukać, rozmawiać, nachodzić w domu czy pracy. Wiesz dobrze, że jak już tę sprawę załatwicie, to nigdy więcej go nie zobaczysz i nie usłyszysz. Ty się tego uczepiłaś, bo to Twoja jedyna nadzieja. Niszczysz siebie dziewczyno, a przy okazji też jego. Piszesz, że on nie ma rodziny. Dobrze wiesz, że nie może założyć rodziny (w sensie: małżeństwo + dzieci), dopóki Ty nie dasz mu wolności. Nie bardzo też wierzę, żebyś martwiła się tym, że nie ma rodziny, raczej ciągle Cie martwi, że nadal nie chce być Twoim mężem, prawda?
"Sytuacja zaczela byc powazna. To sa juz zaburzenia emocjonalne."
Sytuacja już dawno zaczęła być poważna, ale to Ty ciągle tego nie zauważasz. Przede wszystkim to Twoja sytuacja jest poważna. A jeśli chodzi o zaburzenia emocjonalne, to i ja zaczynam je mieć, kiedy kolejny raz zakładasz nowy wątek na ten sam temat, a nie bierzesz zupełnie pod uwagę naszych odpowiedzi.
"Nie wiem jak ja mam zaregowac na cala ta sytuacje."
Dać mu wreszcie święty spokój. Dorosły człowiek ma prawo żyć po swojemu. A Ty marnujesz życie i sobie i jemu. I jeszcze nazywasz to miłością bliźniego. Popełniliście, mówiąc delikatnie, życiowy błąd. Trudno, nie cofniesz tego. Ale trzeba to wreszcie naprawić. Zrozum wreszcie, że Ty mu w niczym nie pomagasz, tylko właśnie uniemożliwiasz mu normalne życie. Niszcząc przy okazji i swoje życie. Czy kiedykolwiek to do Ciebie dotrze?
A teraz w sprawie "leczącego małżeństwa" - choć w tym wątku ten temat na dzień dzisiejszy nie ma w ogóle sensu, to skoro pojawiła się dyskusja...
Do n_
"Wydaje mi się jednak, że rodzina poukładała by jego wartości tak jak trzeba."
Wielu ludziom też się tak wydaje: ludzie poranieni, z różnymi odchyłami, z tysiącem problemów emocjonalnych myślą, że wystarczy wyjść za mąż/ożenić się, a wszystkie ich problemy się rozwiążą. Że patrzenie sobie w oczy i lulanie dzieci załatwi wszystko, uzupełni braki miłości, wyleczy. A w takich rodzinach najczęściej rodzą się potem dzieci, które mają przechlapane już na starcie. W takich rodzinach dzieci są poranione, bo rodzice ciągle oczekują, żeby w małżeństwie siebie samego wyleczyć, a nie, żeby siebie dawać innym. Jeżeli ludzie zakładają rodzinę, a wcześniej nie uporządkują swojego życia emocjonalnego, to będą tylko krzywdzić. "Fanklub chodzenia do psychologa" jak to nazywasz - propozycja psychologa/psychiatry to najmądrzejsze co możemy zrobić w sytuacji, gdy widzimy, że coś jest nie tak, ale albo nie wiemy co, albo nie wiemy jak pomóc. Wymyślanie pomocy, gdy się na tym nie znamy, może przynieść więcej krzywdy niż pożytku. A na pewno propozycja psychologa, jest to słuszne wskazanie, że NAJPIERW trzeba uporządkować siebie, własne emocje i zranienia, zanim się założy rodzinę. Inaczej przyniesiemy komuś ból i zniszczenie, a nie miłość.
Ale ta uwaga - jak już wspomniałam - nie jest w temacie "tego pana". Po tak wielu założonych tu wątkach autorki - mam poważne wątpliwości czy ocena Patrycji dotycząca jej DAWNEGO przyjaciela jest obiektywna, dlatego na temat "tego pana" nie będę pisać. Podobnie jak mam wątpliwości, czy Patrycja chce "wspólne sprawy" rozwiązać definitywnie, czy raczej cieszy się, że je ma. Równie dobrze wątek mógł być założony dlatego, że Patrycja czuje się przerażona, że jej "przyjaciel" coraz bardziej wymyka jej się z rąk.
|
|