logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Mateusz Hinc OFMCap
Nie zapominaj o sobie. Co robić, żeby żyć zdrowo?
Głos Ojca Pio
 


Jeśli kiedyś Bóg wezwie nas przed siebie i każe się rozliczyć z życia, to nie tylko zapyta, czy się modliliśmy i kochaliśmy drugiego człowieka. Rozliczy nas również z tego, jak dbaliśmy o pozostałe dary – psychikę i ciało – którymi nas obdarzył, powołując do życia.
 
Nasze czasy charakteryzuje nie tylko zabieganie, niepewność jutra, ale i spore pomieszanie w rozumieniu wiary i jej praktycznego stosowania w życiu. Jednym z widocznych tego przykładów jest pytanie o troskę o siebie: Czy chrześcijanin, dobry chrześcijanin, może troszczyć się o siebie? Czy troska o siebie nie jest przejawem egoizmu? Nie ma na nie prostej odpowiedzi. Jednak możemy niektóre kwestie wyjaśnić, a przy okazji dobrze, po chrześcijańsku, zacząć kształtować pełną odpowiedzialność za wszystkie dary, jakimi Pan nas obdarzył.
 
Z ciała, ducha i psychiki
 
Wielu współczesnych psychologów bardzo często patrzy na człowieka w podobny sposób jak św. Paweł i mówi o trzech sferach człowieczeństwa: cielesnej, duchowej i psychicznej. Są one ze sobą zespojone jak amalgamat i przenikają się wzajemnie. Jeżeli cokolwiek dzieje się w jednej z nich, odbija się to również na pozostałych dwóch. Podam prosty przykład: stan obniżonego nastroju (kiedy wszystko widzimy w ciemnych kolorach) wpływa na ciało w ten sposób, że na ogół pojawiają się wówczas kłopoty z zasypianiem (wybudzamy się, źle śpimy). Pojawiają się też emocje, które „zajadamy”, albo przeciwnie – z powodu których w ogóle nie jemy. Można by wyliczać takich symptomów sporo. Ten „depresyjny” stan uderza jednocześnie w sferę duchową: pojawiają się problemy z wiarą, z relacją do Pana Boga. A kiedy przeżywamy rzeczywiste stany depresyjne, bardzo często w ogóle się nie modlimy.
 
Podobne skutki występują przy kłopotach w sferze duchowej: jeżeli np. przeżywamy kryzys wiary, to „zainfekowana” pozostaje nie tylko sfera duchowa. Ucierpi na tym także ciało, ponieważ pojawią się kłopoty ze snem i jedzeniem, a nawet ucieczka w używki. Bardzo mocno zareaguje również sfera psychiczna, ponieważ pojawi się lęk, niepewność, zagubienie. Nie będziemy potrafili swobodnie myśleć.
 
Tak samo jest i z ciałem: jeśli dotknie nas jakaś niespodziewana choroba albo ból i cierpienie będą długotrwałe, to sprawią nie tylko zamieszanie w sferze cielesnej, co jest logiczne. Dotkną również pozostałych wymiarów ludzkiego życia: w sferze psychicznej, z dużą dozą prawdopodobieństwa, pojawi się lęk, niepewność, zwątpienie, zaciemnienie naszego myślenia, a w sferze duchowej zagubienie, które sprawi, że nie będziemy wiedzieli, o co się modlić i czy w ogóle się modlić.
 
Jako ciekawostkę podam, jak na te trzy sfery wpływa sen. Amerykanie pod koniec 2014 roku opublikowali szereg długoterminowych badań, z których wynika, że dorosły człowiek potrzebuje wysypiać się przez 7-8 godzin na dobę. Jeżeli śpi poniżej pięciu (nawet przy zapewnieniach, że to wystarcza), po tygodniu ma tzw. „pijane myślenie”. Nie można się wtedy skoncentrować, nie bardzo wiadomo, co się dzieje, pojawia się niewydolność. Reakcje przestają być adekwatne do ich przyczyny. Coraz częściej popełnia się błędy, tak w pracy, jak i w życiu osobistym. Sen, chociaż należy do sfery cielesnej, to bardzo mocno uderza w myślenie. Wpływa też na sferę duchową: z powodu jego niedostatku człowiek nie jest w stanie się modlić, a jeśli się modli, nie bardzo wie, po co, o co ani w jaki sposób. Po prostu nie jest w stanie odbyć modlitwy, ponieważ nie potrafi się skupić ani skoncentrować.
 
Sama pobożność to za mało
 
Konsekwencją złego rozumienia wiary i błędnego patrzenia na człowieka jest położenie w naszym rozwoju nacisku tylko na jedną ze sfer przy zapomnieniu o dwóch pozostałych. My, chrześcijanie, często popełniamy błąd, kładąc całkowity nacisk na rozwijanie wyłącznie sfery ducha. Oczywiście, ona jest dla nas ważna i taką powinna pozostać. Ale zostaliśmy stworzeni jako ludzie, a nie aniołowie. Mamy też ciało i psychikę. Jeśli zajmiemy się tylko jedną sferą, tracimy harmonię i budujemy zamki na piasku. Możemy porównać taką sytuację do rozpoczęcia budowy domu od próby położenia dachu: prawa fizyki mówią, że taka budowla musi runąć, ponieważ nie ma ścian ani fundamentu. Dach w powietrzu się nie utrzyma. Jeżeli natomiast przyjmiemy, dajmy na to, że fundamentem jest nasza sfera psychiczna, a ścianami nasza fizyczność, to wówczas dach, który jest obrazem sfery duchowej, osadzimy pewnie. Będzie wówczas nie tylko pasował, ale i dobrze się trzymał.
 
Mam głębokie przekonanie, że jeśli kiedyś Bóg nas wezwie przed siebie i każe się rozliczyć z życia, to nie tylko zapyta, czy się modliliśmy i kochaliśmy drugiego człowieka. Myślę, że rozliczy nas również z tego, jak dbaliśmy o pozostałe dary – psychikę i ciało – którymi nas obdarzył, powołując do życia. Pójdę jeszcze dalej: w Piśmie Świętym znajduje się pewien fragment. Jezus przypomina w nim, że mamy być pszenicznym ziarnem rzuconym w ziemię, które obumiera i przynosi owoc. Żeby jednak tak się stało, musi być zdrowe. Nie ma innego wyjścia, musimy troszczyć się o wszystkie trzy płaszczyzny, jeśli chcemy służyć drugiemu człowiekowi i dla niego umierać. Z przymrużeniem oka stwierdzam, że gdyby Pan Bóg nie chciał nas z tego rozliczyć, stworzyłby nas aniołami.

Troska o siebie całego
 
Jeżeli przestaniemy troszczyć się o ciało i jego odpoczynek, ono zacznie samo upominać się o siebie np. poprzez chorobę. Dlatego powinniśmy zadbać o ruch i właściwą dietę, ponieważ wówczas inaczej myślimy i funkcjonujemy. Mamy też lepsze samopoczucie. Jeśli tego zaniechamy, konsekwencje będą tragiczne i w wieku 40 lat staniemy się starcami. Tymczasem nasz organizm posiada swego rodzaju „rezerwę organiczną”, która jest zużywana na pierwszym miejscu, i dlatego jesteśmy zdolni do zachowania 90% naszych sił witalnych aż do 60. roku życia, ale tylko pod warunkiem, że dbamy o ciało.
 
Jeżeli zaniedbamy psychikę, czyli m.in. całą sferę uczuciową, nasze życie emocjonalne (choćby przyjaźnie), a także intelekt (czytanie, rozmowy, zainteresowania), to zaczniemy karłowacieć jako ludzie. Wówczas nasze reakcje na to, co nas spotyka, zwykle stają się nieodpowiednie do rzeczywistości.
 
Ze sferą duchową jest podobnie. Można ją zaniedbać na dwa sposoby. W pierwszym przypadku wówczas, kiedy się nie modlimy, nie czytamy Pisma Świętego, nie odnosimy się do Pana Boga, w ogóle o Nim nie pamiętamy, czyli nie jesteśmy włączeni w „szczep winny” i „nie karmimy się” Bogiem. Przestaliśmy żyć Jego słowem i sakramentami. Możemy przynosić owoce, ale nie będą one tymi, których oczekuje Bóg. W konsekwencji nasza wiara stanie się anorektyczna, a potem zacznie powoli umierać.
 
Równie niebezpieczna jest druga skrajna postawa, tzn. ograniczenie się do samej wiary przy jednoczesnym odrzuceniu prawdy o naszej cielesności i posiadaniu sfery psychicznej. Jej skutkiem będzie znajdowanie pseudoteologicznego wytłumaczenia dla wszystkiego, co się wokół nas dzieje. Nie jest ono tożsame z zaufaniem Bogu i odnoszeniem do Niego tego, co nas spotyka. Kiedy wpadamy w pułapkę pseudoteologii, zaczynamy pouczać innych, ponieważ uważamy, że wiemy wszystko najlepiej („Biada innym, jeśli mnie nie posłuchają!”), zwłaszcza jak świątobliwie żyć, a także jak powinno wyglądać prawdziwe szczęście itd. W praktyce tego typu osoby „chowają” się za wiarą, tzn. wszystko, co je spotyka, a przede wszystkim ich działania (także te niepożądane i niepoprawne) starają się usprawiedliwić „wolą Bożą” i Bożym nakazem. Prowadzi to do swoistej niewoli wypływającej z lęku. Tymczasem św. Paweł pierwszym chrześcijanom powtarzał, że „do wolności wyswobodził was Chrystus”, a zatem trzeba się cieszyć z wolności dziecka Bożego.
 
1 2  następna
Zobacz także
Mateusz Świstak
Słowa są jak karty z niespodziankami. Mówiąc, odkrywamy jedną po drugiej, a dzieci czekają na to, jaka będzie następna karta. Można je modulować – czasem zaskoczyć, przestraszyć, czasem rozśmieszyć. Wystarczy odkryć odpowiednią kartę. Odpowiednie wyczucie nastroju grupy, czy też pojedynczych uczestników zajęć jest zadaniem narratora. Dzieci czekają. 
 
Ks. Piotr Mazurkiewicz
Opowiadano mi kiedyś anegdotę o pewnym bardzo ważnym człowieku, który wędrował z jednego bankietu na drugi, zaliczając w ten sposób, z poczucia obowiązku, kilka imprez w ciągu wieczoru. Pewnego dnia zauważono go siedzącego w kącie salonu ze wzrokiem utkwionym w trzymany w ręku kalendarzyk. "Sprawdza Pan - zagadnął go ktoś - dokąd Pan teraz musi iść?". "Nie - brzmiała odpowiedź. - Sprawdzam, gdzie ja właściwie jestem".
 
Wojciech Dudzik OP
Boże pomysły mogą powalić człowieka na ziemię. Wydawało się bowiem gorliwemu Szawłowi, że uratuje Jahwe i Jego umiłowany naród przed nową sektą, głoszącą zbawienie w Jezusie z Nazaretu. Jednakże Jahwe, którego tenże Jezus słusznie nazywał Ojcem, wybrał Szawła jeszcze w łonie matki, by swoją gorliwość spożytkował w głoszeniu zwalczanej uprzednio Dobrej Nowiny...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS