logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Pojęcie wola Boża budzi we mnie paniczny strach.
Autor: Marta (213.158.217.---)
Data:   2011-02-14 19:25

Witam. Tak często powtarzające się w religii sformułowanie: "wola Boża" budzi we mnie wręcz paniczny strach. Pojęcie wola Boża kojarzy mi się tylko z nieszczęściami: niechcianą samotnością, bezrobociem, bezpłodnością, chorobami, utratą, tego, co ważne, porażkami i w ogóle ze wszystkim, co najgorsze. Nawet jak odmawiam modlitwę "Ojcze nasz" i dochodzę do słów "Bądź wola Twoja", to czuję strach, czuję się, tak jakbym sama prosiła o to, czego się najbardziej boję. I czuję się totalnie bezsilna, bo niby Bóg dał mi wolną wolę i decydowania, ale i tak, jak setki razy czytałam i słyszałam, człowiek ma pełnić Jego wolę. Mam wrażenie, że człowiek w gruncie rzeczy jest tylko jak kukiełka, jak marionetka. Ze smutkiem czytam teksty (na różnych, naprawdę mądrych stronach religijnych), w których ludzi proszących o coś bardzo ważnego (dla siebie, więc to jest WAŻNE, w końcu człowiek wie, co czuje, czego pragnie) porównuje się do dziecka kapryszącego o cukierki albo dziecka, które tupie, bo chce coś tam otrzymać. Moim zdaniem to jest lekceważące. Czy ktoś, kto szczerze, cierpliwie o coś prosi na modlitwie, prosiłby o głupstwo? Ale ktoś powie: wola Boża. I koło się zamyka, a u mnie zostaje tylko paniczny strach przed tym, co mnie jeszcze czeka i poczucie bezsilności, bezradności.

 Re: Pojęcie wola Boża budzi we mnie paniczny strach.
Autor: Michał (---.bnet.pl)
Data:   2011-02-15 01:04

Nie żebym lekceważył Twój problem, bo on jest taki sam, jak wiele innych tu stawianych, ale - Kościele instytucjonalny, mam jedno wyjaśnienie, skąd się biorą te problemy i udzieliła go autorka - jest nim religia. Tak wygląda efekt religii w szkole. I nikt mnie nie przekona, że jest inaczej (nieliczne wyjątki potwierdzają regułę. a o regule mówię). Moja św/p Mama przed wojną miała religię w gimnazjum. Niektórzy przez ten przedmiot oblewali maturę. Z jej opowieści biła groza. Miałem podobne doświadczenia po wojnie z komunistycznymi nauczycielami w szkole. Niektórych doprowadzili do samobójstwa. Dla wyjaśnienia - prefektem mojej Mamy był ks. Piskorz, powojenny wikariusz generalny w Katowicach. Dzisiejsze doświadczenia moich dzieci pominę milczeniem (a nie trafili na najgorszych katechetów). Jeszcze kilka lat i ten problem zniknie samoistnie, tak jak np. w Anglii. Tam na lekcjach religii wychowuje się ateistów. Dlaczego forum internetowe jak to ma łatać dziury systemowe? To jest nierealne.

 Re: Pojęcie wola Boża budzi we mnie paniczny strach.
Autor: Michał (---.bnet.pl)
Data:   2011-02-15 09:08

To nie jest najlepsze porównanie, a z pewnością nie jest to teologiczne wyjaśnienie, ale spróbuj przez analogię. Człowiek jest jak dziecko, małe dziecko. Małe dziecko zdaje sobie sprawę ze swojej odrębności i często mówi: "Ja chcę". Ale rodzice ograniczają jego wolną wolę, stopniowo wprowadzając je w życie i w odpowiedzialność, aż wreszcie kiedyś dziecko staje się dorosłe, dojrzałe i samo odpowiada za to co robi (czasem nigdy nie dorasta). Wprawdzie za dziecko odpowiadają rodzice, ale jak włoży rękę do ognia, albo do gniazdka, to ono cierpi bardziej. Mamy całe życie na to, by stać się jak aniołowie, w pełni wolni i świadomie i dobrowolnie wybierający wolę Bożą, jako źródło nieskończonego szczęścia. Grzech wiele zaburzył w naszym poznawaniu. Pomijając patologie: czy rodzice będą pragnąć dla dziecka zła? Jeśli relacja jest normalna, dziecko ufa rodzicom. Nie ma zresztą innego wyjścia, jest od nich zależne (my od Boga bardziej), czy to coś złego? Uważasz, że urodziłaś się w pełni dojrzała i świadoma? Po co chodziłaś do szkoły? Nawet ludy pierwotne czerpią z mądrości starszych. Inaczej każdy musiałby od początku. I choć każdy z nas musi sam tę drogę, to przecież mamy bazę z której można i należy korzystać.

 Re: Pojęcie wola Boża budzi we mnie paniczny strach.
Autor: moderator (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-02-15 10:55

> przed wojną było lepiej...

Panie Michale,
Wróćmy dalej niż do przedwojnia. Jakieś dwa tysiące lat temu, gdy katechizował najlepszy Katecheta (przepraszam za ograniczenie), a z uczniami spotykał się nie dwie lekcje w tygodniu w gimnazjum, innej szkole czy salce parafialnej, ale wiele miesięcy zawsze miał ich przy sobie, efekty Jego katechezy wydawały się bliskie zeru. Vide: czytany dzisiaj w Kościele fragment Ewangelii (Mk 8, 16-21)

> nikt mnie nie przekona...

 Re: Pojęcie wola Boża budzi we mnie paniczny strach.
Autor: zuzka (Bogumiła) (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2011-02-15 12:46

"Pojęcie wola Boża kojarzy mi się tylko z nieszczęściami." - Skojarzenie bardzo naturalne, choć niesłuszne. I dla mnie nie ma nic wspólnego z religią w szkole. Bardziej mi się kojarzy właśnie z wiarą ludzi prostych, którzy wszystko odnoszą do Boga. Dawno temu u rodziny na wsi słyszałam to bardzo często, teraz coraz rzadziej. Skojarzenie naturalne, bo tych słów najczęściej ludzie używają właśnie w nieszczęściu. Jest to nasz ludzki sposób pogodzenia się ze złą rzeczywistością. Gdy coś nie mieści nam się w głowie, gdy stało się coś bardzo złego, czego nie umiemy wytłumaczyć, używamy tych słów: "taka była wola Boża". Umiera dziecko, pożar spalił pół wsi, ginie w wypadku matka małych dzieci, dzień po ślubie poszedł na wojnę i już nie wrócił. Jak się pogodzić z takimi tragediami? Jedni w takich sytuacjach odchodzą od Boga, inni tłumaczą sobie wolą Bożą, żeby nie zwariować. Znani mi ludzie starzy, szczególnie na wioskach, mówili tak po każdym nieszczęściu. Bez niepotrzebnych emocji, spokojnie, pogodzeni z losem. Zawsze się temu dziwiłam jako dziecko.

I byłaby w tym racja, bo przecież Bóg nad światem czuwa. Byłaby racja, gdyby to wypływało z głębokiej wiary w Bożą opiekę nad światem. Ale my już często nie mamy tej naturalnej, prostej wiary starego człowieka ze wsi. My najczęściej traktujemy te słowa bez głębszej refleksji, prawie magicznie. Aż do absurdu. Ojciec zgwałci swoje dziecko, pijany drań zabija kilku nastolatków stojących na przystanku, mąż zdradza żonę - a my słyszymy: taka była wola Boża. Czy Bóg chciał tego? Bóg współdziała ze zbrodniarzami? Niezręczność naszej wypowiedzi często miesza w głowie innym. Bóg nie chce naszego nieszczęścia, naszego bólu, naszej krzywdy. Świat, który Bóg nam dał - był i jest dobry. Zło na świecie - to jest wola człowieka, a nie Boga. Człowieka, który ma wolną wolę. Nasza wiara mówi o miłości i pomocy drugiemu. Gdyby zło było Bożą wolą (gdybyśmy taką religię wyznawali), to nie mielibyśmy prawa pomagać innym. Tak przecież inna wiara proponuje: cierpi ktoś? nie dotykaj, bo pewnie na to w poprzednim życiu zasłużył. Gdyby wszystko było wolą Bożą, to tak właśnie wyglądałoby chrześcijaństwo. Ktoś dusi żonę? A niech dusi, taka wola Boża. Zbiorowy gwałt? I bardzo dobrze. Tak właśnie jest dobrze. Dopiero wtedy, w takich sytuacjach, miałby usprawiedliwienie Twój paniczny strach na słowa "wola Boża".

Pokazuję absurdy, ponieważ wtedy lepiej widać, jak sami wykoślawiamy pewne pojęcia, a potem w nie wierzymy i oskarżamy o nie Boga. Boża wola? No popatrzmy. "Wybrał nas Bóg przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego Obliczem" (Ef 1,4). "Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty" (Kpł 19,2). "Miłujcie się wzajemnie, tak jak ja was umiłowałem" (J 13,34). To jest wola Boża. Psujemy świat, a Bóg ciągle łata dziury, które narobiliśmy naszymi grzechami. Patrzy na nasze stare ubrania i zastanawia się: co z tego jeszcze da się zrobić, co by tu z tego zrobić dobrego. Jak biedna matka, która nic nie wyrzuca, tylko przerabia po raz dziesiąty. Pamiętamy jeszcze matkę cerującą skarpetki? Czy to też już abstrakcja? A to właśnie jest Pan Bóg. Pochylony nad człowiekiem, ceruje dziury po grzechu. I cudzym grzechu, i moim.
"Bądź wola Twoja" to piękna modlitwa. To znaczy: "będę (chcę) wypełniać Twoje przykazania. Będę innych tego uczyć. Będę przebaczać, bo i Ty mi wybaczasz. Choćby mnie ze strony ludzi czy zniszczonego przez nas świata spotkała krzywda, będę wierzyć, że Ty siądziesz przy mnie i wyleczysz, a potem wskażesz lepszą drogę. Chcę, żebyś już tutaj na ziemi był moim Królem, a nie dopiero w niebie. Będę szukać takiej drogi, na której najszybciej Ciebie spotkam, najlepiej Tobie będę mogła służyć".
"Bądź wola Twoja" - to czytanie Biblii i wprowadzanie w życie Bożych zaleceń. Siadam nad Biblią i po raz kolejny zadaję Bogu pytanie: no to jaka jest Twoja wola? Czego ode mnie chcesz? A Bóg na tych kartach mówi, czego chce. No to bądź wola Twoja - postaram się to zrobić. Nie zawsze wyjdzie, ale kiedyś się pewnie uda. Może zagram na tych skrzypcach.

Dlaczego my wszystko widzimy zawsze od tej złej strony? To nie tylko o Boga chodzi. Człowiek, którego spotykam na pewno chce mnie skrzywdzić. Na pewno się ze mnie śmieje. Słuchamy każdego słowa z podejrzliwością. Psychologowie mówią, że to właśnie jest winien ten brak miłości i akceptacji w dzieciństwie. A przed Bogiem stajemy tacy sami, jak przed człowiekiem. Jesteśmy jednością w każdej sytuacji. No chyba, że mamy schizofrenię (a nie myślę tylko o chorobie psychicznej). Schizofrenia szybko wychodzi, bo nigdzie nie jesteśmy prawdziwi. Prawdziwy człowiek reaguje podobnie w podobnych sytuacjach, bo taki w tej chwili jest. Nie wierzymy w miłość ludzką, to nie wierzymy że Bóg nas kocha. Ludzie nas skrzywdzili, to "oczekujemy", że i Bóg chce nas skrzywdzić. Ale to nie w Bogu jest, tylko w nas. Siebie trzeba zmienić, a nie oskarżać Boga.

I jeszcze sprawa tej modlitwy. "Czy ktoś, kto szczerze, cierpliwie o coś prosi na modlitwie, prosiłby o głupstwo?" - Niestety - czasem tak. To, że w tej chwili coś jest dla nas najważniejsze na świecie, nie znaczy od razu, że jest ważne. Uczucia często zagłuszają rozum. W prawdziwą, ważną prośbę powinien być zaangażowany cały człowiek. Najłatwiej nam się modli, gdy zadziałają uczucia. Gdyby jednak Bóg dał nam wszystko, czego chcą w danej chwili nasze uczucia, to dopiero byłoby nieszczęście. Przecież uczucia się zmieniają. Jutro zapragniemy czegoś innego. Już nawet nie mówię o bigamii, która musiałaby zapanować na świecie. ;))) Przecież jesteśmy zdolni do wielokrotnego zakochania się. Ale przeczytaj wątek Pauliny "Wpędziłam się w kozi róg". To nie pierwszy taki temat. Modlimy się, obiecujemy złote góry - a potem mamy ogromną nadzieję, że Bóg nas jednak nie wysłucha. Sama modlitwa Pauliny głupstwem oczywiście nie była, ale to obraz jak działają uczucia. W jakiejś książce było takie ostrzeżenie: "Uwaga! Bóg może wysłuchać naszej modlitwy". To dla wszystkich, którzy się modlą tylko uczuciami.
W modlitwie trzeba być całym. Razem z rozumem, z wolą. Ponieważ te drugie działają z opóźnieniem w stosunku do uczuć, to Bóg właśnie z miłości (litości) czeka, aż rozum dogoni uczucie. Wytrwała modlitwa nie jest potrzebna Bogu, ale nam. Żebyśmy sto razy zastanowili się czego chcemy.

Jesteś pewnie młoda, no to na przykładzie zakochania się w chłopaku. Boże, daj... Załóżmy, że kocha się w nim cztery dziewczyny, co wcale nie jest niemożliwe, i modlą się o to samo. Co ma Pan Bóg zrobić? Napuścić zbira z nożem, żeby każda dostała po kawałku? Modlitwę trzeba przemyśleć. Albo: tylko Ty kochasz, ale on nie kocha Ciebie tylko inną. Co Pan Bóg ma według Ciebie zrobić? No oczywiście sprawić, żeby się w Tobie zakochał. Co to znaczy w praktyce. Pstryknąć palcami, żeby się odkochał w tamtej, pstryknąć palcami, żeby się zakochał w Tobie. Będziesz zadowolona? Nie uważasz, że dopiero wtedy bylibyśmy faktycznie marionetkami Boga? Oskarżasz Boga o coś, czego sama w gruncie rzeczy pragniesz. To zdecyduj się, czego chcesz.
Kolejna sprawa. Już nie z pstrykaniem palcami, ale innymi drogami - chcesz, by Bóg sprawił, żeby ten chłopak pokochał Ciebie. Ale dlaczego? Dlatego, że Ty tego chcesz? Jeśli ten chłopak kocha inną, a nie Ciebie, dlaczego to on ma zrezygnować ze swojej miłości, a nie Ty? A może to Ty masz zrezygnować? Dlaczego to zawsze inni mają się dostosowywać do nas? I jeszcze mieszamy w to Pana Boga, żeby było na Niego, a nie na mnie. ;))) To właśnie są te "cukierki" i tupanie nogami. Moja "niewysłuchana" modlitwa - dla innych może być modlitwą właśnie wysłuchaną. Ty nie dostałaś pracy, ale tę pracę dostał ktoś inny, kto też się modlił. Czy my nie przesadzamy w "zatrudnianiu Pana Boga" w nasze najbardziej ludzkie sprawy? Mamy WPROWADZAĆ Boga w nasz świat, a nie zatrudniać na etacie u nas. To nie Pan Bóg wybiera nam męża i pracę. My to musimy zrobić, dać z siebie wszystko, nauczyć się czegoś nowego. Bóg jest dla nas wszystkich. Dla stu osób kandydujących na jedno stanowisko. Tych co przegrali kocha tak samo jak wygranego. Ale "nie mógł" wszystkim załatwić tego stanowiska, bo to są nasze, ludzkie rozporządzenia. U Boga w niebie każdy może być na pierwszym miejscu. Modlitwa pomaga nam przyjąć życie takie jakim jest. Zrozumieć świat. Zauważyć, że są sprawy o wiele ważniejsze. Dostosować życie do Bożych zaleceń i pragnień. Spośród wszystkich propozycji świata wybrać najlepszą.

To może modlitwa nie ma żadnego wpływu na nasze życie? Oczywiście, że ma. Możemy wybierać męża w spelunkach. Ale kiedy naprawdę szukamy Boga, wchodzimy w Jego świat, spotykamy ludzi, którzy też szukają Boga. Nie, to nie są sami święci, to też grzesznicy i grzesznikami pozostaną. A jednak ich pragnienia są już inne, inne potrzeby. Mówimy, że gdy wybieramy Boga na Przyjaciela, to On nas prowadzi do swoich innych przyjaciół. Gwarancji nigdy nie ma, ale jest większa nadzieja, że znajdziemy męża/przyjaciół bardziej otwartych na dobro. Bóg wprowadza w inny świat, ale to dalej nasze wybory. Z Bogiem jednak stajemy się bardziej dojrzali. Inne sprawy stają się bardziej wartościowe. Czego innego szukamy. Pod warunkiem oczywiście, że nie chodzi tu o te pięć minut modlitwy dziennie. Chodzi o nawrócenie się. O zmianę życia. Jeśli modlitwa nie sprawia, że stajemy się coraz lepsi, to znaczy, że w niej nie ma Boga, tylko my sami. To jakby modlitwa do siebie. Jeśli modlitwa nas nie przemienia, to jest tylko koncertem życzeń. Szafką z której wyskakuje coca-cola.

Jeśli gdzieś jest bezradny strach, to znaczy, że jeszcze nie ma tam osobowego Boga. Zanim zacznie się Boga prosić o pomoc, warto się z Nim zaprzyjaźnić. Poznać Go. Wejść w Jego świat. Wtedy lepiej zrozumiemy siebie i naszą modlitwę.

 Re: Pojęcie wola Boża budzi we mnie paniczny strach.
Autor: Michał (---.bnet.pl)
Data:   2011-02-15 16:13

Bynajmniej nie twierdzę, że było lepiej drogi Ojcze Moderatorze. Jak ks. prefekt, (którego trzeba było w rękę całować), zauważył apaszkę na szyi, to się szło do kozy, a jak ktoś zapomniał powiedzieć proszę ks. prefekta i powiedział tylko psze ks., to słyszał w odpowiedzi "bułka", a jak się powtórzył, słyszał "dwie bułki" (To szło na biedne babcie, które księdza błogosławiły, a dzieci obywały się bez śniadania). Ponieważ ojciec Bohadana Osadczuka (ten z RWE), jako aktywny działacz ukraiński został karnie zesłany, do centralnej Polski, to tam robił za nauczyciela w gimnazjum. No, ale mając takiego tatę, pała na maturze z religii była murowana. Co nie przeszkodziło ks. prefektowi nieco później szerzyć patriotyzm innego rodzaju i w nieco innych okolicznościach. No, Piasecki, też po wojnie zmienił kierunek patriotyzmu, więc co tu się dziwić ks. prefektowi? Bynajmniej nie była idealna ta katecheza pozaszkolna za komuny. Ale ogromnym wysiłkiem przez 40 lat wypracowano jakiś system i w tym systemie nie brakowało w Polsce powołań kapłańskich i zakonnych, a i ludzi w Kościele. Co ważniejsze, dorobiliśmy się jako tako świadomej inteligencji katolickiej. Była szansa na porządną katechezę w Kościele, a zamiast tego mamy religię w szkole. Właśnie problem w tym "zamiast". W początkowym okresie jak pamiętam, oprócz księży, religii uczyli przekwalifikowani rusycyści. Nie chcę krytykować w czambuł, ale zamiast coś, co powstało ogromnym wysiłkiem, rozwinąć cofnęliśmy się prawie do przedwojnia, a przynajmniej tam zmierzamy. Owszem, Jezus poniósł klęskę religijną, a i pewnie katechizacyjną. Ale tych Dwunastu, to był pewien plan. A jaki plan teraz my mamy? Czerpiąc wzorce z Zachodu, gdzie religia w szkole jest tak powszechna jak ateizm, daleko nie zajedziemy. Tych paru charyzmatycznych duszpasterzy sprawy nie załatwi. Wolałbym, aby katecheza była dobrowolna i przy Kościele. Wtedy mielibyśmy pełną jasność. I nie obawiałbym się, że będzie to katolicyzm elitarny. Może będzie, może nie. Moje doświadczenie jest takie, że jak dłubiemy z nudów w nosie, to faktycznie jest nas coraz mniej. Ale jeśli dzieje się coś sensownego, to ludzie tego potrzebują i walą drzwiami i oknami i nie jest to tłum elitarny. Nie boję się okresu, kiedy wieje pustką. Jeśli to nie jest też i nuda, a wykorzystujemy ten czas na przygotowanie elit, to gdy Duch Święty ruszy z posad tę bryłę, będą ludzie, którzy to pociągną. To nie ma znaczenia, czy jest to kilka osób, czy kilka tysięcy. Wszystko ma swój czas. Natomiast celu religii w szkole nie widzę żadnego. Rozmawiałem z produktami tego systemu na Zachodzie wielokrotnie i zawsze była to strata czasu, zawsze też, jak Europa długa i szeroka słyszałem to samo. Szkoda mi czasu na takie "dialogi". Gorzej, że nie mam na to siły w Polsce. Mogę się mylić (oby), ale na razie nic na to nie wskazuje. Jeśli rodzice nie zaprowadzą dziecka do Kościoła, to dzieci same nie pójdą. Trudno, by prowadzili rodzice, jeśli nie widzą w tym sensu. Nie o tym co teraz, piszę, kiedy kościoły jeszcze pełne, tylko o tym co za 20 lat. Religia nie może być tylko przedmiotem szkolnym, a wiara jako przedmiot szkolny jest nonsensem - z założenia. Wiem, żem uparty jak osioł, ale cóż osioł poradzić może na to, że jest osłem? No niech Ksiądz powie sam?

 Re: Pojęcie wola Boża budzi we mnie paniczny strach.
Autor: Beata (---.180.207.157.nat.umts.dynamic.eranet.pl)
Data:   2011-03-11 00:03

1. Jeśli wiesz, że to "pojęcie" wola boża budzi Twój niepokój, to używaj innego.
2. Co do pewności, że człowiek "wie" o co się modlić, cóż dobrze, że nie słyszymy swoich modlitw nawzajem. Jestem pewna, że bardzo byś była zaskoczona.
3.Może trochę światła znajdziesz tu - fragment do posłuchania:
http://audioteka.pl/wola-boza-w-naszej-codziennosci,produkt.html

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: