logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Rozwód i rozstanie. Czy możliwy powrót?
Autor: Perła (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2018-04-21 00:05

Szczęść Boże, jestem po rozwodzie, którego bardzo żałuję. Szukam wsparcia i ukojenie, może pocieszenia. Chciałabym aby ktoś doradził mi czy obecnie dobrze robię czy moje odczucia są słuszne. Otóż moje małżeństwo sakramentalne było bardzo krótkie i bardzo szybko się rozpadło. Mój mąż po zawarciu ze mną związku małżeńskiego zaczął się zachowywać jakby coś w niego wstąpiło. Cały czas mnie rugał, upokarzał, mówił, że mnie nie kocha, że żałuje, że się za mną ożenił. Po pewnym czasie doszły do tego rękoczyny ze strony męża wobec mnie. Było to dla mnie bardzo trudne i ciężkie. Kiedy próbowałam przemówić mu do rozsądku jedyne co robił to tym bardziej się ode mnie odsuwał. Po pewnym czasie doszło do tego, że czułam fizycznie jakby ktoś stał między nas i nas od siebie rękoma odsuwał (konkretnie coś w rodzaju diabła). Wszystko się sypało i szło ku rozpadowi tak młodego małżeństwa. Miesiąc miodowy był dla mnie istnym piekłem na ziemi. Wszyscy dookoła rodzina, koleżanki, znajomi doradzali mi aby go zostawiła, wniosła o rozwód i unieważnienie przysięgi małżeńskiej. "Pomyśl jakie życie będziesz z nim miała skoro zachowuje się tak po ślubie", mówili. Jednak ja kochałam i nie chciałam tego robić. Zaczęłam odmawiać Nowennę Pompejańską o uratowanie tego małżeństwa. W między czasie jednak rozstaliśmy się. Mój mąż stwierdził, że nie chce ze mną być a ja już nie byłam w stanie psychicznie i fizycznie znieść jego upodleń będąc tak krótko po ślubie. Kolejne miesiące spędzaliśmy oddzielnie. Ja byłam pełna bólu i rozpaczy przeszywającej mnie na wskroś, że coś tak okrutnego zadziało się w moim życiu. Znaliśmy się 4 lata, wydawało sie, że dogadywaliśmy się bardzo dobrze. Byliśmy też dla siebie dobrymi przyjaciółmi a tu takie coś. Z mężem widywaliśmy się sporadycznie, później kontaktowaliśmy się jedynie telefonicznie i smsowo. Podczas wymiany smsów niestety, co było głupie bo tylko dolewałam oliwy do ognia, wypominałam mojemu mężowi zachowanie, które miało miejsce krótko po ślubie. Mąż twierdził, że nie ma sobie nic do zarzucenia a ja jestem kłótliwa i jątrzę. Jednoczenie twierdził, że mnie nie kocha, a ślub był po prostu błędem i najlepiej sie rozwieść. Bolała mnie ta sytuacja. Miałam nadzieje, że mój mąż się opamięta, przyjdzie do mnie z kwiatami, powie kocham Cie, bądźmy razem, dajmy spokój kłótniom. Jednak widząc, że sie na to nie zanosi, zaczęłam nabierać o tym przekonania, że nic z tego nie będzie i trzeba to zakończyć. Mąż dalej mnie upokarzał, wyzywał, pisał że ślub był błędem i ze chce rozwodu. Czułam się jakby mnie wdeptywał w ziemie swoim butem niczym niedopałek. Dręczył mnie rozwodem. Chciałam go jeszcze namówić na terapie lub rozmowy o uratowaniu tego małżeństwa ale zostawał nieugięty. W końcu chcąć ratować resztki swojej godnośći złożyłam pozew o rozwód z zamiarem złożenia skargi o stwierdzenie nieważności przysięgi małżeńskiej. Gdy rozwód był w toku mąż sobie o mnie przypomniał. Proponował spotkania, pytał czy może jeszcze się zejdziemy. Jednak tym razem ja byłam nieugięta. Wróciłam na stałe do rodziców. Czułam się zaszczuta przez wcześniejsze zachowanie męża, nie usłyszałam żadnego przepraszam z jego strony nic. Nie usłyszałam też żadnej jasnej deklaracji że On chce to ratować, lub że mnie kocha i chce ze mna być ani nic w tym stylu. Czułam, że mna manipuluje, że tak jak dręczył mnie rozwodem aż pękłam i o niego złożyłam tak teraz zaczał mi mieszac w głowie ze moze to uratujemy, ale decyzje tak jakby pozostawiał mi- nic od siebie. Krótko przed rozwodem maż zaczał płakać ze sie boi rozwodu zeby jeszcze pogadac ale ja byłam nadal nieugieta. Obawiałam się, że jego zachowanie nie ulegnie poprawie, a po powrocie po jakimś czasie znowu będzie mnie dręczył. Nie chciałam go widziec, nie wierzyłam mu, miałam dosc jego manipulacji i niezdecydowania a przede wszystkim braku jasnej deklaracji ze chce ze mna byc. Rozwód się odbył, ja odżyłam, zadbałam o siebie, dostałam lepszą pracę, byłam o krok od złożenia skargi o nieważność przysiegi z jego winy. W między czasie odmówiłam Nowennę Pompejańską w jako uwielbienie Matki Bożej. To było coś cudownego. Nigdy nie czułam się tak kochana i tak szczęśliwa. Podczas tej Nowenny ogarnęło mnie morze miłości i ocean szczęścia. A gdy przyjmowałam komunie święta czułam jakbym była na innej planecie. Byłam tak szczesliwa ze nawet kolezanki podejrzewały ze sie zakochałam. Gdy szłam chodnikiem to nie szłam tylko podskakiwałam ze szczescia. To jest prawda co powiedziała Matka Boża podczas jednego ze swoich objawień, że gdyby człowiek wiedział jak bardzo go kocha to by płakał ze szczesia. Ja doznałam łaski poczucia pewnie w jakiejs jednej miliardowej tej milosci ale to było uczucie absolutnie nieporównywalne z niczym. Nawet nie da się tego opisać słowami ani po ludzku zrozumieć. Zrozumiałam ze najważniejszy jest Pan Bóg, Pan Jezus, Maryja, że najważniejsze to być blisko nich a wtedy człowiekowi nic złego sie nie stanie. Do tej pory byłam wierzaca, ale moja wiara była raczej letnia. Mogę stwierdzić, że to było moje nawrócenie. No i teraz się zaczęło. Przypadkowo odkryłam coś co mnie zszokowało do szpiku kości. Niby z moim mężem pochodziliśmy z podobnych rodzin. Tzn z rodzin o podobnym modelu, niby Jego rodzeństwo miało ułożone życie, współmałżonek dzieci etc. Jego rodzice zawsze razem itd. okazało się, że rodzice mojego męża żyją bez ślubu kościelnego. Mają tylko ślub cywilny. Przez te wszystkie lata, przez ponad 35 lat jego rodzice żyli bez Boga. Było to dla mnie szokiem bo wyszło na to, że mój mąż wychował się i pochodzi z domu w którym nigdy nie było miejsca na Pana Boga. Nigdy nie pytałam o ślub kościelny moich teściów bo nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogą go nie mieć. Ta informacja sprawiła, że wszystko zaczęło się układać jak puzle. Mój maż kiedys opowiadał mi ze jego ojciec jest osoba trudna, wybuchowa, czepliwa. Kiedys opowiadał mi ze często jego ojciec wstaje w nocy i zachowuje sie dziwnie, jakby cos go dreczlo (skojarzyłam to z dreczeniami złego ducha). Przypomniałam sobie tez opowiadania kilku osob z mojej rodziny jaka osoba byla mojego meza babcia, matka mojego meza ojca. Była bardzo kłótliwa, pogardzała drugim czlowiekiem. Doszło do mnie to co wiedziałam juz od dawna, siostra mojego teścia zniszczyła psychicznie swojego męża. Miała dobrego męża, który dbał o nia o rodzinę, a ona dręcząc go psychicznie sprawiła, że dziś jest wrakiem człowieka. Zaczęłam interesować sie co mówią egzorcyści, dowiedziałam sie ze istnieje cos takiego jak skutki grzechów pokoleniowych. Zrozumiałam ze tam gdzie kłótnie, zamęt tam szatan. Odczytałam to tak, że mój mąż może być pod wpływem tego złego i że te kłótnie, zamęt po ślubie to właśnie skutki życia bez Boga. Tamtego dnia, gdy to wszystko do mnie dotarło zagotowało się we mnie i pomyślałam, ze nie mogę tak po prostu dać się temu rogatemu z widłami. Że nie bedzie mi jakis obrzydliwy belzebub czy inny kudłaty niszczył maleństwa z osobą którą pokochałam. Zobaczyłam też swoje błędy. Płakałam chyba z 5 dni. Zobaczyłam to że w okresie narzeczeństwa nie było miedzy nami Boga. Z mojego narzeczonego zrobiłam sobie bożka i robiłam wszystko tak jak on chciał. Seks przedmałżeński, opuszczanie mszy świętej itd. Uważam, że oboje nie przygotowaliśmy sie do przyjęcia sakramentu. Nie odbyliśmy należytej spowiedzi przed małżeńskiej. Nauki odbębniliśmy "po znajomości". Głównie ze względu na niechęć mojego męża i kwestionowanie przez niego kompetencji księży no i niestety moją głupotę, że nie walczyłam o to, że należy się do ślubu przygotować. Byłam zbyt strachliwa i miałam zaniżone poczucie własnej wartości, żeby walczyć o swoje racje a wszystko co powiedział moj narzeczony traktowałam jako dogmat. Jestem dość "poraniona z domu". Była w nim przemoc. Dodatkowo zobaczyłam jak odtrąciłam męża przed rozwodem gdy chciał to ratować, wierze ze jego propozycje były takie "nieudolne" i mało konkretne bo nie potrafił inaczej, po prostu nie umiał. Przypomniałam sobie, jak po naszym rozstaniu zapraszał mnie na święta przez smsa- przesiąknięta bólem i doświadczeniem rozstania oraz pogardy nawet tego nie zauważyłam, a byc może był to ten moment na ratowanie naszego małżeństwa. Uświadomienie sobie tego było dla mnie straszne. Nawiązałam kontakt z moim mezem, spotkaliśmy sie. Powiedziałam mu o swoich przemyśleniach o tym ze mamy slub koscielny, wiec łączy nas jeszcze wszystko-Pan Bóg. Przesłałam mu linki do filmików z Sycharu, świadectw ludzi, który zeszli sie po rozwodzie zawierzajac swoje życie Bogu. Byłam pełna nadziei że wszystko da sie naprawic, ale nie samemu a z Bogiem. Powiedziałam mężowi ze właściwą drogą jest nawrocenie. Początkowo moj maz był jakby pozytywnie do tego nastawiony, ale powiedział, że nie moze mi niczego obiecać i zobaczymy jak będzie. Nie oczekiwałam ze od razu rzuci mi sie w ramiona ale byłam zawiedziona że jego odpowiedz była tak mało wylewna. W koncu przed rozwodem sam mowił ze jesli ten rozwod sie odbedzie slub mozemy wziac zawsze drugi raz. Potem widzieliśmy się jeszcze kilka razy, a następnie mieliśmy kontakt głównie telefoniczny. Niestety padło kilka uszczypliwych komentarzy z jego strony na temat paru przelotnych relacji z kobietami gdy byliśmy już po rozwodzie. Wiedział, że moze mnie to zabolec wiec jak gdyby nigdy nic nie zwazajac na moje uczucia opowiadał jak był z innymi. Ja byłam za słaba żeby te komentarze mnie nie bolały i nie byłam w stanie przejść nad tym do porzadku dziennego. Bolało mnie to i ranił mnie tym bardzo. Wrociły dawne zadry, wspomnienia potraktowania po ślubie. Zaczeslismy sie kłócić. Zaczełam męzowi wypominać, moj maz zaczął mowic ze nie moge miec pretensji o romanse po rozwodzie, bo bylismy po rozwodzie, o ktory przecież sama złożyłam (sic!). Ja zaczełam sie nakrecac po co mi to mowi, o innych, ze chyba nie tak powinnismy rozmawiac ze specjalnie wbija mi szpilę, a moj maz sie całkowicie wycofał twierdzac, ze powrót nie ma sensu. Z jednej storny mówi że woli byc sam, a z drugiej ze dorósł juz do małżeństwa i założenia rodziny ale ze mna sie nie da bo jestem czepliwa (np romansów po rozwodzie). Że do mnie nie wroci bo za duzo złego sie stalo i nie chce. Dla niego rozwód to koniec, a przysięga niewiele dla niego znaczy. Co do innych kobiet powiedział, ze tez nie chce sie wiazac, ze woli byc sam i z tego co wiem na dzień dzisiejszy układa sobie życie pod samotność. Ja jestem caly czas w kiepskiej formie. Przy życiu trzyma mnie tylko praca i rodzina. Modle sie za mojego męża, za jego nawrocenie, za uwolnienie od wszelkiego zlego, za uwolnienie od ducha, apatii, smutku, za uzdrowienie naszego sakramaentalnego małżeństwa. Cały czas wyrzucam sobie, że nie próbowałam tego ratować gdy moj maz chciał i jeszcze byliśmy przed rozwodem. Ze nie miałam tej wiedzy o sile sakrametu, ze nie powiedziałam wtedy ok ratujmy, idziemy na terapie, Pan Bóg na pierwszym miescu itd. Że o Sycharze dowiedziałam się już grubo po rozwodzie, za późno. Maz na dzien dzisiejszy stwierdził, ze bedzie składac o stwierdzenie niewaznosci malzenstwa abym mogla sobie od nowa ułożyć życie. Twierdzi, że będzie dla mnie złym mężem. Ale ja czuje ze nie potrafie. Że nie chce. Że chce ten grzech- rozwodu, nieposzanowania sakramentu małżeństwa poprzez braku należytego przygotowania do niego- trzeba naprawic. Że chce wrocic do sakramentalnego małżeństwa z moim mężem, opartym na Bogu i przysiedze małżeńskiej, nauczyć sie swoich ról, żony i meża. Czuję, że nie stwierdzenie nieważności małżeństwa a powrót i nawrócenie jest najlepszym wyjściem i czymś co oboje nas uszczęśliwi (mojego męża też, choć on nawet o tym nie wie). Walka o sakramentalne małżeństwo wydaje mi się słuszna ale co zrobić gdy mąż mimo tego że jest sam- nie chce o niczym słyszeć. Nie idealizuje małżeństwa ale życie w małżeństwie sakramentalnym opartym na Bogu i przysiędze wydaje mi się czymś wspaniałym, niesamowitym. Że jest to na pewno czasem niełatwa, ale jeśli oboje małżonków tak do tego podchodzi piękna i cudowna droga. Mieć siebie na zawsze, na reszte życia. A po środku żywy Chrystus. Dopiero teraz to zrozumiałam. Jest mi ciężko i źle. Dużo płacze uzmysławiając sobie, że nie miałam tych argumentów gdy mąż jeszcze przed rozwodem dawał sygnały aby jeszcze porozmawiać. Czuje się jak kretynka uświadamiając sobie, że modliłam się nowenną pompejańską o uratowanie małżeństwa a odtrącałam męża gdy prosił o spotkania, bo nie był podczas nich stanowczy. Teraz mąż jest tak bardzo na nie. Nic go nie przekonuje. Chce byc sam i koniec. Rozwód to dla niego koniec wszystkiego. A ja czuje, że go nadal kocham, mimo wszystkiego co się wydarzyło. Że najważniejsze jest życie z Bogiem, a wszystko co się stało jest konsekwencją grzechu. Proszę o jakieś konstruktywne rady. Co w takiej sytuacji? Czy dobrze myślę chcąc powrotu i chcąc to wszystko naprawić? Jak odnaleźć się w tej sytuacji?

 Re: Rozwód i rozstanie. Czy możliwy powrót?
Autor: Mick (---.play-internet.pl)
Data:   2018-05-01 22:00

Cześć,

Wszystko co piszesz wydaje się być prawdą. Jest też Twoja wina jak napisałaś "Uczyniłaś sobie z męża bożka" - chodzi mi głównie o seks przedmałżeński. Zło najpierw podsuwa grzech a później wystawia rachunek i wygląda, że właśnie go płacicie. Ale powiem tak - nie trać nadziei, być może to było wam dane abyście coś zrozumieli. Bóg z najgorszego zła potrafi uczynić dobro i o tym myśl. Pomyśl też, że prawdopodobnie gdybyś dotrzymała czystości do ślubu to wszystko inaczej by wyglądało, bo zwyczajnie Twój mąż by czekał na nowy początek waszego związku, a tak związek został skonsumowany przed ślubem.
Kobiety, które spotkał po rozstaniu mogły mu namieszać w głowie. Gorzej jeśli poszedł w nieczystość w tym czasie - mogło być tak, że teraz jest związany przez złe duchy i dlatego jest taki oschły. Ale NIE TRAĆ NADZIEI.


Pozdrawiam Michał

 Re: Rozwód i rozstanie. Czy możliwy powrót?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2018-05-01 23:06

Złe wzorce wywierają na nas wpływ. Nasz los bywa skutkiem czyichś błędów, ale proszę sobie i mężowi nie zawracać głowy pojęciem grzechu pokoleniowego i jego skutków. Komisja Nauki Wiary Konferencji Episkopatu Polski jest przeciwna takiej kategorii:
"postuluje się, by władza kościelna jednoznacznie ostrzegała przed używaniem w przepowiadaniu pojęć: „grzech pokoleniowy” i „uzdrowienie międzypokoleniowe”. Powinna też oficjalnie zakazać celebrowania Mszy świętych i nabożeństw z modlitwą o uzdrowienie z grzechów pokoleniowych czy o uzdrowienie międzypokoleniowe."
http://episkopat.pl/grzech-pokoleniowy-i-uzdrowienie-miedzypokoleniowe-problemy-teologiczne-i-pastoralne/

 Re: Rozwód i rozstanie. Czy możliwy powrót?
Autor: danusia (178.219.104.---)
Data:   2018-05-01 23:40

Małżeństwo to nie "chcenia" tylko i wyłącznie jednej strony.
Byłaś szczęśliwa, kiedy się rozstaliście, oczywiście nie bez powodu.

Dziękuj Bogu, że tak się to stało. To co opisujesz to po prostu niedojrzałość wasza wzajemna do utworzenia dobrej i trwałej relacji opartej na wzajemnym rozumieniu siebie i poszanowaniu. I to się nie zmieni, to jedynie pomnoży dramat, gdzie im dalej w las, tym więcej drzew i trudniej odnaleźć drogę powrotu do normalności. Ciesz się, że do takich decyzji doszliście u początku tego nieporozumienia.
Małżeństwo powinno dawać świadectwo miłości a nie awantur.
A jeszcze co do tych "uzdrowień pokoleniowych", to należy pamiętać, że nie przodek ma wpływ na Ciebie czy małżonka tylko Twój i jego wybór do współpracy z łaską, czyli czynienia i życia według Przykazań Bożych. Pan Bóg do niczego nie zmusza, tylko zaprasza. Ciesz się wolnością dziecka Bożego. Szczęść Boże.

 Re: Rozwód i rozstanie. Czy możliwy powrót?
Autor: Mick (---.play-internet.pl)
Data:   2018-05-02 09:21

Jednak będę stał na stanowisku żebyś ratowała , bo rany zostaną na całe życie. Jeśli nawet któreś z Was jest niedojrzałe to w końcu dojrzejecie :) Byle tylko udało się to posklejać
Pozdrawiam

 Re: Rozwód i rozstanie. Czy możliwy powrót?
Autor: Perła (---.play-internet.pl)
Data:   2018-05-02 17:13

Dziękuję Ci za ten wpis. W ogóle dziękuję wszystkim za wpisy. Powiem szczerze, że czuję się trochę zaskoczona bo dokładnie wiesz o co mi chodzi, co mam na myśli i rozumiesz doskonale mój tok myślenia. To co napisałeś w pierwszym poście wydaje się być skrócona wersja mojej wypowiedzi zawierające w punkt wszystko to co powinno - niebywałe :) Ale do rzeczy. Najgorsze, że mój mąż w ogóle nie rozumie co do niego mówię. Mam wrażenie że dla niego sfera duchowa nie istnieje, a argumenty dotyczące Boga i sakramentu to jak pustka - dla niego nie ma to żadnej wartości. Na razie nie mamy kontaktu a ja go też nie szukam. Oddalam wszystko Panu Jezusowi i świętemu Józefowi. Modlę się też Nowenna pompejanska o uzdrowienie naszego małżeństwa, choć też obawiam się tak po ludzku jak uda się to posklejać skoro postawa mojego męża jest już tak bardzo na nie.

 Re: Rozwód i rozstanie. Czy możliwy powrót?
Autor: Mick (---.play-internet.pl)
Data:   2018-05-02 19:56

Cześć ponownie,

Prawdopodobnie nauczył się żyć konsumpcją więc konsumuje wszystko co jest możliwe. Telewizja krzyczy, internet i radio także - konsumuj człowieku więc tak i on postępuje. Wygląda na to, że zupełnie się zatracił i stawia głównie na doznania tego świata. Spróbuj dać mu czas, być może sparzy się raz, drugi, trzeci, aż w końcu dojdzie do wniosku, że wcale z Tobą nie było źle, problem tylko, że na to potrzeba czasu. Stwierdzenie nieważności małżeństwa nie jest dobrym rozwiązaniem.
Myślę, że najgorzej jeżeli Ciebie traktował instrumentalnie o czym mogą świadczyć przelotne znajomości po rozstaniu. Na tę chwilę widać, że wiara i Bóg nie mają dla niego większego znaczenia ale sytuacja może się zmienić...
Ufaj i trzymaj się przykazań w tym trudnym czasie.
Małżeństwo nie jest jak nowe auto, nowy telefon lub laptop. Problem w tym, że za mało osób to rozumie. Grzech wydaje się być tak atrakcyjny, że niektórzy zupełnie się zatracają i zapominają o prawdzie. Myślę,że On w najlepszym wypadku potrzebuje czasu, jeśli dasz mu czas wszystko może się zmienić.

W PS jest napisane: "Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją i będą dwoje jednym ciałem” (Ef 5,31)

Złu zależy żeby ludzie stawali się jednym ciałem bez przysięgi bo wtedy zło może działać bez ograniczeń (wynika z tego że wystawiliście się na działanie zła przy tym małżonek nie nauczył się kochać bo zwyczajnie nie miał jak do tego dorosnąć). Jest jeszcze jedna sprawa, zło uwielbia wszystko małpować i odwracać. Jeśli Bóg ustanowił przysięgę to ono będzie robiło wszystko żeby odwrócić wszystko do góry nogami i tego właśnie niestety doświadczasz.

Pozdrawiam

 Re: Rozwód i rozstanie. Czy możliwy powrót?
Autor: Estera (---.165.kosman.pl)
Data:   2018-05-02 20:31

Perło, najpierw terapia dla ofiar przemocy i nauczenie się komunikacji, a dopiero potem zastanawianie się co dalej.

Mick, myślę, że mylisz pojęcia: rozwód i stwierdzenie nieważności. Piszesz: "Stwierdzenie nieważności małżeństwa nie jest dobrym rozwiązaniem".
Stwierdzenie nieważności oznacza, że małżeństwo nigdy nie zaistniało, czyli że de facto nie było przysięgi małżeńskiej, mimo, że została wypowiedziana.
Inna sprawa, że małżeństwo uważa się zawarte ważnie dopóki sąd nie wyda wyroku że nigdy nie zostało zawarte.

 Re: Rozwód i rozstanie. Czy możliwy powrót?
Autor: Perła (---.play-internet.pl)
Data:   2018-05-02 20:38

Właśnie tego się też obawiam, że traktował mnie calkowicie instrumentalnie (są też inne sytuację, które o tym świadczą). Ale czy człowiek, który od maleńkości wychował się bez Boga jest w stanie patrzeć na drugiego człowieka inaczej? Taka prawda. Wszyscy podpowiadają mi daj sobie spokój jesteś młoda. Ale po takim zwrocie akcji już nie potrafię tak zamknąć tego rozdziału. Sluchaj czy możesz podać literalne argumenty dlaczego uważasz, tak jak ja, że mimo wszystko w tej sytuacji stwierdzenie nieważności nie jest dobrym rozwiązaniem?

 Re: Rozwód i rozstanie. Czy możliwy powrót?
Autor: Perła (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2018-05-02 21:07

Tak masz rację, dużo czytam na ten temat literatury, pracuje nad sobą. Dużo mi dała Nowenna do Matki Bożej Rozwiązującej Węzły. Te zamierzam skorzystać z pomocy fachowca. Też zapowiedziałam mojemu mężowi że jak się zejdziemy zaczynamy od terapii. Masz rację również co do stwierdzenia nieważności chociaż osobiście i prywatnie uważam że to możliwość dana ludziom przez wzgląd na "zatwardziałość serc waszych" a to że malzenstwo nie zaistniało to taki casus ludzki. Uważam że człowiek jest w stanie "korzystać" z sakramentu małżeństwa w każdym czasie o ile otworzy się na jego łaskę. Serio. Na Sycharze jest świadectwo Ani i Andrzeja - malzenstwa które zeszło się po 13 latach od rozwodu. Ania była bliska złożenia wniosku o stwierdzenie nieważności przysięgi, były aż 3 przesłanki (czytałam o tym artykuł na deonie) ale są razem i korzystają z łaski sakramentu małżeństwa. Więc jak ważne choć nieważne?

 Re: Rozwód i rozstanie. Czy możliwy powrót?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2018-05-02 21:19

Odpowiadając na pytanie (zakładam, ostrożnie, że nie było retoryczne):
"Ale czy człowiek, który od maleńkości wychował się bez Boga jest w stanie patrzeć na drugiego człowieka inaczej?' - tj. nieinstrumentalnie?
Tak, może być w stanie szanować innych.
Człowiek, który od maleńkości "wychowywał się bez Boga" - tzn. nikt mu o Panu Bogu nie mówił lub nie mówił mądrze, prawdziwie, nie pokazał, jak dobry jest Bóg - nie jest bynajmniej z definicji skazany na bycie osobą złą, podłą, patrzącą na innych instrumentalnie itp.
Przekreślanie osób w różny sposób niewierzących, przypisywanie im z automatu złych cech jest nieuczciwe, pochopne i niemądre, no i napiszę śmiało: niechrześcijańskie.

 Re: Rozwód i rozstanie. Czy możliwy powrót?
Autor: Mick (---.play-internet.pl)
Data:   2018-06-20 09:29

Małżeństwo może być nieważnie zawarte, ale można z niego uczynić małżeństwo ważne. Tyko trzeba tego chcieć - obie strony muszą chcieć nad sobą pracować. Poza tym w trakcie małżeństwa zaistniały pewne fakty, których nie da się cofnąć. Niestety szukając kogoś nowego będziesz musiała wejść w nowy związek z obciążeniami z tego związku. Nigdy też nie wiadomo jakie obciążenia będą po drugiej stronie?

 Re: Rozwód i rozstanie. Czy możliwy powrót?
Autor: Perła (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2018-07-23 20:20

Dziękuję wszystkim, którzy odpowiedzieli na mój post- w szczególności Mickowi- Twoje odpowiedzi bardzo do mnie trafiają. Niemniej nie wiem co zrobić ze swoim życiem dalej. Mieliśmy z Mężem kontakt jakiś czas temu i było jakby lepiej, Mąż zapewniał o tym, że jest i będzie wierny itd ale teraz znowu nie ma że tak powiem o czym rozmawiać, bo Mąż stwierdził, że kategorycznie nigdy do siebie nie wrócimy, że ten rozwód itd to za dużo. Jest ciężko. Gdybym wiedziała, że Mąż deklaruje wolę pojednania tylko potrzebuje czasu to bym poczekała na niego, a tak... latka lecą, a Mąż nawet nie potrafi się jednoznacznie określić.

 Re: Rozwód i rozstanie. Czy możliwy powrót?
Autor: Perła (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2019-04-06 22:43

Mąż wrócił i chciał odbudować. W między czasie okazało się, że miał wiele przelotnych romansów, i jeden dłuższy jeszcze grubo przed rozwodem a szybko po naszym rozstaniu. Początkowo byłam w stanie mu wybaczyć i byłam dosyć dobrze nastawiona, ale gdzieś tliła się złość, że tak szybko się pocieszył. Że za szybko. Chciałam temat przepracować, wyjaśnić. Mąż nie chciał. W między czasie doszło do wybuchu z mojej strony. Wybuchu pretensji i złości. Mąż zabrał manatki i już odbudowywać nie chce.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: