Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2012-09-07 12:11
Tutaj trzeba bardzo spokojnej i bardzo szczerej rozmowy. Skoro wcześniej twoja wiara mu nie przeszkadzała, a teraz zadaje to pytanie, to coś w międzyczasie się wydarzyło. Spytaj go o parę rzeczy w związku z tym: Dlaczego zadał to pytanie. Ale nie oskarżaj go o nic, bo nie wiesz jeszcze co jest w nim. Skądś się to musiało wziąć. Dla mnie możliwości jest dużo więcej niż tylko zaborczość. Ale faktycznie można od tego zacząć:
a) Zaborczość. Zwróć uwagę czy dotyczy to tylko Boga, czy także twoich przyjaciół. Umów się z koleżankami raz i drugi - bez niego. Wyłap sygnały: jakieś pretensje? niezadowolenie? Wtedy od razu pytaj o przyszłość: czy po ślubie będzie możliwe wyjść czasem z nimi "na plotki"? Czy tylko razem albo siedzenie w domu. Arizona zwróciła uwagę na dziecko. To ważne, bo bardzo często mężczyźni są zazdrośni o dziecko, wypominają (albo nie) że żona zajmuje się "tylko" dzieckiem. I przecież jest w tym jakaś prawda. Normalny mężczyzna sobie z tym poradzi, ale zaborczy - może z domu zrobić piekło. Nie bardzo wierzę, żeby zawsze na ten temat dało się wcześniej porozmawiać, bo "wcześniej" wszystko jest proste, on nie wie, jak to będzie wyglądało. Ale jego stosunek do twojej rodziny, przyjaciół (gdy nie masz dla niego czasu, bo spotykasz się z innymi) jest tutaj bardzo ważny.
Zazdrość (o innych mężczyzn, a nie wszystkich) też jest szalenie ważna w małżeństwie, ale w tym temacie nie za bardzo widzę sens mówienia o tym. Zaborczość i zazdrość - przed tym naprawdę lepiej uciekać.
b) Czy może wina leży po twojej stronie? "Wina" niekoniecznie w sensie zła, grzechu, może właśnie być czymś dobrym. Krótko piszesz o swoim stosunku do Boga, więc nie do końca to czuję. Takie słowa mogą świadczyć i o mocnej "tradycyjnej" wierze, ale mogą też mówić o naprawdę mocnej więzi z Bogiem. Prawdziwa miłość ciągle rośnie. Jeśli spotkałaś Boga naprawdę, to na pewno czujesz, że to ciebie musiało przez te trzy lata zmienić. Twój chłopak jednak nie przeżywa tego wraz z tobą - prawda jest więc taka, że ciągle się oddalacie od siebie. Wiara przeciętna, tradycyjna nie jest dla chłopaka tak "groźna". Jakoś sobie poradzi z twoim chodzeniem na mszę świętą i niejedzeniem w piątek mięsa. Ale twoja wewnętrzna przemiana jest "groźna", bo on nie może (nie potrafi) w tym ci towarzyszyć. To nie musi być zaborczość. Jak idziesz do koleżanki, on "wie" co będziecie robić. Twojego spotkania z Bogiem, jeśli jest prawdziwą miłością, on nie jest w stanie zrozumieć. To jest Ktoś zupełnie obcy. Ty mu uciekasz. To tak, jakby on ze swoimi znajomymi przy tobie rozmawiał w obcym języku, którego ty nie znasz. Jesteś wtedy bezradna, nie wiesz co się dzieje: może cię obmawiają, albo flirtują ze sobą, mają jakieś tajemnice, a ty ich nie poznasz. Takie jest spotkanie z Bogiem. On do tego nie dotrze. Jeszcze gorzej: nie tylko Bóg, ale i twój spowiednik wie więcej o tobie niż on. Jeżeli samemu nie rozumie się spotkania z Bogiem, to jest to bardzo trudne. Kiedy ktoś pisze: uciekaj, szykuj się do zerwania, to może się pojawić myśl, że ktoś sam jest fanatykiem religijnym i ateista mu przeszkadza. Ale są to rady, które trzeba poważnie przemyśleć. Nie wiem, czy da się znaleźć trzecie wyjście. A dwa są takie: albo zgodzisz się na to, że powoli twoja gorliwość religijna będzie opadać, zejdzie do poziomu wiary "tradycyjnej", niedzielnej (to ogromna strata w najważniejszej sprawie życia), albo będziesz w tym małżeństwie coraz bardziej samotna i może się zdarzyć, że on odejdzie do "normalnej" kobiety. Niestety. Musisz to wziąć pod uwagę. Można powiedzieć, że trzecie wyjście to nawrócenie chłopaka, ale "skądże wiesz, żono, że zbawisz męża? Albo skąd wiesz, mężu, że zbawisz żonę?” (1 Kor 7,16). A twoim mężem będzie na zawsze. W takiej sytuacji decyzja jest najtrudniejsza. To nie jest wybór między dobrem a złem. To wybór między dwoma dobrami, dwoma miłościami. Owszem, to prawda, że Bóg w sercu pozwala na miłość do człowieka, że niby to się nie gryzie. Ale tylko wtedy można tak mówić, gdy obie strony idą ku Bogu. Wtedy miłość ludzka jest najpiękniejsza. Ale gdy do Boga idzie tylko jedna strona - wtedy, nie oszukujmy się, ale Bóg "przeszkadza". Im głębsza relacja z Bogiem, tym trudniej zjednoczyć się z człowiekiem niewierzącym. Łatwiej kochać wszystkich, ale być z kimś niewierzącym 24 h/dobę staje się prawdziwym problemem dla jednej lub obu stron, bo Bogu też trzeba dać swój czas, nie tylko miłość. No i prawdziwa głęboka miłość do Boga może być odbierana jako fanatyzm, a to już bardzo boli, gdy mówi ktoś najbliższy, od kogo nie można uciec.
Swoją "winę" trzeba też rozpatrzyć w kategorii faktycznej winy. Czy zbytnio nie "odlatujesz" ku niebu, nie w sensie prawdziwej miłości, ale trochę jednak fanatyzmu. Przecież tak też się zdarza. Jeśli chcesz być żoną, to nie możesz żyć jak w klasztorze. Przyjrzyj się więc także sobie, ale tak całkiem spokojnie. Tu przynajmniej odpowiedź jest prostsza: to ty musisz się zmienić, "znormalnieć" i wszystko wróci do normy. Albo wybrać zakon :)) Przy okazji możesz też spytać chłopaka, czy przeszkadza mu coś konkretnego w twojej wierze (co się da zmienić), czy tylko "tak ogólnie" (co jest niebezpieczniejsze).
c) Kolejna sprawa, tym razem "wina" chłopaka. Jesteście już trzy lata razem, z twojego posta odnoszę wrażenie, że nie ma między wami regularnych grzechów, być może w ogóle jeszcze nie współżyliście itd. To by dobrze o nim świadczyło. Ale on też jest coraz starszy, chce być coraz bliżej ciebie i może twoja wiara (wymagania moralne, które zna) coraz bardziej mu w tym przeszkadza. Jako niewierzący nie ma hamulców "dla Boga", raczej robi to dla ciebie. Może coraz bardziej chciałby "skonkretyzować" wasze spotkania, a "twój" Bóg w tym coraz bardziej przeszkadza. Tutaj warto byłoby zacząć szukać daty ślubu, to trochę chłopaka uspokaja, że już nie tak długo będzie czekał. A może coraz częściej słyszy o problemach małżeńskich (koledzy się żenią) typu antykoncepcja, problemy łóżkowe, wychowanie dzieci po katolicku, i zaczyna widzieć "niebezpieczeństwa" twojej wiary. Dziewczynie można wiele "wybaczyć", bo się ją uczuciowo kocha, no i na krótko ze wszystkim da się żyć. Ale jeśli patrzy na ciebie jako przyszłą żonę, to mogą się pojawić wątpliwości. Musisz o to spytać i on musi to wypowiedzieć. Jeśli u niego te wątpliwości rosną, to może lepiej nie ryzykować małżeństwa? Jeśli on zaczyna widzieć konkretne problemy wspólnego życia, to najlepsze byłoby dla obu stron jak najszybsze zerwanie.
|
|