logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Mt 23,9. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem.
Autor: Gośka1981 (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2013-03-17 23:52

Kochani, pomóżcie mi zrozumieć Mt 23,9: "...Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie...". Oczywiście doskonale rozumiem, że nie chodzi o ojca biologicznego. Ale jak to się ma do papieża i do niektórych zakonników, których nazywamy "ojcami"? Rozumiem, że to tzw. ojcostwo duchowe, ale w sumie to właśnie o takie Panu Jezusowi chodziło. Nie o biologiczne przecież. Proszę o wyjaśnienie tej kwestii. Jeśli to możliwe, to w oparciu o Biblię. Właśnie piszę z kolegą- protestantem i trochę mi namnożył kwestii dających do myślenia. Choć z tym tytułowaniem kogoś "ojcem" dawno się już zastanawiałam.

 Re: Mt 23,9. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem.
Autor: Nell (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2013-03-18 00:47

Może artykuły o. Salija rzucą jakieś światło:
http://mateusz.pl/ksiazki/js-sd/Js-sd_46.htm
http://mateusz.pl/ksiazki/js-npp/js-npp_24.htm

 Re: Mt 23,9. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem.
Autor: Michał (---.range109-149.btcentralplus.com)
Data:   2013-03-18 03:48

A możesz cały fragment? Przerost formy nad treścią. Ile razy spotykałem protestanckiego pastora, lub starszego zboru, który robił za guru, tyle razy podkreślał, by mowić do siebie bracie, siostro, co nie przeszkadzało mu robić zborownikom pranie mózgu i wodę z mózgu oraz wyrzucać każdego, kto myślał inaczej niż on i nie zgadzał się z jego nauczaniem. Ojciec duchowy (kóry bardziej wywodzi się z Kościoła ortodoksyjnego (prawosławnego)) nie ma na celu zastępować ludziom Pana Boga, tylko prowadzić ludzi do Chrystusa, być przezroczystym na Boga. Czy Jan Pawel II propagował własny kult, czy raczej pomagał ludziom w powrocie do Boga? Czy teologia Jozefa Ratzingera jest jakimś ludzkim wymysłem, rodzajem nowej wiary, czy religii, czy krystalicznie czystym powrotem do źródła, do prawd podstawowych, w oparciu o wprost porażającą prostotę myślenia o Bogu? Chrześcijanie nie są ani Apollosa, ani Piotra, ani Pawła, tylko Chrystusowi, a ci którzy dzielą i wprowadzają podziały na denominacjie, grupy i grupki i tysiące sekt, dzielą Chrystusa, rozczłonkowując Go. Bo oni odkryli prawdę i tylko oni ją mają. Wszyscy inni nie. Czepiają się formalnego znaczenia slów, a nie treści, która za nimi stoi. Jest jedna Prawda. Nie ma wielu prawd. Jeśli jest wiele prawd, to znaczy, że nie ma prawdy, tylko są same kłamstwa. Kościół, to nie jest zbiorowisko indywidualistów ciągnących każdy w swoją stronę. Jezus ustanowił 12 Apostołow, a nie powiedział: róbta co chceta. Popatrz na Dzieje Apostolskie. Apostołowie nie organizowali życia gminy jerozolimskiej i innych gmin? Nie strzegli depozytu wiary przekazanego przez Chrystusa tak przez żydami, jak i wszelkimi rozłamcami, którzy przychodzili od złego? Jest jedna Prawda, a wszystko inne pochodzi od ojca kłamstwa. Cel duchowego ojcostwa jest taki sam, jak naturalnego - zrodzić dzieci, które będą przedłużeniem rodu, Kościoła i doprowadzić je do samodzielności. Ojciec nie trzyma kurczowo piskląt w gnieździe, tylko uczy je latać, by je w końcu wypchnąć do samodzielnego życia. A jak postępuja ci wszyscy guru zborowi? Starają się uzależnić ludzi od siebie na zawsze, natomiast tych, którzy im się sprzeciwiają wypychają ze zboru. Dlatego jest tyle denominacji. Oni nie tworzą bogactwa treści w jedności z Chrystusem, tylko podziały, podziały, podziały w oparciu o jakieś cząstkowe treści. A czym się różni wiara reformowanych od niereformowanych, metodystów od babtystów, zielonoświątkowców od adwentystów? Co takiego sprawia, że muszą być osobno, a nie mogą być razem? Własnie to są ci "ojcowie", którzy każą mówić do siebie bracie, ale zabraniają widziec brata w drugim chrześciajninie, chyba, że go nawrócą na swoją wiarę. I za tym uganiają się po świecie. O tym mówi Chrystus. To sa właśnie tacy "uczeni w Piśmie", którzy propagują swoje odkrycia, a nie to co mówi Bóg. Poczytaj Ratzingera. Gdzie on propaguje siebie, swoją naukę? On dociera do sedna tego co głosi Chrystus. Jego nie interesuje nic innego, niż powrót do źródła, powrót do Prawdy i wyzwolenie ludzi z okowów kłamstwa. Ratzinger nigdy nie głosił siebie, zawsze głosił Chrystusa, strzegąc depozytu Ewangelii, a nie ludzkich wymysłow. Dlatego spokojnie możemy mówić o nim "Ojciec". Ale ja świadomie nie chce o tytulaturze, o pewnej tradycji, którą zdaje się chce koniecznie zmienić Papież Franciszek. Wprawdzie można mówić Elżbieta II, ja jednak wolę: Jej Królewska Mość Elżbieta II. Za tym tytułem stoi pewana tradycjia i pewna historia. Narody bez pamięci i historii są niczym, bezkształtną masą. Chrześciajnie, którzy uważają, że chrześciajństwo zaczyna się od nich, głoszą siebie, nie Chrystusa. Bóg przemawiał do ludzi przez tysiące lat, a nie od Jasia Kowalskiego, który urodzil się 30 lat temu. W tradycji Kościoła powszechnego samodzielne odkrywanie prawd wiary i samodzielna droga do Boga są mało efektywne i nie polecane, ponieważ sa źródłem wielu problemów i wielu błędów. Człowiek nie jest zdolny sam siebie zdiagnozować. Gdyby tak było, niepotrzebni byliby lekarze. To jest mniej więcej stan polskiej medycyny w przeciętnej przychodni zdrowia. Jednak w normalnych warunkach, po to idę do jakiegokolwiek specjalisty, ponieważ zakładam, że on lepiej ode mnie naprawi popsuty telewizor, czy wytnie mi wyrostek robaczkowy. Naturalnie można pójść za przykładem Wojtka Borynów, który sam sobie nogę uciął. W tym przypomina tych wszystkich, którzy negują tradycję uczniostwa, wprowadzoną przez Jezusa Chrystusa. Tradycję, która była Jego jedynym planem na zbawienie świata. Ona zakłada, że Apostołowie mieli autorytet, anie przemawiali jedynie we własym imieniu. Inaczej - po cóż byłoby ich słuchać i co by to była za "Wiara", którą głosili? Słowa, słowa, słowa. Pewnie lepiej zamiast mąż, żona mówić - partner. A zamiast ojciec, matka - rodzic 1, rodzic 2. Ta ideologia zrodziła się właśnie z takiego myślenia, wypaczonego u samego fundamentu. Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo, ale oczywiście możemy zamiast Bóg Ojciec mówić Bożyna. W myśl tej ideologii, dzieci nie biorą się od matki i ojca, tylko przynosi je bocian. No bo, przecież Ty nie jesteś matką, a twój maż ojcem, czyż nie? Jesteście opiekunami prawnymi dzieci, które dostaliście od bociana. A jak państwo uzna, że jesteście złymi opiekunami to poprosi bociana, by oddał wasze dzieci innym opiekunom. Zapewne, gdy Bóg mówił bądźcie płodni i zaludniajcie Ziemie, nie miał na myśli, ani płodności seksualnej, ani duchowej. Jemu nie zależało na tym, by miał wyznawców, którzy będą oddawali Jemu chwałę. Usuń słowo ojciec, a usuniesz słowo - Bóg. Jeśli nie ma żadnego autorytetu - a tego chcą protestanci, nie ma Kościoła. (Każdy może mieć swój własny, w oparciu o własny autorytet, przecież to jest satanizm, w czystej postaci - jeśli ja uznaje tylko mój własny autorytet, to czczę szatana). To są proste zależności. I nie ma czegoś takiego jak ateizm - to także wiara, tyle, że w istocie rzeczy jest to satanizm. Tu akurat mylił się zadadniczo Bułhakow. Bez słowa ojciec, istnienie świata nie ma sensu. Najmniejszego.

 Re: Mt 23,9. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem.
Autor: B. (---.pl)
Data:   2013-03-18 11:41

"pomóżcie mi zrozumieć Mt 23,9: "...Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie...". Oczywiście doskonale rozumiem, że nie chodzi o ojca biologicznego."
Gosia, a dlaczego zakładasz, że słowem "ojciec" MOŻNA nazywać ojca biologicznego? Przecież w zacytowanym przez Ciecie wersecie jest napisane NIKOGO nie nazywajcie ojcem. Dlaczego więc pastor (bo przypuszczam że to jego pogląd przytaczasz) ze swojego rozumowania usuwa to słowo NIKOGO? Przypuszczam że dlatego, że bez założenia tego wyjątku pogląd pastora już od początku nie wytrzymałby krytyki, bo słowo ojciec [biologiczny] w polskich wydaniach Pisma Świętego jest używane setki a może tysiące razy. Pismo Święte nie jest sprzeczne samo ze sobą, a więc musi być logiczna przyczyna :)

* * *

Przypuszczam, że są to różnice językowe (wyrażenia idiomatyczne, lub odcienie znaczeniowe typu ojciec, tata).
Rzeczywiście Pismo Święte mówi "9 Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie." Mt 23:9, ale Pismo Święte mówi też np. "czcij ojca twego i matkę twoją", i wiele, wiele razy używa słowa "ojciec" w stosunku do ludzi. Np. w przypowieści o ojcu i synu marnotrawnym.
Inny przykład. Pan Jezus powiedział: "52 Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; 53 OJCIEC przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej." Łk 12
Albo Mt 1 - rodowód Jezusa:
"1 Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama. 2 Abraham był OJCEM Izaaka; Izaak OJCEM Jakuba; Jakub OJCEM Judy i jego braci; 3 Juda zaś był ojcem Faresa i Zary, których matką była Tamar. Fares był ojcem Ezrona; Ezron ojcem Arama; 4 Aram ojcem Aminadaba; Aminadab ojcem Naassona; Naasson ojcem Salmona; 5 Salmon ojcem Booza, a matką była Rachab. Booz był ojcem Obeda, a matką była Rut. Obed był ojcem Jessego, 6 a Jesse ojcem króla Dawida. Dawid był ojcem Salomona, a matką była /dawna/ żona Uriasza. 7 Salomon był ojcem Roboama; Roboam ojcem Abiasza; Abiasz ojcem Asy; 8 Asa ojcem Jozafata; Jozafat ojcem Jorama; Joram ojcem Ozjasza; 9 Ozjasz ojcem Joatama; Joatam ojcem Achaza; Achaz ojcem Ezechiasza; 10 Ezechiasz ojcem Manassesa; Manasses ojcem Amosa; Amos ojcem Jozjasza;"

Wierzę, że językoznawcy kiedyś wyjaśnią to. O podobnych problemach uprzedza część prologu do Księgi Syracha:
15 Proszę więc
z życzliwością i uwagą
zabierać się do czytania,
a wybaczyć w tych miejscach,
gdzie by się komu wydawać mogło,
20 że mimo naszej usilnej pracy nad tłumaczeniem, nie mogliśmy dobrać odpowiedniego wyrażenia:
albowiem nie mają tej samej mocy
słowa czytane w języku hebrajskim, co przełożone na inną mowę.
Nie tylko ta księga,
ale nawet samo Prawo i Proroctwa,
25 i inne księgi
czytane w swoim języku wykazują niemałą różnicę.

Być może w polskim języku nie ma dwóch słów, które wyrażałyby odcienie (róznice) znaczeniowe słów "ojciec" języka oryginalnego Biblii.
Serdecznie pozdrawiam.

 Re: Mt 23,9. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem.
Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2013-03-18 13:27

Cóż tu powiedzieć?
Po pierwsze to, że jak czytać Pismo Święte to raczej całościowo niż wyrwanymi z kontekstu fragmencikami.
Po drugie zastanowić się co Jezus chciał nam przekazać mówiąc te słowa a co chciał przekazać mówiąc "Ojcze nasz, ktoryś jest w niebie...." i nakazując nam modlić się właśnie tymij słowami.
Po trzecie - przypisywanie papiestwu wszelkich możłiwych grzechów i uznawanie Rzymu papieskiego za nowy Babilon nie należy do najchlubniejszych tradycji protestanckich. Ja mogę zrozumieć dlaczego ks. dr Marcin Luter nie lubił papieży swoich czasów ale nie mogę zrozumieć dlaczego niektórzy (na szczęście bardzo, bardzo nieliczni) bracia oddzieleni czynią z tej niechęci fundament swojej relacji z tymi chrześcijanami, którzy uznają (dobrowolnie i świadomie) prymat Piotra.
Po czwarte - Świadkowie Jehowy to nie protestanci, nawet nie chrześcijanie. Jakby kto się pytał. Przy całym moim szacunku do ich wiary i ich jako ludzi.

 Re: Mt 23,9. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem.
Autor: greenball (---.ip.netia.com.pl)
Data:   2013-03-18 18:21

Czy kolega protestant uznaje św. Pawła?
"Choćbyście mieli bowiem dziesiątki tysięcy wychowawców w Chrystusie, nie macie wielu ojców; ja to właśnie przez Ewangelię zrodziłem was w Chrystusie Jezusie" (1 Kor 4,15).
Czyżby Paweł sprzeciwiał się tu nauce Jezusa? Nie. Zatem pierwotny Kościół bez problemu określał pewne osoby w swoim gronie jako ojców i dziś jest to nadal uprawnione.

ad B. w rodowodzie Jezusa w Mt 1 ani razu nie pojawia się słowo "ojciec". Za każdym razem jest czasownik "zrodzić" używany w stosunku do mężczyzn i kobiet.

ad XC A kto pisał o świadkach Jehowy?

 Re: Mt 23,9. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem.
Autor: B. (---.pl)
Data:   2013-03-18 20:24

ad greenball
Napisał Pan: "w rodowodzie Jezusa w Mt 1 ani razu nie pojawia się słowo "ojciec". Za każdym razem jest czasownik "zrodzić" używany w stosunku do mężczyzn i kobiet."
W tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia jakie posiadam (wyd. trzecie) w rodowodzie Jezusa w Mt 1, 2-16 używane jest słowo "ojciec" (wielokrotnie). Tak jest i w wydaniu czwartym, na którym oparto internetowe wydanie Pisma Świętego:
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=244&werset=1#W1

Tekst Biblii Tysiąclecia jest oficjalnym tekstem Kościoła w Polsce zatwierdzonym do stosowania w liturgii.
http://biblia.deon.pl/menu.php?st_id=1

Kto wydał Pismo Święte które Pan ma?

Poza Biblią Tysiąclecia słowa "ojciec" w tym rodowodzie Jezusa (bo jest i drugi rodowód, w Łk3) używają również:
Biblia warszawsko-praska (katolicka)
Biblia warszawska (protestancka)
W tłumaczeniu Biblii sporządzonym przez świadków Jehowy też w tym rodowodzie używane jest słowo "ojciec".

Katolicka Biblia Poznańska używa w tym samym tekscie takiego tłumaczenia: "(2) Abraham miał syna Izaaka, Izaak miał syna Jakuba, Jakub miał syna Judę i jego braci," Sens jest ten sam (był ojcem = miał syna).

W tłumaczeniu luterańskiej Biblii Gdańskiej słowo "ojciec" nie jest używane. Tłumacz użył tam takich sformułowań: "(2) Abraham spłodził Izaaka, a Izaak spłodził Jakóba, a Jakób spłodził Judę, i braci jego"

Biblia brzeska (kalwińska) używa słowa "poszedł": (2) Z Abrahama poszedł Izaak, z Izaaka poszedł Jakub, a z Jakuba poszedł Juda i bracia jego."

 Re: Mt 23,9. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem.
Autor: Michał (---.range109-149.btcentralplus.com)
Data:   2013-03-18 21:13

Nie przeprowadziłem żadnej kwerendy, więc są to moje osobiste dywagacje, ale jest rzeczą zastanawiającą, że pojęcie "ojciec" pojawiło się w Kościele w odniesieniu do zakonników, a nie kleru diecezjalnego, aż do późnego średniowiecza obarczonego rodzinami. Tymczasem wobec zwycięstwa chrześcijaństwa w Imperium Romanum, ci chrześcijanie, którzy chcieli zachować pierwotną gorliwość rozpoczęli ucieczkę na pustynię, czyli zaczął się bardzo żywiołowo rozwijać ruch monastyczny. Nie miejsce na to by opowiedzieć jak to wszystko wyglądało, ale zasadniczo mnisi rozpoczęli ucieczkę od świata przed jego pokusami, by zachować pierwotną gorliwość chrześcijańską, która mocno podupadała. W walce z pokusami świata doczesnego, dużą rolę odegrała walka z pokusami cielesnymi, niezależnie od tego czy byli to anachoreci, czy cenobici. Kobieta w dziełach przypisywanych ojcom pustyni była uosobieniem wszelkiego zła, a ideałem życia monastycznego było uwolnienie się od pokus seksualnych i celibat (ponoć św. Augustyn, który także próbował zorganizować wspólnotę monastyczną, uważał, że grzech pierwszych rodziców miał charakter seksualny). Mniejsza o ten barwny i burzliwy początkowy okres, w którym wokół uciekających od świata mnichów i pustelników wyrastały całe miasteczka złaknionych kontaktu z uciekającymi przed nimi mnichami pielgrzymów (takim pustelnikiem był np. Szymon Pustelnik, który zrozpaczony ciągnącą za nim rzeszą wielbicieli, jako jedyny sposób oddzielenia od tłumu uznał wybudowanie pustelni na kilkudziesięciometrowym słupie, pod którym pielgrzymi na lata rozbili miasteczko). Dopiero Pachomiusz, Antoni Pustelnik i Benedykt z Nursji nadali tym ruchom charakter zorganizowany i uporządkowany. Ale wtedy właśnie ojców pustyni zaczęto nazywać ojcami, czego nie czyniono wobec kapłanów diecezjalnych. Tymczasem fizycznie to ci ostatni byli obarczeni rodzinami i dziećmi, a nie mnisi, z założenia żyjący w celibacie.
Tytuł "ojciec" w Kościele Zachodnim zarezerwowany był początkowo dla biskupów, a dopiero od IV w. (zwycięstwa chrześcijaństwa) przypisano go wyłącznie biskupowi Rzymu (ostatecznie za Grzegorza VII). W Kościele Wschodnim utrwaliła się odmienna praktyka. Tym niemniej jednak i na Zachodzie, także w XX w. np. panie z Instytutu Prymasowskiego, czyli osławionej "Ósemki", o swoim duchowym przewodniku - kard. Wyszyńskim nie wyrażały się inaczej niż "ojciec". Podobnie zwracano się do założyciela ruchu oazowego, ks. Franciszka Blachnickiego. Sam tytuł "papież", podobnie jak i Kościół zapożyczyliśmy od Czechów, stąd w naszych uszach nie brzmi tak jak na Zachodzie "Ojciec święty", czy grecka Eccelsia. Tytulatura papieża sięga czasów przedchrześcijańskich, tak rzymskich jak i judaizmu i jest znacznie obszerniejsza np.: patriarcha Zachodu, Pontifex Maximus (dosłownie: "budowniczy mostów"), biskup Rzymu, Wikariusz Jezusa Chrystusa, Następca Księcia Apostołów, Najwyższy Kapłan Kościoła Powszechnego, Prymas Włoch, Arcybiskup i Metropolita Prowincji Rzymskiej, Głowa Państwa Watykan, Sługa Sług Bożych. Charakter władzy papieża najlepiej chyba obecnie oddaje słowo Ojciec Święty, pomijając jurysdykcję papieską, jest najwyższym autorytetem moralnym dla katolików. W końcu XIX w. na podstawie badań historycznych przyjęto, że papieże, nawet najbardziej niegodni, nigdy w historii papiestwa nie popełnili błędu doktrynalnego, choć mylili się w wielu innych sprawach. Nie jest to więc autorytet zawieszony w próżni, tylko z nadania Chrystusa, oparty na doświadczeniu historycznym. Do papieża o rozstrzygnięcie sporu, już w pierwszym wieku odwołała się wspólnota w Koryncie i jego głos był decydujący. Osobna historia to instytucja kardynalatu i sam sposób powoływania (wyboru) papieży. Ale to nie było przedmiotem pytania, choć jest to historia nadzwyczaj ciekawa.
Cały ten współczesny, wszechstronny atak - na rodzinę stanowiącą podstawę Kościoła i społeczeństwa, na ojcostwo i macierzyństwo - z oddzieleniem aktu seksualnego od jego skutków prokreacyjnych (akt przyjemnościowy, permisywny, a nie stworzenia, dziecko jest jego zbędnym i ubocznym produktem), czyli całkowite zniekształcenie pierwszego przykazania danego Adamie i Ewie i sprawienie, że staje się ono bezwartościowe, skoro kobiety nie wykorzystują najlepszego dla siebie czasu na prokreację, często ubezpładniając się, a później w sposób farmakologiczny, lub sztuczny wspomagają procesy rozrodcze, oddzielając je od aktu seksualnego (anonimowi dawcy spermy, zapłodnienie in vitro), wywraca dotychczasowe odwieczne podstawy funkcjonowania społeczeństw i buduje je w oparciu o doktrynę nihilizmu. Ludzie tracąc grunt pod nogami, stają się zagubionymi, bezwartościowymi pionkami spisanymi na straty i przesuwanymi na szachownicy wedle aktualnej potrzeby, a nie społecznymi podmiotami. Naturalnym ciągiem tego procesu są wszelkie perwersje seksualne, skoro chodzi tylko o przyjemność, wreszcie oddzielenie płci od seksualności człowieka (ideologia gender), czyli kompletny obskurantyzm polegający na zaprzeczeniu podstawowym faktom biologicznym, negowanie treści Pisma Świętego, prowadzą do takiego barbarzyństwa i ciemnoty, w której twierdzi się, ze płeć jest wyborem "kulturowym", a nie zdeterminowanym przez naturę chromosomami X i Y. Czyli spokojnie na gruncie pseudonaukowym podważa się całą wiedzę biologiczną dotycząca człowieka! Jednym słowem - ideolodzy homoseksualizmu, pedofilii, ideologii gender i tym podobnych aberracji umysłowych twierdzą ni mniej ni więcej, że dzieci, które są własnością państwa, na zasadzie uznaniowego przywileju udzielane rodzicom - przynosi bocian. A skoro tak, skoro nie są ludźmi, to mogą być obiektem rozmaitych eksperymentów "naukowych". Doktor Mengele w całej krasie. A wszystko to z prostego odrzucenia przez ojca Marcina Lutra, przy wszystkich jego zasługach, władzy papieskiej i idei duchowego ojcostwa. Gdy rozpoczynał swoją reformę, nawet przez myśl mu nie przyszło (cierpiał na ewidentny brak wyobraźni) do czego prowadzi jego doktryna.Tak to jest gdy zaczyna się niewinną reformę, która w istocie rzeczy burzy docelowo cały dotychczasowy ład.
Ależ Gosiu - jak najbardziej chodzi o biologicznego ojca! I każdego ojca. Nie słuchaj mamy, nie słuchaj taty, głosiła dziennikarka, która miała o ile pomnę trzech mężów i za swoimi dziećmi nie przepadała, choć prowadziła programy dla młodzieży, współpracująca z pewnym nieznanym eksperymentatorem hipisowskim i witrażystą, synem pułkownika MO, który głosił róbta co chceta, niespełnionym we wcześniejszych dziennikarskich próbach zagospodarowania młodego pokolenia w ramach rozgłośni harcerskiej, będącej wówczas kuźnią wiadomo czego (przyznam, że przez cały okres szkolny czerwone harcerstwo był dla mnie instytucją najbardziej znienawidzoną, której unikałem jak ognia). Cechą charakterystyczną tych działań nie jest zawarte w hasłach wyzwolenie, a typowo bolszewickie czy neobolszewickie (jak kto woli - lewackie) zniewolenie poprzez zastąpienie rzeczywistych autorytetów nowymi "nowoczesnymi". Już teraz zgodnie z prawem dzieci można odbierać tzw. bezwartościowym ideologicznie rodzicom i przekazywać je w nagrodę takim, którzy rokują nadzieję, na ich politycznie poprawne przysposobienie. Nie wiem co to za protestant, ale ja znam takich, którzy zanegowali w ogóle istnienie Kościoła, wychodząc z prostej przesłanki - odrzucenia wszelkich autorytetów, poza nimi samymi. To jest ciekawe, że taki wasz Donald Tusk, czy Stefan Niesiołowski, albo Bronisław Komorowski, przy wszelkiej negacji i ośmieszaniu innych autorytetów, niezgodnych z nimi, siebie każą jednak uważać bezwzględnie za autorytety, których negacja jest surowo karana. Za słowem ojciec, zawsze stoi słowo Bóg, dlatego należy je ośmieszyć i odrzucić. A nawet chrześcijanie są dzisiaj tak otumanieni i ogłupieni, że współpracują ze swymi prześladowcami i wrogami Boga.

 Re: Mt 23,9. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem.
Autor: greenball (---.ip.netia.com.pl)
Data:   2013-03-18 21:57

B., mówię o tekście w języku greckim. Wydanie krytyczne, Nestle-Aland albo Greek New Testament. Skoro nie ma tam słowa "ojciec" podawanie go jako przykładu w wykazie zastosowań nowotestamentalnych terminu "pater" jest błędem. Ale to oczywiście tak przy okazji, dla samego poruszanego w tym wątku problemu nie ma to znaczenia.
"Tekst Biblii Tysiąclecia jest oficjalnym tekstem Kościoła w Polsce zatwierdzonym do stosowania w liturgii".
Co to ma do rzeczy? Natchniony i tak jest oryginał.

 Re: Mt 23,9. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem.
Autor: Gośka1981 (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2013-03-18 23:01

Panie Michale, dziękuję, ciekawe i logiczne. A jak mnie się spodobało to o Lutrze! Musiałabym to przetrawić, bo jak na razie nie do końca pojmuję zależność między Lutrem a ideologią gender, ale... coś w tym pewnie jest. (wiem, wiem, smarkula jestem i pewnie czytanie ze zrozumieniem szwankuje)
Do Pańskiej wiadomości- protestant to młody facecik, mniej- więcej w moim wieku, z Zielonych, że tak to ujmę. Na portalu społecznościowym dodał wpis w stylu: "katolik mówi- na zbawienie trzeba sobie zasłużyć, Biblia mówi- łaską jesteście zbawieni, nie wasza to zasługa; katolik mówi- Maria pośredniczką, Biblia mówi- jeden jest pośrednik Jezus Chrystus; katolik mówi- wiele dróg prowadzi do Boga, Biblia mówi- Ja jestem Drogą i Prawdą i Życiem; katolik mówi... " Wie Pan o co chodzi, Panie Michale :) No i napisałam mu, głupia, komentarz, próbując udowadniać, że jednak katolik mówi to, co mówi Biblia, a nie to co on myśli, że katolik mówi. A jak się zaczęło, to poszłooooo... W efekcie doszliśmy do paru takich spraw w KK, o których jednak Biblia nie mówi,albo mówi "na nie" i ja doskonale miałam tego świadomość. No i wtedy zaczęły się przysłowiowe schody. Bo okazało się, że już w pewnych konkretnych sprawach zgadzam się z kolegą, albo po prostu nie mogę się nie zgodzić. A że miałam nieodpartą chęć udowodnienia mu, że jednak się myli, to nie mając argumentów przeciw w pewnym momencie zaczęłam się robić niegrzeczna, sarkastyczna (cóż, miałam wrażenie, że chłopak uważa, iż wie doskonale czego uczy KK, choć wie to, jak sądzę, ze słyszenia; na pewno nie z Katechizmu), aż mi się głupio zrobiło, bo moje komentarze zaczęły się stawać coraz bardziej agresywne i ironiczne w stosunku do młodego człowieka, który chciał tylko ukazać pewne sprawy, a nie jechać po wszystkich katolikach, którzy to czytali.
Na końcu i tak zgodnie stwierdziliśmy, że przede wszystkim trzeba trzymać się tego, co mówi Biblia. Dla mnie cała reszta to dodatek , w który nie muszę wierzyć, jeśli jest niezgodny z Biblią.
A co do fragmentu, o który pytałam, to już wcześniej się nad tym zastanawiałam i prawdę mówiąc przez jakiś czas nawet niespecjalnie komfortowo się czułam musząc nazywać zakonników "ojcami", bo mi to kompletnie nie pasowało do tego, co napisane jest w Biblii. Jednak w pewnym momencie jakoś się z tym oswoiłam i nie stanowiło to dla mnie większego problemu. Kolega zasiał wątpliwości na nowo, zresztą nie tylko te wątpliwości, chociaż staram się też pamiętać o tym jak to św. Paweł bodajże (poprawcie mnie, jeśli ktoś inny) nazywa niektórych swoimi dziećmi w Panu.
Ps. Panie Michale, z papieskich tytułów używam tylko i wyłącznie "papież", ale bardzo mi się spodobał Sługa Sług Bożych. Myślę, że może być idealny dla obecnego papieża (a przyznaję bez bicia- jestem jego "fanką", jeśli można to tak ująć, choć nie myślałam, że powiem tak kiedyś o papieżu). Pozdrawiam!

 Re: Mt 23,9. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem.
Autor: Michał (---.range109-149.btcentralplus.com)
Data:   2013-03-19 23:51

"katolik mówi- na miłość trzeba odpowiedzieć miłością, uczynkami miłości, Biblia mówi- łaską jesteście zbawieni, nie wasza to zasługa; katolik mówi- Kościół jest wspólnotą, Maria pośredniczką, święci są pośrednikami, każdy kto wstawia się za nami w modlitwie pośredniczy w przekazywaniu łaski Bożej, Biblia mówi- jeden jest pośrednik Jezus Chrystus; katolik nie mówi- wiele równorzędnych dróg prowadzi do Boga, ale Bóg na rożne sposoby objawia się wszystkim ludziom, tyle że nie każda droga jest równie dobra, Biblia mówi- Ja jestem Drogą i Prawdą i Życiem; katolik mówi..." Cytowanie wybiórcze, albo wpychające w usta katolika to czego nie miał prawa powiedzieć jest metodą szatańską, wobec kłamstwa Prawda jest najlepszą obroną, celem katolika nie jest walka ze wszystkimi, tylko głoszenie Ewangelii.
Ojcostwo w tym znaczeniu (mniszym), to akurat wynalazek Kościoła wschodniego, nie zachodniego. Tam, żeby było ciekawiej funkcjonuje pojęcie "starca", którym może być dwudziestolatek. Nie mam zamiaru wprowadzać w duchowość Kościoła wschodniego, to trzeba samemu. Mnie akurat bardzo brakuje Benedykta, Jego teologii i Jego umiłowania liturgii, którą u Franciszka niespecjalnie widzę jak do tej pory. Sprawowanie urzędu papieża ma pewne wymagania i nie da się przenieść życia kardynała, czy biskupa na ten wyjątkowy urząd. Ten spór rozstrzygnął sobór w Konstancji i nie warto do niego wracać, choć próbowano.
Marcin Luter wkurzył się słusznie, bo spotkał się z oczywista herezją. Kościół w osobach niektórych swych przedstawicieli zachowywał się wobec niego i bardzo opieszale i nie fair. Wiele postulatów Lutra zostało w Kościele katolickim spełnione czasem po latach, czasem po stuleciach, więc były słuszne. Ale przyjęcie założenia, że papiestwo jest błędem, podobnie jak celibat, święcenia, sukcesja nie rozwiązały żadnych problemów. Luter trafił na epokę mocno zeświecczoną, choć osobiście nie miał chyba tej świadomości. Sam nie podważał kultu Maryi, wręcz przeciwnie, żywił do niej duże nabożeństwo, ale odrzucił Urząd Nauczycielski Kościoła, więc przetarł drogę do odrzucania kolejnych prawd wiary. Wprowadził języki narodowe do bardzo uproszczonej liturgii i Pisma Świętego, przy jednoczesnym otwarciu drogi do jego dowolnej interpretacji. Nade wszystko w wyniku ograniczeń wyobraźni przyjął kilka pewników, które wcale nimi nie były. Na przykład, ponieważ w jego czasach wszyscy władcy byli chrześcijańscy, więc uznał, że Kościół winien być podporządkowany władzy świeckiej, a nie papieżowi w Rzymie, po to by uchronić go przed gorszącymi sporami i schizmami. To wprowadziło zasadę czyja władza, tego religia, a wraz z nią epokę wojen religijnych w Europie, załamało akcję ewangelizacyjną Kościoła (protestanci dopiero w XIX w. rozpoczęli działania ewangelizacyjne, napotykając w nich takie trudności, że doprowadziło to w końcu w połowie XX w. do powstania Światowej Rady Kościołów, gdzie podjęto współpracę ekumeniczną pomiędzy protestantami, bo to co się działo wcześniej budziło zgorszenie i dalsze podziały. Ale jak widać ekumenizm nie przywrócił jedności chrześcijan, dzielenie jest znacznie łatwiejsze niż łączenie. Wojny religijne ZMIENIŁY obraz ówczesnej Europy (podzieliły ją i zdechrystianizowały - choćby zakon krzyżaków stał się państwem świeckim). Co ważniejsze wkrótce się okazało, że władca nie musi być chrześcijański, a podporządkowanie Kościoła pozostało. Z opłakanym skutkiem. (Ślady tego pozostały jeszcze nawet w aktach IPN, jako spadek po PRL-u) Jeśli nie ma prawdy obiektywnej, wszystko jest umowne, to i wiara i niewiara są tyle samo warte (świat powstał sam z siebie, nie bardzo wiadomo jak, ale przecież i baron Münchhausen sam siebie wyciągnął z bagna za frak), płeć jest także rzeczą umowną. Luter zapoczątkował bardzo wiele współczesnych trendów, nawet tych jeszcze w powijakach, chociaż ani nie było to jego zamiarem, ani nie miał pojęcia, że takie będą konsekwencje. Wręcz przeciwnie, wydawało mu się, że działając tak, a nie inaczej uratuje Kościół. Mam nadzieję, że Papież Franciszek, nie posłucha dobrych rad płynących z ust tzw. dobrze życzących Kościołowi i nie sprzeda Bazyliki Św. Piotra i czego tylko się da, by zaopatrzyć ubogich. Byłby to piękny gest, który jednak nie zlikwidowałby ubóstwa. Jak dowodzi historia chrapkę na "bogactwa" Kościoła, ma wielu, a wywiezienie lwiej części zbiorów Muzeum Watykańskiego do Luwru, nie tyle przyczyniło się do wzrostu wolności, równości i braterstwa, tylko zubożyło skarbiec kultury (bo Watykan był na przestrzeni wieków obrabowywany wielokrotnie). Ale - na co komu kultura? Wszak protestanccy zielonoświątkowcy obywają się bez niej znakomicie, i są szczęśliwi. Współcześni mieszkańcy terenów nadwiślańskich także.
Pani Gosiu, po starej znajomości się odezwałem, ale starczy. Jest już Pani dużą dziewczynką (jak mawiał dziadek Jacek Poszepszyński) i poradzi sobie znakomicie sama, jestem tego pewien. Niestety o Polsce tego nie potrafię powiedzieć. A Papież Franciszek jest bardzo sympatyczny, tyle, że mam do niego jakiś taki nieuzasadniony dystans, którego nie miałem do Ratzingera, mimo, że to Niemiec. Boję się, że narobi sporo kłopotów watykańskim służbom, a Kuria go po prostu przetrzyma. Na Kurię trzeba kogoś dużo młodszego. Papież prowadzący swoją misję w taki sposób jak kard. Jorge Mario Bergoglio, będzie bardzo osamotniony i bez sekretarzy i pomocników zginie pod zwałami nieistotnych papierów, tyle, że Watykan zaoszczędzi na kamerdynerze i kucharzu

 Re: Mt 23,9. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem.
Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-03-20 10:03

Ten fragment odbieram raczej jako troske i ochrone przed zranieniem niz jako zakaz spowodowany starotestamentowa zazdroscia Boga, żądaniem wylacznosci. Sens tych slow odbieram tak: jedynego masz prawdziwego Ojca, reszta jest niedoskonala, wiec nie zalamuj sie, gdy sie okaze, ze biologiczny cie odrzucil, adopcyjny wykorzystal, duchowy zranil, a swięty zawiodl.

 Re: Mt 23,9. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem.
Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2013-03-20 10:19

ad greenball

Ja mówię o Świadkach Jehowy.

 Re: Mt 23,9. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem.
Autor: Marek Piotrowski (80.50.145.---)
Data:   2013-03-26 15:20

No cóż, jak zwykle zaczniemy od rozważenia szerszego kontekstu przytoczonego wersetu biblijnego:

„Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze.(…)
Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi.
Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście.
Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie.
Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus.
Największy z was niech będzie waszym sługą.” /Mt 23, 2.5-11/

Łatwo zauważyć, że całość tekstu to pouczenie o tym iż chrześcijanin powinien być skromny i służyć wszystkim. Potępiana postawa wyniosłości została zilustrowana obrazkami znanymi z ulic Jerozolimy I wieku; uczynkami na pokaz, ostentacyjnym rozszerzaniem filakterii i wydłużaniem frędzli u płaszczy , zajmowaniu zaszczytnych miejsc na zgromadzeniach, zaszczytnych tytułach. Całość należy rozumieć jako potępienie wywyższania się i jako nakaz pamiętania że najważniejszy jest Bóg, a nie jako literalny zakaz nazywania kogokolwiek ojcem, mistrzem, nauczycielem (i noszenia długich frędzli u płaszcza…).
Że tak właśnie rozumiał to pierwotny Kościół potwierdzają liczne fragmenty w Nowym Testamencie. Nie będę pisał truizmów i cytował fragmentów biblijnych na dowód stosowania przez chrześcijan określenia „ojciec” w stosunku do rodzica (choć przecież literalne rozumienie tekstu wypowiedzi Jezusa musiałoby implikować także zakaz w stosunku do ojca rodzonego – wszak Jezus wyraźnie mówi „Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem”!). Warto może jednak zwrócić uwagę iż słowo to stosowane było (wbrew rzekomemu „zakazowi” Jezusa) także do protoplasty cielesno-duchowego (Abraham):
„Czy Abraham, ojciec nasz, nie z powodu uczynków został usprawiedliwiony, kiedy złożył syna Izaaka na ołtarzu ofiarnym?” /Jk 2,21/
Podobną wypowiedź – tym razem Pawła o Izaaku – znajdujemy w Rz 9,10:
„Ale nie tylko ona - bo także i Rebeka, która poczęła [bliźnięta] z jednego [zbliżenia] z ojcem naszym Izaakiem.”
Co więcej, św.Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian jak najbardziej czyni się duchowym ojcem chrześcijan:
„Nie piszę tego, żeby was zawstydzić, lecz aby was napomnieć - jako moje najdroższe dzieci. Choćbyście mieli bowiem dziesiątki tysięcy wychowawców w Chrystusie, nie macie wielu ojców; ja to właśnie przez Ewangelię zrodziłem was w Chrystusie Jezusie.” /1 Kor 4,14-15/
W podobnym duchu wypowiada się św. Piotr o św. Marku, mówiąc o nim „mój syn” (1P 5,13) czy o Onezymie (Flm 1,10).
Nie wolno skupiać się na słowach i słówkach, zaniedbując jednocześnie to, co owe słowa przekazują. Nie można też traktować Pisma Świętego jako Kodeksu Karnego, skoro zostało napisane jako List Miłosny.
Zresztą przeczytajmy całość omawianego fragmentu (powiedzmy Mt 23,1-30), a zobaczymy że właśnie w tej wypowiedzi Jezus zwraca uwagę by nie próbować się mądrzyć na zasadzie „to wolno, tamtego nie wolno”. Mówi że nie jest ważne literalne zachowywanie jakichś przepisów (obmyć itp.) lecz żeby wszystko robić ze względu na Boga i rozumieć że Bóg jest największym autorytetem - nieporównywalnym z innymi.
Dlatego nie jest ważne literalne nie mówienie na nikogo „ojciec” ani też „mistrz” (magister) (co explicite jest zakazane w tym fragmencie !). Nie chodzi też o to by nie mówić do nikogo „nauczyciel” ani nawet nie tytułować grzecznościowo „Pan”.
Oczywiście, jeśli ktoś miałby jakiekolwiek wątpliwości do kogo się modli w Ojcze Nasz to rzeczywiście nie powinien nazywać papieża Ojcem. Nie znam jednak człowieka który miałby z tym rozróżnieniem najmniejszy problem..
Wydaje się że prawidłowe rozumienie wypowiedzi Jezusa może nam przybliżyć fragment z Pierwszego Listu do Koryntian:
„[…] dla nas istnieje tylko jeden Bóg, Ojciec, od którego wszystko pochodzi i dla którego my istniejemy, oraz jeden Pan, Jezus Chrystus, przez którego wszystko się stało i dzięki któremu także my jesteśmy.”/1 Kor 8,6/
Jeszcze wyraźniej naświetlił Apostoł Narodów tę sprawę w Liście do Efezjan 3,14-15, pisząc iż wszelkie ojcostwo (wszelki ród) pochodzi od Boga Ojca.
W ten sam sposób papieże nie sprawują ojcostwa sami z siebie, tylko jako udział w ojcostwie Boga. Nikt przecież nie głosi ze jest inaczej. Nikt nie głosi, ze papież może cos dodać więcej niż Jezus. O tym pamiętamy mówiąc do papieża „ojcze”.

Właśnie takie zrozumienie kwestii ojcostwa przekazał nam Klemens Aleksandryjski (ur.150) który tak pisał:
„[Jezus] mówi, jakby chciał powiedzieć: za sprawcę waszego istnienia nie uważajcie tego, który was spłodził posiewem cielesnym, możecie go uznać tylko za współsprawcę waszych narodzin, a raczej zaledwie za pomocnika waszych narodzin. W ten sposób wyraża Pan życzenie, abyśmy odmienili się i znowu stali się jako dzieci, poznawszy prawdziwego swego Ojca i narodzeni na nowo z wody”
Jest coś zdumiewającego w tym, że te same osoby które tak oburzają się na określenie „ojciec” skierowane do papieża, zupełnie przemilczają inne „zakazane” w Mt 23,2.5-11 tytuły: „rabbi”, „mistrz” i „nauczyciel”. Być może dlatego iż obnażyłoby to absurdalność literalnej interpretacji fragmentu – stosując się do niego musielibyśmy:
 wyrzucić dyplomy wyższych uczelni („magister” to po łacinie „nauczyciel”)
 wyrzec się stosowania tytułów naukowych i medycznych (z łaciny „doktor” to tyle co „mistrz”)
 skłonić cechy rzemieślnicze to zaniechania wydawania zawodowych uprawnień mistrzowskich
 skasować zawód nauczyciela, Dzień Nauczyciela i Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz unieważnić Kartę Nauczyciela .
Takim zapędom sprzeciwia się samo Pismo Święte. Paweł – pod natchnieniem Ducha Świętego – nazywa siebie nauczycielem:
„Ze względu na nie, ja zostałem ustanowiony głosicielem i apostołem - mówię prawdę, nie kłamię - nauczycielem pogan we wierze i prawdzie.” /1 Tm 2,7/
Co więcej, apostoł twierdzi że uczynienie go nauczycielem było wolą samego Boga:
„[Ewangelię] której głosicielem, apostołem i nauczycielem ja zostałem ustanowiony.” /2 Tm 1,11/
Tytułem tym zresztą obdarzano nie tylko św.Pawła:
„W Antiochii, w tamtejszym Kościele, byli prorokami i nauczycielami: Barnaba i Szymon, zwany Niger, Lucjusz Cyrenejczyk i Manaen, który wychowywał się razem z Herodem tetrarchą, i Szaweł.”/Dz 13,1/
Specjalnie uderza stosowanie tego „zarezerwowanego” przez Jezusa tytułu w odniesieniu do urzędu (czyli niejako sprawowania funkcji w imieniu Jezusa - analogicznie jak w przypadku „ojca” i papieża):
„Mamy zaś według udzielonej nam łaski różne dary: bądź dar proroctwa - [do stosowania] zgodnie z wiarą; bądź to urząd diakona - dla wykonywania czynności diakońskich; bądź urząd nauczyciela - dla wypełniania czynności nauczycielskich;”/Rz 12,6-7/
”I tak ustanowił Bóg w Kościele najprzód apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, a następnie tych, co mają dar czynienia cudów, wspierania pomocą, rządzenia oraz przemawiania rozmaitymi językami. Czyż wszyscy są apostołami? Czy wszyscy prorokują? Czy wszyscy są nauczycielami? Czy wszyscy mają dar czynienia cudów?”/1 Kor 12,28-29/

„I On ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami” /Ef 4,11/
Co więcej, Pismo mówi że utwierdzeni w wierze chrześcijanie powinni być nauczycielami – św.Paweł tak gani Hebrajczyków:
„Gdy bowiem ze względu na czas powinniście być nauczycielami, sami potrzebujecie kogoś, kto by was pouczył o pierwszych prawdach słów Bożych, i mleka wam potrzeba, a nie stałego pokarmu.”/Hbr 5,12/
Co zatem znaczą te „zakazy” Jezusa aby nie nazywać nikogo (ojcem, rabbi, mistrzem i nauczycielem)?
Biblię należy odczytywać poprzez sposób wyrażania się za czasów Jezusa, poprzez ówczesne „klucze pojęciowe”. Nie brać tego pod uwagę to jakby twierdzić ze nie ma potrzeby tłumaczyć Ewangelii z greki, bo wystarczy ze każdy będzie czytał „jak rozumie” i Duch Święty da mu zrozumienie.
Jezus mówi tu o dwu rzeczach: że wszelkie ojcostwo, wiedza, mistrzostwo pochodzi od Boga i że to On jest jedynym prawdziwym Mistrzem, Nauczycielem i Ojcem. Traktowanie tego tekstu jako prostego zakazu używania słów „ojciec, nauczyciel, mistrz” jest spłycaniem przekazu biblijnego.
Niemal cała działalność Jezusa była polemiką z takim właśnie - dosłownym, „pod prawem” - pojmowaniem nauki Boga. I niewykluczone że właśnie dlatego umarł - z wielkim dla nas pożytkiem, zresztą.
Dużo ważniejsze od „unikania słów” jest, aby nie uważać kogokolwiek za autorytet większy od Boga, aby pamiętać iż nie władca (czy w naszych warunkach - gremium demokratyczne np. sejm czy nawet referendum badające tzw. wolę ludu), lecz Bóg jest Prawodawcą.
Nie martwmy się – nie bluźnimy zwracając się do rodzica „Ojcze”, nie popełniamy bałwochwalstwa mówiąc do nauczyciela „magistrze” ani do lekarza „doktorze”.

Podobnych naucz – sformułowanych w postaci „zakazów” – jest zresztą w Biblii daleko więcej. Weźmy choćby grzecznościowy tytuł „Pan, Pani” - przecież w Liście do Rzymian 10,12 wyraźnie czytamy „Jeden jest bowiem Pan wszystkich.”. Podobne słowa znajdujemy w w Ef 4,5

 Re: Mt 23,9. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem.
Autor: B. (---.pl)
Data:   2013-03-26 17:31

"Jorge Mario Bergoglio, będzie bardzo osamotniony"

Słyszałam wypowiedź księdza, że nowy Papież będzie miał silne naturalne oparcie w całym zakonie Jezuitów, na całym świecie.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: