logo
Niedziela, 28 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bogny, Walerii, Witalisa, Piotra, Ludwika – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Andrzej Draguła
Mówić nie tylko do rzeczy
List
 


 
 Kościół w Polsce zmienia się na naszych oczach. Dosyć jednolity kolos, jakim był Kościół powojenny, ulega rozwarstwieniu. Ujawniają się różne tendencje w postrzeganiu jego roli wobec świata i wzajemnych relacji między nimi. Mówi się o Kościele otwartym i zamkniętym, tradycyjnym i progresywnym. Polacy przestają się „rodzić" katolikami, a religię odziedziczoną zastępuje (bądź nie) religia z wyboru. Młode pokolenie - przynajmniej częściowo - wzrasta w kulturze, w której coraz mniej jest odniesień do chrześcijaństwa. To socjologiczno-teologiczne rozwarstwienie objawia się także w zróżnicowanym języku, którym posługuje się Kościół nie tylko w opisie aktualnej rzeczywistości, ale także w głoszeniu Ewangelii wierzącym i niewierzącym
 
Nie ma dzisiaj jednego kościelnego języka w Polsce. Wszystko zależy od tego, kto i do kogo mówi. Inny jest język biskupów, inny młodzieży gimnazjalnej, a jeszcze inny katolickiego publicysty. Czy mamy więc do czynienia z pomieszaniem, czy rozmnożeniem kościelnych języków?
 
Od banału do konkretu
 
Zacznijmy od mowy oficjalnej. Z tą - jak się zdaje - jest najgorzej. Styl urzędowo-uroczysty, który jest właściwy dla oficjalnych dokumentów czy komunikatów, przedostaje się także do żywego słowa. Na pytanie dziennikarza, czy księża biskupi różnią się w poglądach na temat kształtu lustracji duchownych, jeden z biskupów odpowiedział mniej więcej tak: „Biskupi z wielką troską pochylili się nad tą głęboką raną Kościoła". Uff! Na temat stylu listów pasterskich i wypowiedzi episkopalnych wylano już morze atramentu. Zarzucano im niezrozumiałość, hermetyczność i nieadekwatność do rzeczywistości. Krótko mówiąc, zwyczajni - by nie powiedzieć: normalni - ludzie tak nie mówią. Nie używają takich słów i takiego stylu. Mówią po ludzku, a nie po biskupiemu. Aby nie było niejasności i stronniczości, warto dodać, że wielu księży ten styl również uważa za własny.
 
Czy rzeczywiście nie można normalniej? Czy zawsze musi być: przybywać, pochylać się i miłować zamiast: miłować zamiast: przychodzić, zastanowić się i kochać? Posługiwanie się tak odrębnym, niecodziennym kodem językowym wzmacnia u ludzi przekonanie, że religia i Kościół to sfery wyizolowane z codzienności, a w związku z tym niedostępne. Nie chodzi tutaj nawet o teologiczny żargon, który z podręczników i traktatów przedostaje się na ambonę. Chodzi o coś, co staje się poświęconym banałem, teologiczno-językowym wytrychem, świętym sloganem, który – choć sam w sobie niby poprawny – ostatecznie staje się treściowo pusty. Przyznaję, że z niejakim drżeniem oczekuję zawsze kazań majowych moich młodszych adeptów kaznodziejstwa, którzy jak refren powtarzać będą, iż trzeba „całe swoje życie zawierzyć Maryi”. Niby prawda, ale co to tak konkretnie znaczy? Jak to w życiu zrealizować? Nie wiem. I nie wiem, czy wiedzą to ci, którzy do tego wzywają. Bezpieczniej jest bowiem uciec w święte hasło niż zagłębić się w życiowy konkret.
 
Życie języka i język życia
 
Powodów takiego stanu rzeczy jest zapewne wiele. Wskażę jeden, często przywoływany przez Szymona Hołownię, który z takim zapałem próbuje konstruować nowy język religijnej komunikacji, czyli – mówiąc cprościej – kościelnego gadania. Kościelny język nie oddycha, nie bierze udziału w żywym, językowym obiegu, a w związku z tym z trudem poddaje się ewolucji. Ale przecież nie jest to niemożliwe. Trzeba tylko trochę odwagi. Przykładem może być - nagrodzony zresztą - wywiad z ks. Jerzym Szymikiem, którego udzielił on „Rzeczypospolitej” po tragedii w kopalni Halemba. Ks. Szymik ma odwagę mówić tam nie o Bogu, który nas kocha czy miłuje, ale o Bogu który nas lubi. A dlaczego nas lubi? „Myśli zapewne: mój obraz, moje podobieństwo, moja krew. Bo wie, co to jest strata, czym jest śmierć własnego syna”. Oczywiście, można powiedzieć, że taka antropomorfizacja, bardzo ludzkie mówienie o Bogu, nie wyraża precyzyjnie dogmatycznej prawdy o Nim. Ludzie nie chcą jednak słuchać o Bogu ukrytym w dogmatach, ale o Bogu, który jest blisko człowieka, który „schodzi na dno bólu”.
 
 
 
1 2  następna
Zobacz także
ks. Mirosław Tykfer

W przyszłości procesje Bożego Ciała nie zanikną. Nie będą jednak prostym powtarzaniem rytu z przeszłości. Odnawiając liturgiczną szatę słów i znaków, powiedzą światu o Bogu i Kościele coś, czego ten świat bardzo potrzebuje. Znajomy ksiądz zapytał mnie niedawno, kiedy moim zdaniem śmiercią naturalną umrą procesje Bożego Ciała...

 
ks. Mirosław Tykfer
Zawsze istnieje możliwość kryzysu egzystencjalnego kapłanów. Powstaje on, gdy pojawia się pewna niespójność między teoretyczną wizją kapłaństwa i tego, czego aktualna praktyka wymaga od kapłana. Ta niespójność może mieć dwa kierunki. Albo dopracowałem się do wizji mej roli jako kapłana, której nie mogę wprowadzać w życie w ramach „przestarzałych” (dla mnie) norm prawnych i zwyczajowych. Lub odwrotnie, zaczyna się wymagać ode mnie czegoś, co według mojego zrozumienia nie mieści się w Tradycyjnym (przez duże T) rozumieniu kapłaństwa.  
 
ks. Mirosław Tykfer

„Na początku było Słowo…” (J 1,1). O jakim początku pisze św. Jan? Czym lub kim jest Słowo, o którym pisze? Co wreszcie oznacza, że Słowo było od początku, że było u Boga i że Bogiem było Słowo? Próbując rozwiązać zagadkę zdania, które otwiera Ewangelię św. Jana, warto spojrzeć na tekst grecki, w którym została napisana czwarta Ewangelia. „Początek”, o którym pisze św. Jan, to grecka ἀρχή. 

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS