Autor: Tadeusz (213.25.39.---)
Data: 2001-09-03 10:20
Bóg się nie spieszy, dlatego wszystko co czyni jest doskonałe. Czasem dobre jest oczekiwanie. Teraz na uzupełnione pytanie można rzeczowo próbować odpowiedzieć. Czasem dobrze jest wszystko wyrzucić jak na spowiedzi, chociaż to Forum żadną miarą nie może stać się konfesjonałem.
Fanatyzm rzeczywiście jest skrajnością, która rodzi się z braku postępu rozumu za wiarą, która w efekcie staje się wiarą fałszywą. Zdecydowanie jednak trzeba odróżnić fanatyzm od radykalizmu ewangelicznego, który to wyznacza ową wąską ścieżkę prowadzącą do Nieba. Czym jest ów radykalizm? W skrócie można go określić ukazując ścieżkę błogosławieństwa dla ubogich w duchu. Okaże się wtedy, iż za św. Pawłem można będzie powiedzieć: „Wprawdzie wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia, ale nie wszystko przynosi korzyść”. Może się więc okazać, że gdzieś po drodze zgubiliśmy nie zauważywszy nawet tego braku - pokorę – pierwszą cnotę w duchowym postępie na drodze Łaski, której niezauważalny brak po latach doprowadzi w najlepszym razie do zachowania pozorów pobożności, ale jednocześnie pozbawienia się jej wewnętrznej mocy. Bez tej wewnętrznej mocy praktyka chrześcijańska staje się próżną pantomimą, w jakiej gustował taki św. Augustyn przed swym nawróceniem.
Nic dziwnego w tym, że katolicy boją się wschodnich sztuk walki, których nie znają, skoro boją się pieniądza, który - widzą dobrze – jakie czyni spustoszenie w ich braciach dochodzących do władzy. Czy bogaty nie może być ubogim w duchu? Żadną miarą! Ale w 99% staje się łupem mamony, mimo najszczerszych chęci i dobrze zapowiadających się obietnic. Dlaczego? Tylko z jednego powodu: działanie Łaski nie poprzedza działania człowieka. Wtedy już Łaska nie chroni, a ukazuje się wola człowieka odłączona od woli Boga.
Podobnie jest z każdą formą działania, która powstała w ścisłym związku z określoną filozofią i jest nią przesiąknięta już jako forma. Aby jaśniej to uzasadnić użyję następującego porównania: Co dla chrześcijanina jest największym znakiem? Odpowiemy, że Krzyż Chrystusa. Czy więc sam znak krzyża uczyniony nawet dłonią w powietrzu jest li tylko symbolem, czy też czymś znacznie więcej? Otóż ten sam znak będący niejako formą staje się dla wierzącego niejako kanałem Łaski. Dobrze się o tym przekonał ten, który walczył z demonami, a za pomoc miał jedynie przydrożne krzyże. Dopiero wtedy w pełni okazała się moc płynąca z Krzyża. Inaczej nawet by tego nie przypuścił.
Podobnie jest z każdą inną formą, która niejako przenosi idee, w których została poczęta. Te idee oddziaływują za pośrednictwem inspiratorów owych idei, nawet wtedy, kiedy nie odnosimy się bezpośrednio do tych idei i zachowujemy jedynie formę. Tu formę stanowi pewien styl walki, który wykrystalizował się w przeciągu wielu lat nie bez wpływu niewidzialnych inspiratorów. Te idee w żaden sposób nie dają się pogodzić z chrześcijaństwem. A jednocześnie sama forma oddziałuje na człowieka mniej więcej tak jak oddziałują pewne zaczarowane przedmioty. Jednemu mogą bardzo zaszkodzić, drugiemu szkody nawet nie wyrządzą. A jednak w 99% przypadków przy obecnej kondycji duchowej człowieka są wielce szkodliwe. I prawdą jest, że Bóg może wspomóc w nadzwyczajny sposób i uchronić przed szkodliwymi wpływami. Co stanie się jednak, gdy zgubimy pokorę?
A to jest pierwsza przyczyna, dla której chrześcijanie winni stawać się dobrowolnymi męczennikami. To męczeństwo wcale nie polega na przyjmowaniu czegokolwiek ponad to, co Bóg dopuszcza. Bł. O. Pio mawiał, że w życiu płaci się za wszystko: za dobro i za zło. Za wszystko! I płacił za dobro np. takimi atakami szatana. Jednak dobro owocuje na życie wieczne, a zło na wieczne potępienie. Jest więc nietrudno wybierać. Przynajmniej tak się wydaje, gdyż dokonywane wybory często świadczą o czymś przeciwnym.
Jednocześnie Aniołowie mogą chronić każdego, kto w modlitwie ucieka się do Bożej pomocy. A można poznać pomoc jeszcze wznioślejszą i bardziej skuteczną niż obrona Aniołów. Jest nią sama Miłość Boga, która rozbroi każdego przeciwnika, a zmusi do ucieczki tego, kto dobrowolnie oddał się we władanie demonowi i nawet Miłość nie może go rozbroić. Taki człowiek pewny Bożej Miłości nie zna lęku, chociaż jest bezbronny. To sam Bóg go umacnia w takich chwilach i rozprasza jego nieprzyjaciół, tak iż nawet włos z głowy mu nie spada.
Aby dokładniej sobie uzmysłowić o oddziaływaniu formy, odsyłam do Starego Testamentu do miejsca, gdzie Mojżesz otrzymał od Boga nakaz wykonania Przybytku i jego sprzętów dokładnie według wzoru, który został opisany, a który też ujrzał w widzeniu.
Na koniec przytoczę fragment o ubogim w duchu z „Poematu Boga-Człowieka” – Dzieła, którego nigdy nie przestanę polecać.
BŁOGOSŁAWIENI UBODZY W DUCHU
Pan Jezus mówi: „W Moich różnych błogosławieństwach mówiłem o wymaganiach koniecznych do ich osiągnięcia oraz o nagrodach, które zostaną udzielone błogosławionym. Ale chociaż wymienione przeze Mnie kategorie są różne, to nagroda jest ta sama, jeśli dobrze się przyjrzycie: cieszyć się tym samym, czym cieszy się Bóg.
Różne kategorie... Ukazałem już, jak Bóg troszczy się stwarza-jąc Swą myślą dusze o najróżniejszych skłonnościach, aby ziemia cieszyła się właściwą równowagą we wszystkich swych potrze-bach: wyższych i niższych. Nie Bóg jest temu winien, że potem tę równowagę naruszył bunt człowieka, pragnącego stale przeciwsta-wiać się Woli Boga, który go z miłością prowadził po właściwej drodze.
Ludzie stale niezadowoleni ze swej sytuacji - krzywdząc napra-wdę, rzeczywiście lub też zamierzając krzywdzić - wdzierali się do obozowisk drugiego człowieka lub zakłócali jego spokój. Czymże są wojny światowe, wojny rodzinne, wyznaniowe, jeśli nie aktami niesprawiedliwości? Czymże są społeczne rewolucje, czym są dok-tryny przyjmujące miano „społecznych"? W rzeczywistości są tyl-ko gwałtem i sprzeciwem wobec miłości. One bowiem nie chcą i nie potrafią praktykować sprawiedliwości, jaką głoszą, lecz rozsze-rzają się zawsze gwałtownie. Nie przynoszą ulgi uciśnionym, lecz powiększają ich ilość (uciśnionych), dając korzyść małej liczbie tyranów. Ale tam gdzie Ja, Bóg, króluję, nie dochodzi do tych oszustw. W duchach naprawdę Moich i w Moim Królestwie nic nie zakłóca porządku.
A oto jak są przeżywane i nagradzane liczne formy wieloaspek-towej świętości Boga, który jest sprawiedliwy, czysty, pełen poko-ju, miłosierny, pozbawiony chciwości złudnych bogactw, radosny radością Swojej miłości.
Pośród dusz jedne skłaniają się ku jakiejś jednej formie, inne - ku innej. Skłaniają się w sposób szczególny, w świętym bowiem wszystkie cnoty są obecne. Jest jednak [zawsze] jedna, dominują-ca, z powodu której ten święty jest szczególnie czczony przez lu-dzi. Ja jednak błogosławię go i wynagradzam za wszystkie. Nagro-dą jest „cieszenie się Bogiem" tak dla pragnących pokoju, jak i dla miłosiernych; dla miłujących sprawiedliwość jak i dla prześladowa-nych niesprawiedliwie; dla czystych, jak i dla strapionych, dla łago-dnych, jak i dla ubogich w duchu.
Ubodzy w duchu! Jakże źle jest to rozumiane nawet przez tych, którzy pojmują we właściwym sensie to określenie! Dla ludzi po-wierzchownych - w ich głupiej ironii i ignorancji, która o sobie sądzi, że jest wiedzą - ubogi w duchu oznacza „głupi”. Najlepsi są-dzą, że duch to inteligencja, myśl, bardziej zmaterializowani - że to przebiegłość i złośliwość.
Nie. Duch o wiele przewyższa inteligencję. To król wszystkiego, co jest w was. Wszelkie fizyczne i psychiczne sprawności są dla te-go króla jak poddani i słudzy. Tam, gdzie jakieś stworzenie synowsko oddaje się Bogn, potrafi zachować rzeczy na - właściwym im miejscu. Tam zaś gdzie [stworzenie] nie jest synowsko oddane [Bogu], pojawia się bałwochwalstwo. Sługi stają się królowymi, zrzucającymi z tronu ducha - króla. Anarchia wywołuje zniszcze-nie - jak wszelka anarchia.
Ubóstwo ducha polega na posiadaniu najwyższej wolności w odniesieniu do wszystkiego, co stanowi rozkosz dla człowieka. Dla niej człowiek dochodzi [nieraz] nawet do popełnienia zbrodni materialnej lub do zbrodni moralnej - nie ukaranej. Zbyt często bowiem wymyka się ona prawu ludzkiemu, a wywołuje nie mniej ofiar, a nawet liczniejsze. Konsekwencje ich nie ograniczają się do odebrania życia ofierze. Czasem odbierają szacunek i chleb ofia-rom oraz członkom ich rodzin.
Ubogi w duchu nie jest niewolnikiem bogactw. Nawet jeśli nie wyrzeka się ich w sposób materialny - pozbawiając się ich oraz wszelkich wygód, wstępując do zakonu - to potrafi posługiwać się nimi dla siebie w sposób powściągliwy. [Gdy zaś jego] ofiara jest podwójna, wyraża się w cudzie darów dla ubogich świata. Czło-wiek taki pojął Moje zdanie: „Czyńcie sobie przyjaciół z niespra-wiedliwych bogactw". Ze swych pieniędzy, które mogłyby być nieprzyjacielem jego ducha - prowadząc go do rozwiązłości, ob-żarstwa i do braku miłości - czyni swego sługę, który mu wyrów-nuje drogę do Nieba. Jest ona wyścielona - dla bogatego [mate-rialnie, lecz] ubogiego duchem - jego wyrzeczeniami i dziełami miłości, [niosącej pomoc] bliźnim w ich nędzy.
Ileż niesprawiedliwości naprawia i ileż nędz usuwa człowiek ubogi w duchu! Swoje własne niesprawiedliwości z okresu, gdy - jak Zacheusz - miał serce chciwe i zatwardziałe; niesprawiedliwo-ści bliźniego, żyjącego lub zmarłego; niesprawiedliwości społeczne.
Wznosicie pomniki ludziom, którzy byli wielcy jedynie dzięki swej potędze. Dlaczego nie wznosicie pomników ukrytym dobro-czyńcom ludzkości biednej, znajdującej się w potrzebie i zapraco-wanej? [Dlaczego nie wznosicie pomników] tym, którzy sprawili, że ich bogactwa nie służyły zamienianiu własnego życia w stałe świętowanie, lecz czynieniu życia bardziej promiennym, lepszym, godniejszym - dla biednych, dla cierpiących, dla ograniczonych w swoim funkcjonowaniu, dla tych, których potężni pozostawiają w nieświadomości, gdyż ich niewiedza wygodna jest dla ich przeklę-tych zagrywek? Iluż jest takich pośród nie opływających we wszy-stko - a nawet będących tylko nieco mniej ubogimi od innych [bie-dnych] - którzy potrafią jednak poświęcić nawet swoje posiadane „dwa pieniążki", aby przynieść ulgę [czyjejś] nędzy? Ta zaś jest większa od ich [ubóstwa], gdyż brak jej Światła, jakie oni mają! To zaś, że je posiadają, można pojąć ze sposobu ich działania.
Ubodzy w duchu to ci, którzy - gdy tracą środki wielkie lub skromne, jakie posiadają - potrafią zachować spokój i nadzieję. Nie przeklinają, nikogo nie nienawidzą: ani Boga, ani ludzi.
Wielka kategoria „ubogich w duchu", jaką wymieniłem na pier-wszym miejscu - bo można rzec, że bez tej wolności ducha, wzno-szącej się ponad wszelkie rozkosze życia, nie można mieć innych cnót dających błogosławieństwa - dzieli się i jeszcze raz się dzieli na wiele form.
[Ubóstwo duchowe to] pokora myśli, która się nie pyszni i nie ogłasza swej wyższości, lecz posługuje się darem Boga dla Dobra, uznając w Nim jego Źródło. Jedynie to.
[Ubóstwo duchowe łączy się ze] wspaniałomyślnością uczuć, dzięki której człowiek potrafi wyrzec się nawet ich, by pójść za Bogiem. Nawet życia: bogactwa najprawdziwszego i najbardziej instynktownie miłowanego przez zwierzęce stworzenie. Wszyscy Moi męczennicy byli w tym znaczeniu wspaniałomyślni. Ich duch bowiem potrafił uczynić siebie ubogim, aby stać się „bogatym" w jedyne bogactwo wieczne: Boga.
[Ubóstwo to] właściwe miłowanie rzeczy osobistych. Miłować je, gdyż świadczą o Opatrzności, to obowiązek. Mówiłem już o tym w dyktandach wcześniejszych. Nie można ich jednak miłować do tego stopnia, żeby je ukochać bardziej niż Boga i Jego Wolę; miłować je, ale nie do tego stopnia, żeby przeklinać Boga, gdy rę-ka ludzka wam je wyrywa.
W końcu, powtarzam, [ubóstwo duchowe to] wolność od nie-wolniczego [przywiązania] do pieniądza.
Oto rozmaite formy tego duchowego ubóstwa, o którym mówi-łem, że sprawiedliwie posiądzie Niebo. Pod stopy wszystkie nie-trwałe bogactwa życia ludzkiego, aby posiąść bogactwa wieczne... Na ostatnim miejscu umieścić ziemię i jej owoce o mylącym sma-ku: słodkie z wierzchu, a gorzkie w środku... Żyć i trudzić się nad zdobywaniem Nieba... O! Tam nie ma owoców o mylącym smaku. Tam znajduje się niewysłowiony owoc rozkoszowania się Bogiem.
Zacheusz to zrozumiał. To zdanie było strzałą, która otwarła mu serce na Światło i Miłość, na Mnie, który przychodziłem do mego, aby mu powiedzieć: „Chodź". I kiedy przyszedłem do nie-go, aby go wezwać, on JUŻ był „ubogi w duchu" i dlatego zdolny posiąść Niebo.»
Pozdrawiam.
|
|