Autor: Marek (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2017-03-16 20:17
Witam. Jestem "starym kawalerem", osobą samotną, która swojej bezżenności nie chciała. Czytając niezliczone artykuły na ten temat opublikowane na portalach katolickich znajduję jedynie przestrogi przed tym, żeby nie wpadać w syndrom starokawalerstwa, tzn. niedojrzałości, niegotowości na poważny związek itd. Ja bardzo chciałem mieć żonę, miałem dziewczyny, z którymi wiązałem przyszłość, modliłem się i prosiłem Boga o to, abym mógł wejść w związek małżeński i założyć rodzinę. Te relacje nie wychodziły jednak, pomimo moich starań - żadna nie została doprowadzona do małżeństwa. Chodziłem też na terapię, żeby móc jakoś nad sobą popracować, ale to również nie sprawiło, że spotkałem na swojej drodze moją przyszłą żonę.
Pozostałem samotny i mam wrażenie, że Kościół niewiele ma do zaproponowania osobom w takiej sytuacji. Nie jest to droga małżeńska, pomimo iż chciałem małżeństwa. Nie jest to powołanie do bezżenności, bo sobie jej nie wybierałem. Jaką więc drogę stawia Bóg przed człowiekiem samotnym nie z własnej woli? Jaki jest Boży sens takiej samotności? Czy taka samotność ma w ogóle jakąś wartość?
|
|