Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data: 2013-09-03 13:39
Droga Pani Baranek!
Między organizowaniem wojennej krucjaty na Koreę a postawą siedzenia na czterech literach i popadaniem w depresję jest całe spectrum postaw.
Nie napisałem nigdzie, że nie warto się modlić (także w intencji nawrócenia tyrana Korei) ale pisałem o czym innym. Pewnie zrobiłem to nieudolnie, więc podejdę do tego inaczej i jeszcze raz opiszę moje stanowisko.
Załóżmy, że modlę się usilnie o nawrócenie Kima. Bóg w swojej łaskawości, nagle, niespodziewanie i cudownie powoduje, że jutro Kim odkryje w sobie chrześcijanina (na zasadzie mistycznego oświecenia bo nie ma w jego otoczeniu kogoś, kto wytłumaczyłby mu na czym chrześcijaństwo polega, kto to Jezus, jakie Jego przesłanie). I postanawia natychmiast i nieodwołalnie wdrożyć idee Jezusa w życie. I co? Przecież on nie jest sam, jest tylko eksponentem pewnej grupy, pewnego środowiska (policja, wojsko, bezpieka, partia komunistyczna, biurokracja, elity), które są z jednej strony podwieszone pod niego a z drugiej go podtrzymują. Ci ludzie nie są zainteresowani żadnymi zmianami, bo im jest dobrze, są "u żłoba", mają władzę, prestiż i czerpią profity. Czy oni też mają być mistycznie nawróceni? Jeśli tak, to załóżmy, że ma to miejsce. I opróżniają natychmiast obozy koncentracyjne. I wychodzą z nich miliony głodnych, dyszących zemstą ludzi. Takich, którzy zadają sobie pytanie: gdzie są ci, którzy mnie do takiego stanu doprowadzili, ci którzy zagłodzili mi na śmierć dzieci, którzy zastrzelili mojego ojca, którzy zakatowali moją żonę, nie przepuścili nawet mojej ulubionej piosenkarce (tak jak to miało miejsce ostatnio). Dawaj ich tu!
Załóżmy, że i na takich ludzi też spłynie łaska i wychodząc zza drutów powiedzą: "wybaczamy i prosimy o wybaczenie" (naszym biskupom wypowiedzenie tych słów w odniesieniu do Niemców zajęło dwadzieścia lat, Niemcy odpowiedzieli grzecznie ale bez specjalnego entuzjazmu, spora część społeczeństwa polskiego była oburzona). To co zrobić z tymi, którzy nie będąc Koreańczykami całkiem dobrze żyją z tego, że Korea Północna taka jest jaka jest. Przecież ktoś sprzedał im technologię nuklearną (kak dieła gospodin Putin?), ktoś nie jest zainteresowany tym aby połączyli się północny Koreańczycy ze swoimi braćmi z Południa (Japończycy, Chińczycy), bo zjednoczeni będą zbyt mocni. Tych też ma Pan Bóg nawrócić mistycznie?
Nie ujmuję nic Pani intencjom, po prostu pokazuję, że nie jest to takie łatwe. Ze nie chodzi o zmianę punktową ale cały proces i łańcuch przyczynowo skutkowy, który niekiedy rozwija się na ogromnych przestrzeniach przez długie, długie lata. Nam Europejczykom zajęło jakieś 1500 lat (licząc od upadku Rzymu do upadku muru w Berlinie), żeby zrozumieć, że lepiej pracować razem niż przelewać krew. W tym okresie wylano w Europie oceany łez, potu, krwi i innych wydzielin. Dodatkowo: prośba o nawrócenie Korei (jak głębokie nawrócenie? sama deklaracja nawrócenia nie wystarczy, ileż krwi wylano "między krześcijany"?) jest de facto prośbą o to aby Bóg ręcznie sterował światem.
Wiem, że trudno się jest pogodzić z tym, że człowiek nic nie może w wielkich sprawach. Że jest bezradny, bezsilny i zły sam na siebie i otaczający go świat. Że pojawia się pytanie: "a gdzie jest Bóg? czemu pozwala na to wszystko?".
Nie wiem co robić. Nie będę się mądrzył. Mnie jest bliska postawa bohaterów Dżumy. Trzeba robić swoje, to co nakazuje sumienie. Jeśli Pani nakazuje modlić się o nawrócenie Kima i jego kliki, to niech się Pani modli. Jeśli Pani podpowiada przystępować w intencji tych ludzi, to niech Pani przystępuje. Kto wie? Dobrze Pani robi.
|
|