Autor: Magda (46.115.18.---)
Data: 2012-01-05 18:52
Mam 27 lat jestem panną od roku związana z rozwodnikiem rok ode mnie starszym. Z tamtą dziewczyną po pół roku ożenił się z miłości, była już w ciąży. Miał być ślub cywilny, ale ciocia namówiła ich na ślub w kościele. Odeszła po 2 latach małżeństwa, walczył o nią, proponował różnie rozwiązania dla dobra ich 2-letniej wtedy córeczki. Po trzech miesiącach znalazła sobie nowego partnera, który dla niej zostawił żonę i dziecko. Po roku uzyskał rozwód cywilny.
Po jakimś czasie poznał mnie. Byłam złamana miłosnymi zawodami, chciałam kogoś kto już poniósł porażkę, bo wydawało mi się że taka osoba będzie mniej skora do wyrządzenia krzywdy, czego bardzo się bałam. Nie byłam przykładem wierzącej osoby. Paradoks, że obecna sytuacja bardzo zbliżyła mnie do Boga. Nigdy wcześniej tak bardzo się nie modliłam, nie interesowałam się tak dogłębnie wiarą, nie żałowałam za każde najmniejsze zło, jakiego się dopuściłam. Komunia św. nie była dla mnie tym, czym teraz jest, a nie mogę jej przyjmować, podobnie jak otrzymać rozgrzeszenia. Naprawdę chciałam być tylko szczerze kochana z wzajemnością, tyle że zakochałam się w rozwodniku. Nie chciałam nic złego zrobić. Kocham bardzo mojego partnera, jest dobrym człowiekiem. Mieszkamy od niedawna razem i ciężko mi niewymownie, bo nie mogę przystępować do sakramentów.
Wiążąc się nie wiedziałam, że to aż taki ciężki grzech ale szybko uświadomili mnie rodzice. Mimo tego, nie potrafię go zostawić. Wcześniej byłam w paru nieudanych związkach, nigdy nie zaznałam prawdziwego ciepła i szczerej miłości dopiero z nim naprawdę poczułam się szczęśliwa, tylko że to szczęście przyćmiewa okrutnie świadomość życia w grzechu. czasami nie umiem sobie z tym poradzić. Tata stwierdził, że powinnam przestać chodzić do kościoła bo się odwróciłam od Boga, że moja przyszłość to cierpienie, bo nie mam szans najmniejszych na szczęście z tym mężczyzną, a później czeka mnie piekło, bo gdzie indziej nie ma dla nas miejsca.
Boli bardzo, ale mam nadzieję, że Bóg zajrzy też w nasze serca. Staram się bardzo, bardziej niż kiedykolwiek być dobra, nie grzeszyć jeszcze bardziej. najciężej jest podczas Mszy św. jak wszyscy idą do Komunii, a ja nie mogę. Mam łzy w oczach. Modle się do św. Józefa, żeby mi pomógł, żeby pokierował naszym życiem tak, żebyśmy dostąpili zbawienia. Mam ciągle nadzieję, że Bóg pozwoli nam być razem.
---------
Zachęcam do napisania na www.niesakramentalni.pl
moderator
|
|