Autor: kzez1986 (---.lublin.mm.pl)
Data: 2015-08-12 17:15
Poszukuję Boga, ale prowadzi mnie to tylko do wątpliwości. Zupełnie nie potrafię odnaleźć swojego powołania. To, co teraz robię, ciągle mam poczucie i wyrzuty sumienia, że nie postępuję zgodnie z wolą Bożą. A w tych przestrzeniach gdzie odnajduję Boga, nie mam możliwości. Cały czas szukam, ale na razie nie przynosi to rezultatów. Przede wszystkim podłamuje to moją wiarę i rozdarcie. I nawet nie chodzi tu o jakiś upór, tylko jeśli się mylę i moim powołaniem jest coś innego, to dlaczego Bóg nie interweniuje przez zmianę moich myśli ani nie daje mi człowieka, który powiedziałby mi prawdę. Kościół mówi, że jak coś się nie udaje, to nie jest wola Boża. Ale w takim razie dlaczego Bóg daje mi myśli, że to moje powołanie. Szukałem pomocy. Rozmawiałem z księżmi w Kościele, ze swoją wspólnotą, psychologiem, psychiatrą, w konfesjonale, byłem u egzorcysty. Ale nic się nie zmienia. Nikt ze mną nie chce normalnie porozmawiać o możliwościach, jaką drogą mógłbym pójść. Każdy, kogo prosiłem, odmawiał mi kierownictwa duchowego. Psycholog/ psychiatra mówił, że powinienem zmienić myślenie, ale dla mnie zmiana myślenia jest równoważna z odejściem od Kościoła. Teraz moje myślenie to szukanie Boga, woli
Bożej, a więc zmiana myślenia, to odwrócenie się od Boga. Czy powinienem to zrobić? Jak rozmawiam z wieloma ludźmi, to mi mówią, że jak odejdę od Kościoła i Boga to nie będę zbawiony. To dla mnie sekciarstwo – straszenie konsekwencjami, to domena sekt. Dlaczego nikt np. nie daje mi możliwości uzyskania dyspensy od słuchania Boga i posłuszeństwa Bogu. W mojej sytuacji powinienem uzyskać taką dyspensę. Może ktoś mi powie jak uzyskać taką dyspensę albo pomoże skontaktować się z kimś, kto mógłby rozeznać moją sytuację, jakiegoś charyzmatyka? Kościół tak często powtarza słowo miłość, a postępuje dokładnie przeciwnie. Kościół wobec mnie postępuje dokładnie tak jak guru sekty. Wiem, że typowe działanie sekty to też mówienie o miłości, trosce o człowieka, a potem działanie tylko we własnej wygodzie, interesie. Kościół dokładnie tak ze mną postępuje.
Wobec tego rodzą mi się wątpliwości:
- Załamuje się wiara w zbawienie. Jeżeli ja słyszę coś od Boga i okazuje się to błędne, dlaczego autorzy Pisma Świętego niby się nie mogli pomylić? Przecież to ten sam Duch Święty.
- Kiedy spotykam się z ludźmi i proszę o pomoc dostaje same rady typowe, slogany. Nie dostaję pomocy zindywidualizowanej szczególnie dla mnie. Robię to, co zaleca Kościół – codzienna Eucharystia, regularnie adoracje Najświętszego Sakramentu, osobista modlitwa, kiedy trzeba - spowiedź. Jednakże nie przybliża mnie to do Boga. A nie dostaję żadnej rady wykraczającej za to. Wszystkie rady są wyłącznie na poziomie ludzkim. To samo mógłby i powiedzieć ateista, znający zasady chrześcijaństwa. A ja chciałbym usłyszeć słowo indywidualnie do mnie, to co Bóg mówi konkretnie co do mojej sytuacji.
- Brak zgodności tego co się dzieje, faktycznego życia z Biblią. Np. jednym z wielu znaków (nie uważam go oczywiście za sztandarowy, ale rozmawiałem o nim) jest sen. Od księdza psychologia/ psychiatry dostałem odpowiedź, że sen należy odpowiednio zinterpretować. Poprosiłem więc go o interpretację. Odpowiedział nie wiem bez żadnego zastanowienia, modlitwy. A w Piśmie Świętym jak pojawiał się sen, to zawsze też był ktoś, kto go zinterpretował. U mnie nie. Pismo Święte nie jest więc wiarygodne. Ponadto w Piśmie Świętym przy każdym ważnym wydarzeniu albo ziemia się trzęsie albo niebo się otwiera albo jest jakiś znak. Jest głos Boży, który mówi co robić. A u mnie nic. Dlatego też pojawiają mi się myśli, że to wszystko jest wymyślone. Nawet egzegeza wyróżnia w Piśmie Świętym takie gatunki jak mit, midrasz, które nie są zgodne historycznie z rzeczywistością. Mam więc wrażenie, że wszystko jest interpretowane tak aby było to wygodne dla Kościoła. Nawet fakt zmartwychwstania tak naprawdę został opisany kilkadziesiąt lat po śmierci Jezusa, przy czym nawet nie ma pewności kto był autorem Ewangelii. Jezus mógł więc być zwyczajnym człowiekiem, po śmierci ciało się rozłożyło, a ludzie którzy wierzyli, uznawali Jezusa za kogoś wyjątkowego, zwyczajnie przypisali mu zmartwychwstanie. Dzisiaj, o ludziach którzy są autorytetami dla innych też krążą legendy. Wielu np. gorąco wierzy, że Elvis Presley cały czas żyje. I takich rzeczy można tworzyć mnóstwo. Jezus może być tego przykładem.
- Teologia, Kościół naucza, że autorzy natchnieni Pisma Świętego byli ludźmi wolnymi, spisując to. Z drugiej strony stosowali oni zjawisko pseudonimii (przypisywali autorstwo znanemu człowiekowi np. Pięcioksiąg przypisany Mojżeszowi, choć odnosi się do czasów, w których Mojżesz nie żył). Skoro więc w wolności zapisywali przekaz Boga, a jednak woleli przypisać autorstwo człowiekowi niż Bogu. Tak więc Mojżesz cieszył się większym autorytetem niż Bóg? Na to wygląda. A skoro tam, to nawet autorzy ksiąg Pisma Świętego tak na serio nie wierzyli w Boga.
- Pojawiają się wątpliwości w dogmatach, zauważam coraz więcej sprzeczności. Kiedy się pyta o powód dlaczego Bóg zgadza się na grzech, zawsze w odpowiedzi jest informacja, że Bóg nie chciał nas uczynić robotami, tylko wolnymi. Ale z drugiej strony Maryja była wolna, a jednocześnie nie mogła zgrzeszyć, była Niepokalana. Tak więc Bóg mógł stworzyć człowieka, który nie będzie grzeszył i będzie wolny i to jeszcze przed ofiarą Jezusa. Jaki więc sens miała ofiara Jezusa Chrystusa? Lepiej żeby Bóg po prostu stworzył wszystkich jak Maryja i nie byłaby potrzebna ofiara. Czyżby więc Bóg jednak chciał aby człowiek grzeszył i aby było zło? A kolejna sprawa związana z ofiarą Jezusa jest to, że mówimy cały czas, że Jezus zwyciężył śmierć. No to po co poprawiać to poprzez chrzest? Grzech pierworodny nie powinien istnieć, skoro Jezus zwyciężył każdy grzech. Na Mszach wotywnych o Maryi, często powtarzane są słowa: „To co Ewa straciła przez niewierność, Maryja odzyskała przez wiarę”. Przed grzechem Ewy ludzie od urodzenia byli w raju, ziemia nie była przeklęta, kobieta nie rodziła w bólach, praca nie męczyła, człowiek miał widzenie Boga twarzą w twarz tu na ziemi, od razu od urodzenia. Co więc Maryja odzyskała?
- Skąd wiadomo, że Bóg kocha człowieka. Mogłoby tak być, że po prostu chciał aby ludzie uwierzyli na pokaz i aby bawić się ludźmi. Męka Jezusa mogła być doskonałym popisem aktorstwa. Przecież człowiek, aktor jak gra, potrafi świetnie wczuć się w jakąś rolę. A co dopiero Bóg. Wierząc, że męka, zmartwychwstanie były faktami, skąd wiadomo, że nie były na pokaz aby ludzie wierzyli. Niektórym ludziom udaje się wszystko, a jeśli chodzi o mnie, wszystko co robię, jest negowane przez Kościół, czy przez czas, rzeczywistość, czy też męczą mnie wyrzuty sumienia. Inni raz usłyszeli od Boga co mają robić i wszystko ok. Tak więc Bóg dzieli ludzi na tych, którzy mu są potrzebni (w sekcie jest tak samo, są to ludzie którzy są wysoko i mają z tego profity), a reszta to motłoch. Ci pierwsi są Bogu potrzebni aby przekonywali motłoch, że Bóg ich kocha i żeby Bóg mógł bawić się nimi wedle własnego kaprysu.
Naprawdę moje życie skłania się ku przyjęciu tych wątpliwości. Tak po prostu jestem traktowany. Bez Boga moje życie byłoby spokojniejsze psychicznie, ponieważ nie musiałbym się zastanawiać co jest zgodne z wolą Bożą i mógłbym postępować tylko przy użyciu rozumu. Żyłbym jak chcę bez zastanawiania się nad tym, co jest moralne. Z prawdy o Bogu, obietnic nic nie wynika. Tylko rozczarowania. Chyba, że jest jakieś,wyjście, to proszę o pomoc. Jak przezwyciężyć te wątpliwości. Wiele tego typu rzeczy pojawia mi się nawet w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu, czy też na osobistej modlitwie. Może moglibyście dać mi kontakt np. do jakiegoś charyzmatyka, z którym mógłbym porozmawiać i który by rozeznał wyjście. Próbowałem i w konfesjonale i u psychiatry/ psychologa i rozmawiać z kapłanami i ze świeckimi ze wspólnoty.
|
|