Autor: Hermenegilda (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2009-07-30 13:54
To może znaczyć wiele różnych rzeczy. Np.
- Nie wiedziałeś, że w Trzech Króli jest obowiązek pójścia na mszę świętą. Nie poszedłeś. Jeśli naprawdę nie wiedziałeś, to nie masz grzechu, choć obiektywnie jest to grzech ciężki. Jeśli uważasz, że coś na pewno nie jest grzechem ciężkim tylko lekkim, to trudno popełnić grzech ciężki. Albo świadomość ograniczona lekami, chorobą, bólem, strachem, nawet tylko ciemnością. Nie umiesz wtedy dobrze ocenić okoliczności. Np. czy ktoś atakuje, czy się wygłupia. Dorosły czy dziecko. Czy to była broń i jest zagrożenie życia, czy zabawka. Gdybyś wiedział, zareagowałbyś inaczej. Świadomość, że to grzech (ciężki), wcale nie musi być aktualna, wystarczy habitualna. Czyli grzech jest nie tylko wtedy, kiedy siedzisz sobie i myślisz: "wiem, to co za chwileczkę zrobię jest na pewno grzechem ciężkim, czyli zerwę całkowicie więzi z Bogiem, gdybym umarł tuż po grzechu to mogę iść do piekła, mam tego świadomość, ale chcę Panie Boże zabić Cię na krzyżu i dlatego właśnie teraz to zrobię". Wystarczy świadomość taka ogólna, wiedza na ten temat, bez aktualnych przemyśleń.
- Albo częsty przypadek. Osoby niepełnosprawne umysłowo często się masturbują. Chcą to robić (dobrowolność) bo im to sprawia przyjemność. Ale nie dociera, że nie wolno. Czasem rozumieją, że jak inni patrzą to nie wolno. Trudno tu mówić o grzechu, a już na pewno nie o grzechu ciężkim.
- Albo dzieci. Często coś robią złego, ale nie mają pełnej świadomości na czym polega zło, a jeszcze częściej - wiedzą, że nie wolno, ale nie do końca dociera co to jest grzech ciężki. A grzech jest przecież odniesieniem do Boga. Dłubać w nosie też nie wolno, ale to nie jest przecież w kategoriach grzechu. A dla nich wszystkie zakazy są podobne. Teologowie dyskutują od jakiego wieku w ogóle można mówić o grzechu ciężkim (8 lat? 10?). Choć dzieci potrafią być naprawdę okrutne.
Jednak wyciągnięty z tego wniosek, że może nie warto wiedzieć co jest grzechem, bo wtedy się nie grzeszy, jest tylko w małym stopniu prawdziwy. Może na sam początek, w młodym wieku, może gdy wychowywało się w atmosferze grzechu i było się do niego przymuszanym/wychowywanym. Ale mamy obowiązek kształtowania sumienia i słuchania go. Są sprawy tak mocno zapisane w sercu przez Boga, że zdrowy umysłowo człowiek nie może powiedzieć, że nie wiedział. Takie są Boże przykazania, te "tytułowe", ciężkie. Kościelne przykazania nie są już pewne (na terenie innego kraju może być coś inaczej). Ciężar grzechu zmienia się też w różnych sytuacjach. Chwilowa niepewność przy czymś nowym - można źle ocenić. Potem nie daje spokoju. Gdzieś tę odpowiedź można usłyszeć. O resztę można się dopytać. W niepewności nie wolno działać. Jeśli jest podejrzenie grzechu, to nie wolno tego robić. Najpierw zapytać. Czasem nie potrafimy ocenić ciężaru grzechu tylko dlatego, że się nad tym poważnie nie zastanawiamy. Że nam wygodnie nie wiedzieć. To jednak jest zaciąganie jakiegoś zła. Dostaliśmy przecież rozum. Mamy obowiązek z niego korzystać. Natomiast na pewno nie można mówić o braku świadomości, gdy Kościół bardzo głośno mówi, że nie wolno, a ja się uparłam/em, że będę tak robić, bo JA nie widzę zła. Mój brak odczucia zła, jeśli wiem na pewno, że Kościół mówi inaczej - nie jest brakiem świadomości, tylko buntem. A więc grzechem.
Ponieważ jednak życie przynosi mnóstwo sytuacji, których nie da się wyszczególnić, zapisać, tylko trzeba konkretny przypadek w konkretnej chwili ocenić - najlepiej o niepewnych sprawach porozmawiać w konfesjonale. Tam się jest szczerym, tam się nie oszukuje, tam się nie wstydzi. No dobra, wstydzi się, ale mówi się tam o rzeczach, o których nikomu innemu się nie powie. Dlatego to jest najlepsze miejsce do oceny tego co było i do pytań na przyszłość.
|
|