Autor: Bogumiła (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2009-02-16 02:06
Krzyśku, po pierwsze przynależenie do innych Kościołów chrześcijańskich nie zamyka drogi do zbawienia (a nawet nieprzynależenie do żadnego). A Kościoły różnią się nie tylko prawdami wiary, ale także zasadami moralnymi. Po drugie przez życie w związku niesakramentalnym nie przestaje się być chrześcijaninem. Nawet nie przestaje się być katolikiem. Nie ma ekskomuniki za ten grzech. Po prostu jest to stan grzechu ciężkiego, który znamy (prawie) wszyscy. Tyle, że niektórzy idą do spowiedzi natychmiast, inni raz w miesiącu, czy raz do roku. Tutaj sytuacja jest gorsza, bo nie ma pragnienia natychmiastowej zmiany tego stanu. Zazwyczaj na początku jest ewidentna wina, pragnienie grzechu. Potem wszystko jest już dużo bardziej skomplikowane: wspólne dzieci, wspólny majątek, wspólny dom. Często nie ma gdzie odejść, a każde rozwiązanie jest jakoś złe i stanie się dla kogoś prawdziwą ludzką krzywdą. To właśnie dlatego Kościół chce pomóc parom niesakramentalnym, bo oni nie znajdują z tej sytuacji wyjścia. Są za słabi. Można to porównać do trwania w ciężkim nałogu. Czasem jest to wielkie cierpienie (wiadomo, z własnej winy) i szukanie rozwiązań. Kościół katolicki nie wyrzuca tych ludzi poza obręb Kościoła, tak jak nie wyrzuca innych grzeszników. Tyle, że do czasu rozwiązania sytuacji zgodnie z zasadami moralnymi Kościoła, pewne płaszczyzny życia są zamknięte. Na przykład nie można być chrzestną.
Nawiasem mówiąc, uważam, że na chrzestnych nie nadaje się także wielu innych katolików, ale życie bez ślubu jest najlepiej widocznym sprawdzianem życia niezgodnie z nauką Kościoła, najbardziej trwałym i publicznym. Inne grzechy są ukryte w tajemnicy spowiedzi, więc jeśli ktoś nie ma "autocenzury", to nie ma możliwości zabronić mu bycia chrzestnym. Z drugiej strony, jeśli ktoś z tej okazji idzie do spowiedzi, to znaczy, że jednak chce coś w swoim życiu zmienić. Te dobre intencje są okazane. Czego nie ma w niesakramentalnych małżeństwach, gdy żyją jak mąż i żona.
Bożena,
o ile na pewno nie możesz być chrzestną, i nie potrafisz zmienić swojego życia, i nie możecie znaleźć nikogo innego, to porozmawiaj z proboszczem na inny temat. Wystarczy dla dziecka tylko jeden chrzestny, mężczyzna albo kobieta. Ty natomiast mogłabyś być świadkiem chrztu. Nie chrzestną, tylko świadkiem. Może to byłoby jakieś rozwiązanie w tej sytuacji. Ale proboszcz nie musi się na to zgodzić. Możesz jednak spróbować, poprosić o to. Ale dziecko będzie miało tylko jednego chrzestnego.
|
|