Autor: Analityk (---.era.pl)
Data: 2006-04-12 11:55
""Obżarstwo religijne" - błechecheche"
To jest obśmianie problemu, zamiast poważnego go potraktowania. Uważam, że w pewnych, zgadzam się, dość nielicznie reprezentowanych środowiskach jest to realne zagrożenie. Oczywiście bardziej rozpowszechnione jest zagrożenie letnim podejściem do wiary, czy w ogóle tejże wiary brakiem, co nie zmienia wg mnie faktu, że problem obżarstwa religijnego nie jest czymś, co bez szkody dla duszy można zlekceważyć. Natomiast to, czy moja interpretacja jest wyrywaniem z kontekstu tego, co mówił x.Pawlukiewicz, proponuję skonsultować z nim samym, bo to on najlepiej może ocenić, a nie Analityk czy Ola i Tomek. A to czy sytuacja w której dziecko przynosi ze szkoły same piątki jest dobra, czy nie, też zależy od kontekstu. Jeśli na przykład taki uczeń, aby osiągnąć ten wspaniały, było nie było rezultat, spał przez ostatnie pół roku jedynie po 5 godzin dziennie, to taki radykalizm jest moim zdaniem naganny.
No właśnie. Radykalizm. Można postawić pytanie, czy powinniśmy być radykalni w wierze. Wczoraj dyskutowałem o tym z moją narzeczoną. Uważam, że tak. Tu nie powinno być kompromisów, ale ewangeliczny radykalizm. Problem pojawia się w innym momencie: co przez ten radykalizm rozumiemy. Nie bez przyczyny podkreślam, że powinien być to radykalizm ewangeliczny, którego podstawą jest miłość Boga i bliźniego oraz przestrzeganie Bożych praw. I dlatego dla mnie paradoksalnie poniższe zdanie:
"Gdyby nie konieczność bycia dla innych, powinniśmy siedzieć non stop w kościele."
zawiera pewną wskazówkę, choć inną niż sugerują jego autorzy. Ponieważ jesteśmy po to aby służyć Bogu i ludziom, a jeśli kochamy ludzi, kochamy poprzez to również i Boga, to nie możemy siedzieć non stop w kościele, lecz Bóg nas wzywa także do dawania świadectwa wśród ludzi. Wydaje mi się, że zaniedbywanie tego wezwania nie jest tym, czego oczekuje od nas Jezus Chrystus i nie ma nic wspólnego z ewangeliczny radykalizmem, jest jego wypaczeniem. A w kościele non stop można siedzieć po to, aby:
"dogadzać sobie" zamiast trudnego "rozdawania żywności naszym współsługom".
Bo:
"Łatwiej jest kochać Boga którego się nie widzi, niż bliźniego, którego się widzi i jest jaki jest" - cyt. za prowadzącym sesję "Małżeństwo, przypadek czy powołanie", Częstochowa 2006 (w oryginale zamiast "bliźniego" było "męża" ;))
|
|