Autor: pomyłka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2009-02-05 15:22
Myslałam, że juz jest lepiej. Ale nie jest. Chodzę na terapię, pomaga, ale przychodzą takie momenty, że pomagają tylko tabletki. Bóg jest, wiem, że mnie kocha, znowu się od niego oddaliłam, chciałam odbyc spowiedz, ale mam poplątane niektóre sprawy, niby drobne, ale nie wiem i nie mam siły przedstawiac ich kapłanowi. Jest we mnie wiele nienawisci - kiedys bliska mi osoba wyrządziła potworną krzywde mojej rodzinie - nie chce i nie potrafie wybaczyc. Ta sytuacja krzywdy rzutuje na moja rodzinę, na moje relacje z najblizszymi, chyba nikt z nas nie umie sobie z nia poradzic. Nęka mnie przeszłośc - wciąż czegos w niej szukam, co pokazałoby mi dlaczego moje zycie jest takie dla mnie trudne. Posuwam się do absurdow myslowych, bo uczepiłam sie mysli, ze moze zrobiłam cos lub cos się wydarzyło, o czym nie pamietam, a moze przez to jestem sama, no niezupełnie, bo mam cudowne dziecko, tyle tylko, że czasami nie potrafię się w pełni z tego cieszyc. Mam poczucie bycia wiecznym dzieckiem, mimo, że jestem juz bardzo dorosła. Ja wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale moze to rodzaj oczyszczenia? moze ktos tez boryka się z takimi problemami, że nie umie zyc i cieszyc się terazniejszoscią? a moze to strach przed całkowita odpowiedzialnością?
|
|