Autor: Tadeusz (213.25.39.---)
Data: 2001-08-24 10:20
To wcale niebanalne pytanie, a problem ogromnej wagi. Czytając niektóre odpowiedzi z Forum Dyskusji zadałem sobie pytanie: Czy zawsze człowiek musi dojść do dna, żeby znaleźć właściwą odpowiedź? Czy przyjdzie zrozumienie, jeżeli po osiągnięciu dna nie rozpozna swego stanu, bo za daleko zaszedł? Skąd się bierze tak wielkie niezrozumienie sensu, czy nie aby przez to, co z takim uporem lansuje dzisiejszy świat? Czyje to dzieło w rzeczywistości?
Czy owoc, który z wierzchu tak bardzo pociąga rzeczywiście musi być dobry w swej istocie, chociaż byłby chroniony Sakramentem? Dlaczego chroni go Sakrament i czemu w rzeczywistości ta ochrona ma służyć, skoro ludzie i tak rodzą się w grzechu, albowiem są obciążeni zmazą pierworodną przez zrodzenie, a nie przekazanie? Jak przenosi się Grzech Pierworodny i dlaczego?
Na początku odpowiem krótko, by potem nieco uzasadnić to, co niektórym katolikom może się nie podobać. Tak się jednak składa, iż znam również to zagadnienie nie tylko z teorii (Pisma Świętego i Tradycji), chociaż w całkowitej z nią zgodzie, a nawet więcej – przez dobre jej potwierdzenie, nie bez własnej zresztą winy, jednak na miarę ludzkich ograniczeń.
Płciowość jest darem Boga, a seks w dzisiejszym rozumieniu jest pomysłem szatana, aby pogrążyć człowieka w bagnie. To unicestwienie człowieczeństwa sięga samej jego istoty, stąd jest tak niebezpieczne i może rzutować na życie wieczne. Stąd szatan, który za wszelką cenę usiłuje zniszczyć człowieka bardzo często pobudza zmysły i środek staje się celem samym w sobie. Sakrament przestaje skutkować, gdy człowiek przez perwersyjne zachowania ukierunkowuje się na określone działania. Ta perwersja wcale nie musi być skrajna. Wystarczy, że tak niewinnie na początku cel zostanie pomylony ze środkiem.
Celem zaś zawsze winna być prawdziwa miłość, którą poznać można po dobrym owocowaniu we wszystkich płaszczyznach ludzkiej osoby i międzyosobowych relacjach wzajemnych. To trudne, ale cel trzeba sobie postawić jasny.
Jeżeli więc cel zostanie pomylony ze środkiem i to wcale nie głównym, ale jedynie półśrodkiem, lub nawet ćwierć-środkiem (gdy pytamy się: co jest najważniejsze, np. w sondażach, to seks wcale nie staje na pierwszym miejscu), to Łaska już nie chroni i może się zdarzyć to, co zdarzyło się pewnej osobie, gdy po takich ćwiczeniach – a jakże, w małżeństwie - na opamiętanie usłyszała w duchu takie słowa: „Przyszło do ciebie Piekło wraz z Szatanem”. To zdanie było jak uderzenie gromu, jak zimny prysznic na otrzeźwienie, ale tym razem wraz z nim przyszła Łaska. Zrozumiał, a właściwie odczuł, że za tym pobudzeniem kryła się jakaś ukryta, choć rzeczywista, straszna siła. Mógł to rozpoznać dopiero wtedy, gdy otrzymał Łaskę, albowiem jedynie w Świetle Bożym można ujrzeć rzeczy takie jakimi są w rzeczywistości. Można też dostrzec wpływ demona. Wtedy jasno widzi się, że dobre jest dobre, a dobro pozorne jest w rzeczywistości złem. Żal, pokuta, powolny powrót i odczucie, że dużo czasu, nawet z pomocą Łaski, wymaga naprawienie krzywdy uczynionej sobie w swoim człowieczeństwie i drugiej osobie. Zrozumiał, że jedynie zaspokajanie tych potrzeb, jako odpowiedzi na bodźce przychodzące w sposób naturalny wskutek wzajemnej relacji małżonków na wszystkich płaszczyznach relacji osobowych może owocować w ten sposób, że pożądanie nie stanie się destrukcją i zniszczeniem, ale za sprawą Łaski przemieni się w uczucia wyższe. Stanie się siłą twórczą. Ta siła, - a myślę, że jest to największa naturalna siła - będąca jednak owocem Grzechu Pierworodnego, a więc pierwotnie dobra, ale zepsuta przez niegodne jej wykorzystanie przez Pierwszych Rodziców, może także służyć człowiekowi, ale po to jedynie, aby pod działaniem Łaski ulec przemianie. Trzeba wiedzieć, iż jedynie działanie Łaski może ją przemienić.
Właśnie wstrzemięźliwość jest głównym narzędziem obok modlitwy, aby ta siła nie stała się zepsuciem. To cierpliwe budowanie wzajemnych relacji opartych na miłości w naturalny sposób będzie owocować także i w tym wymiarze płciowości. Jeżeli będzie to czynione zawsze we współpracy z Łaską, w której można trwać przez regularne korzystanie ze środków, których zawsze w nadmiarze udziela Pan Jezus przez swój Kościół, wtedy nie wystąpi zjawisko wypalenia się miłości małżeńskiej. Wszelkie chwilowe zawahania będą cierpliwie i z miłością przez samego Boga odbudowywane, a relacje naprawiane. Nie trzeba zrażać się niepowodzeniami. One nie są destrukcją. Bóg oczekuje jedynie dobrej woli i chęci współpracy. A tymi są: uznanie istoty grzechu i znajomość celu. Trzeba przynajmniej zechcieć przywracać tracony z pola widzenia cel. Za wszlką cenę unikać przewrotności i obłudy.
To co się dzisiaj obserwuje, zmierza w prostej linii do zniszczenia małżeństwa w ogólności i rodziny w szczególności. Wszelkie bowiem sposoby i ludzkie działania, jakie usiłują wyprzedzać działanie Łaski, którą tu można przyrównać do łagodnego wiatru, prowadzą destrukcji i zniszczenia Bożego planu zbawienia względem każdej ludzkiej istoty.
Bardzo negatywnie działa też pornografia, a nawet jedynie pozornie niewinne dla wielu oglądanie nagości. Człowiek bowiem w swojej skażonej istocie nie jest zdolny patrzyć oczyma niewinnego Adama i Ewy sprzed upadku. Zawsze zostanie wzbudzone pożądanie, które nie jest rezultatem wzajemnych małżeńskich relacji, ale zewnętrznych bodźców grzechowych.
Grzech został zmazany na Chrzcie św., ale skutki w postaci jakby zasklepionej rany, jednak mogącej się w każdej chwili otworzyć – zostały.
Skutek Grzechu Pierworodnego jest ten, że nie jest możliwe poczęcie bez pożądliwości. A więc nie jest możliwe współżycie dwojga ludzi bez pożądliwości. Stąd Sakrament chroni nie tyle sam akt, co jego skutki i owocowanie w czasie, a także zabezpiecza przed wpływami szatana.
W tym znaczeniu słusznie św. Augustyn uznał pożycie małżeńskie w okresach niepłodnych tylko za zaspokojenie żądzy małżonków. To nie żadna przesada. Gdyby było to możliwe, Grzech Pierworodny nie przenosiłby się, a Chrzest nie byłby potrzebny. To wszystko dobrze wyjaśnił m.in. św. Tomasz a Akwinu, ale tu nie czas i miejsce po temu, aby te rozważania dalej kontynuować.
Żeby w pełni odpowiedzieć, trzeba by wrócić do Księgi Rodzaju, do pierwotnej szczęśliwości, a następnie do upadku i konsekwencji tego upadku, a także zgłębić miarodajne źródła Tradycji i największych teologów Kościoła Katolickiego.
Pozdrawiam.
|
|