Autor: Piotr (---.netia.com.pl)
Data: 2009-07-21 11:52
Agnieszko, modlitwa to nie "katarynka", do której wkładasz 3 "Ojczenasze" i 5 "Zdrowasiek", a wyciągasz cukierka. Modlitwa, to zgoda na Bożą wolę - choćby na same rozczarowania i klęski. Pan Jezus w Ogrojcu modlił się aż się spocił krwią. Chyba nie posądzasz Go o brak wiary? I modląc się o oddalenie kielicha goryczy od Niego zakończył "lecz nie Moja, ale Twoja wola, Ojcze, niech się stanie". I poszedł na Krzyż. Bo Bóg wie od nas lepiej, czego nam potrzeba. I nie tylko nam, ale tez innym wokół. Nie znam szczegółów Twoich rozczarowań, ale sam tez ich kilka w życiu przeszedłem. A po kilku latach, jak już sprawy się poukładały - zobaczyłem, jakie by z tego dziadostwo wyszło, gdyby poszło po mojej myśli. A bywało, ze "chodziłem po suficie" i tłukłem głową w ścianę, żeby stracić przytomność, rodzina już mnie chciała do czubków wysłać, a ja leczyłem się środkami uspokajającymi zapisanymi przez weterynarza mojemu kotu (których on już nie potrzebował). Nie, no, spokojnie, to było ludzkie lekarstwo, kupione na receptę weterynaryjna w aptece. ;-) Wyszedłem z tego, ale ani na chwile nie przestawałem się modlić. Na siłę. Przeżyłem dzięki tej modlitwie, w którą zwątpiłem. I teraz jestem spokojny, "ustawiony", i nie pragnę niczego. Stara buddyjska zasada, zadziwiająco zbieżna z nasza, chrześcijańską nauką - nie pragnij rzeczy nieosiągalnych - nie będziesz cierpiał. Pragnę tylko świętości. Z tego jedynego pragnienia nie zrezygnuje. Wszystko inne, czego mi potrzeba, to albo sobie dam rade z Bogiem wypracować, a rzeczy zależnych nie tylko od Boga i mojej pracy - nie pragnę. W szczególności np. bycia z kimś. Bo to jest cienki lód - po pierwsze: to nie zależy ode mnie, czy ona zechce, po drugie - nigdy nie wiadomo, co będzie po ślubie i czy zniósłbym tą rzeczywistość. Pytasz Boga, dlaczego przezywasz rozczarowania. Jeśli w tym nie ma Twojej winy (nie pragniesz "gwiazdki z nieba"), to popatrz na to tak, ze Bóg zna konsekwencje ofiarowania Ci tego, co pragniesz i wie, ze to Cie zgubi.
Poza tym ciesz się i uwielbiaj Boga, ze daje Ci takie doświadczenie. Nie każdy za życia może przeżyć to, co Ty przezywasz i cierpieć z tego powodu. To jest jak ciemna noc ducha. Bóg wydaje się być odległy, wydaje się, jakby o nas zapomniał. A tymczasem On jest bardzo blisko. Większość ludzi nawet nie szuka Boga w takiej sytuacji, zostaje ateistami (funkcjonalnymi) i "cieszy się" życiem. Człowiek wrażliwy na Boga takim stanem się będzie martwił i poszukiwał Boga. Podziękuj Mu za to doświadczenie i pracuj nad sobą. To nieprawda, ze nie potrafisz żyć bez grzechu. Potrafisz, tylko o tym nie wiesz. Tak, jak Bóg Ci się wydaje odległy (choć jest najbliżej jak może być), tak Tobie się wydaje, ze jak nie zgrzeszysz, to Cie rozsadzi. To Ci się tylko wydaje. Z doświadczenia Ci to mowie. Nie pękniesz. Nic Ci się nie stanie. Przejdzie, minie, zapomnisz o tym. To się nie akumuluje w człowieku. Trwaj w stanie laski uświęcającej i módl się nadal, jak umiesz, jak możesz, choćby wzdychając do Boga. On CI NA PEWNO pomoże przetrwać. Jeśli Go nie opuścisz, to ja Ci gwarantuje moją głową i całym moim życiem - zaznasz szczęścia po śmierci a za życia - prawdziwego spokoju. Nie takiego, jak daje świat, ale takiego, jak Pan Jezus daje.
|
|