logo
Niedziela, 28 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: n_ (---.web.vodafone.de)
Data:   2015-05-24 23:22

Czy są tu osoby, które zaręczyły się, wzięły ślub po 30-ce i zechciałyby się podzielić swoją historią? Byłabym bardzo wdzięczna za poświęcony czas.
Tracę nadzieję i nie rozumiem tego świata. Nie wiem nawet jak opisać to co czuję i w jakiej sytuacji mnie to stawia. Jestem potwornie zmęczona samotnością, bezradnością, wykluczeniem. Koleżanki już dawno po ślubie, rodzą im się dzieci, najstarsze już do pierwszej komunii w tym roku pójdą, a ja ciągle sama. Nikt poważny się mną nigdy nie zainteresował, kilku panów się chciało tylko pobawić i tyle. Latem kolejny ślub w rodzinie, młodszej ode mnie kuzynki, cieszę się jej szczęściem, ale od razu patrzę na siebie i chce mi się płakać. Czym zawiniłam? Nie jestem brzydka, głupia i zła, a mimo to ciągle borykam się z samotnością. Jest mi z tym coraz gorzej, przez ostatnie 2 lata,w akcie desperacji już chyba, skoro normalne kanały zawiodły usilne próbowałam poznać kogoś sensownego przez internet,z marnym skutkiem niestety. Koleżanki straszą,że wszyscy fajni i normalni już dawno zajęci i trudno im odmówić racji w tym wypadku. Nie chcę być sama, lata lecą, zaczynam się naprawdę bać. To może śmiesznie zabrzmi ale co robić, co robić w takiej sytuacji? Odpuścić jakiekolwiek aktywne poszukiwania i czekać na księcia, który nie raczył się zjawić przez 32 lata? Szukać kogoś? (tylko jak, bo siłą nikogo do miłości nie zmuszę). Przepraszam,że wszystko to tak nieskładnie i chaotycznie napisałam, ale nie potrafię tego sensowniej zebrać w całość. Poradźcie coś proszę ludzie mądrzejsi życiowo, bo ja już nie wiem, nie rozumiem tej sytuacji, a z moją psychiką coraz gorzej.

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: Tad (---.dynamic-ww-2.vectranet.pl)
Data:   2015-05-31 15:41

Mam kolegę który mając 32 lata wrócił do Polski z UK znaleźć sobie żonę (tak mowi) - bo tam jest kiepsko
Przystojny, w głowie poukładane, dobra praca. I tez ma problemy ze znalezieniem (a szukał w wielu miejscach - kursy tańca itp.).

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: malutka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-05-31 17:00

Nie pomogę Ci chyba, bo jestem samotna. Nie szukam też nikogo, zawiodłam się na miłości. Tyle ode mnie. Mogę Cię jednak pocieszyć, że moja koleżanka spotkała swoją miłość późno i w tym roku wyszła za mąż, więc masz jeszcze szanse. Nie wiem tylko, czy powinnaś szukać aktywnie, "książę" na pewno sam do Ciebie nie przyjdzie. Tak naprawdę to bardzo trudno spotkać tę właściwą osobę, chyba trzeba mieć szczęście i po prostu coś musi zaiskrzyć. Pytaj też Boga, co powinnaś robić, aby być szczęśliwą.

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: B. (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-06-01 00:51

A czy modliłaś się do św. Józefa o dobrego męża?

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: szczęśliwa żona (---.warszawa.vectranet.pl)
Data:   2015-06-01 01:18

Hej, biorąc ślub miałam 30 lat, a mój mąż trochę więcej. Poznaliśmy się, jeszcze zanim dobiłam 30-tki, ale to chyba też się kwalifikuje, bo w sumie niewiele mi brakowało. Zresztą historia mogłaby być taka sama, gdybym była w ciut starsza.

Połączył nas internet (portal randkowy). To był pierwszy i jedyny facet, z którym się w ten sposób umówiłam. Szukałam partnera na imprezę Sylwestrową. Nie sądziłam, że znajdę miłość. W zasadzie to myślałam, że zawsze będę sama, bo nigdy nie miałam nawet chłopaka.

On miał na koncie jedną byłą narzeczoną i szukał kogoś już dłuższy czas. Zaliczył już sporo "pierwszych randek". W czasie, gdy się poznaliśmy był na etapie "to nie ma sensu" i "one wszystkie są jakieś dziwne". No, ale był sam w nowym mieście (po kolejnej już przeprowadzce), więc dalej się umawiał. Spotkaliśmy się i to było to. W zasadzie od razu pomyślałam sobie, że "mógłby być".

Minęło już 5 lat i dziś jesteśmy całkiem zadowolonym z życia małżeństwem. Kochamy się i tyle.

Nie ma co się poddawać. Szukanie kogoś przez internet wcale nie jest aktem desperacji. Czasem można trafić w 10tkę za pierwszym razem, czasem trzeba dużo, dużo cierpliwości. W każdym razie warto próbować, zresztą często, nie ma innej opcji, żeby kogoś poznać. Do dzieła więc i powodzenia.

PS. Możesz też spróbować różnych dziwnych zajęć, znam jedną szczęśliwą historię po kursie nurkowania...

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: antonima (---.acnielsen.pl)
Data:   2015-06-01 10:24

Przyszłego męża poznałam 2 miesiące przed 30 urodzinami, przez internet, ale nie na portalu randkowym, tylko na forum poświęconym naszej wspólnej pasji. Mąż jest o kilka lat młodszy, więc na początku nie traktowałam go jako "powaznego" kandydata, ale przyszłość miała tu dla mnie niespodziankę ;)

Teraz mamy córeczkę i staramy się o drugie dziecko.

Jedyne, co moge poradzić, to nie wykluczac z góry kogoś, kto na pierwszy rzut oka nie spełnia wszystkich oczekiwań. Mój mąż miał np wczesniej kilka dziewczyn (mniej lub bardziej "serio"), co nie do końca mi odpowiadało i na początku było dla mnie problemem, ale teraz, po tych paru latach, juz w ogóle o tym nie myślę i ciesze się, że wtedy nie powstrzymało mnie to przed rozwijaniem tej znajomości.

Powodzenia i nie wpadaj w desperację - chociaz wiem z doświadczenia, ze jest trudno.

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: młoda (---.icpnet.pl)
Data:   2015-06-01 14:14

Tydzień temu byłam na Ślubie koleżanki 35-cio letniej. Męża poznała dwa lata temu. Wcześniej przeszła kilka razy rozstania i złaniania serca. Jej mąż jest cudowny mężczyzną. Druga koleżanka 36-cio letnia miesiąc temu się zaręczyła. Planuje ślub w październiku. Rok temu koleżanka 38letnia wówczas wzięła ślub. Ja ślubowałam w wieku 23 lat, teraz się rozwodzę. Żałuję, że wyszłam za pierwszą miłość, trzeba było pożyć, poczekać, zdefiniować oczekiwania. A teraz mam tylko smutek, w czasie gdy koleżanki szczęśliwe, pewne, wychodzą za mąż.

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: ama (---.hsi8.kabel-badenwuerttembe)
Data:   2015-06-01 16:57

Droga n,

Poszukaj na chrześcijańskich portalach randkowych. Gwarancji na poznanie samych sensownych osób oczywiście nie ma, ale szanse dużo większe.
Odpowiadając na pytanie - wzięłam ślub w wieku ok. 30 lat, również moja bliska koleżanka, kuzynka .... wszystkie poznałyśmy naszych drogich Małżonków przez internet właśnie. Mamy naprawdę fajne małżeństwa :) Nie wiem, dlaczego miałby to być akt desperacji. Jeszcze jedna drobna rada, zależna od Twojej sytuacji finansowej - jeśli postanowisz zalogować się na jakimś portalu, naprawdę warto zgodzić się na taki pobierający umiarkowaną miesięczną opłatę. To odsiewa w sporym stopniu poszukiwaczy krótkich przygód.

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: orelka (---.merinet.pl)
Data:   2015-06-01 18:00

"Koleżanki straszą,że wszyscy fajni i normalni już dawno zajęci"

Jak się szuka, to przede wszystkim trzeba przestać słuchać koleżanek. W szczególności takich, które właśnie tak straszą. To, ze one nie znają żadnych fajnych i normalnych mężczyzn, którzy też szukają - to nie znaczy, że ich nie ma.

I szukać. Zdecydowanie szukać. Ale szukać w sposób radosny.
To znaczy robić różne rzeczy, które mogą (choć nie muszą) skutkować poznawaniem osobników płci męskiej.
Robić to, co sprawia frajdę - jeździć na wycieczki, chodzić na zajęcia sportowe, zająć się fotografią i tym podobne.
Portal randkowy też nie zaszkodzi - bo czemu nie.
Są Msze dla singli - też warto się wybrać.

Ale najważniejsze - nie nastawiać się na sukces. Bo to dobija najbardziej. Nastawiać się na miłe spędzenie czasu. I poznawanie różnych ludzi.
W ten sposób psychikę się podreperuje i trochę radości zazna.

A miłość potrafi przyjść nieoczekiwanie. Nieoczekiwanie - ale w trakcie intensywnego poznawania różnych ludzi i budowaniu rozmaitych relacji koleżeńsko-przyjacielskich.

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: ja (---.free.aero2.net.pl)
Data:   2015-06-01 19:16

Nie trać wiary - choć wiem z doświadczenia, że trudno słuchać takich rad :)
Z rodzinnego miasta wyjechałam w wieku 28 lat, praktycznie po ślubach wszystkich moich najbliższych znajomych. Wyprowadziłam się bo uznałam, że tam już nie ma możliwości poznania "przyszłego męża" i ... warto było zostawić wszystko i wszystkich - choć nie było łatwo żyć 300 km od kogokolwiek znajomego. Ale to też mobilizowało do szukania w różnych miejscach (wspólnoty, rekolekcje, nowa praca, wyjazdy w góry, nad morze) nowych znajomości... Nic się nie działo przez trzy lata, były chwile radosne, były bardzo ciężkie, były chwile przepłakane w mieszkaniu w samotności... A potem, w 2010 roku, wybrałam się na wybory prezydenckie, w obcym (przypadkowym) mieście i tam "wpadłam w oko" mojemu aktualnemu mężowi :) Zobaczył mnie i stwierdził, że nic o mnie nie wie ale będę jego i nic mu w tym nie przeszkodzi... Jest młodszy ode mnie i przyznam, że na początku traktowałam go z pewnym dystansem. Ale potem usłyszałam od mojego przyjaciela "daj sobie szansę, może właśnie dlatego tak długo byłaś sama by on mógł dorosnąć" - powiedział to z humorem ale niewątpliwie coś w tym było. Uwierz mi nie chciałam już słuchać tekstów "znajdzie się ten właściwy" - nie wiem czy bardziej mnie wkurzały czy rozżalały ale ufałam cały czas Bogu, że jak ma być to będzie (Jego wola). Dałam sobie szansę i za chwilę będziemy obchodzić drugą rocznicę ślubu... Życzę wytrwałości w oczekiwaniu i w poszukiwaniu. Obiecuję modlitwę w Twojej intencji - przez tydzień dziesiątkę różańca, to czas szczególnej łaski - taką deklarację usłyszałam od mojej bliskiej znajomej - w ostatnim dniu jej modlitwy poznałam mojego męża :) - poważnie. Cuda się dzieją :)

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: iva (---.netcologne.de)
Data:   2015-06-01 23:16

Do Ja
Droga Ja,
czy moge sie spytac jaka roznica wieku jest miedzy wami? Mam podobna sytuacje, ale nie jestesmy jeszcze malzenstwem. Moze jakas rada?

do N,
Nie martw sie. Spotykaj sie z mezczyzami na kawe, na pogaduchy ect. Badz otwarta, moze w ten sposob dasz sie znalezc. Pamietaj, ze ten twoj przyszly maz tez Cie szuka :-)
Masz jeszcze duzo czasu na milosc - cale zycie. Glowea do gory.

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: justi82 (---.static.ip.netia.com.pl)
Data:   2015-06-02 09:41

Witaj,

w październiku wychodzę za mąż, kilka dni po ślubie skończę 33 lata. Narzeczonego poznałam 5 lat temu przez Internet. A najśmieszniejsze, że znałam go wcześniej z widzenia z kościoła parafialnego ale nigdy nie zagadałam, choć już wtedy wpadł mi w oko. Po tygodniu wymiany wiadomości umówiliśmy się na spacer i zakochałam się praktycznie od razu.
A miesiąc temu byłam na ślubie siostry ciotecznej, która wyszła za mąż w wieku 44 lat :) Męża poznała już po 40tce. I jest prze szczęśliwa. Tak że w każdym wieku jest to możliwe.
Także głowa do góry, zaufaj Bogu.
Przemyśl też czy przypadkiem nie odstraszasz czymś ewentualnych kandydatów, jakimś swoim zachowaniem.
A propos, mam fajnego kolegę w Warszawie, który ma 36 lat i od kilku lat intensywnie szuka żony i jakoś nie może trafić odpowiednio. Szkoda, że nie mogę Was umówić ;)

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: Sylwiq (---.net.novis.pt)
Data:   2015-06-02 09:49

Droga n,

Mam 37 lat, wyszlam za maz majac 32, mamy z mezem 2 fajnych dzieciakow... Glowa do gory. Z mezem poznalismy sie przez internet, polecam te katolickie.

Zycze ci powodzenia...

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: n_ (---.derkom.net.pl)
Data:   2015-06-02 21:46

Dziękuję Wam a odpowiedzi i dobre słowa :)
'Ja' dziękuję Ci za modlitwę.

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: B. (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-06-03 09:42

Do młodej

Droga młoda, napisałaś "teraz się rozwodzę. Żałuję, że wyszłam za pierwszą miłość, trzeba było pożyć, poczekać, zdefiniować oczekiwania. A teraz mam tylko smutek, w czasie gdy koleżanki szczęśliwe"
O swoim małżeństwie napisałaś dość mało, więc tylko ogólnie.
Założę, że chodzi o małżeństwo sakramentalne (ślub kościelny).

Droga młoda, małżeństwo sakramentalne jest dozgonne. Przed Bogiem i ludźmi, a także przed zgromadzeniem Aniołów (jeżeli byli obecni, a przypuszczalnie - tak) małżonkowie przysięgali "nie opuszczę Cię aż do śmierci".

Rozwód cywilny sprawi, że mąż i żona będą odtąd żyć podwójnym życiem, co spowoduje permanentny konflikt sumienia i stan podwójnej sytuacji prawnej. Według prawa cywilnego staną się po rozwodzie cywilnym ludźmi wolnymi, a według Prawa Boskiego będą nadal małżonkami.
Zawarcie nowego związku według prawa cywilnego będzie dozwolone, a według Prawa Boskiego będzie podjęciem decyzji o życiu w stanie cudzołożenia, a tym samym o oddzieleniu od sakramentu Eucharystii (nie będą mogli otrzymać odpuszczenia grzechów (!) w sakramencie spowiedzi i pojednania).

Zasada radykalnego "rozdzielenia kościoła od państwa" w tym aspekcie skutkuje gmatwaniem ludziom życia, sumienia, zdrowia psychicznego, spraw majątkowych, itd.
Należy rozwiązywać problemy, a nie małżeństwa sakramentalne.
Jeżeli ktoś rozważałby dopiero taki aspekt (rozwodu), to powiedziałabym "najpierw spróbuj pogłębić swoje życie religijne, relację z Bogiem". Co to znaczy? W swoim udręczeniu przylgnij do Boga (stała spowiedź i Komunia św., coniedzielna Msza Św.). Spróbuj poszukać pomocy w dobrej przykościelnej poradni rodzinnej .
Potem - módl się gorąco za męża, dawaj ofiary na Mszę św. w jego intencji, o jego powrót do Boga, a co za tym idzie, przemianę życia i stosunku do żony i dzieci.
Dalej - zapoznaj się z tym, co mówi Pismo Święte i Kościół na temat małżeństwa, może spróbuj namówić męża na jakieś rekolekcje typu "spotkania małżeńskie".
Zacytuję to, co Pan Bóg mówi na temat małżeństwa i rozwodu, a Ty sama spróbuj w rachunku sumienia rozważyć swoją własną postawę wobec trudnego przypuszczalnie męża i wobec praw, które dał Bóg. Nikt poza Tobą nie wie, w jakim stopniu oparłaś się na Bogu, a w jakim na słabym człowieku (na sobie).

----------------

Teksty z Pisma świętego i opis nauki Kościoła na temat rozwodu znajdują się w tekście, który kiedyś zacytowała Bogna, a który wklejam poniżej. Pozdrawiam serdecznie.
Tekst pochodzi z książki: Jacek Salij, Szukającym drogi.

"CZY EWANGELIA DOPUSZCZA ROZWÓD?
Zakaz rozwodów, ogłoszony przez Pana Jezusa, zawiera jeden wypadek szczególny, ową słynną klauzulę „poza przypadkiem nierządu”. O ile mi wiadomo, w Kościele katolickim nawet zdrada małżeńska nie upoważnia strony niewinnej do rozwodu i do nowego małżeństwa. Ja pytam naiwnie, ale stanowczo: Tamte słowa — „poza przypadkiem nierządu” — jednak w Ewangelii się znajdują, a więc muszą coś oznaczać. Nie można ich interpretować więc w takim kierunku, żeby uznać je za nie istniejące. Pytam: Jeśli słowa te nie oznaczają pozwolenia na rozwód w tym szczególnym wypadku, to co w takim razie oznaczają?

Zacznijmy od początku. Jak wiadomo, Pięcioksiąg Mojżesza zezwala na rozwód. „Jeśli mężczyzna — czytamy w Księdze Powtórzonego Prawa (24,1) — pojmie kobietę, aby być jej mężem, lecz ona nie pozyska łaski w jego oczach, gdyż on znalazł u niej coś odrażającego, napisze jej list rozwodowy, wręczy go jej, potem odeśle ją od siebie”. Warto sobie uświadomić, że w tamtych czasach pewne okoliczności rozwód ułatwiały. Rozwód na pewno nie oznaczał wówczas rozbicia rodziny: nawet jeżeli małżeństwo było monogamiczne (bo praktykowano również wielożeństwo), rodzina podstawowa była jedynie cząstką wielkiej rodziny, ewentualny rozwód nikogo więc nie pozostawiał bez rodziny. Ponadto trzeba pamiętać, że przy ówczesnym patriarchalizmie żona była raczej służebnicą męża niż jego towarzyszką.

Jak wiadomo, Pan Jezus wyraźnie stwierdził, że starotestamentalne pozwolenie na rozwód było jedynie złem koniecznym. Według Jego nauki, nie ma takich okoliczności, w których rozwód nie sprzeciwiałby się godności małżeństwa. Małżeństwo ze swojej natury i z woli Bożej powinno być nierozerwalne. „Przez wzgląd na zatwardziałość waszych serc pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz od początku tak nie było” (Mt 19,8).

Wszakże — i to chciałbym bardzo przypomnieć — już w Starym Testamencie obserwujemy coraz większe zbliżanie się do ideału nierozerwalności małżeństwa. I tak w Księdze Przysłów (5,15—20) znajdziemy pełen czystej erotyki tekst, wychwalający wierność małżeńską i nakazujący „zadowolić się żoną młodości”. Podobne wezwanie znajdziemy u Koheleta (9,9): „Używaj życia z niewiastą, którąś ukochał, po wszystkie dni marnego twego życia”. Szczególnie ostro potępia rozwód prorok Malachiasz (2,13—15), powołuje się przy tym na Abrahama, który nie porzucił bezpłodnej Sary, mimo że tak bardzo pragnął mieć własnego syna i dziedzica: „Sprawiliście też, że łzami, płaczem i jękiem okryto ołtarz Pański, tak że On więcej nie popatrzy na dar ani nie przyjmie z ręki waszej ofiary, której by pragnął. A wy się pytacie: Dlaczegóż to tak?! Dlatego że Pan był świadkiem pomiędzy tobą a żoną twojej młodości, którą przeniewierczo opuściłeś. Ona była twoją towarzyszką i żoną twego przymierza. Czyż ów Jeden [Abraham] nie dał przykładu, ten, którego ducha wyście spadkobiercami? A czegóż ten Jeden pragnął? Potomstwa Bożego! Strzeżcie się więc w duchu waszym: wobec żony młodości twojej nie postępuj zdradliwie!”

I oto przychodzi na ten świat Chrystus, Syn Boży i Zbawiciel rodziny ludzkiej. Obu Jego wystąpieniom antyrozwodowym towarzyszą jednoznaczne stwierdzenia, że nowe prawo jest w stosunku do obyczaju starotestamentowego radykalnie nowe: „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Kto chce oddalić swą żonę, niech jej da list rozwodowy. A Ja powiadam wam: Każdy, kto oddala swą żonę — poza wypadkiem nierządu — naraża ją na cudzołóstwo. A kto by oddaloną pojął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa” (Mt 5,31n; por. 19,3—9).

A musimy wiedzieć, że niespełna pół wieku przedtem działał w Palestynie wielki rabbi Szammaj, który zdecydowanie zakazywał rozwodu, z jednym wszakże wyjątkiem: pobożny Żyd może rozejść się z żoną, jeśli ta okazała się cudzołożnicą. Jeśli więc Pan Jezus powtarza jedynie naukę rabbiego Szammaja, to przecież Jego prawo małżeńskie nie jest tak radykalnie nowe, jak je przedstawia Ewangelia. Jak to więc w końcu jest: czy Pan Jezus opowiada się za Szammajem, czy też „uczy jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie”? (Mt 7,29) Żeby odpowiedzieć na to pytanie, koniecznie trzeba rozważyć, co znaczy owo dopowiedzenie „poza wypadkiem nierządu”. Niewątpliwie ma Pan rację, że te słowa coś przecież znaczą, a więc nie można ich ignorować.

Otóż według odwiecznej praktyki Kościoła katolickiego, klauzula ta odnosi się do dwóch konkretnych sytuacji. Po pierwsze, Pan Jezus dopuszcza, nawet zaleca rozejście się mężczyzny i kobiety, jeśli żyją oni na sposób małżeństwa, ale małżeństwem nie są. Chodziłoby tu o taki związek, o którym Chrystus wspomniał w rozmowie z Samarytanką: „Ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem” (J 4,18). Po wtóre, w słowach tych Kościół dopatruje się obowiązku bezwzględnej niezgody na cudzołóstwo współmałżonka. Nie wolno chrześcijaninowi tolerować sytuacji trójkąta małżeńskiego: jeśli niewinny małżonek nie może sytuacji zmienić, powinien raczej współmałżonka opuścić i w modlitwie i pokucie czekać na jego nawrócenie, niż godzić się na bezczeszczenie małżeństwa.

Proszę uważnie wczytać się w oba teksty św. Mateusza i sądzę, że sam Pan przyzna, iż taka właśnie interpretacja leży w duchu obu wypowiedzi Pana Jezusa. Dopatrywanie się w słowach „poza wypadkiem nierządu” furtki, umożliwiającej rozwód, jest niezgodne z zasadniczym sensem nauki Chrystusa o małżeństwie. Przecież Chrystus wyraźnie stwierdza, że przywraca pierwotną czystość prawa małżeńskiego, a przeciwstawiając stare prawo nowemu, jednoznacznie daje do zrozumienia, że chodzi Mu o istotną reformę, a nie tylko o jakiś retusz w zwyczajach starotestamentalnych. Chrystus uczy jednak czegoś więcej i głębiej niż pobożny rabbi Szammaj.

Zresztą zobaczmy, co na ten temat mówią listy apostolskie i najstarsze świadectwa chrześcijańskie. Słowa są tu jasne i dalekie od rozmiękczającej kazuistyki: „Tym zaś, którzy trwają w związkach małżeńskich, nakazuję nie ja, lecz Pan: żona niech nie odchodzi od swego męża. Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotną albo niech się pojedna ze swym mężem. Małżonek również niech nie oddala się od żony” (1 Kor 7,l0n). Można się czasem spotkać z twierdzeniem, że Żydzi współcześni Chrystusowi nie znali pojęcia separacji, tzn. takiego rozejścia się małżonków, które nie uprawnia do następnego małżeństwa, ale jest raczej oczekiwaniem na ponowne zejście się. Nie wiem, może instytucja separacji była i nie znana ówczesnym Żydom, wszakże z powyższego tekstu wynika, że niewątpliwie znał ją św. Paweł (jej istnienie stwierdza również cytowany niżej tekst z połowy II wieku).

Albo o czym mówiłyby te oto teksty, gdyby rozwód był w pewnych okolicznościach chrześcijanom dozwolony? „Żona związana jest tak długo, jak długo żyje jej małżonek. Jeśli mąż umrze, może poślubić kogo chce, byleby w Panu” (1 Kor 7,39). Zaś w Liście do Rzymian: „Kobieta zamężna na mocy Prawa związana jest ze swoim mężem, jak długo on żyje. Gdy jednak mąż umrze, traci nad nią moc prawo męża. Dlatego to uchodzić będzie za cudzołożną, jeśli za życia swego męża współżyje z innym mężczyzną. Jeśli jednak umrze jej mąż, wolna jest od prawa, tak iż nie jest cudzołożnicą współżyjąc z innym mężczyzną” (7,2n).

Proszę Pana, nacisk społeczny, żeby Kościół — przynajmniej w niektórych przypadkach — pozwalał na rozwód, jest dzisiaj tak duży, że Kościół uczyniłby to już dawno, gdyby to tylko było w jego mocy. Jeśli Kościół nie zgadza się na rozwód, to dlatego, że nie może. Po prostu nauka słowa Bożego na ten temat jest zbyt wyraźna.

Warto tu przytoczyć jeszcze bardzo stare, pochodzące mniej więcej ze 150 roku, świadectwo, mówiące, jak pierwsi chrześcijanie rozumieli opuszczenie współmałżonka „na wypadek nierządu”. Autorem tekstu jest Hermas, jego zaś dzieło — Pasterz — jest jednym z najważniejszych pism starochrześcijańskich:
„Panie — powiedziałem —
Jeśli kto ma żonę, która wierzy w Pana,
I przekonał się, że ona popełnia cudzołóstwo,
Czy grzeszy mąż, jeśli dalej z nią żyje razem?”
„Tak długo, póki nie wie — odpowiedział — nie grzeszy.
Jeśli się jednak mąż dowie o jej grzechu,
A niewiasta nie pokutuje,
Ale trwa w swym porubstwie,
I mąż dalej z nią żyje razem,
Staje się współwinny jej grzechu,
I bierze udział w jej cudzołóstwie”.
„Jakżeż tedy, o panie — pytałem — ma postąpić mąż,
Jeśli żona trwa w swej namiętności?”
„Niechże ją oddali — odrzekł
A mąż niech żyje samotnie,
Jeśli zaś oddali swą żonę i pojmie inną,
Tedy i on cudzołoży”.
„A jeśli, o panie — pytałem — niewiasta po swym
oddaleniu pokutuje,
I chce powrócić do swego męża,
Czy on jej nie powinien przyjąć z powrotem?”
„Z pewnością — odrzekł —
Jeśli mąż jej nie przyjmie,
Grzeszy i wielką na siebie ściąga winę.
Powinno się przecie przyjąć tego, który zgrzeszył,
a czyni pokutę.
A zatem dla tej pokuty mężowi żenić się nie wolno.
Oto jak się żona i mąż powinni zachowywać”1

Można by jeszcze wskazywać na — tak to chyba trzeba nazwać — absurdy, jakie pociąga za sobą twierdzenie, że cudzołóstwo rozwiązuje nierozerwalny z natury związek małżeński. Krótko i trafnie wskazał je św. Augustyn, w swoim dziele O małżeństwach cudzołożnych: „Zobacz, co to byłby za absurd. Ktoś dlatego nie byłby cudzołożnikiem, że poślubił cudzołożnicę. I co budzi jeszcze większą zgrozę: owa kobieta, dlatego że popełnia cudzołóstwo, nie byłaby już cudzołożnicą: bo dla następnego męża nie byłaby już cudzą żoną, lecz jego własną... Gdyby cudzołóstwo rozwiązywało związek małżeński, co znaczyłyby słowa Apostoła: uchodzić będzie za cudzołożną, jeśli za życia swego męża współżyje z innym mężczyzną (Rz 7,3)?” (PL 40,472)

Albo że przypomnę zjawisko „cudzołóstwa hotelowego”, praktykowanego niekiedy w krajach protestanckich, które „polega na tym, że działając w zmowie z żoną, mąż spędza noc w hotelu w towarzystwie kobiety innej, a następnie żona na tej podstawie wytacza powództwo o rozwód.”2

My przede wszystkim pamiętamy o tym, że nauka Chrystusa o bezwzględnej nierozerwalności małżeństwa jest trudna. Zapewne mamy rację, ale przyznajmy również, że nasze patrzenie jest tu jednostronne: bo nauka Chrystusa na temat małżeństwa i jego nierozerwalności przede wszystkim zachwyca swoją głęboką mądrością i pięknem. Opiera się ona na wierze w człowieka i wierze w ludzką miłość. W skrajnym przypadku może się oczywiście zdarzyć, że współmałżonek okaże się kimś prymitywnym, zdemoralizowanym, albo — jeśli nawet jest człowiekiem porządnym i niezłym — po prostu bardzo trudnym we współżyciu. Są to przypadki, kiedy wspaniała nauka chrześcijańska — że każdy człowiek, nawet nieprzyjaciel, jest wart miłości — ujawnia to, co w niej trudne, a nawet (po ludzku) niemożliwe. Ale przecież w swojej istocie jest to nauka wspaniała: że każdy z nas jest stworzony na obraz Boży i nawet w człowieku zdawałoby się kompletnie zepsutym i przegranym znajduje się coś zasługującego na szacunek. Łatwo śpiewać w piosence, że „każdy człowiek to mój brat”, ale dopiero w różnych sytuacjach trudnych (ktoś ma leniwą lub głupią żonę, któraś — męża pijaka i brutala, inny nieprzyjaznego sąsiada albo szefa grającego na nerwach) okazuje się, czy naprawdę wierzymy w to, że „każdy człowiek to mój brat”.

W nauce Chrystusa o nierozerwalności małżeństwa znajduje się również wezwanie do wiary w niezniszczalność miłości małżeńskiej. My, księża, niestety często popełniamy tu błąd, bo mówimy o tym dopiero ludziom, których małżeństwo się rozpada. Tymczasem trzeba mówić o tym wszystkim małżonkom. Również tym, których miłość jest świeża i gorąca i którzy mają subiektywne poczucie jej wiecznotrwałości. Bo wszystko, co ludzkie, podlega niestety dewaluacji i śmierci, i nawet taka miłość, której niezniszczalności ludzie są pewni, może umrzeć, a wówczas jady, wynikające z jej rozkładu, będą zatruwać wzajemne współżycie. Chrześcijańska wiara w niezniszczalność miłości małżeńskiej opiera się na Bogu: tylko Bóg może nas uzdolnić do tego, żeby nasza miłość była wiecznie żywa.

Ludzie pytają jednak: Co mamy robić, jeśli miłość już umarła? Byliśmy zapewne niewierni Bogu — powiadają — ale w tej chwili tego nie da się już odwrócić: Co mamy robić teraz? Odpowiedź Kościoła jest tutaj jasna, choć trudna: Jeśli niewierność Bogu spowodowała zło, trzeba ją naprawić wiernością. Nie można do dawnej niewierności dodawać niewierności nowej — w ten sposób człowiek tylko zejdzie na jeszcze dalsze manowce. Otóż jeśli ludzie zdecydują się na drogę wierności Bożym przykazaniom, częstokroć okazuje się, że ich miłość jeszcze nie umarła, ona jest tylko ciężko chora. A jak wiadomo, nie każda choroba kończy się śmiercią, zwłaszcza jeśli chory bardzo pragnie wrócić do zdrowia.

1 Hermas, Pasterz, Przykazanie 4,1,4—8 (Pisma Ojców Apostolskich, tłum. A. Lisiecki, Poznań 1924, ss. 320n).

2 Państwo i prawo, 1963, s. 508."

* * *
Pomoc dla małżeństw przeżywających kryzys można otrzymać np. we wspólnocie Sychar http://sychar.org/ , bardzo dobrą opinią cieszą się rekolekcje "Dialogi małżeńskie" http://www.spotkaniamalzenskie.pl/

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: Marzenna (---.koszykowa.pl)
Data:   2015-06-03 13:40

Byłam bardzo samotna. Męża poznałam po trzydziestce. Byliśmy narzeczonymi około dwóch lat, pobraliśmy się mając 34 lata. Pan Bóg dał nam pierwsze dziecko przy pierwszym zbliżeniu. Urodziło się zdrowiutkie i druga dziewczynka też :) Nie wierzyłam, że jeszcze kogoś spotkam i że mogę urodzić zdrowe dzieci. A jednak tak się stało. Podejrzewam, że modliło się o to kilkoro ludzi, ja dopiero pod koniec...

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: ja (---.free.aero2.net.pl)
Data:   2015-06-03 20:35

Do Iva
Miedzy nami jest 8 lat różnicy wieku. Jedni mówią, że to dużo, inni, że to nie ma znaczenia. Zbyt krótko jesteśmy małżeństwem by powiedzieć coś na ten temat z własnego doświadczenia - mam nadzieję, że będzie dobrze :) A rady? Chyba takie jak dla wszystkich małżeństw - cierpliwość, wzajemny szacunek, miłość, bo czy w tych aspektach różnica wieku ma jakiekolwiek znaczenie? Znam małżeństwa gdzie małżonkowie są w jednym wieku, takie gdzie kobieta jest dużo młodsza i odwrotnie, czy mają mniej lub więcej problemów od nas - nikt tego nie jest w stanie ocenić a już na 100% nie jest w stanie stwierdzić, że powodem tych problemów jest różnica wieku. Ważne jest by temat rozeznać przed Bogiem, nieustannie prosić go o pomoc w trudnych chwilach i dziękować za te piękne. Ludzie będą zawsze "gadać" po swojemu i doszukiwać się przyczyn problemów tam gdzie ich nie ma ale jakie to ma znaczenie kiedy my jesteśmy szczęśliwi? Jeśli Bóg z nami (przez sakrament małżeństwa) - któż przeciwko nam? :)

Do n_
Pamiętam... I życzę całym sercem powodzenia :)

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: Ziuta (---.home1.cgocable.net)
Data:   2015-06-04 04:15

A w trakcie poszukiwan na pewno nie zaszkodzi posluchac:

"Młodość mija, a ja niczyja" (1) - Adam Szustak OP
https://www.youtube.com/watch?v=IvpyRJhaeWs

"Młodość mija, a ja niczyja" (2) - Adam Szustak OP
https://www.youtube.com/watch?v=azM_1GBd0KA

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: Anielka (78.11.170.---)
Data:   2015-06-05 12:15

Nie tylko wyszłam za mąż po trzydziestce, ale w ogóle pierwszego chłopaka w życiu miałam w wieku 33 lat. Teraz jest on moim mężem i jesteśmy bardzo szczęśliwi.

Wydaje mi się, że przez to, że tak późno spotkałam swojego męża dobrze rozumiem ból samotnych kobiet, bo sama go doświadczałam. Przy czym jest to nie tylko ból 'nikt mnie nie kocha', ale też poczucie niewypełniania swojego powołania, niezagospodarowania, bycia takim robotnikiem ostatniej godziny, co to 'nikt nas nie chciał nająć'. Ale i do robotników ostatniej godziny przychodzi Pan Jezus :)

Z drugiej strony, przez to, że tak późno poznałam męża, myślę, że go bardziej doceniam, szanuję, cieszę się małżeństwem. Codziennie dziękuję Bogu za męża, bo wiem, jak niewiele brakowało, a moglibyśmy się nie spotkać, nie pokochać.

1. Wychodź do ludzi. Nie jestem osobą łatwo inicjującą kontakty i spotkania, ale miałam taką zasadę, że jak ktoś mnie gdzieś zaprasza, jak ktoś coś organizuje, to jeżeli mogę, to idę. Jeżeli nie mogę, bo obowiązki, bo źle się czuję, to wiadomo, odmawiam. Ale jeżeli mogę, a tylko mi się nie chce (a zazwyczaj mi się nie chce), to zmuszam się i idę. Odbierałam takie zaproszenia od życzliwych ludzi jako wyraz woli Bożej - skoro ktoś znajomy gdzieś się wybiera, a i ja mogę się wybrać, to Pan Bóg chce, żebym sie trochę rozerwała w miłym towarzystwie. Na zbiorowe wyjście do knajpy, na którym po raz pierwszy zobaczyłam mojego męża tak bardzo mi się nie chciało iść, że postanowiłam pójść ze sobą samą na kompromis - pójdę, bo mogę, ale pójdę tylko na 15 minut, bo tak strasznie mi się nie chce. Rzeczywiście, poszłam, przywitałam się ze znajomymi i nieznajomymi, nic nie zamówiłam, bo ja tylko na chwilę i tylko przysiadłam na chwilę na krześle. Obok mojego przyszłego męża :) A po 15 minutach tak jak planowałam, pożegnałam się grzecznie i poszłam. Na następne spotkania chodziłam już z nieco większym zapałem, bo już nie chciałam stracić go z oczu.

2. Módl się. Do św. Józefa, do św. Antoniego (bo ten Twój przyszły mąż to się ewidentnie gdzieś zagubił po drodze, nie?), módl się Nowenną Pompejańską. Mój mąż teraz po latach przyznaje, że w okresie naszych pierwszych spotkań nie podobałam mu się fizycznie, nie byłam świetną kompanką do rozmów i przygód, ale mimo to taaak go coś do mnie ciągnęło. A ja w tym czasie cichcem odmawiałam Nowennę Pompejańską prosząc konkretnie o niego za męża.

3. Dbaj o nieustanne bycie w łasce sakramentalnej. Pan Bóg Cię poprowadzi, jeżeli taka Jego święta wola, w rejony, gdzie poznasz swojego męża. On Ci podpowie, jak rozmawiać z mężczyznami, kiedy w kontaktach z innymi być łagodną, kiedy stanowczą. Kiedy zaczekać cierpliwie, aż ten drugi dojrzeje do związku, a kiedy sobie powiedzieć stop. To wszystko są bardzo delikatne sprawy, rozgrywające się gdzieś pomiędzy naszą duszą a psychiką, między pragnieniem prawdziwej miłości, a zwykłą chęcią, żeby w końcu do kogoś należeć. Żeby się nie pogubić w tym gąszczu emocji i zdarzeń, bądź zawsze w łasce uświęcającej - wtedy Pan Bóg będzie miał do Ciebie 'lepszy dostęp' ze swoimi dobrymi natchnieniami i z całą miłością i łaską, jaką dla Ciebie ma.

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: n_ (---.derkom.net.pl)
Data:   2015-06-06 10:23

Marzena, Ziuta, Ja, Anielka bardzo Wam dziękuję. Szczególne podziękowania przesyłam dla Ja i Anielki za modlitwę, cenne rady i poruszające serce historie. Bardzo dziękuję wszystkim odpowiadającym na mojego posta.

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: yeah (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2015-06-16 15:02

Tak, mojego obecnego Męża poznałam mając 33 lata - na milondze (wcześniej zapisałam się na tango argentyńskie- polecam każdemu :). Moja koleżanka poznała swojego w wieku 41... Jak Ci pisane, znajdziesz, tylko nie bądź bierna - wychodź do ludzi.

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: ruslana (195.117.121.---)
Data:   2015-06-17 09:21

Yeah, tam na "górze" nic nie jest zapisane. Bóg nie ma sztywnego planu na życie człowieka. Są ludzie, którzy mają powołanie do małżeństwa, a nigdy nie wyjdą za mąż, bo nie znajdą odpowiedniego kandydata. W dzisiejszych czasach jest duży niedobór porządnych facetów. A Bóg nikogo nie unieszczęśliwi złym i nieudanym małżeństwem, więc warto mieć plan B na swoje ziemskie życie, gdyby nie udało się znaleźć odpowiedniego kandydata.

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: Magda (---.cnbop.pl)
Data:   2016-10-14 12:05

Straszne jest czytanie tekstów: "wszystkie koleżanki wyszły za mąż, mają dzieci, rodziny, a ja nic, czym zawiniłam"... Niebycie czyjąś żoną nie jest żadną winą. Posłuchaj ojca Szustaka, małżeństwo to ciężka robota, a nie sielanka.

Nigdy nie chciałam wyjść za mąż, wręcz przeciwnie, bardzo mnie od tego odrzucało. Patrzyłam z politowaniem na koleżanki marzące o białej sukience i hucznym weselu. Przez 6 lat tkwiłam w związku z mężczyzną, który mnie bił i poniżał oraz zdradził z kilkunastoma kobietami. Wyszłam z tego dzięki Maryi, którą gorąco prosiłam o łaskę uwolnienia.
Pół roku później poznałam mężczyznę, dzięki któremu pierwszy raz w życiu pomyślałam: a może jednak chcę z kimś być na zawsze? Pojawił się zupełnie niespodziewanie, bo jest moim sąsiadem od wielu lat, a jednak nigdy nie mieliśmy okazji się poznać. Poznaliśmy się w momencie, gdy zaczęłam układać sobie sama życie, przekonana, że jest mi dobrze: własnymi siłami postawiłam dom, pracowałam na kierowniczym stanowisku, miałam wszystko poukładane.
Teraz planujemy wspólną przyszłość. Odpowiadając na Twoje pytanie: da się kogoś poznać w tym wieku, miałam wtedy 31 lat, a on 39. Nie traktujcie 30 lat jako jakiejś strasznej granicy.

 Re: Czy ktos z was spotkał swoją miłość po 30-ce?
Autor: Wiesia (---.range81-152.btcentralplus.com)
Data:   2018-10-04 10:35

Wyszłam za mąż mając 35 lat. Jesteśmy szczęśliwym małżeństwem już 5 lat. Kochana, wiara czyni cuda. Nie trać nadziei. Modlitwą jestem z Tobą :)

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: