Autor: Bogumiła (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2009-02-09 11:55
Każdego interesuje jak jest w niebie i każdy z nas tworzy sobie jakieś obrazy mniej czy bardziej realne, mniej czy bardziej mądre. Oprócz tego, co prosto napisano o Niebie w Piśmie świętym i co bardzo skomplikowanie potem odczytują teolodzy ;)) niewiele wiemy. Żadnych szczegółów, a te przecież są najciekawsze :))) Mamy więc prawo tworzyć własne obrazy na podstawie wiedzy o Bogu, intuicji - jeśli tylko nie jest to sprzeczne z prawdami wiary.
Czasem nas śmieszą pytania, czy ludzkie marzenia o niebie, ale nasze wyobraźnie są różne, a ciągle mamy przecież ludzkie doświadczenia szczęścia i ku temu ciążą nasze myśli. Dobrze wiemy, że to co dla innych jest szczęściem, dla nas nie musi. Że nawet dla osoby, którą kochamy, ciężko się "przestawić" na inne tory. Można komuś towarzyszyć w jego przeżywaniu szczęścia, ale to nie będzie moje szczęście. Jeśli czyjąś radością jest chodzenie po lesie, mogę z nim chodzić po lesie, ale ja mogę marzyć o czymś zupełnie innym. Jeśli tego nie mam - będę tęsknić. Chyba, że uda mi się pokochać to chodzenie po lesie.
To są normalne, ludzkie doświadczenia. Dlatego, kiedy ktoś mówi o Niebie, gdzie będziemy śpiewać psalmy i obecność Boga nam wystarczy, a ktoś nie miał jeszcze doświadczenia osobowego spotkania Boga na modlitwie, nie przeżył radości czystego serca (chrzest, prawdziwe nawrócenie, spowiedź generalna najlepiej to pokazuje), nie zrozumie, że można w tym widzieć szczęście. A wiemy, że nawrócenie, to nie tylko moje "chcenie", jest jakaś tajemnica w tym dlaczego akurat teraz, a nie wczoraj.
Mnie zawsze śmieszyły i denerwowały pytania typu: czy w niebie jeździ się na nartach. Byłam oczywiście zbyt "mądra" na takie pytania ;))) A moja mama kochała morze, od małego dziecka marzyła o morzu. Przeżyła pół wieku, nim się spełniły marzenia. Zobaczyła morze, pokochała jeszcze bardziej, jeszcze bardziej tęskniła. Książki, fotografie, w ogóle słowo "morze" dawało jej szczęście. Ostatni rok życia spędziła w szpitalu, zastanawiając się, czy jeszcze kiedyś w życiu stanie nad brzegiem morza. Wiecie, jaka była moja pierwsza myśl, kiedy mama umarła? "Panie Boże, to niemożliwe, żeby tam w Niebie nie było morza. To jak moja mama może tam być szczęśliwa?" (Ap 21,1: I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły, i morza już nie ma).
Zgłupiałam? Nie sądzę. Po prostu w taki sposób po ziemsku wyraża się nasza miłość. My powoli dorastamy do miłości. Najpierw żyjemy tylko swoimi miłościami. Potem zaczynamy kochać miłości innych i stają się one dla nas także naszą miłością. Myślę, że to jest doskonałe przygotowanie do życia w Niebie. Pokochać to, co kocha ten, którego my kochamy. Wtedy łatwo się już "przestawić" na to, co kocha Bóg. Wtedy już na ziemi możemy żyć tęsknotą za Niebem bez nart, roweru, morza i seksu. Co nie znaczy, że dopóki jesteśmy na ziemi, nie mamy prawa do tęsknoty za nartami, morzem, rowerem, seksem. Ciągle jeszcze mamy ziemskie ciała.
Celina, to tak ogólnie. A na kilka twoich konkretnych pytań - kilka myśli napiszę później.
|
|