Autor: Bogna (---.chello.pl)
Data: 2005-12-07 01:09
Majka, jeśli to może być dla Ciebie 'pociechą', to dokładnie przez to samo, przez co Ty obecnie przechodzisz, przechodziłam ok 15 lat temu z moją śp. Mamą. Też zachorowała na raka, bardzo rzadko występujacego, ale za to jednego z najbardziej złosliwych. Operacja, lampy. Nie pomogło, choroba sie rozwijała. Położyła się do łóżka i już nie wstała, dokładnie 25 grudnia 90r, a zmarła 15 lipca 91r, po blisko 7 miesiącach niewyobrażalnych cierpień. W międzyczasie były dokonane 2 zabiegi blokowania nerwów obwodowych, co spowodowało paraliż prawej kończyny górnej, a nie uśmierzyło bólu. Dochodziło do tego, że już po godzinie od podania zastrzyku, morfina nie działała. Wstrzykiwałam sól fizjologiczną, zeby nie zabić mojej Mamy, bo dawka była zwiększana i nie mogłam częściej niż co 4 godziny podawać. Miałam często wyrzuty sumienia, z powodu tej morfiny, ale spowiednik mnie uspokajał, ze tak trzeba. 26 lutego już była pewna, że odchodzi do Pana, pożegnała sie z nami, a jednak Pan ją zatrzymywał na ziemi i dalej nieludzko cierpiała. Nie została jej nawet 'oszczędzona' najgorsza śmierć rakowca. Przez ten cały czas jej towarzyszyłam, pielęgnując - dzień i noc, gdyż przeniosłam się ze spaniem - czuwaniem do pokoju Mamy. Nieraz obie wyłyśmy z bólu: Mama z fizycznego, a ja miałam rozdarte serce, bo nie wiedziałam jak jeszcze moge ulżyć jej w bólu. Modliłam się w końcu o to, by jeśli nie może być inaczej, żeby ją Bóg zabrał do siebie, chociaż z drugiej strony tak bardzo nie chciałam, by odchodziła. Rozumiem Cię, więc Majka, doskonale. Obiecuję modlitwę, byście obie wytrwały godnie do końca, jakikolwiek i kiedykolwiek on nastąpi. Pozdrawiam serdecznie, szczęść Boże.
Ps. Jedna myśl, mianowicie przekonanie o tym, że moja Mama już jest w niebie, a nie w czyśćcu, po tylu i takich cierpieniach, nadała sens temu wszystkiemu, co razem przeżyłyśmy, kiedy już Pan zabrał Mamę do siebie. A studia teologiczne, które w ponad 2 miesiące później podjęłam, pozwoliły mi zrozumieć sens cierpienia mojej kochanej Mamusi i pogodzić się z jej odejściem do lepszego świata. No i nadzieja, ze spotkamy się, kiedy juz na mnie przyjdzie pora. Chciałabym też, tak jak Mama, byc gotowa na spotkanie z Jezusem, dlatego modlę się: "Od nagłej, a niespodziewanej śmierci..."
|
|