logo
Czwartek, 16 maja 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Wiązałam z nim przyszłość, ale poszedł do seminarium.
Autor: Joanna (---.eranet.pl)
Data:   2008-06-15 19:57

Moja historia może wydawać się trochę paradoksalna - w końcu jako katoliczka powinnam cieszyć się z tego że powołanie do życia w kapłaństwie odkrył w sobie ktoś szczerze oddany Bogu, człowiek naprawdę wyjątkowy - lecz jak tu pogodzić sie z tym że osobą duchowną chce zostać chłopak z którym wiązałam swoją przyszłość? Zastanawiam się dlaczego Bóg wybrał akurat jego? Tłumaczę sobie to tak, że do stanu kapłańskiego Bóg powołuje wyłącznie osoby wyjątkowe (szczerze mówiąc marne to dla mnie pocieszenie ale zawsze jakieś). A najbardziej w tym wszystkim dręczy mnie to, że on martwi się o mnie bo wie, że ja wciąż mam nadzieję na to, że on jednak nie zostanie księdzem, a poza tym z pewnością ma wobec mnie swego rodzaju wyrzuty sumienia - a to jest ostatnia rzecz, jaką chciałabym, żeby czuł. Jak mam mu wytłumaczyć, że w tej sytuacji powinien po prostu całkowicie poświęcić się Bogu, a nie myśleć o tym jak ja sobie radzę? Jak mu to wytłumaczyć?

 Re: Wiązałam z nim przyszłość, ale poszedł do seminarium.
Autor: Marzena (78.8.106.---)
Data:   2008-06-22 16:50

Pozostaje Wam zamilczeć wobec tajemnicy Bożego powołania i dróg (zawsze najlepszych) jakimi On prowadzi człowieka.

W takiej sytuacji ból jest nieunikniony. Ale to, co teraz jest bólem, kiedyś zamieni się w radość. Trzymajcie sie oboje z Bogiem.

 Re: Wiązałam z nim przyszłość, ale poszedł do seminarium.
Autor: Bogna (---.chello.pl)
Data:   2008-06-22 18:04

Droga Joannno, skoro on poszedł za Głosem, który usłyszał w swoim sercu i wybrał powołanie do kapłaństwa, a nie do życia w małżeństwie, pozwól i jemu i sobie w tym trwać.
Nie szukaj kontaktów z nim, bo możesz stać się przeszkodą zrywającą jego powołanie...
Wszystkie swoje myśli, wyobrażenia o nim, o Waszych rozmowach, spotkaniach, ucinaj w pół. Nie daj im płynąć dalej, bo rzeczywiście zadręczaniom się nie będzie końca u Ciebie.
Nie staraj się już niczego mu tłumaczyć, wyjaśniać, to nie ma najmniejszego sensu. Mam nieodparte wrażenie, że jest to jakaś nie uświadoniona przez Ciebie do końca próba podtrzymywania kontaktu z nim. A w tym stanie rzeczy nie jest to dobre tak dla niego, jak i dla Ciebie. Myślę, że na dzień dzisiejszy Wasze kontakty powinny zostać całkowicie zerwane. Nie dlatego, że idąc za głosem serca stał sie w swoisty sposób "trędowaty", ale żeby pozwolic Waszym sercom ochłonąć, uspokoić się, wyciszyć (Twojemu sercu jest to bardziej potrzebne - tak mi sie wydaje). Łatwiej z czasem będzie Ci spotkać tego, który zostanie towarzyszem Twego życia na dobre i na złe, któremu przed Bogiem bedziesz ślubować miłość, wierność... A do asystencji z ramienia Koscioła będzie np. on wyznaczony.
Tymczasem, módl się o niego i za niego; o jego wytrwałość w powołaniu, o spokój duszy dla niego i dla Ciebie...
Sprawiasz wrażenie mądrej, poukładanej osoby. Mam nadzieję, że ułozysz jeszcze sobie życie z kimś, kto bedzie tylko dla Ciebie...
Pozdrawiam Cię serdecznie, szczęść Boże.

 Re: Wiązałam z nim przyszłość, ale poszedł do seminarium.
Autor: Bogumiła (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2008-06-22 23:47

Ta historia nie jest paradoksalna. "Powinnam cieszyć się" nie dotyczy uczuć, ale twojej woli. Nie da się uczuciowo cieszyć, gdy odchodzi ktoś bliski, przynajmniej na razie się nie da. To jest całkiem normalne. Katolik ma dokładnie takie same uczucia jak człowiek niewierzący, pozwólmy sobie w życiu na łzy i ból. Człowiek "twardy" niekoniecznie jest bardziej katolicki. Może być chory.

Paradoksalne jest natomiast to, co powinnaś zrobić. Szukać szczęścia dla siebie. On martwi się, "bo wie"? Nie okazuj, to nie będzie wiedział. Nie chodzi o oszukiwanie, ale o to, żebyś zaczęła żyć bez niego - naprawdę bez niego. Umawiaj się do kina, na zabawę z przyjaciółmi, na wycieczki, szukaj tego co lubisz. Niech do niego przez znajomych dotrze informacja, że żyjesz normalnie, że się śmiejesz, "bywasz" tu i tam. Jeśli naprawdę chcesz, żeby nie czuł wyrzutów sumienia, to właśnie to daj mu w prezencie. Popłacz sobie tylko w domu, gdy nikt nie widzi. Kobiecie łatwiej kierować się uczuciami niż rozumem. Dlatego czasem większą miłością nazywamy okazywanie swojego bólu wypływającego z uczuć (niech wie, że go dalej kocham i choć czuję się skrzywdzona, nie przestanę kochać), niż pozwolenie mu na życie beze mnie. Tymczasem nie jest miłością "wszystko, byle ze mną", jest natomiast miłością "nawet beze mnie, byle był - w dobrym rozumieniu - szczęśliwy". To jest paradoks miłości.

Ja wiem, że ty teoretycznie to wiesz. Ale chodzi o to, że jeśli na twojej twarzy widać ból, to tej twarzy lepiej mu nie pokazywać. To, co pisze Bogna: "na dzień dzisiejszy Wasze kontakty powinny zostać całkowicie zerwane". Okrutne to, wiem. Ale to jest praktyczna strona tego, co w teorii znasz. Nie wiem, może po roku, dwóch, odejdzie z seminarium, tak też bywa. Ale żeby to nie było przez ciebie. Może nawet wróci do ciebie, ale żeby to nie było przez ciebie. Bo albo on nigdy nie będzie szczęśliwy, albo ty sobie z kolei nie będziesz umiała darować. Nigdy nie będziesz pewna, czy tak miało być, czy to tylko twoja wina.

A dlaczego on? To są pytania, na które nigdy nie znajdziemy odpowiedzi. Powołanie jest tajemnicą. A może odpowiedź jest właśnie prosta? Bo Bóg chciał. Tak po prostu. Chciał. I to musi wystarczyć. Reszta, to już są nasze wymysły, niekiedy szukanie usprawiedliwienia dla Boga, tak jakby Bóg musiał się przed nami tłumaczyć, dlaczego daje komuś tak wielką łaskę.

 Re: Wiązałam z nim przyszłość, ale poszedł do seminarium.
Autor: O. Jan, omi (---.dsl.look.ca)
Data:   2008-06-25 13:52

Komentując ten problem ujawnię jedynie fakty, które są - jak zawsze - przewidziane przez Pana Boga.
Przed 5 laty były Prymicje, w których uczestniczyła, także wśród gości zaproszonych na prymicyjny obiad, wraz z mężem dawna narzeczona neoprezbitera. W ostatnich kilku latach byli moi młodzi korespondenci, którzy pisali mi o rozmowach z koleżankami w kawiarniach, "bo dobrze jest mieć kogoś, z kim można szczerze podzielić się swymi przeżyciami". Po kilku miesiącach otrzymałem wiadomość, że rozpoczęli życie w Seminarium. Byli wolni i wolnymi pozostali.
Kiedy przed wielu laty pytano mnie, dlaczego zostałem księdzem, wskazywałem na wiele motywów. Teraz, przynajmniej od 25 lat, odpowiadam: "Bo chciałem". A dlaczego? Wiem o tym coraz mniej. Widzę zaś lepiej, w jaki sposób Bóg mnie prowadził do kapłaństwa. To jest tajemnica dobrego Boga.
I od 23 lat, także w tym tygodniu, w rocznicę moich święceń kapłańskich, odprawiam Mszę Swiętą w intencji nieco zmienionej od tradycyjnej: "Z podziękowaniem Chrystusowi za ustanowienie Sakramentu Kapłaństwa".
Szczęść Boże.
O. Jan, omi

 Re: Wiązałam z nim przyszłość, ale poszedł do seminarium.
Autor: Joanna (---.zb.lnet.pl)
Data:   2008-07-03 20:25

Przede wszystkim chciałabym bardzo podziękować wszystkim, którzy odpowiedzieli na moją wiadomość. Fakt, że ktoś zupełnie obcy zainteresował się moim problemem (?) i chciał w miarę możliwości pomóc, wesprzeć radą, dobrym słowem, naprawdę daje wiarę w to, że istnieją ludzie potrafiący i chcący pomagać innym.
Marzena, Bogna, Bogumiła, O.Jan - dziękuję Wam. :)
Do tego co napisałam mogłabym dodać tylko tyle: nie zawsze rozumiemy co Bóg chce nam powiedzieć, uświadomić, ukazać. Często się przeciwko Jego planom buntujemy (to chyba normalny, ludzki odruch?) ale ja wierzę, że to co się w naszym życiu dzieje zawsze ma jakiś sens i do czegoś prowadzi. Powoli zaczynam (a przynajmniej staram się) właśnie tak na to patrzeć.
Do Marzeny:
"To co teraz jest bólem kiedyś zamieni sie w radość" - dziękuję. Postaram się w to uwierzyć.
Kilka słów do Bogumiły:
Piszesz, że powinnam teraz szukać szczęścia dla siebie. Pewnie masz rację, ale wydaje mi się, że szczęście trzeba mieć gdzie zaprosić, a ja chyba najpierw muszę poukładać sobie ten mój mały świat, żeby to szczęście miało gdzie zamieszkać.
I kilka słów do Bogny:
Ty z kolei radziłaś aby po prostu pozwolić mu spokojnie iść za Głosem oraz modlić się o niego i za niego (przepraszam, że nie używam jego imienia - pewnie dla ciebie i pozostałych osób rozmowa o kimś o kim nie wie się nawet jak ma na imię to jak rozmowa o kimś nieistniejącym ale niech to o prostu będzie on). Wierz mi, że o nic innego już teraz nie proszę Boga jak o to, żeby, jeśli taka jest Jego wola, on wytrwał w swojej decyzji o kapłaństwie, nie mając nigdy najmniejszych wątpliwości, że dobrze postąpił. No i oczywiście dziękuję za słowa o "mądrej i poukładanej osobie" :)
Jeszcze raz wszystkim dziękuję i proszę o modlitwę. Przede wszystkim za niego.

 Re: Wiązałam z nim przyszłość, ale poszedł do seminarium.
Autor: Bogna (---.chello.pl)
Data:   2008-07-03 20:51

Oczywiście Joanno pomodlę się za Was oboje, ale za każdego z osobna. :)
I naprawdę wierzę w to, iż wszystko jeszcze ułoży się dla Ciebie pomyślnie, że będziesz miała taki czysty, spokojny kawałek duszy, do której zaprosisz i w której zalęgnie się szczęście. Życzę Ci tego z całego serca. Szczęść Boże.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: