logo
Niedziela, 28 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bogny, Walerii, Witalisa, Piotra, Ludwika – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Michał Zioło OCSO
Obietnica otwartości
Wydawnictwo W Drodze
 


Wydawca: W drodze
Rok wydania: 2005
Wydanie: I
ISBN: 83-7033-564-0
Format: 123 x 195
Stron: 300
Rodzaj okładki: miękka 
Kup tą książkę

 

 
** Jak ufne dziecko **

„Chcę Ciebie!”. Powiem coś, co może zabrzmieć w dzisiejszych czasach jak obelga. Biskup Wojtyła przed laty wygłosił króciuteńką konferencję o pokorze. Mówił, że człowiek powinien być jak narzędzie „dobrze skręcone” w ręku Boga. I siłą, która nadaje narzędziu pożądany stan, to że nie lata ono niebezpiecznie w ręku robotnika, którym przecież był przed laty – jest właśnie pokora. Człowiek jak „dobrze skręcone” narzędzie Boga? Właśnie. „Chcę, abyś się mną posłużył” – modlił się kardynał Newman. Chcę, Panie, być Twoim narzędziem. Oddaję się Tobie cały, w ten sposób pragnę dotknąć Twojego serca, zasmakować w Twojej miłości, znaleźć się w Twoich ramionach jak ufne dziecko.

Czy przypadkiem nie odczuwacie wstydu i zażenowania, czytając takie słowa? Czy przypadkiem nie szykujecie przyjacielskich oskarżeń o antropomorfizm? Nie łudźmy się, nie unikniemy antropomorfizmu w teologii, a nasze zażenowanie? Cóż, da się z nim żyć. Choć lepiej zadać pytanie, jak być pokornym, by właśnie tak powierzyć się Bogu. Mówimy: pokora, ale przecież ma ona liczne oblicza. Myślę, że w tym wypadku nosi ona imię dyspozycyjności. Być dyspozycyjnym. To wszystko. Wiem, ile właśnie taka postawa sprawia nam trudu i goryczy. Oczywiście nasza własna wola (a często i „samowola”) ściera się z Bożą miłością. To prawdziwy, choć skrzętnie ukrywany przez nas konflikt. Wystarczy, że coś nie idzie według mojego planu. Warto wtedy popatrzeć do lustra. Mówię sobie: „ta twarz jest zła”.

Bardzo cenię filozofów i teologów piszących o ludzkiej twarzy objawiającej Boga, ale rzeczywistość pewnie jest mniej romantyczna. Przypatrzmy się naszemu ciału – często jest to prawdziwe miotanie się, posłuchajmy naszego głosu: ile w nim irytacji, zbolałych tonów, zimnej jak stal grzeczności, ile niebezpiecznej i teatralnej czułości i naiwności, którą zamierzamy oswoić wariata zmieniającego nasze plany... Nasza wola oprócz pantomimy uprawia jeszcze teatr słowa. Posłuchajmy siebie. Tradycja zakonna doskonale namierzyła ten rodzaj ekspresji wewnętrznego sprzeciwu i walki, nazywając go szemraniem (murmuratio). Nie, to nie zrzędzenie sobie pod nosem, ale słowne sianie zamętu, podkopywanie dobrego imienia innych, bezlitosna ironia ośmieszająca decyzje, które naruszyły mój spokój, oczywiście cechą murmu-ratio jest... dyskrecja – nigdy w obecności osoby, którą oskarżam i której polecenia jednak spełniam. Opisałem tu murmuratio w postaci czystej. Jednak o wiele bardziej niebezpieczne jest szemranie skryte choćby za duchową poradą, która niczego w moim życiu nie zmienia, bo jest pochlebstwem, jest jak płatne proroctwo; za propozycją tak przykrojonego chrześcijaństwa, że zadowala wszystkich i nie jest znakiem sprzeciwu. Czy naprawdę tego chce Bóg? „Nasza wola” potrafi urządzać także happeningi. Nazywam to składaniem zdechłego barana na ołtarzu. Inaczej mówiąc – równie dobrze w naszych czynnościach, które mamy wykonać, mógłby nas zastąpić bezduszny mechanizm. Naszą nawet wzniosłą służbę potrafimy spełniać bez przekonania.

** Minuta po minucie **

Pora teraz zadać proste pytanie związane właśnie z naszą dyspozycyjnością wobec woli Bożej, wobec tej wymagającej miłości, która pragnie zjednoczenia z nami i nasze pragnienie zjednoczenia z Bogiem podtrzymuje w sposób namacalny. Jak rozróżnić „wolę starego człowieka” w nas i Boże wołanie? Można powiedzieć, że dla kogoś, kto uwierzył w miłość, nie jest to trudne. Dane są nam tradycyjne, czyli sprawdzone środki, które wolę Bożą objawiają. Najpierw przykazania Boże, przykazanie miłości, osiem błogosławieństw.

Jednak również nasi niełatwi na co dzień przełożeni mówią, że wolą Bożą są zadania, które właśnie nam powierzyli. Dotyczy ono mojego stanu, jak małżeństwo czy kapłaństwo, i obowiązków tego stanu lub też mojej samotności, którą przyjąłem jako bardzo trudny dar. Bożą wolę wyrażają przypadki życia, sytuacje zaskakujące, które możemy przemienić, pozostając w Bożej orbicie; słowo Boże inspirujące i powstrzymujące moje wysiłki, napotkani na naszej drodze ludzie, ba, fragment książki, wysłuchana właśnie audycja.

Nie, nie jesteśmy pozostawieni samym sobie, ale minuta po minucie przyzwalamy budować Bogu w naszym sercu Jego królestwo. Przez Jego moc wzrastamy w świętości. I dzieje się to właśnie zawsze w konkretnym czasie i przestrzeni. Oczywiście, słysząc „Chcę Ciebie”, wzdragam się, boję się ogołocenia, rozprawiam wtedy o wolności, zasłaniam się duchowością grupy, zakonu, który właśnie na co innego kładzie nacisk w swoim nauczaniu i formacji. Potrafię też już samego siebie zawstydzić... To działa jak zimny prysznic nad ranem. Nie mogę już wtedy oskarżać Boga o przykracanie mojej dumnej wolności. Powiedzmy, że ta metoda to nic wielkiego – sięgam do proroka Micheasza, do rozdziału 6., w którym padają słowa rzeczywiście wstrząsające naszym przemądrzal-stwem: „Ludu mój, cóżem ci uczynił?! Czym żem zasmucił albo czem zawinił? To Ja wywiodłem cię z domu faraona, Ja oswobodziłem!”. Ten Bóg jest Bogiem wolności, tak, trudnej wolności, która zawsze „krzyżami się mierzy”.

** Realista Jonasz **

„Co mam czynić, Panie?”. Co mam czynić, aby pełnić Twoją wolę, być narzędziem w Twoim ręku, by nigdy nie odpaść od Ciebie, Boże mój? Historia proroka Jonasza może być nam pomocna w znalezieniu prawidłowej odpowiedzi. Pochylmy się przez chwilę nad tą krótką, lecz jakże bogatą w treść księgą. Nawet bardzo pobieżna jej lektura przynosi kilka doniosłych odpowiedzi na nasze pytanie.

Opowieść o Jonaszu składa się właściwie z trzech wyraźnych literacko i teologicznie scen. Dwie pierwsze przedstawiają naszego bohatera jako samotnego, „wycofanego w siebie” i milczącego człowieka. Jonasz, choć zdaje sobie sprawę z otrzymanego wezwania posłania, nie podejmuje dialogu z Bogiem, nie oburza się, nie spiera, nie skarży, nie dostrzegamy również u niego znaków radości, prorok nie zanosi też modlitwy o umocnienie, ochronę w mającej realizować się przez jego osobę misji. Zaokrętowuje się na statek zmierzający w całkiem odmiennym kierunku niż Niniwa. Prorok chce uciec od Boga i miejsca, w którym ma głosić nawrócenie. Jego milcząca i obojętna samotność zostaje przerwana przez napotkanych na drodze ludzi. Są nimi marynarze okrętu, na którym płynie, i sami Niniwici. Ludzie ci zdają się bardziej religijni i poddani Bogu niż sam prorok. Są dla niego prawdziwymi przykładami odczytywania woli Bożej.

Trzecia scena ukazuje już proroka sam na sam z Bogiem: prorok modli się, a Bóg objawia swój majestat miłości. Sceny te jasno ukazują nam, że prorok Jonasz jest naprawdę przekonany o woli Boga, który pragnie zbawić wszystkich ludzi, lecz w swojej posłudze będzie zmuszony rozpocząć od słów piętnujących zło, co może sprowadzić na niego nieszczęście – może doświadczyć wykluczenia ze wspólnoty, słownej i fizycznej przemocy, może nawet grozi mu śmierć.

Jako prorok Boga Jedynego zapewne doświadczył już w swoim życiu podobnych sytuacji, wie, ile będzie go kosztować spełnienie obowiązku. To wszystko sprawia, że jeszcze przed rozpoczęciem misji czuje jej ogromny ciężar. Jest prawdziwym realistą. Nie może jednak nie dostrzec, że słowo Boże jest skuteczne mimo jego słabości, jest zawsze obecne w świecie, silniejsze niż świat i człowiek – tak jak miłość jest silniejsza wobec wszelkiego zła. Siła miłości jest zawsze jednak bezbronnością i zaufaniem, rezygnacją z metod, które na krótszą metę wydają się skuteczniejsze i bardziej komfortowe.

Czytając tę księgę w świetle Nowego Testamentu, trudno zapomnieć o starożytnym chrześcijańskim hymnie z Listu do Filipian sławiącym ufność i oddanie się swojemu Ojcu przez Jezusa Chrystusa: „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi”. Tak sam Bóg uczy nas podejmować z ufnością ryzyko miłości, która może być odrzucona, co jednak wcale nie znaczy, że należy zastąpić ją czystym wyrachowaniem i spokojem za wszelką cenę – także za cenę bycia nazwanym naiwnym i nieprzystosowanym do reguł życia.

1 2  następna



 
Zobacz także
kl. Karol Szlezinger SCJ

Życie świętej rodziny w Nazarecie dokładnie pokazuje, jaka miłość powinna budować rodzinę – jest to miłość Boga. Święty Paweł w Liście do Efezjan podając zasady życia domowego, wskazuje na ten sam wzniosły wzór dla małżonków. Przykazuje im, aby byli „sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej” (Ef 5,21). Słowo „bojaźń” nie oznacza jednak lęku przed Bogiem. Chodzi o szacunek wobec świętości oraz głęboką świadomość tego, że to Bóg jest źródłem prawdziwej miłości małżeńskiej.

 
Anna Borkowska
Zdecydowali się na życie we dwoje. Poprosili Boga o błogosławieństwo. Stało się... Są już małżeństwem. Teraz czeka ich radość i trud budowania komunii miłości w wymiarze duchowym, psychicznym i cielesnym. Pismo Święte mówi o małżonkach: „(...) A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19, 6)...
 
Ks. Wojciech Nowacki
Odwoływanie się do Ducha Świętego jako gwaranta prawdziwości i znaczenia przekazywanych treści nie jest wolne od niebezpieczeństw. Poczucie autorytetu, który budzi respekt i posłuszeństwo, może trafić na grunt ludzkich słabości, a zwłaszcza ambicji i pychy. Dotyczy to tak wyświęconych szafarzy, którzy z racji urzędu czy funkcji powinni wykazywać się mądrością Ducha w nauczaniu, jak świeckich charyzmatyków, którzy z natchnienia Ducha Świętego przekazują słowa proroctwa. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS