logo
Niedziela, 28 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Problem w narzeczenstwie.
Autor: Pawel (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-04-20 12:48

Dzien dobry

Jestesmy narzeczenstwem. Oboje jestesmy katolikami, jednak nieco inaczej wychowanymi i nieco innej "glebi" duchowej.

Narzeczona wczuwa sie w liturgie, ceni sobie rozwoj duchowy, lubi brac udzial w obrzedach.

W mojej rodzinie, praktycznie nigdy nie uczestniczlismy w liturgiach w.czw, w.soboty, czasem w w.pt. Rodzice zawsze mowili, ze sa to liturgie nieobowiazkowe.

Ona zawsze w swojej rodzinie, na tego typu liturgie uczeszczala.

Z powyzszego wynikaja teraz sytuacje, w ktorych narzeczona jest zszokowana, gdy powiem, ze w zasadzie nie czuje potrzeby pojscia w wielka sobote na liturgie.

Narzeczona zaczyna stawiac warunki, mowi, ze nie wyobraza sobie jak moglibysmy nie chodzic, lub ze mialaby chodzic sama. Obawia sie tez, ze bede dawal inny przyklad dzieciom, zniechecal ich do liturgii poza swietami i dniami obowiazkowymi.

Gdy ide do kosciola, za jej na mowa, mowie tutaj o tych dniach nieobowiazkowych, wyzwalaja sie we mnie uczucia negatywne w strefie religii. Czuje, ze uczestnicze w obrzedzie, ktory byc moze nie wzbudza we mnie tego, co powinien. Ogolnie srednio reaguje na wszystko "ponad" obowiazkowe. Nie lubie celebracji koscielnej. Bardziej "czuje" duchowo na standardowych mszach, ubogich w spiewy, i inne celebracje.

Czuje sie zle, poniewaz nie widze nic zlego w swoim podejsciu. Uwazam to bardziej za preferencje - ktos moze lubic obrzedy, spiewy itp.. - ktos moze oczekiwac w kosciele czegos innego.

Mysle, ze calosc wywodzi, sie z wychowania, moze charakteru.

W mojej glowie pojawily sie troche brzydkie mysli i odczucia. Zaczalem sie zastanawiac czy narzeczona nie stawia mnie w obliczu warunkowych uczuc. Gdy wyrazam jej siebie, mowiac, ze nie mam potrzeby uczestnictwa w dodatkowych obrzedach, narzeczona robi sie smutna.

Czy mieliscie podobne rozterki? Jak sobie z tym poradziliscie. Czy uwazacie, ze problem lezy we mnie, czy jednak powinienem przekonywac narzeczona do zaakceptowania moich odczuc.

W tej chwili uczestnicze "bardziej dla niej", i mam niejako konflikt wewnetrzny.

Pozdrawiam

 Re: Problem w narzeczenstwie.
Autor: Lumen_Christi (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-04-20 14:51

Uważam że problem tkwi w Tobie. Zatrzymałeś się w miejscu, zamiast rozwijać się duchowo. Co to za wiara kiedy człowiek czuje się źle w kościele jeśli jest tam częściej niż by chciał? A przecież to jest Dom Boży i w każdym czasie powinno być nam tam dobrze. Ale nie będzie nam tam dobrze jeśli nie kochamy Jezusa...

 Re: Problem w narzeczenstwie.
Autor: lola (62.32.219.---)
Data:   2014-04-20 14:52

Według mnie jesteś egoistą. Wszystko co napisałeś ma formę: "bo ja byłem nauczony", "bo ja czuję", "w mojej głowie", itp.

Oczywiście to kwestie do przedyskutowania i narzeczona nie ma prawa Cię zmuszać do niczego. Byłam wychowana tak jak Ty, ale jak pójdę raz na rok do kościoła w Wielki Czwartek, to żadne negatywne uczucia się we mnie nie budzą. Wręcz przeciwnie, jestem wdzięczna mężowi, że dzięki niemu mogę rozwijać się duchowo.

Myślę, że zakochanej osobie powinno sprawiać przyjemność chodzenie razem do kościoła.

Z rodzicami też się nie całowałeś, ani nie uprawiałeś seksu - i powiesz narzeczonej, że po ślubie nie będziesz z nią tego robił, bo nie byłeś tak wychowany (czytaj: nie robiłeś tego wcześniej)?

Nowa rodzina, którą macie uformować, składa się z Twojej narzeczonej i Ciebie. Nie ma w niej miejsca na wzory "wyniesione z domu", bo żyliście w dwóch innych domach. Tak samo jak narzeczona nie ma prawa Ciebie zmusić, tak, Ty nie możesz jej zabronić niczego, ale jeśli się kochacie, stwórzcie nowy zwyczaj, że oprócz tych celebracji, będziecie się modlić w ciszy - ona będzie zadowolona, i Ty też.

 Re: Problem w narzeczenstwie.
Autor: Kasia (---.bstnma.fios.verizon.net)
Data:   2014-04-20 21:55

Do wiary nie mozna nikogo zmusic i Ty niekoniecznie musisz byc na tym samym etapie duchowym co ona. Moj dawny kiedys narzeczony byl bardzo praktykujacym katolikiem i do tego ogromnie wierzacym a ja wtedy nie i denerwowalam sie wtedy jak mnie zmuszal do swoich przekonann religijnych bo to tak nie dziala. Tylko zniecheca. Z narzeczenstwa nic nie wyszlo. Rozstalismy sie. 10 lat pozniej jestem nowa osoba, doszlam do glebokiej wiary i wiem ze on byl poczatkiem tej drogi duchowej. On mnie doprowadzil do Boga. Wtedy tego nie rozumialam. Szczere rozmowy sa potrzebne w tym zakresie ale rowniez wiele zrozumienia. Ja ja rozumiem. Dla niej Kosciol jest bardzo wazny i chcialaby swoja milosc do Boga dzielic ze swoim przyszlym mezem. Religia jest bardzo waznym aspektem zycia rodzinnego. Jezeli Wasze poglady sie roznia to obydwoje sie powinniscie zastanowic nad tym czy takie malzenstwo ma sens. Mam podobne poglady do Twojej narzeczonej. Cierpialabym bardzo gdyby moj maz nie chcial uczesticzyc ze mna w Liturgii i byl daleko od Boga.

 Re: Problem w narzeczenstwie.
Autor: Ewa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-04-20 22:44

Z jednej strony cię rozumiem. Nie powinno się nikogo zmuszać do modlitwy. Nawet Bóg zostawia człowiekowi wybór. Ale spróbuj może zastanowić się, czy te obowiązkowe modlitwy, niedzielne msze, w których uczestniczysz, nie traktujesz jako czasem przykrego obowiązku do odhaczenia? Czy modlisz się ze względu na Boga? Czy starasz się coraz lepiej Go poznawać, aby bardziej kochać? Dodatkowe modlitwy stałyby się dla ciebie sensowne, gdybyś na przykład przeczytał sobie wcześniej ewangelię na dany dzień i pozastanawiał się nad nią. Możesz przeczytać jakieś opracowania, to będziesz miał nad czym myśleć. Modlitwa zawsze przynosi duchowe owoce, to nie jest czas stracony. Spójrz na to od tej strony.

 Re: Problem w narzeczenstwie.
Autor: Paweł (---.e-wro.net.pl)
Data:   2014-04-20 22:47

Praktyki religijne (z wyjątkiem tego do czego zobowiązuje Kościół, np. niedzielna Eucharystia, codzienna modlitwa itp.) są ważne, ale nie najważniejsze. Najważniejsza jest żywa relacja z Jezusem, relacja w której będziesz widział Jego miłość do Ciebie, będziesz Go kochał i jednym z wyrazów tej miłości będą dodatkowe nabożeństwa czy bardziej uroczysta liturgia. O taką relację się módl i proś żonę aby Ona o to się modliła. Wybierz się również na kurs Nowe Życie, który pomoże Ci w tym.

Po za tym to że się zmusisz do jakiegoś nabożeństwa jest miłe dla Boga jeśli idziesz tam dla Niego a nie dlatego że narzeczona się wścieka, On nie oczekuje od Ciebie emocji, ale decyzji. Nie mówię też żebyś od razu chodził na wszystko na co tylko się da bo to może skończyć się szybkim i skutecznym zniechęceniem, powoli ale w dobrą stronę.

 Re: Problem w narzeczenstwie.
Autor: Marzena (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2014-04-20 23:53

Mój mąż (od 11 lat) też bardziej uczestniczy (choć nie zawsze, ale stara się) dla mnie i dzieci. I wiesz co? Gdyby nie jego "poświęcenie" z pewnością nasze dzieci nie miałyby takiego podejścia do wiary, jakie mają. Tak to jest w rodzinie, że nie robi się już rzeczy tylko wg swojego uznania, ale to, co dobre dla całej rodziny, przy czym tu całość jest ważniejsza niż jednostka. I chociaż to ja jestem ta bardzie "zaawansowana" w naszej dwójce, to też ja częściej miewam różne rozterki duchowe, o których na szczęście mogę z mężem porozmawiać.
Myślę, że w waszym przypadku chodzi o to, że Twoja narzeczona jest bliżej Boga, czerpie z obrzędów siłę, a Ty tego nie rozumiesz, bo ich tak naprawdę nie znasz.
Zastanawiasz się, czy problem leży w Tobie. Ale ile jest tak naprawdę tych nieobowiązkowych liturgii w ciągu roku? Środa Popielcowa, Wielki Czwartek, Piątek, Sobota i kilka innych. Czy to naprawdę w skali roku tak wiele czasu, że nie możesz go "poświęcić dla dobra sprawy"? Zastanów się, bo Twoja narzeczona przeżywa podczas nich radosną relację z Bogiem i pragnie, byś był tam z nią, zależy jej na Twej obecności.
Jak mówiła moja babcia, Kościół jeszcze nikogo nie zepsuł. A może i Ty kiedyś coś zyskasz w sensie wiary dzięki tym liturgiom? Może nie dziś ani jutro, może za 10 albo 30 lat. A nawet gdyby miało to tyle trwać, narzeczona (a w przyszłości żona) z pewnością doceni Twoja postawę.
"Ogólnie średnio reaguję na wszystko "ponad" obowiązkowe." Czy w innych sferach życia też zaspokajasz się minimum?
Usłyszałam kiedyś takie zdanie, że po ślubie dwoje ludzi staje się jednym, pytanie którym. Jeśli upodobnisz się do narzeczonej, masz szansę ubogacić swoje (i waszych dzieci) życie duchowe (a przez to też to ziemskie), jeśli jednak ona stanie się podobna Tobie (znam to na przykładzie z mojej rodziny) coś w niej zginie i będzie miała o to do Ciebie żal.
Drogi Pawle, życzę Tobie (a właściwie Wam) tego pierwszego :)

 Re: Problem w narzeczenstwie.
Autor: orelka (---.merinet.pl)
Data:   2014-04-20 23:58

To co nie jest obowiązkowe - to jasne.
Ale z drugiej strony - odchodząc od problemu obowiązkowości - udział w Triduum jest ważny dla Twojej narzeczonej. Być może ważne jest również dla niej, byś w tym szczególnym dla niej momencie był przy niej.
Nie wiem tego oczywiście, więc to kwestia do przegadania między wami. Ale wydaje mi się, że miłość między innymi wiąże się z tym, że czasem robi się coś nie dlatego, że się ma na to ochotę, ale dlatego, że to jest ważne dla tej drugiej osoby.

 Re: Problem w narzeczenstwie.
Autor: Paweł (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-04-21 01:55

Dziękuję za wypowiedzi. Pomocne i przerywające błędne pętle w moim mózgu.

 Re: Problem w narzeczenstwie.
Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-04-21 16:35

Cienko to wygląda, taki obustronny brak poświęcenia. W małżeństwie spotykają się ludzie z różnych domów, z różnymi tradycjami, z różnymi nawykami. Przy takim podejściu, nawet jeśli ustąpisz w kwestii liturgii, będzie milion kłopotów na innych polach. Bo u Ciebie na Wigilię był barszcz, a u niej grzybowa. U Ciebie na Wielkanoc pisanki wrzucało się do barszczu, u niej jadło osobno, a o barszczu nikt nie słyszał. I tak dalej. W momencie zawarcia małżeństwa obie strony muszą zostawić swoje "a u mnie zawsze", bo od tego momentu jest granica, za którą zaczyna się budować nową, wspólną tradycję. I nie zgodzę się z twierdzeniem, że Kościół nikogo nie zepsuł. Pobożność może być także pokusą, pokusą ucieczki od obowiązków. W kościele można się oddawać przyjemnym duchowym uniesieniom, a w domu dzieci wrzeszczą, gary brudne i mąż ma pretensje o wszystko. Narzeczona powinna zrozumieć, że obowiązki i przywileje małżonki są inne niż obowiązki i przywileje panny. Zmieniając stan, trzeba się z tym pogodzić. Małe dzieci chodzą spać ok. 19:00, jak narzeczona wyobraża sobie ciąganie niemowlaka czy przedszkolaka na trzygodzinną liturgię, która kończy się ok. 23:00? Nawet uczeń młodszych klas podstawówki nie wytrzyma trzech godzin w tłumie w Wielką Sobotę. Pod maską pobożności też potrafi się ukryć egoizm. A już na pewno jest nim tupanie nogą i ciągnięcie w swoją stronę bez liczenia się z narzeczonym (to samo zresztą dotyczy Ciebie), więc kwestia Triduum to tylko wierzchołek góry lodowej problemów, z jakimi się zetkniecie. Musicie się nauczyć dochodzić do porozumienia, jeśli Wasze małżeństwo ma przetrwać (i jeśli w ogóle do niego ma dojść, bo sama organizacja ślubu potrafi śmiertelnie skłócić narzeczonych).

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: