logo
Wtorek, 30 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Czy mój sposób życia może prowadzić do świętości?
Autor: Sali (---.centertel.pl)
Data:   2017-10-21 20:33

Szczęść Boże,
chciałam się Was poradzić, czy moje podejście do życia w ogóle może prowadzić do świętości, do zbawienia.

Otóż chodzi o to, że żyję mało aktywnie, trochę w cieniu. Patrząc tymczasem na wiele współczesnych portali katolickich wydaje mi się, że kreowany tam wzór chrześcijanina jest zgoła inny. Ma to być osoba bardzo aktywna, z marzeniami, nie bojąca się wyzwań, dbająca o swoją powierzchowność, radosna, towarzyska, uśmiechnięta... Ja tym czasem jestem raczej samotnikiem, nie mam przyjaciół, życie spędzam głównie na pracy, studiach,no i oczywiście w domu z rodzicami. Często chodzę do kościoła, na różne nabożeństwa, ale nie należę do żadnej wspólnoty. Nie jestem może jakimś strasznym smutasem, ale generalnie jestem raczej cicha, ludzie mają mnie za osobę poważną. Zainteresowania mam inne niż większość rówieśników, toteż trudno nawiązać mi z nimi jakiś bliższy kontakt, zresztą szczerze mówiąc chyba nawet nie mam większej ku temu potrzeby (co prawda mam znajomych, czasem się z nimi spotykam, gdzieś wyjdę, nawet pojadę, ale nie ma tu jakiś wielkich przyjaźni. Znajomi ci żyją zresztą innym życiem niż ja - wychodzą za mąż, żenią się, podróżują, nie znają większych ograniczeń finansowych; wydaje się chwilami że są wolni od wszelkich problemów). Nie mam żadnych wielkich marzeń - dziękuję za to, co mam, ale też od życia się wiele nie domagam. Nie działam w żadnym zorganizowanym wolontariacie - raczej jak mogę pomagam doraźnie, choć i tu zapewne mogłabym być bardziej aktywna.

Generalnie te cechy towarzyszą mi od zawsze, pewnie jeszcze trochę odizolowały mnie od życia kłopoty finansowe (które są ogromne). Pracuję i uczę się, żeby pomagać rodzicom i to jest mój główny cel, na wiele więcej nie starcza czasu. Żeby móc w miarę dużo zarabiać, wybrałam niekoniecznie zgodny z moimi zainteresowaniami kierunek studiów i pracę - dzięki Bogu międzyczasie i studia, i praca mi się spodobały.

Pewnie tak będzie moje życie już wyglądać zawsze - nie narzekam na to, bo w sumie mi pasuje. Pogodziłam się z tym, że pewnie nigdy nie założę własnej rodziny - jak dotąd nigdy nie miałam chłopaka, nigdy nawet nikt się nie interesował mną, zresztą wcale się nie dziwię. Poza tym teraz uważam, że nieuczciwe byłoby wplątywanie kogoś we własną skomplikowaną sytuację finansową, która będzie jeszcze dłuuugo trwać, o ile kiedykolwiek zdoła się rozwiązać. Do zakonu też raczej nie wstąpie, choćby dlatego że właśnie chcę pomagać rodzicom.

Nie wiem tylko, czy takie moje "nijakie" życie się w ogóle Bogu podoba. Nie dodałam, że mam mnóstwo wad - jestem nerwowa, mało pomocna, do tego dochodzi jeszcze uzależnienie od masturbacji i wszelkich nieczystych myśli (robię to odkąd pamiętam, czyli od bardzo wczesnego dzieciństwa - ale to temat na osobną historię, choć nie będę jej tu opowiadać, bo bardzo dużo na tym forum już na ten temat było). Jeśli chodzi o te grzechy, wady, to wiem, że muszę z nimi walczyć, ale co ogólnie ze sposobem życia? Czasem myślę, że Bóg właśnie takiego dla mnie chce, skoro mam taką a nie inną sytuację, ale z drugiej strony może się tylko usprawiedliwiam? Boję się, że jak stanę kiedyś przed Panem, to nie będę mu miała co powiedzieć. W końcu to, że chodzę do kościoła częściej niż w niedziele nie jest zasługą samą w sobie, robię to przecież bardziej dla siebie, Bóg tego nie potrzebuje... Pracę też mam taką, że nie bardzo mogę przez nią służyć ludziom, po prostu siedzę nad cyferkami przed komputerem 8 godzin (choć bardzo to lubię). Do domu przynoszę pieniądze, staram się być życzliwa dla domowników, ale jak już wspomniałam, bywam i nerwowa, i leniwa.

Kiedyś - jeszcze jako dziecko - miałam duże upodobanie do różnych praktyk pokutnych (posty, jakieś męczenie się fizyczne, itp.), fascynowali mnie różni święci, modliłam się po kilka razy dziennie. Myślałam chwilami, że może by do tego trochę wrócić, żyć co prawda w świeckim świecie, ale trochę jak w klasztorze. Ale i te pokuty dzisiaj nie tylko niemodne, ale chyba i uznane przez kościół za bezsensowne, bo co rusz czytam, że nie o to chodzi w wierze - i chyba racja.

Proszę o jakieś spojrzenie z boku na sytuację.
Pozdrawiam

 Re: Czy mój sposób życia może prowadzić do świętości?
Autor: Jarek (---.dynamic.mm.pl)
Data:   2017-10-21 22:13

Heh, przeczytałem ten post jakbym go pisał o sobie.
Również dołączam do pytania.

 Re: Czy mój sposób życia może prowadzić do świętości?
Autor: Takajedna (---.dynamic.kabel-deutschland.de)
Data:   2017-10-21 22:45

Odpowiadajac na tytulowe pytanie: Oczywiscie, ze tak. Bog nie wymaga od czlowieka niewiadomo jakich wyczynow, lecz bycia wiernym w wykonywaniu malych, z pozoru nikomu nie potrzebnych zadaniach ktore wykonujesz na co dzien. Tylko i az tyle :) Nie zgodze sie jednak z tym, ze post jest niemodny. Jesli tylko odczuwasz taka potrzebe mozesz poscic np. raz lub dwa razy w tygodniu o chlebie i wodzie lub odmawiajac sobie chociazby slodyczy. Jesli chodzi o grzech o ktorym wspomnialas; paradoksalnie wydaje mi sie, ze nawet przez walke z nieczystoscia Bog przybliza ludzi do siebie. Inaczej czlowiek moglby stwierdzic, ze jest samowystarczalny, ze wszystkim da sobie rade sam i latwo moglby popasc w grzech pychy. A tak zwracasz sie do Niego po kazdym upadku o pomoc, bo wiesz, ze samej byloby Ci ciezko z tym wygrac. Tak wiec, wydaje mi sie, ze jestes na bardzo dobrej drodze do swietosci :)

 Re: Czy mój sposób życia może prowadzić do świętości?
Autor: A. (---.speedtransfer.pl)
Data:   2017-10-21 22:51

Jest moda i lansowanie na tzw. "cool katola" - zawsze usmiechniety (pomimo problemów) nie ważący sie narzekac, spieszacy z pomoca innym (praca w wolontariatach) najlepiej kilku, udzielajacy sie we wspolnotach, lubiący podróżowac i poznawac ludzi, pragnacy czerpac zycie garaściami. Niby ok... pozornie. łatwo sie jednak pogubic bo mimo wszystko czlowiek jest słaby a poprzeczka postawiona za wysoko. Sama dałam się w to wszystko wkręcić bo nie chciałam być gorsza, chciałam ZASŁUGIWAĆ na miano "dobrego katola". Ale nic dobrego z tego nie wyszlo, bo po prostu jestem słabym człowiekiem i nie dalam rady. Bog Cie kocha pomimo Twoich słabości czy niedostatków.

 Re: Czy mój sposób życia może prowadzić do świętości?
Autor: Kalina (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2017-10-22 01:26

"Patrząc tymczasem na wiele współczesnych portali katolickich wydaje mi się..."

Sali, na szczęście tylko Ci się wydaje.
Pan Bóg pragnie świętości każdego człowieka. Nie ma jednego, określonego sposobu dążenia do świętości, bo tak jak każdy z nas jest inny, tak i podróż życia z Panem Bogiem jest inna, według powołania.

Nie chcesz roztrząsać kwestii masturbacji ale wydaje mi się, że to może być istotny element jak to sama określiłaś "nijakiego życia" chociaż obiektywnie wcale nijakie nie jest. Masz satysfakcjonującą pracę i kierunek nauki, jesteś troskliwa i odpowiedzialna, masz zainteresowania, jesteś blisko Pana Boga.
Przemyśl co kompensujesz masturbacją skoro trwasz w niej od wczesnego dzieciństwa. Może wskazana byłaby terapia psychologiczna.
Taki utrwalony grzech hamuje rozwój duchowy bo masz świadomość zła, poddajesz sama siebie niskiej samoocenie i przez to wydaje Ci się, że nie zasługujesz w pełni na Bożą Łaskę.
Użyj wszelkich duchowych sposobów by Pan Bóg pomógł Ci uwolnić się od tego uzależnienia. Sakrament pokuty i modlitwa tak ufna jakbyś wisiała nad przepaścią trzymana Bożą ręką.

Sali jak prosta może być droga do świętości przeczytaj we fragmencie książki Alfonsa Mari de Liguori "Droga do świętości. O ćwiczeniach duchowych"
https://opoka.org.pl/biblioteka/M/MR/homodei_drogadosw.html

Szukaj też odpowiedzi w Słowie Bożym (Mt 5, 1-11)

 Re: Czy mój sposób życia może prowadzić do świętości?
Autor: Estera (31.25.249.---)
Data:   2017-10-23 10:11

Bycie introwertykiem nie podlega ocenie - jest się takim i już. Nie ma obowiązku bycia przebojowym i towarzyskim.
Niemniej parę spraw w Twoim poście mnie niepokoi,
1. Sprawa, jak to napisałaś, dbania o własną powierzchowność.
Ciało jest darem Boga i należy o nie dbać i odpowiednio ubierać. Bycie zaniedbaną pod tym względem dobre nie jest. Myślę, że dlatego teraz tyle się o tym mówi: stereotyp katoliczki to dziewczyna/kobieta w powyciąganej czarnej, długiej, powyciąganej spódnica do ziemi, często spranej, czasem z niedomytymi włosami. Strojem też przyciągamy bądź odciągamy ludzi od Boga.
2. Brak marzeń
Ktoś, kto nie ma marzeń, planów, nie rozwija się. A ktoś kto się nie rozwija, cofa się. Takie życie to nie życie, to wegetacja i czekanie na śmierć. Życie jest darem i trzeba z niego korzystać, oczywiście w odpowiedni sposób.
Mnie taki brak marzeń i planów dopadł przy okazji depresji. Po tym, jak wyzdrowiałam, plany na przyszłość pojawiły się "same". Nie twierdzę, że Ty akurat chorujesz na depresję, niemniej objaw jest mocno niepokojący, zwłaszcza w połączeniu z uzależnieniem od masturbacji i wycofaniem towarzyskim. Proponowałabym konsultację z psychologiem.
3. "Pogodziłam się z tym, że pewnie nigdy nie założę własnej rodziny - jak dotąd nigdy nie miałam chłopaka, nigdy nawet nikt się nie interesował mną, zresztą wcale się nie dziwię."
W sumie ja też się nie dziwię, że nie miałaś chłopaka - książę na białym koniu do drzwi Twych nie zapuka sam z siebie. W tym temacie trzeba działać. Myślę, że sytuacja finansowa to w Twoim wypadku tylko wymówka do nicnierobienia w tym temacie.
4. Czy nie za bardzo skoncentrowałaś się na pieniądzach, czy nie stały się one dla Ciebie bogiem (tu celowo małą literą)?
"Rano wieczór, we dnie, w nocy, bądź mi złotówko ku pomocy" (z wczorajszego kazania). Problemy finansowe są problemami, wiem sama coś na ten temat, ale u Ciebie stały się sensem i celem życia. Brak Ci zaufania Bogu w tym temacie.
Może warto też pogadać z fachowcem od pieniędzy i ewentualnie prawnikiem, być może są jakieś rozwiązania Twojej sytuacji finansowej, o których nie wiesz. Może np. jest sens i możliwość ogłosić upadłość konsumencką, wtedy długi są anulowane.
5. "Zainteresowania mam inne niż większość rówieśników, toteż trudno nawiązać mi z nimi jakiś bliższy kontakt, zresztą szczerze mówiąc chyba nawet nie mam większej ku temu potrzeby".
Znowu: celowe wpadanie w osamotnienie. Nie jest tak, że ze znajomymi trzeba koniecznie dzielić zainteresowania - ważne jest samo bycie z ludźmi. Czas na to będzie, jeśli będziesz miała chęci. W ten sposób buduje się miłość, uczy się też miłości do innych osób.
A Ty wolisz zamknięcie w swoim świecie, w którym na dokładkę nie czujesz się szczęśliwa, bo gdybyś była, problem masturbacji by raczej nie istniał.
Brak bliskich przyjaciół według mnie jest sam w sobie dziwny i też warto się zastanowić, z czego tak naprawdę wynika.
6. Nie nazwałabyś własnego życia "nijakim" gdybyś była z niego zadowolona.
7. Rodzice nie będą żyć wiecznie. Za jakiś czas zostaniesz sama. Bez przyjaciół. Naprawdę tego chcesz?

 Re: Czy mój sposób życia może prowadzić do świętości?
Autor: O. (---.echostar.pl)
Data:   2017-10-24 23:32

Droga Sali i Jarku,
Myślę, że każde życie, w którym jest miłość do Boga może prowadzić do świętości. Też kiedyś zastanawiałem się nad swoim życiem w podobny sposób. Jestem cichym i spokojnym facetem. Nie mam za wielu znajomych, ale prawdę mówiąc nie są mi do szczęścia potrzebni. Nie należę do żadnych wspólnot, z wyjątkiem Mszy św. raczej nie uczestniczę w żadnych nabożeństwach, nie jestem wolontariuszem. Jednak mimo iż nie uczestniczę w nabożeństwach, codziennie odmawiam po pracy różaniec w domu. Ponieważ nie mam czasu być wolontariuszem, regularnie wspieram ich finansowo, bo tutaj akurat mam możliwość się podzielić. Mimo że nie należę do żadnej wspólnoty, odwiedzam moich starszych bliskich i bliskich zmarłych. Czy czuję się z tym szczęśliwy? Tak. A Wy, czy czujecie się szczęśliwymi? Pamiętajcie, że świętymi Kościoła są ludzie o różnych cechach, zarówno cisi pustelnicy, zakonnicy, jak również głoszący Ewangelię światu, rycerze wojownicy, nawróceni grzesznicy, męczennicy itp. Tak więc nie ma jednej cechy czy trybu życia na bycie świętym. Ale jest jedno, co łączy wszystkich świętych. Bóg, i miłość do Niego.

 Re: Czy mój sposób życia może prowadzić do świętości?
Autor: Mateusz (31.42.19.---)
Data:   2017-10-25 19:40

Czy Twoje życie może być drogą do zbawienia? Oczywiście, że tak, bo innej drogi do Nieba jak tylko poprzez ziemskie trudności i niedogody nie ma. Ważne tylko, aby przeżywać to życie z Bogiem. To tak ogólnie, tytułem wstępu. Teraz przyjrzyjmy się Twoim konkretnym problemom.
"Patrząc tymczasem na wiele współczesnych portali katolickich wydaje mi się, że kreowany tam wzór chrześcijanina jest zgoła inny. Ma to być osoba bardzo aktywna, z marzeniami, nie bojąca się wyzwań, dbająca o swoją powierzchowność, radosna, towarzyska, uśmiechnięta..."
Czy wiesz, jaki jest pierwszy krok do samorozwoju? Jest nim zaprzestanie czytania i powielania gotowych wzorców i porad. Na jakimś portalu przedstawili obraz chrześcijanina, który do Ciebie nie pasuje? W takim razie go przerób. Weź Dekalog i zastanów się nad każdym z dziesięciu przykazań-co Ty(konkretnie Ty, nie ktoś inny) możesz zrobić, aby przestrzegać ich na co dzień? Następnie zapisz wnioski, które się pojawią i staraj się często do nich powracać.
"Znajomi ci żyją zresztą innym życiem niż ja - wychodzą za mąż, żenią się, podróżują, nie znają większych ograniczeń finansowych; wydaje się chwilami że są wolni od wszelkich problemów)".
Czyli problemem prawdopodobnie jest to, że obracasz się w dużej mierze wśród przedstawicieli "kategorii C", znanej też jako "cwaniaki". Są to ludzie, których dążenia w dużej mierze pokrywają się z Twoimi. Problem zaczyna się, gdy oni odnoszą pierwsze sukcesy, następnie planują kolejne działania, znów realizują je bez większego wysiłku i tak w kółko. Co Ty robisz w tym czasie? Próbujesz osiągnąć pierwszy ze swoich celów, zbieżny z jednym z tych, które oni osiągnęli już dawno. Nie udaje się to, więc w ramach samopocieszenia próbujesz przypasować do tamtych ludzi słowa o już odebranej nagrodzie z Mt 6,5-15, czyli powodzeniu w życiu doczesnym w zamian za brak nagrody wiecznej. I tu również może wystąpić problem, bo oni mogą wcale nie chcieć trwać w grzechach ciężkich, prowadząc życie sakramentalne. Po prostu mają więcej szczęścia w życiu. I wówczas istnieją dwie alternatywy: albo się z tym pogodzisz, albo staniesz się sapiącą z zazdrości i zawiści karykaturą samej siebie, życzącą-bądź co bądź-swoim bliźnim popadnięcia w najcięższe grzechy. Poza tym należy pamiętać, że to, co jest dobre dla jednych, wcale nie musi być równie pozytywne dla drugich, nawet jeśli ładnie wygląda obserwowane „z boku”. Kiedyś pisałem o tym na tym forum, w temacie o pozbywaniu się zazdrości.
„Nie mam żadnych wielkich marzeń - dziękuję za to, co mam, ale też od życia się wiele nie domagam. Nie działam w żadnym zorganizowanym wolontariacie - raczej jak mogę pomagam doraźnie, choć i tu zapewne mogłabym być bardziej aktywna”.
Może to zabrzmi dziwnie, ale powiem, że to nawet dobrze, iż nie masz wielkich marzeń. Ktoś inny mógłby oczywiście twierdzić inaczej, ale ja jestem przekonany, że dążenia w życiu dają się podzielić na złudzenia, marzenia i plany. Złudzenia na pierwszy rzut oka wydają się atrakcyjne, ale po dłuższej analizie okazuje się, że nie wyniknie z nich nic dobrego. Marzenia to różne korzystne dla nas rzeczy, których nie jesteśmy jednak w stanie osiągnąć, bo nie dysponujemy(i z różnych względów nie będziemy dysponować) niezbędnymi w tym celu środkami, bądź stale utrzymują się niesprzyjające ich osiągnięciu okoliczności, na których ustanie nie mamy wpływu. Plany wreszcie to te z naszych zamierzeń, co do których wiemy, że jesteśmy odpowiednio przygotowani i mamy wszystko, co niezbędne, aby je osiągnąć. Przeszkodą może okazać się wówczas coś, co niektóre „mądre głowy” postanowiły nazywać „obiektywną rzeczywistością”, a na którą to składają się wszystkie czynniki pozostające poza naszą kontrolą, jak choćby pogoda. W związku z tym, ja polecam aby złudzeń się pozbyć, z marzeń zrezygnować w odpowiednim momencie, a plany zweryfikować.
„Nie wiem tylko, czy takie moje "nijakie" życie się w ogóle Bogu podoba. Nie dodałam, że mam mnóstwo wad - jestem nerwowa, mało pomocna, do tego dochodzi jeszcze uzależnienie od masturbacji i wszelkich nieczystych myśli (robię to odkąd pamiętam, czyli od bardzo wczesnego dzieciństwa - ale to temat na osobną historię, choć nie będę jej tu opowiadać, bo bardzo dużo na tym forum już na ten temat było)”.
Gdyby Twoje życie nie podobało się Bogu, to nie byłoby Cię na tym świecie. Po prostu. Wady, jakie opisujesz, ma naprawdę wielu ludzi-nerwowy tak naprawdę jest każdy z nas, przynajmniej od czasu do czasu, bo to skutek kontaktu ze światem. Jesteś mało pomocna? Tak Ci się tylko wydaje. Nie masz po prostu okazji, aby realizować się na polu udzielania pomocy innym.
„Boję się, że jak stanę kiedyś przed Panem, to nie będę mu miała co powiedzieć. W końcu to, że chodzę do kościoła częściej niż w niedziele nie jest zasługą samą w sobie, robię to przecież bardziej dla siebie, Bóg tego nie potrzebuje...”
Kiedy staniesz przed Bogiem nie będziesz musiała mówić absolutnie nic. Twoje ziemskie czyny będą wówczas mówić za Ciebie. I tak na przykład częste uczestniczenie we mszy jest jak najbardziej zasługą-Twoją zasługą, bo między innymi na tej podstawie(pobożnego uczestniczenia w Eucharystii i korzystania z sakramentów) trafisz kiedyś miejmy nadzieję do Nieba. Masz rację, że robisz to głównie dla siebie i swojego zbawienia-ale właśnie ono na pewno ucieszy Boga.
„Kiedyś - jeszcze jako dziecko - miałam duże upodobanie do różnych praktyk pokutnych (posty, jakieś męczenie się fizyczne, itp.), fascynowali mnie różni święci, modliłam się po kilka razy dziennie. Myślałam chwilami, że może by do tego trochę wrócić, żyć co prawda w świeckim świecie, ale trochę jak w klasztorze”.
Tym wyznaniem przypomniałaś mi pewną popularną kiedyś reklamę i jej hasło przewodnie: jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Zastanów się, gdzie tak naprawdę jest Twoje miejsce-w życiu świeckim, czy konsekrowanym, a następnie podejmij decyzję i żyj tym życiem na sto procent. Bez mieszania „trochę tego, trochę tamtego”.

 Re: Czy mój sposób życia może prowadzić do świętości?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2017-10-25 20:13

Do Mateusza, który pisze:
"Zastanów się, gdzie tak naprawdę jest Twoje miejsce-w życiu świeckim, czy konsekrowanym, a następnie podejmij decyzję i żyj tym życiem na sto procent. Bez mieszania „trochę tego, trochę tamtego”.

Chciałabym dopowiedzieć, że wskazana przez Ciebie alternatywa wprowadza w błąd. Świat nie jest tylko biało-czarny. Albo konsekracja, albo świeckość? Nie, rzeczywistość nie zamyka się w tej alternatywie. Owszem, jest życie świeckie, jest życie konsekrowane (zapewne w sensie zakonnym). Ale i istnieje w Kościele rzymskim świeckie życie konsekrowane. Można i tu znaleźć swoje miejsce, jeśli Pan Bóg powoła. To kolejna droga. Łączy pełną świeckość z pełną konsekracją. Na 100 procent.

 Re: Czy mój sposób życia może prowadzić do świętości?
Autor: Franciszka (---.146.179.29.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2017-10-26 14:29

Na pytanie tytułowe: tak, może, ale nie musi. Gdy człowiek dojrzewa i jakoś stara się żyć uczciwie, to nieuchronnie pojawiają mu się w głowie pytania o sens życia. Wiem z własnego doświadczenia, że to pytanie może powracać, a nawet stawać się coraz głośniejsze i coraz bardziej dręczące. W końcu to pytanie nie będzie dawać ci spokoju.
Sali, trzeba stawiać czoła temu pytaniu, skonfrontować się z nim osobiście. Jak zwykle, proponuję nie tylko praktykowanie życia w łasce uświęcającej, ale rozwijanie się w sferze duchowej.
Piszesz: "uzależnienie od masturbacji i wszelkich nieczystych myśli (robię to odkąd pamiętam, czyli od bardzo wczesnego dzieciństwa". Myślę, że jest jakaś rana w twoim sercu, która wymaga uzdrowienia. Staraj się adorować Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Jemu powierzaj te swoje troski i niepokoje. Przede wszystkim oddaj Mu wszystko, co zraniło twoje serce. Aby Pan Jezus uzdrowił twoje serce, potrzebujesz przebaczyć swoim krzywdziecielom. Przed Panem Jezusem w Najświętszym Sakramencie rany serca nie bolą.
Mogą też być ci pomocne rekolekcje o tematyce uzdrowienia wewnętrznego.
Człowiek rozwija się nieustannie, dopóki żyje. Jest powiedzenie, że "uczymy się do śmierci". Tak samo nasze dążenie do świętości odbywa się przez codzienny trud, codziennie na nowo. Chrystus nie zmartwychwstał bez wcześniejszego przeżycia cierpienia i śmierci. Jako chrześcijanie wiemy, że - chcąc osiągnąć szczęście wieczne - musimy codziennie podejmować swój krzyż. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że niczego nie da się osiągnąć bez trudu, który dla chrześcijanina oznacza krzyż.
Określony sposób życia, który był właściwy w konkretnym momencie życia nie może być przyjęty na stałe. Pan Bóg stworzył nas i daje nam życie każdego dnia. Żyjemy "tu i teraz". Tylko teraźniejszość, chwila, któa trwa - należy do człowieka. Przeszłość należy już do Bożego Miłosierdzia, a przyszłości nie znamy, ale możemy ją polecać Opatrzności Bożej. Dlatego tak bardzo ważna jest ta bieżąca chwila i żeby ją dobrze wykorzystać.
Proponuję ci szukać pomocy w rekolekcjach o tematyce poszukiwania sensu życia. Można wziąć udział w rekolekcjach weekendowych. Nie zamykaj się też na wspólnoty. Warto brać udział w życiu parafii. Spotkania odbywają się w terminach dogodnych dla osób pracujących.
Zachęcam do rozwijania wiedzy religijnej. Jest wiele wartościowych książek, dostępnych również on-line. Szczególnie namawiam cię do czytania Pisma Świętego i korzystania - o ile to jest możliwe - w spotkaniach biblijnych, w kręgach, w których grupa ludzi dzieli się swoimi refleksjami na temat przeczytanego fragmentu.

 Re: Czy mój sposób życia może prowadzić do świętości?
Autor: Sali (---.centertel.pl)
Data:   2017-10-28 19:53

Bardzo dziękuję za wszystkie odpowiedzi. Nie spodziewałam się aż takiego odzewu, jestem bardzo wdzięczna każdemu z Was z osobna za pochylenie się nad moimi wątpliwościami.
Pozdrawiam :)

 Re: Czy mój sposób życia może prowadzić do świętości?
Autor: Róża (---.146.100.160.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2017-10-30 23:46

Droga Sali, napisałaś: "Pracę też mam taką, że nie bardzo mogę przez nią służyć ludziom, po prostu siedzę nad cyferkami przed komputerem 8 godzin (choć bardzo to lubię)."

Czy możesz zdradzić, czy to praca jako księgowa? Pozdrawiam serdecznie.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: