Autor: Bogumiła (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2007-04-02 00:15
Inka, czy w ten sposób nie odbierasz Jezusowi jego Człowieczeństwa? Jeśli Jego cierpienie było inne, to tylko większe. Przyszedł na ziemię nie po to żeby pozornie cierpieć, miał cierpienie uświęcić. Piszesz: "bólu fizycznego trudno się tak bardzo bać zanim się go zacznie rzeczywiście odczuwać". Może, jeśli nie wiem jak to "coć" boli, nie boję się (znaczy: czasami boję się jeszcze bardziej, ale nieważne). Ale jeśli już ból jest cykliczny, to wiesz czego się bać.
Według mnie po pierwsze, Jezus świadomie godził się na cierpienie, nie tak jak my, całkiem świadomie, inaczej to nie byłaby w pełni dobrowolna ofiara. Mógł na przykład doskonale wiedzieć, co Go czeka. W Ogrodzie Oliwnym mógł właśnie przeżyć wizję Męki, cały ten ból skondensowany do tych paru chwil. Wtedy "bądź wola Twoja" było najprawdziwsze. Dla nas te słowa znaczą co innego: niech się stanie Boże, ale nie wiem co, nie wiem jak, jakoś to będzie. On wiedział w co się pakuje.
Po drugie, z cierpieniem fizycznym Jezusa związane są ogromne cierpienia psychiczne, niektóre i my moglibyśmy przewidzieć, inne być może On przeczuwał lub wiedział. Kto z nas chciałby, żeby Matka patrzyła na drogę krzyżową i hańbiącą śmierć na krzyżu syna? Przeciez matka cierpi wtedy tak samo jak dziecko. Współcierpi. A ty możesz jej tego oszczędzić. Przecież to straszna pokusa. Bo inne może mniejsze, ale też bolą. Tyle dobrych słów, tyle cudów, a nikogo na drodze krzyżowej, kto by pomógł. Szymon robi to z łaski. Z łaski!!! A przeciez do cholery to jego grzechy są na tym krzyżu. Oprawcy oprawcami, krzywdy obcych zawsze mniej bolą. Ale nie było uczniów. Piotr zdradził. A korona cierniowa dla prawdziwego Króla? Czytałaś Inka opowieści z Narni? Może pomyślicie o mnie coś głupiego (jeśli ktoś nie czytał, niech ominie to zdanie, bo nie zrozumie), ale to, jak bardzo upokorzony został Jezus cierniem ukoronowany, najlepiej poczułam nie - rozważając Pismo święte, ale czytając tę scenę z Narni, kiedy do uwięzionego Lwa wołano "kici kici". Polecam ten rozdział na Wielki Post.
Po trzecie, tak sobie myślę, jeśli później pojawił się okrzyk bólu: Boże mój, czemuś mnie opuścił - skąd wiemy, czy w Ogrojcu nie odczuwał pewnego rodzaju nocy, jakby braku miłości Ojca, który posyła Go na śmierć. Jeśli tak ludzkie były Jego cierpienia nie tylko fizyczne, ale także duchowe, mógł walczyć w Ogrojcu o swoją miłość do Ojca. Wątpliwość w Bożą miłość do mnie potrafi być straszliwa, gorsza niż ból fizyczny. Albo myśl: niemożliwe, żeby Bóg tego chciał. I teraz co z tym wszystkim zrobić? Ja bym wariowała z rozpaczy: iść na taką straszną mękę przy wątpliwościach, czy Bóg tego może chcieć? Tylko nie tłumaczcie mi, że On wiedział na pewno. Nigdy nie zdarzyło się wam wiedzieć na pewno i równocześnie doskonale tego nie wiedzieć? Taka duchowa walka jest gorsza niż śmierć, bo nie widać żadnego rozwiązania. Smierć jest rozwiązaniem. Im większa miłość do Boga, tym większe cierpienie wewnętrzne, gdy coś w nas się rozsypuje. On kochał doskonale. A szatan? Nie było tam szatana? W takiej ważnej chwili? Był, bo Jezus walczył ze sobą o własną zgodę. Bo było Mu trudno powiedzieć Bogu "tak". A walka z szatanem, z pokusą, jeśli pokusy są naprawdę silne, jest gorsza, bardziej bolesna niż cierpienie fizyczne. On czuł jak człowiek, naprawdę. Krwawy pot na czole? Skoro dla przeciętnego człowieka takie przeżycia duchowe są tak mocne, że wolałby umrzeć niż to czuć, to jakie ogromne mogły być ciepienia duchowe, jeśli szatan wystawił przeciwko Niemu całą batalię? Jezus i takie cierpienia musiał przeżyć, żeby cierpieć jak człowiek. Żeby być potem w każdym cierpieniu człowieka. Żeby z tego inni mogli brać siły, do umierania dla Boga, na przykład męczennicy. Pierwsi męczennicy, mam wrażenie, cierpieli tylko fizycznie, nie było cierpień duchowych, potrafili umierać ze śpiewem na ustach. Czy to nie jest zasługa tych ogromnych cierpień duchowych Jezusa?
|
|