Autor: Artur (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2007-09-27 15:38
Byłem człowiekiem bardzo wierzącym jeszcze do niedawna. Nastąpiła taka chwila, w ktorej cały świat zawalił mi się na głowę. Straciłem wszystko, pracę, rodzinę, szacunek, samochód itp, itd. Nie jestem alkoholikiem i nie biorę narkotyków. Starałem się żyć godnie. Modliłem się, często się modliłem. Ale teraz jest pustka, modlę się ale czuję się jednocześnie, jakbym wołał na pustyni. Nikt mnie nie słucha. Mało tego, wyraźnie czuję, że Bóg nie chce abym ciągle prosił. Jestem dla Niego intruzem.
Tak odbieram moje modlitwy. Powiem więcej, im gorliwiej się modlę, tym więcej spotyka mnie nieszczęść, jeżeli przestanę się modlić, to dzień minie jakoś lepiej.
ZARAZ ZWARJUJĘ myślę o najgorszym, bo po co mam tak dłużej żyć. Przynajmniej przestanę być ciężarem dla innych, a takim teraz jestem.
Nawet nie wiecie jak to jest, żyć ze świadomością, że nic dookoła nie ma. Wszystko to, w co się wierzyło przestało istnieć.
Co mam robić? modlitwa nie pomaga, psycholog nie pomaga, ktoś chciał zdjąć klątwę, ale też nic z tego. Każdy dzień jest gorszy od poprzedniego. Już nie mam sił.
Artur.
|
|