logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Niepotrzebnie poukładałam sobie w głowie naszą przyszłość?
Autor: Katarzyna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-08-01 22:20

Nie wiem czy tutaj uzyskam odpowiedź, ale potrzebuję jej bardzo. Wcześniej jednak w skrócie opiszę sytuację.. bo myślę ,że to dość niezwykła historia dwojga ludzi.
Znamy się ze szkoły pdstawowej, On był klasę wyżej. Wszystko zaczęło się ,kiedy ja byłam w 7 klasie. Ja po uszy zakochana ,skrycie oczywiście. On zorientował się dopiero tuż przed odejściem ze szkoły. On poszedł do miejscowego liceum, ja do liceum w sąsiednim mieście. Aż do studiów kontak nasz się urwał. Na studiach spotkaliśmy się i to w jednej grupie. Zaskoczenie, potem nadzieja, a na końcu rozczarowanie, o okazało się ,że moja dawna niespełniona miłość ma od kilku miesięcy żonę i właśnie urodził się Jemu syn. Oboje wiedzieliśmy, że musimy poprzestać wyłącznie na koleżeństwie, chociaż gdzieś w tle tego wszystkiego wyczuwało się niezwykłe napięcie emocjonalne. Któregoś dnia On zniknął ze studiów, nagle ,bez uprzedzenia. Czas mijał, a ja potem próbowąłam sobie ułożyć życie z komś innym, ale i tak nic z tego nie wyszło. Wyjechałam bardzo daleko, wróciłam po kolejnym nieudanym związku z dzieckiem do rodzinnego miasta po 12 latach.
Dzisiaj synek ma 6 lat i życie zaskakuje mnie kolejną niespodzianką... po 20 latach spotykam ponownie swoją miłość z podstawówki, ale już jako człowieka wolnego, bo po rozwodzie i też po 20 latach dowiaduję się, że Jego małżenstwo nie przetrwało, że On całe te lata o mnie myślał, myślał o mnie nawet dzień przed ślubem, do którego rodzina Go zmusiła. Jak to opisywał przez te wszystkie lata byłam jego skrytą nadzieją na normalne, bezpieczne życie i stabilizację uczuciową, kojarzyłam się Jemu zawsze z ciepłem, uczuciami...
Tak się cieszyliśmy tym spotkaniem, że zaczęliśmy się spotykać, uznaliśmy to za przeznaczenie i za znak od Boga, że jednak powinniśmy być razem, ale z biegiem czasu dowiadywałam się coraz to ciekawszych rzeczy o Jego życiu i tego ,co przeszedł. Na szczęście dowiadywałam się tego od Niego, bardzo dużo ze sobą rozmawialiśmy i bardzo szczerze, zaufaliśmy sobie nawzajem. Okazuje się, że moja miłość ma za sobą próbę samobójczą ,walczy z depresjami i jest trzeźwym alkoholikiem. Rozmawialiśmy o tym przez trzy godziny, słuchałam, niedowierzałam, bo to zawsze był taki poukładany chłopak, zakochany w sporcie, dobry uczeń... z dobrej rodziny. Widziałm jak trudno było Jemu o tym wszystkim mówić, bo to przecież trzeba miec odwagę, by w takich szczegółach komuś o tym opowiadać nie mając pojęcia jak ta druga osoba może zareagować. Kiedy skończył mówić wiedziałm już, że mimo wszystko nie zostawię Go z tym, że nadal chcę Go poznawać, być z Nim ,wspierać Go ... i zostałam modląc się każdego dnia o wsparcie od Boga w tym wszystkim, by dał nam szansę, by nas nie rozdzielał kolejny raz, by nas sobie nawzajem znowu nie zabrał. Wszystko szło ku dobremu i do przodu, On chodzi cały czas na terapię, uprawia czynnie sport, ale rzadko się widzieliśmy, bo nadal mieszkamy w sąsiednich miastach, więc kiedy przychodził moment ,kiedy wpadał w kolejną depresję byłam zła na to,że nie robimy nic, y być na codzien bliżej siebie, by mogła Jemu pomagać, twierdził, ze już sama moja obecnoś w Jego życiu bardzo Jemu pomaga, ale ja ciągle uznawałąm, ze to za mało, że skoro aż tyle lat na siebie czekaliśmy to nie musimy z niczym już czekać, bo przecież i nie mamy już 20 lat ,a oboje jesteśmy juz po 40 ce. I niby zaczął coś z tym robić, planował wspólne wyjazdy, pomieszkiwania, a nawet oglądanie mieszkań, ale nic z tego się nie spełniało ,bo zawsze coś nam plany krzyżowało. Więc ja zaczęłam się naprawdę martwić o nasze relacje ,bo On jak miał złe dni to mi znikał na trzy dni, nie dzwonił, nie pisał, a zawsze robił to codziennie, wiec się martwiłąm. Ostatnie tygodnie były naprawdę niepokojące, a ja przeczuwałm, że coś się dzieje i dobrze przeczuwałam, bo na kolejnym spotkaniu, które już sama ustaliłam, bo po prostu pojechałąm do Niego... usłyszałąm, ze On jednak woli być sam, bo sam ze sobą dobrze się czuje, bo nie chce mnie obarczać swoimi problemami, bo widzi jak cierpię przez Niego, że w koncu On nie może Jego zdaniem czegokolwiek budować nie mając stałej pracy, stałych dochodów, stałego miejsca zamieszkania (po powrocie z ośrodka zamieszkał u rodziców), a do tego tyle problemów, że jako mężczyzna źle się z tym czuje, bo nie jest w stanie mi nic zapewnić na tym etapie. Nie pomogły tłumaczenia, że ja tego wszystkiego nie potrzebuję od razu, by z Nim być, że kocham Go bardzo, że sobie poradzimy itd. Powiedział, że nie znika mi z życia, ale chce być sam i poukłądać sobie to wszystko, a my powinniśmy zacząć naszą znajomość od początku jako Przyjaciele najpierw ,poznać sie lepiej, a potem coś budować ,jeśli okaże się, że jest nam jednak po drodze, On nie wyklucza niczego między nami, ale chce być sam teraz ,bo ja burzę ten Jego porządek ustalony terapiami ,sportem... jak twierdzi zjawiłam się w Jego życiu w badzo dziwnym momencie ,ze On nie radzi sobie z emocjami, że przez ta Jego chorobę obawia się ciągych kłótni między nami, że to nas właśnie rozdzieli.
Bardzo źle to zniosłąm i znosze do dzisiaj. A tak bardzo się o Nas modliłam, by Bóg dał nam szansę, by mi Go nie zabierał znowu z życia, a jednak zabrał. Ciężko mi z tym, bo zdążyłam Go naprawdę pokochać, moje dziecko również widziało w Nim swojego nowego Tatę, Czuję się jak w jakiejśc próżni, bo On ciągle jest, rozmawiamy o tej Jego decyzji, interesuje się mną i moim stanem emocjonalnym, martwi się,że tak cierpię, wziął całą winę na siebie za to wszystko i ciagle prosi, żebym to ja dąła Nam szansę i pozwoliła na to, co On proponuje czyli zaczęcie od Przyjaźni, która pozwoli nam zdecydować co dalej. Strasznie to dla mnie zniezrozumiałe, bo tak bardzo za sobą byliśmy na początku ,nikt mnie traktował nigdy tak jak On, nikt mnie tak nie kochał, czułam to, czułam się kochana, a tu nagla takie coś i tylko dlatego, że nieche ,bym cierpiała z powodu Jego problemów i choroby.
Dlaczego ludzie podejmują takie decyzje, kiedy wiedzą, ze są potrzebni drugiej osobie, że są kochani przez ta osobę i druga osoba zaakceptowałą to, z czym walczy i będzie pewnie walczył do końca życia. Byłam gotowa na to wszystko, bo Go kocham, a skoro kocham Jego to i Jego wszelkie ułomności i niepowodzenia. Nigdy nie oceniałam Go z tego powodu, po prostu bez zastanowienia zaakceptowałam to wszystko uznając, ze to teraz będzie po prostu część naszego życia, a ten mi nagle o ty, że ja niepotrzebnie tak szybko sobie w głowie poukłądałąm to naszą przyszłość, że On nie myślał o tym chyba jak ja, ale przeciez wszystko, co robił wąśnie o tym świadczyło, wspólne wyjazdy, nawet zaproponowął wyjazd do Australii RAZEM jako para, było wiele rzeczy, które mi mówiły tylko jedno, że On też chce być ze mną i chce naszej wspólnej przyszłości, a tu tak przykra niespodzianka mnie spotkała z Jego strony. Przykra to mało powiedziane,ja po prostu jestem załamana, nie jestem w stanie na niczym się skupić, trudno mi żyć, pracowąc i funkcjonować, nie radzę sobie z tym Jego odejściem mimo, że nadal ze sobą rozmawiamy, nie unikamy siebie, będziemy się widywać, ale jako Przyjaciele.. nie wiem czy to w ogóle możliwe, a może to i dobrze z drugiej strony, bo to będzie czas na podjęcie właściwych decyzji. Nie wiem ,mam tysiće myśli, ciągle płaczę, nie mogę spać, ja się snuję po swoim życiu ,a nie żyję. Rozpacz jest ogromna, a niezrozumienie takiego planu Boga wobec Nas jeszcze większe, przyszło też zwątpienie czy w ogóle Bóg mnie słuchał, iedy się do Niego modliłam, a modląc się nawet płakałam w Kościele. Jestem osobą wierzącą, On również, więc tym bardziej nie rozumiem dlaczego Bóg nas tak postanowił znowu rozdzielić i tak boleśnie nas oboje doświadcza mimo, że już tyle lat się na siebie naczekaliśmy i oboje tyle już prześliśmy. Może jest tu ktoś kto będzie mi umiał to wtłumaczyć i coś doradzić, bo mam wrażenie ,ze ja już nic nie wiem i nie potrafię już z tego wszystkiego logicznie myśleć, bo nie potrafię się z tym wszytkim pogodzić, a nawet nie chcę. Co gorsze i dziwniejsze On twierdzi, że nie musze ukrywać swoich uczuć do Niego... sama nie wiem o co w tym wszystkicm chodzi... Czy naprawdę On po prostu nie chce być ze mną czy rzeczywiście jest w stanie poświęcić swoje uczucia ukrywając je ,by odejśc ,bo mnie może tylko ranić jak mówi, a dotrzeć do Jego uczuć jest naprawdę trudno, ma ogromne problemy z ich wyrażaniem i mówieniem o Nich....Pomóżcie, bo jest mi z tym tak źle, że aż się boję swoich własnych myśli chwilami. Co mogłabym zrobić, by Go przekonać do tego, że jednak możemy być razem teraz, a nie za pół roku czy rok aż On się z tych swoich problemów podniesie. Czy rzeczwiście może Bóg ma jakiś konkretny plan wobec nas i to ,co się dzieje terza to Jego część..Pomóżcie chociaż radą.

 Re: Niepotrzebnie poukładałam sobie w głowie naszą przyszłość?
Autor: G_JP (15) (---.nycmny.fios.verizon.net)
Data:   2014-08-04 23:21

Czy u Was jest tak, że Ty jesteś panną z dzieckiem, a Twój przyjaciel jest nadal w sakramentalnym związku małżeńskim, czy też Wasza sytuacja jest inna niż odagduję z Twojego wpisu?

 Re: Niepotrzebnie poukładałam sobie w głowie naszą przyszłość?
Autor: Sowa Przemądrzała ;) (---.ssp.dialog.net.pl)
Data:   2014-08-04 23:48

Wiem, że bardzo cierpisz, ale na własne życzenie. Jak można wiązać się z żonatym mężczyzną i jeszcze mieć pretensje do Boga, że nie ułatwia Wam tego?

 Re: Niepotrzebnie poukładałam sobie w głowie naszą przyszłość?
Autor: Maggy (---.dynamic.vectranet.pl)
Data:   2014-08-05 00:54

A on jest mężem jakiejś kobiety? I Ty się modlisz żebyście byli razem? Sorry, ale na czym tu budować? Co budować? Bo chyba nie małżeństwo, które Bóg pobłogosławi, a jeśli nie pobłogosławi, to co to będzie za związek? Facet już powiedział kobiecie sakramentalne "tak" i kim był wtedy mówiąc to "tak" a myśląc o Tobie? Chciałabyś być na miejscu tamtej kobiety? Chciałabyś żeby i Tobie ktoś taki numer w życiu wywinął? Popatrz szerzej na tego człowieka, w prawdzie. Masz obok siebie faceta z dużo większymi problemami, niż Ci się wydaje, co zresztą teraz zaczęłaś sama na własnej skórze doświadczać, Katarzyno. Pamiętaj, że nie jesteś sama, że jest jeszcze Twoje dziecko i uważaj na to jak wybierasz w życiu, co wybierasz, żeby czasem bardziej to dziecko swoje nie poranić. Nie radzę wchodzić w związek z mężczyzną, który nie jest Twój tylko jest mężem jakiejś innej kobiety, choćby nawet kobiety, która jest trzysta mil od was w sensie fizycznym i dwa tysiące mil w sensie uczuciowym dla swojego męża. Jeśli budować coś to tylko na Skale - na Bogu, bo jak na piachu się zbuduje to domek padnie prędzej niż później, a boleć będzie dużo bardziej niż teraz. Ale ja i tak wiem, że wybierzesz w samotności tego mężczyznę, więc liczę tylko na to, że Pan Bóg tak to wszystko poukłada, że Cię sam z tej relacji uratuje bez nawet Twojej zgody. Tego Ci życzę z całego serca.

 Re: Niepotrzebnie poukładałam sobie w głowie naszą przyszłość?
Autor: ja (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2014-08-05 01:55

Zagmatwane to wszystko. Zadaj sobie jednak szczere pytanie, czy ta historia nie jest taka pogmatwana dlatego, że zarówno Ty jak i on jesteście pogubieni życiowo, emocjonalnie. Podchodzisz do tego problemu w bardzo subiektywny sposób, co jest po części zrozumiałe - bo oto nagle po długich latach kryzysu pojawia się facet do którego kiedyś czułaś sympatię, miłość - motylki w brzuchu. Mężczyzna ten kojarzył ci się z siłą i odpowiedzialnością, ale na podstawie jego zachowania można powiedzieć, że widocznie taki nie był i nadal nie jest. Tak naprawdę jego wahania, brak zdecydowania to poważna sprawa, on moim zdaniem nie dorósł do roli mężczyzny, męża, partnera, ojca. Tak zwlekać może jeszcze dziecko, nastolatek, ale dorosły facet powinien raczej wiedzieć czego chce. A on - sama widzisz - non stop zmienia zdanie, daje ci nadzieje po czym niszczy to co sam zbudował. Powiedz sobie szczerze - po co ci to, po co masz za nim iść, czy nie za długo trwa ta gra, to pożegnanie swoich niespełnionych nadziei. Ja rozumiem, że wiek robi swoje, że z czasem człowiek czuje większą presje i ma mniej sił aby zacząć od nowa. No ale nie jesteś jeszcze przecież taka stara. Tak poza tym nie mieszaj w to wszystko Boga, bo tak naprawdę nie jesteśmy w stanie tu na ziemi bezbłędnie rozpoznać jakie to działanie Boga w naszym życiu dokładnie jest. Masz natomiast rozum, intuicje i sumienie i tym się kieruj. Tak możesz odczytać najpewniej co jest na tym etapie dla ciebie najlepsze. A nie warto poszukać sobie jeszcze innego kandydata na męża, bardziej zdecydowanego, zaradnego. Zapewniam Cię, że w Twoim wieku są jeszcze odpowiedni Panowie. Trzeba szukać w odpowiednich miejscach, polecam np. biuro matrymonialne - w Warszawie mają oni pełno ofert panów z kraju i zagranicy. Po co masz mieć przy sobie kolejne dziecko, mężczyznę, który nie potrafi ci dać wsparcia, który nawet nie wie czy chce z Tobą być, zamieszkać wspólnie, wspierać Cię. Ja ostatnio też przeżywam kryzys miłosny. Polecam Ci odsłuchanie pewnych niesamowitych piosenek zespołu roxette. Jedna z tych piosenek nosi tytuł "Never is a long time" - "nigdy to bardzo długo". I mam wrażenie, że po części jest ona o was. Ale oczywiście decyzja i interpretacja należy jednak do Ciebie. Ja też nie wiem i myślę, ze nikt z nas nie wie co masz zrobić. Byłoby to szaleństwo, bo my nie jesteśmy w takiej sytuacji co ty. Możemy jedynie przedstawić swój punkt widzenia, a Ty możesz się nad tym zastanowić i wybrać, to co jest bliższe Twemu sercu.

Wklejam Ci przetłumaczony tekst piosenki oraz adres gdzie możesz jej odsłuchać.

https://www.youtube.com/watch?v=DPblBARyRyw

Tworzysz by zaraz potem to zniszczyć
Z jakiego powodu miałabym iść za Tobą?
Odarłeś z dźwięków piosenkę
Porzuciłeś historię jaką napisałam dla Ciebie
A czułe anioły płaczą i pochylają twarz w bezruchu gwiazd

Twoje "nigdy" przetrwa nas, więc good-bye
Nie usłyszą odpowiedzi ci, którzy pytają
W pożegnaniu tak długi czas
I żadnej litości dla cierpiących w bólu
Mija czas ale dla zapomnianych nie dostrzegam nadziei
"Nigdy" może trwać wieki, więc żegnaj
Spędźmy jeszcze tę noc gdy sen skończy się

Czasami się śmiejesz
A czasami płaczesz
Tak, rozpaczałam nad Tobą
Zostawiłeś mnie ślepą w raju
Zostawiłeś mnie wygłodniałą twojego dotyku
Teraz śnieżno białe anioły biegną i w ciemnościach nocy kryją się

 Re: Niepotrzebnie poukładałam sobie w głowie naszą przyszłość?
Autor: Maryla (---.dsl.bell.ca)
Data:   2014-08-05 04:18

Kochana Kasiu. Piszesz ze twoj ukochany jest juz wolnym czlowiekiem, bo wzial rozwod. A jaki mial slub? Koscielny? Jezeli mial slub koscielny, to on nie jest wolnym czlowiekiem. Moze dlatego Pan Bog nie wysluchuje twoich modlow. Po przeczytaniu twoich zwierzen, wnioskuje ze jestes nieszczesliwie zakochana w czlowieku bez wzajemnosci. Masz racje, piszac, ze wszystko sobie poukladalas w swojej glowie. Nie wiem nawet czy nie probuje cie finansowo wykorzystac (moge sie mylic). Nic nie piszesz o swoim dziecku, widzisz tylko te milosc do mezczyzny, i ta milosc jest taka, jak przytrafia sie nastolatkom. Stan twardo na ziemi. Masz dla kogo zyc. Daj sobie spokoj z tym czlowiekiem, zajmij sie swoim dzieckiem, ktore potrzebuje matki (pamietaj ze dziecko tez to widzi ta twoja rozpacz). Modl sie do Boga nie o polaczenie z nim, ale o pokierowanie ciebie, twoim zyciem dla twojego dziecka i dla ciebie. Jak poddasz sie woli Bozej, to na moze znajdzie sie jakis 'krolewicz', ktory wezmie ciebie, taka jaka jestes, i twoje dziecko. Taki, ktory bedzie wiedzial czego chce.

 Re: Niepotrzebnie poukładałam sobie w głowie naszą przyszłość?
Autor: Monika (---.dynamic.dsl.as9105.com)
Data:   2014-08-05 20:42

Kasiu, nie można wracać do miłostek z przeszłości. Staram się Ciebie zrozumieć i widzę, ze tęsknisz za miłością. Jednak odpuść sobie i staraj się zapomnieć o tym mężczyźnie. Może właśnie wrócił do rodziców i żona wzięła z nim rozwód z powodu jego problemów. Możesz być jego przyjaciółką i czasami go wysłuchać. Jak będzie zdrowy może okazać się, że wróci do żony. To bolesne, ale prawdziwe. Napisałaś, że ma syna. Pomyśl o tym. I pamiętaj o swoim synku.

Ostatnio też napisałam mejla dla zabawy do jednego mężczyzny. Dziwne, że mi odpisał. Zrodziła się w mojej głowie jakaś dziwna nadzieja. Po wielkiej walce wewnętrznej wiem, że On ma swoje życie ja swoje i jakiś porządek musi być. Też tęsknię za miłością, jednak ufam Panu Bogu. Zdrowieje, a to jest najważniejsze.

 Re: Niepotrzebnie poukładałam sobie w głowie naszą przyszłość?
Autor: Katarzyna (---.play-internet.pl)
Data:   2014-08-08 10:00

Dziękuję wszystkim za odpowiedź, wzięłam sobie to bardzo do serca. Właściwie to każde z Was ma wiele racji, ale też wielu z Was mam wrażenie niedokładnie przeczytało ,co napisałam. ON jest wolnym człowiekiem, więc z czystym sumieniem wchodziłam w ten związek. Powrót Jego żony po 11 latach po rozwodzie nie jest już możliwy, Ona ma już swoje życie i nie rozmawiają ze sobą, bo wiele tych obecnych problemów jest wynikem tego własnie małżeństwa, ale to już odrębna historia.
To nie jest tak ,że ja winię tlko Boga za to, że coś nam nie wychodzi, ale po prostu nie rozumiem tego, że Bóg kolejny raz doświadcza mnie czymś takim. Dlaczego niektórzy spotykają drugiego człowieka i od razu wiadomo, ze będą razem, nic złego się nie dzieje, a inni ciągle mają pod górkę, jak ja .Dlaczego za każdym razem moje uczucia są poddawane takiej bolesnej próbie, dlaczego zawsze coś muszę tracić? Zawsze tracę to, na czym mi zalezy, co kocham. Nie wiem, może według Boga nie zasługuję na nic dobrego, nie zasługuję ani na dobrą miłośc ani na szczęście. Nie wiem czy jest to kwestia nieodpowiedniego wyboru czy czegoś innego, ale jest mi z tym w życiu bardzo źle, bo chcę kochać kogoś, kocham, a nie jest mi to dane, by się spełniać w tej miłości do drugiego człowieka. Czasem mam wrażenie jakbym musiała wciąż płacić za coś swoim szczęściem. Tylko za co? Czym sobie na to zasłużyłam? Nie wiem.
Co do mojego obecnego związku... to fakt, może nie będzie łatwo z kimś takim ukłądać sobie życie, ale całą swoją duszą i sercem czuję, że nie mogę zrezygnować, że nie mogę Go tak zostawić i nie jest to poświęcenie, a miłość, jestem naprawdę świadoma tego, co czuję, co mnie czeka i z kim. Oczywiście jest wiele osób z mojego otoczenia, które mi odradzają taki związek z chorym człowiekiem, ale co by było gdybyśmy za każdym razem kogoś skreślali ,bo jest chory? Czy tak powinniśmy postępować? Ja wiem, że On to robi dla mojego dobra, bo widzi jak mi jest trudno, ale teraz jest jeszcze trudniej, kiedy niby jest, a Go nie ma.
Tak naprawdę to chciałam tylko wiedzieć czy jest sens dalej się modlić o ten związek skoro tyle przeszkód się pojawiło, a może właśnie dlatego, że jest tak trudno to trzeba dalej o to walczyć, nie poddawać się, może powinnam, właściwie to czuję, że powinam, że chcę. Właściwie dlaczego miałabym rezygnować? Dlaczego mam to przekreślić ,kiedy On nawet wczoraj powiedział, że nie skreśla nas, po prostu porzebuje czasu, by sobie to poukładać, przestraszył się tych wszystkich uczuć ,związku, ma tak złe doświadczenia za sobą, że nie wierzył, ze jeszcze ktoś może tak Go kochać i akceptować jakim jest, broni się przed tym z lęku, by znowu się nie zawieść.. po prostu najzwyklejsza ucieczka, każdy tak chociaż raz w życiu uciekał przed czymś... a ja wierzę w nas bardzo mocno, jest między nami bardzo silna więź duchowa, to się czuje bardzo mocno, nawet teraz ,kiedy rozmawiamy ze sobą i mimo, że chwilowo niby nie jestesmy razem jak byliśmy niedawno to nie umiemy przestać ze sobą rozmawiać i kontaktować się ze sobą. Nie wiem, może myślę i piszę bez sensu, ale to wszystko są uczuciai wiem, ze prawdziwe. Wierzę też, że mimo wszystko Bóg nam pomoże mimo, że nas teraz rozdzielił.
Bardzo dziękuję wszystkim za odpowiedzi.

 Re: Niepotrzebnie poukładałam sobie w głowie naszą przyszłość?
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2014-08-08 18:17

"wielu z Was mam wrażenie niedokładnie przeczytało, co napisałam. ON jest wolnym człowiekiem, więc z czystym sumieniem wchodziłam w ten związek. Powrót Jego żony po 11 latach po rozwodzie nie jest już możliwy"

Mam wrażenie jednak, że to Ty niedokładnie czytasz, bo nie odpowiedziałaś na pytanie czy to był związek sakramentalny (czy mieli ślub kościelny). W Kościele nie ma rozwodów. Jeśli mieli ślub kościelny, to przed Bogiem (a więc i dla nas, na katolickim forum) on nadal ma żonę, choćby nigdy do niego nie wróciła. Jeśli sama nie brałaś ślubu kościelnego, to może nie pamiętasz, że przysięga się "że cię nie opuszczę aż do śmierci". Czasem rzeczywiście wspólnie nie da się żyć, ale wtedy (po separacji czy rozwodzie cywilnym) nie wolno wiązać się z nikim innym. Chyba że po śmierci małżonka. Inaczej nie wolno Ci będzie przyjmować sakramentów, będziesz cały czas trwać w grzechu ciężkim.

Nie napisałaś nigdzie, że jesteś niewierząca, za to wielokrotnie odwoływałaś się do Boga (znak od Boga, Bóg pomoże, plan Boga, Bóg wysłucha), stąd odpowiadamy Ci jak katoliczce, którą obowiązują Boże przykazania. Wprawdzie nie napisałaś też, czy Ty brałaś ślub, ale piszesz o "kolejnym nieudanym związku" a ani słowa o rozwodzie, więc to sugeruje, że żyłaś w konkubinacie, a nie w małżeństwie. To też jest ważne.

"Wierzę też, że mimo wszystko Bóg nam pomoże mimo, że nas teraz rozdzielił."
Bóg może pomóc być razem tylko wtedy, gdy wszystko jest po Bożemu, zgodnie z przykazaniami. Wbrew Bogu to pomóc może jedynie szatan. Weź to pod uwagę, bo już wielokrotnie wybrałaś drogę przeciw Bogu, a nie z Bogiem, i widzisz co z tego wyszło. Nie rozpoczyna się życia od zamieszkania z mężczyzną, współżycia i dziecka, ale od ślubu. Mam wrażenie że teraz jesteś gotowa po raz kolejny popełnić ten sam błąd. (Ten planowany wyjazd wspólny do Australii, bez ślubu). Miałaś już złe doświadczenie poprzednich związków i nic Cię to nie nauczyło?

"To nie jest tak ,że ja winię tlko Boga za to, że coś nam nie wychodzi, ale po prostu nie rozumiem tego, że Bóg kolejny raz doświadcza mnie czymś takim".
Sama sobie gotujesz taki los, rozpoczynając związek z mężczyzną od końca, a nie od początku. To nie Bóg Cię doświadcza, ale Ty krzyżujesz po raz kolejny Boga. Ty zabijasz w sobie Boga. Piszesz tak, jakbyś w ogóle nie miała takiej świadomości i nie miała do siebie o to pretensji, jakbyś nie miała wyrzutów sumienia.

"a inni ciągle mają pod górkę, jak ja"
Nie, to nie tak, że masz pod górkę. To Ty sama idziesz "pod górkę" na swoje własne życzenie. I chcesz to zrobić po raz kolejny. A potem za to będziesz winić Boga czy los.

"Oczywiście jest wiele osób z mojego otoczenia, które mi odradzają taki związek z chorym człowiekiem, ale co by było gdybyśmy za każdym razem kogoś skreślali ,bo jest chory?"
Może byłoby mniej nieszczęśliwych dzieci? Mniej skrzywdzonych dzieci? Mniej dzieci zakompleksionych i wchodzących w życie z ranami, które będą lizać przez całe życie? Twoje dziecko i tak już jest skrzywdzone, skoro wychowuje się bez ojca. Chcesz mu dodać bólu? Wbrew pozorom, ten człowiek, chociaż chory, o wiele lepiej to rozumie niż Ty, co może wam zgotować.
Myślisz tylko o swoich uczuciach, a nie myślisz o dobru swojego dziecka. A uczucia - jak już sama doświadczyłaś - mogą bardzo szybko minąć i zostanie tylko krzywda. Nie tylko Twoja krzywda. Po raz kolejny będzie cierpiało niewinne dziecko.

Nawet gdyby rzeczywiście przed Bogiem był wolny, to i tak najpierw musi siebie uporządkować, swoje życie, swoje zniewolenia, a dopiero zawierać ślub. Ale nadal pozostaje pytanie, czy on rzeczywiście jest wolny, czyli - czy miał ślub kościelny, bo unikasz odpowiedzi.

 Re: Niepotrzebnie poukładałam sobie w głowie naszą przyszłość?
Autor: Maggy (---.dynamic.vectranet.pl)
Data:   2014-08-08 19:28

Jak typowa zakochana nastolatka piszesz o tych uczuciach swoich, Katarzyno, tylko problem polega na tym, że Ty tą nastolatką nie jesteś, bo masz 40-tkę, o ile dobrze pamiętam, plus dodatkowo jesteś matką, a to do dojrzałości już zobowiązuje. Widzisz, uczucia nie są niczym złym o ile są dobrze, mądrze kierowane, ale z tego co widzę, w Twoim wypadku to uczucia Tobą kierują, a nie Ty nimi, i jesteś teraz w tym miejscu w którym jesteś. Uczucia potrafią zwieść na manowce, ale wiek i doświadczenie i wiedza za nim idąca powinna nas nauczyć nimi mądrze rozporządzać, a Ty jakbyś stanęła w miejscu. Masz jeszcze coś takiego jak rozum, Katarzyno, i Dziesięć Przykazań Bożych czyli przykazań miłości. Jakbyś się tego mocno trzymała, byłoby dużo mniej bólu. Są takie krzyże w naszym życiu, które wybieramy sami, i Ty taki krzyż właśnie nosisz. Katarzyno. Pora zacząć myśleć jak dojrzały człowiek, nie skupiając się na dogadzaniu swoich uczuć, akurat w tym wypadku do zajętego człowieka (o ile powiedział sakramentalne kiedyś "tak"), uczuć, które mają naturę nietrwałą. Pora skupić się na prawdziwej miłości do siebie i drugiego człowieka, a mam tu na myśli przede wszystkim Twoje dziecko. Twój świat wewnętrzny to jedno wielkie uczucie z kategorii miłosnych, które jest, z tego co widzę, Twoim jedynym odniesieniem, a stąd niedaleka droga do kolejnego rozczarowania i dramatu (nie tylko Twoja ale też i krzywda dziecka), którego zresztą już zaczynasz doświadczać na własnej skórze.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: