Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2016-10-24 00:43
Robercie, nikt nie ma prawa zapraszać do parafii (chodzi mi o oficjalne zaproszenie) kogokolwiek bez zgody księdza proboszcza. To on jest w parafii gospodarzem i jego trzeba pytać o pozwolenie. Tym bardziej, jeśli chcesz, aby to była słowna wojna ("argumentować za lub przeciw"). I tym bardziej, jeśli to jest Neokatechumenat. Statut Neokatechumenatu w art. 8 mówi:
"§ 4. Neokatechumenat jest realizowany, w komunii z Proboszczem i pod jego pasterską odpowiedzialnością...", nie może więc być traktowany jako konkurencja dla proboszcza, nie może też być tam, gdzie proboszcz tej organizacji nie chce, "nie czuje", nie może więc być za nią odpowiedzialny.
"jk" - Nie jest dobrze robić to teraz (gdy odchodzisz) i to z nastawieniem "upomnieć". Upominać oczywiście nam wolno także proboszcza, ale upominamy raczej za konkretny grzech, za konkretny czyn. Jeśli proboszcz jest w zasadzie dobrym gospodarzem (konkretni parafianie nie zawsze potrafią ocenić co jest konieczne dla parafialnego gospodarstwa, ani co pożytecznego teraz i z jakiego powodu), natomiast brakuje mu czasu czy energii do tworzenia wspólnot czy innych akcji duszpasterskich, to nie jest miejsce na upominanie, ale na pomaganie. Czy on w parafii jest sam? Jeśli tak, to już rozumiesz, że ma prawo nie mieć siły na więcej. Jeśli są inni kapłani, to zamiast nagadywać na zmęczonego proboszcza (przy zmęczeniu można brzydko odburknąć, co na pewno sama z doświadczenia znasz), trzeba było swoje żale przekazać im właśnie, bo to przede wszystkim oni mają te wspólnoty czy akcje prowadzić.
W tej chwili założę, że jest tylko proboszcz (skoro nie wspomniałaś o innych). I są dwie możliwości:
1. Albo masz rację i jest on jakoś niemiły, mało kontaktowy, i mu się nie chce. Wtedy pójście do niego nie ma najmniejszego sensu, bo jak powiesz, że to pożegnanie, bo odchodzisz z parafii, to Twoje uwagi potraktuje jak złośliwości, tym bardziej skoro nie widział Cię w kościele. Albo w ogóle nie będzie Cię słuchał, bo dla niego już nie istniejesz. Oczywiście, że bywają księża, którzy jakby są nie na swoim miejscu. Ale zazwyczaj kapłani ci mają właśnie w tej chwili własne duże problemy (fizyczne czy psychiczne, a może duchowe) i nie potrafią wtedy pozytywnie zareagować. Tym bardziej, że Ty chcesz po prostu upominać. Oni przecież mogą doskonale zdawać sobie sprawę z sytuacji, tylko mogą w tej chwili nie potrafić się zmobilizować. Przypomnij sobie siebie. Miałaś depresję i przestałaś chodzić do kościoła, nie mówiąc już o niemożności większego zaangażowania. Ludzie mogą tego nie rozumieć. Ale Ty siebie rozumiesz, tak? Nie wiesz natomiast jakie swoje problemy ma kapłan, widzisz tylko jego zachowanie. Bo on nie może nie iść do kościoła, nie usiąść do konfesjonału. Nie może nie powiedzieć kazania, nie odprawić pogrzebu, ślubu, chrztu. To jest człowiek, który też przeżywa swoje problemy. Sakrament kapłaństwa nie chroni przed problemami. Ale codziennie musi pokazać swą twarz parafianom, nawet jak ma ochotę udusić kogoś, siebie, czy samego Pana Boga z bólu czy ze złości, czy z bezradności, czy rozpaczy.
2. Jeśli to nie jest prawda, co o nim napisałaś, tylko po prostu jest zbyt zmęczony albo nie ma pomysłów, lub nie ma z kim tego robić, to mu jedynie sprawisz przykrość. Tu nie ma miejsca na upomnienie tylko na radę. Skoro wcześniej sama nic nie zrobiłaś dla parafii (za jego bytności), a teraz odchodzisz, to już w niczym nie możesz mu pomóc. Trzeba było przyjść wtedy, kiedy mogłaś coś zorganizować czy zaangażować się osobiście. Po drugie, czy znalazłaś konkretną grupę kilkudziesięciu, kilkunastu, no niech będzie nawet kilku aktywnych osób, które chcą coś konkretnego zorganizować? Bo jeśli przyjdziesz sama i powiesz od siebie, to w zasadzie jakie masz prawo mówić co ma zrobić proboszcz w parafii, w której już nie jesteś? A może inni chcą co innego? A może nie chcą tego co Ty? A może znasz jedynie opinię ludzi, którzy i tak nigdy się w nic nie zaangażują, tylko lubią narzekać i obmawiać? Zazwyczaj właśnie najbardziej obmawiają ci, którzy sami nic nie robią. Ci, którzy działają w parafii potrafią wiele proboszczom powiedzieć na bieżąco, ale wiedzą jak to się kończy: proboszcz powie "no to zróbcie", a oni więcej sił już nie mają. Być może właśnie tak samo jak proboszcz. Dlatego ten, kto uważa, że za mało się robi, powinien być gotowy podjąć się tej nowej "roboty". A Ty w takiej chwili uciekasz. Czyli tak naprawdę nie chcesz pomóc, tylko chcesz pouczyć.
Jeśli proboszcz jest sam, to naprawdę ma dużo pracy. Kto u Was uczy w szkole? Nawet jeśli świeccy katecheci czy siostry zakonne, to proboszcz oprócz remontów musi się zajmować kancelarią (biuro z wszelkimi obowiązkowymi papierami, płatnościami, raportami, ZUS-em, Urzędem Skarbowym itd.), mszą św. z kazaniem (kazanie jak najbardziej jest pracą duszpasterską), spowiedzią, pogrzebami, odwiedzinami chorych i umierających, organizacją katechez, Pierwszej Komunii, bierzmowania, rekolekcji, wyjazdami do kurii, zakupami, zatrudnieniem pracowników i tysiącem innych spraw. A musi mieć czas na własną modlitwę i na choćby skromny odpoczynek.
Rzucanie haseł "zrób coś więcej, człowieku" jest bez sensu. Pomóż mu myśleć :)) Pomóż mu coś zrobić. Albo daj spokój.
Problem prawdziwy byłby dopiero wtedy, gdyby na każdą propozycję aktywnych ludzi proboszcz mówił "nie". Tego nie chcę, na to się nie zgadzam, to jest bez sensu itp. Ale wtedy jakiekolwiek rozmowy z nim też by nie miały sensu.
Ale w ogóle to jak najbardziej Twoja sprawa. Trzeba się tylko inaczej do tego zabrać. Te wszystkie uwagi bardziej mogą się przydać w nowej parafii, więc przemyśl to już na początku.
|
|