Autor: Ania (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data: 2014-07-25 10:58
Ja się wzięłam z grzechu. Kiedyś, gdy byłam już na tyle duża policzyłam sobie różnicę między rocznicą ślubu moich rodziców a moimi narodzinami i mi wyszło, że mama brała ślub w 6 msc. ciąży. Stwierdziłam, w takim razie "wpadka", nikt mnie nie chciał. Do tego odkąd pamiętam moja mama była nieszczęśliwa, zawsze smutna, tata jej nie szanował (tak jest że jak kobieta jest "łatwa" to potem mężczyzna jej nie szanuje) i ja nie zdając sobie z tego sprawy obwiniałam się za to, że zniszczyłam mojej mamie życie, ojcu poniekąd też, bo nie skończył studiów. Że gdyby nie ja to moja mama by nie musiała wychodzić za ojca (wcale tego nie chciała, ale dziecko), nie byłaby taka nieszczęśliwa. To nawet nie było tak że ja tak myślałam, bo przecież bym od razu sobie wytłumaczyła, że to przecież nie moja wina, to było tak że ja to czułam, gdzieś tam miałam w podświadomości. A co za tym idzie nigdy w życiu nie mówiłam mojej mamie, że coś jest nie tak, że mam jakieś trudności (np. że mi w szkole dokuczają), czułam, że nie mam prawa zawracać tym głowy mojej mamie, że będzie się jeszcze bardziej martwiła, smuciła. Więcej, nie mam prawa nikogo obarczać moimi problemami. Udawałam, że jestem szczęśliwa, a nawet w to wierzyłam, chociaż byłam przeogromnie samotna. Nigdy rodziców o nic nie prosiłam, niczego się nie domagałam, wobec innych tak samo. Budowałam tylko coraz grubszą skorupę, owszem może nie czułam jakiegoś wielkiego smutku, ale też nie czułam radości, byłam kompletnie niewrażliwa. Zatapiałam się w wyobraźni, wyobrażałam sobie, że jestem kimś innym, wymyślałam różne historie... Nigdy nie rozpoczynałam znajomości, nikomu się nie narzucałam, myślałam że zawsze jestem kłopotem, że jeśli ktoś mi okazuje przyjaźń to dlatego, że czuje się w takim obowiązku, albo nie ma wyjścia, bo nie ma nikogo lepszego itd itd. I to wszystko z tej jednej przyczyny - nie czułam się chciana, czułam że zniszczyłam życie mojej mamy, więc innym też zniszczę. Bo poczęłam się nie jako miłość męża i żony...
Bóg mnie z tego wszystkiego uwolnił. Poprzez przebaczenie, wyrzeczenie się tego myślenia czy raczej czucia, poprzez prośbę o Boże błogosławieństwo Bóg to wszystko zabrał, a ja wyszłam z tej całej skorupy i dopiero teraz wiem co to radość, wzruszenie, przyjemność np. z tańca, chociaż też bardziej doświadczam smutku itd., ale warto. Zajęło mi to i Bogu żeby do mnie dotrzeć z uwolnieniem jakieś 20 lat. A wszystko przez nieprzestrzeganie tego jednego przykazania "nie cudzołóż". Nie mam teraz już żalu o to, ale po co ktoś inny ma przechodzić przez podobne cierpienie. Na szczęście Bóg mnie chciał, moja mama jak się okazało też się o mnie starała, żebym się poczęła, a ja myślałam że to wpadka, bo się nie poczęłam w małżeństwie.
|
|