Autor: Hubert (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2006-03-03 21:20
Dwa lata temu zdiagnozowano u mnie nieuleczlną chorobę. Leczono mnie, ktos sie za mnie modlił, ja tez sie modliłem. Tydzień temu lekarz powiedział, że na to nie jestem chory tylko na co innego i skierował do innego szpitala. Tam po badaniach stwierdzili, że jestem poważnie osłabiony mnóstwem chemii, jakie brałem i tyle. Poczułem, że jestem uzdrowiony. W rodzinie i znajomi kpią, że wyszła na jaw moja hipochondria. Inni uważają, że powinienem wytoczyc sprawe lekarzom, którzy mnie leczyli. Nie ma mowy o cudzie, wszyscy nabrali pewności, że nie byłem chory. Po raz pierwszy od miesięcy dobrze sie czuję. Chciałem komuś w Kościele przedstawić dokumentacje leczenia i poddać się badaniom przez kogoś, kto stwierdzi, czy to cud. Teraz myślę, żeby nikomu o tym już nie mówić i normalnie żyć. Bardzo się cieszę, ale czuję, że jestem z tym sam i wyszedłem na popaprańca. Myślę, o takich chorobach psychicznych, w których ktoś ma objawy, a potem się okazuje, że wcale nie jest chory, tylko ma psychiczne zaburzenia. Chwilami boję się, że okaże się, że jednak jestem chory, bo chwilami jest jednak mi słabo.
|
|