Autor: Bogumiła (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2008-06-22 23:47
Ta historia nie jest paradoksalna. "Powinnam cieszyć się" nie dotyczy uczuć, ale twojej woli. Nie da się uczuciowo cieszyć, gdy odchodzi ktoś bliski, przynajmniej na razie się nie da. To jest całkiem normalne. Katolik ma dokładnie takie same uczucia jak człowiek niewierzący, pozwólmy sobie w życiu na łzy i ból. Człowiek "twardy" niekoniecznie jest bardziej katolicki. Może być chory.
Paradoksalne jest natomiast to, co powinnaś zrobić. Szukać szczęścia dla siebie. On martwi się, "bo wie"? Nie okazuj, to nie będzie wiedział. Nie chodzi o oszukiwanie, ale o to, żebyś zaczęła żyć bez niego - naprawdę bez niego. Umawiaj się do kina, na zabawę z przyjaciółmi, na wycieczki, szukaj tego co lubisz. Niech do niego przez znajomych dotrze informacja, że żyjesz normalnie, że się śmiejesz, "bywasz" tu i tam. Jeśli naprawdę chcesz, żeby nie czuł wyrzutów sumienia, to właśnie to daj mu w prezencie. Popłacz sobie tylko w domu, gdy nikt nie widzi. Kobiecie łatwiej kierować się uczuciami niż rozumem. Dlatego czasem większą miłością nazywamy okazywanie swojego bólu wypływającego z uczuć (niech wie, że go dalej kocham i choć czuję się skrzywdzona, nie przestanę kochać), niż pozwolenie mu na życie beze mnie. Tymczasem nie jest miłością "wszystko, byle ze mną", jest natomiast miłością "nawet beze mnie, byle był - w dobrym rozumieniu - szczęśliwy". To jest paradoks miłości.
Ja wiem, że ty teoretycznie to wiesz. Ale chodzi o to, że jeśli na twojej twarzy widać ból, to tej twarzy lepiej mu nie pokazywać. To, co pisze Bogna: "na dzień dzisiejszy Wasze kontakty powinny zostać całkowicie zerwane". Okrutne to, wiem. Ale to jest praktyczna strona tego, co w teorii znasz. Nie wiem, może po roku, dwóch, odejdzie z seminarium, tak też bywa. Ale żeby to nie było przez ciebie. Może nawet wróci do ciebie, ale żeby to nie było przez ciebie. Bo albo on nigdy nie będzie szczęśliwy, albo ty sobie z kolei nie będziesz umiała darować. Nigdy nie będziesz pewna, czy tak miało być, czy to tylko twoja wina.
A dlaczego on? To są pytania, na które nigdy nie znajdziemy odpowiedzi. Powołanie jest tajemnicą. A może odpowiedź jest właśnie prosta? Bo Bóg chciał. Tak po prostu. Chciał. I to musi wystarczyć. Reszta, to już są nasze wymysły, niekiedy szukanie usprawiedliwienia dla Boga, tak jakby Bóg musiał się przed nami tłumaczyć, dlaczego daje komuś tak wielką łaskę.
|
|