Autor: Amelka (---.biznes.mm.pl)
Data: 2011-03-07 18:43
Może doprecyzuję o co mi chodziło.
Odwiedzając stronę katolik.pl moją uwagę przykuł artykuł z Czytelni: "Tęsknota małżonków za niebem" - http://www.katolik.pl/index1.php?st=artykuly&id=2713
i w związku z tym mam pewne pytanie. Powołam się na konkretny przypadek.
Pewna dziewczyna niedawno straciła bliską jej osobę, zginął jej chłopak. W dalszym ciągu tak do końca nie może się z tym pogodzić. Pierwszy raz zakochała się, czuła się szczęśliwa. Mieli wspólne plany. Chciała z Nim spędzić swoje życie. Ale Bóg chciał inaczej. On nie mógł się pomylić w swojej decyzji, bo tylko człowiek się myli. On nigdy. Tylko On wie, ile każdemu z nas zostało dni ziemskich. Modli się więc do Niego, bo wie że On ją wysłucha, tylko z Jezusem może przejść przez to wszystko. Jednak pomimo tego trudno jest się jej pogodzić z tym wszystkim. Codziennie modli się za niego, za jego rodziców, rodzeństwo, siebie. Wie, że modlitwa jej pomaga w szczególności Eucharystia. Nic nie dzieje się bez przyczyny. To również zapewne było częścią Bożego planu. Tylko, że ogarnia ją uczucie bezradności bólu, tęsknoty. Boli ją, że jego przeznaczenie nie było jej, chociaż poniekąd Bóg je połączył. Jest jej szkoda tego co było i co mogło być. Powtarza sobie ciągle i wie to, że jemu jest tam dobrze. A skoro ona została tutaj na Ziemi to Bóg dał jej szansę na poprawę i będzie się starała dobrze żyć, żeby on był dumny z niej, żeby mogła się z nim spotkać u Boga. Bo ona wie, że to nastąpi, to tylko kwestia czasu.
Nie ma dnia żeby o nim nie myślała, kiedy się budzi i kiedy zasypia. Wszystko się tak łatwo zmieniło. Ona ma nadzieję, że kiedyś uda się jej zrozumieć sens tego wszystkiego. Bo o to prosi Boga, żeby pomógł jej się z tym pogodzić, żeby dał jej siłę i wytrwałość. W Piśmie Św. jest napisane: "A o cokolwiek prosić będziecie w imię Moje to uczynię aby Ojciec był otoczony chwałą w Synu. O cokolwiek prosić będziecie w imię Moje Ja to spełnię" (J 14, 13-14). I ona prosi Pana Jezusa aby pomógł jej wytrwać w postanowieniu, aby pomógł pozostać jej wierną Jemu. Aby pokierował jej życiem, bo wie, że Jezus ją wysłucha. Nie chce nikogo poznać bo już poznała. On był jej szczęściem. Wie, że nie należy składać żadnych przysiąg, bo Bóg chce aby nasza wola była wyrażana prostymi słowami TAK, TAK - NIE, NIE. Chciałaby dochować mu wierności więc prosi Jezusa o pomoc w wytrwaniu w tym. Bo ona wiem, że on na nią czeka w niebie więc ona również poczeka.
Ostatnio jej myśli nasiliły się w tym kierunku. Udała się więc do kościoła. Prosiła Boga a raczej pytała, czy skoro tu na Ziemi nie mogła być razem z nim bo był bardziej mu potrzebny, to czy w Niebie (jeśli na nie zasłuży) będzie mogła być z nim. I pomyślała, że jeśli ks K. będzie spowiadał to przystąpi do sakramentu pokuty. Tak tego potrzebowała. I Bóg ją wysłuchał. Podczas spowiedzi uzyskała odpowiedź. I teraz wie, że Bóg słucha. Jest tego pewna. On jeden wie co dla nas jest najlepsze. Parę dni temu przed modlitwą ogarnął ją straszny ból, żal i zaczęła płakać. Wzięła Pismo i otworzył na fragmencie z Księgi Mądrości: "Podobał się Bogu i był przez Niego kochany, ponieważ żył między grzesznikami został zabrany. Został wyrwany, by zło nie znieprawiło jego nastawienia, by fałsz nie zwiódł jego duszy. Urok bowiem podłości zaciemnia piękno, a upojenie żądz a niszczy szlachetny umysł. W krótkim czasie posiadłszy doskonałość, przeżył wiele lat. Ponieważ podobała się Panu jego dusza, dlatego wyrwał ją szybko spośród nieprawości" (Mdr 4, 10–14). To była jedna z odpowiedzi Boga na jej pytanie. Ale do końca nie pomogło jej to. I wtedy podczas spowiedzi dostała kolejną, której tak wyczekiwała. Tak bardzo potrzebowała tego zapewnienia, żebym mogła w to do końca uwierzyć. I Bóg to spełnił, dał jej to. Ona wie, że z Panem przejdzie to wszystko, że On jej pomoże. Po pogrzebie słyszała Jego Głos. Mówił: PRZYCHODZĘ DO CIEBIE BO CIĘ NIE ZOSTAWIAM. Ks K. Powiedział, że to doświadczenie pomoże jej, że dzięki niemu będzie w stanie pomóc komuś innemu, bazując na swoich odczuciach. Swój ból wykorzystać dla innych, bo Bóg ma w tym cel. Pierwszy raz czuła wtedy spokój taką czystą pustkę w sercu. Wiadomo ze chwile zwątpienia nachodzą bo jest tylko człowiekiem ale Bóg jest i czuwa.
Doskonale wie, że prosiła Boga tylko o potwierdzenie i On jej to dał, ale znowu ogarnęło ją uczucie zwątpienia. Nie powinna płakać, bo tak postępują poganie, nie mający nadziei na połączenie się ze swoimi zmarłymi. Tylko że to uczucie czasem jest silniejsze od niej. Prosi Boga o siłę i przeprasza Go za swoją słabość.
Artykuł: "TĘSKNOTA MAŁŻONKÓW ZA NIEBEM" zrodził we mnie pytanie.
Czy miłość oblubieńcza może dotyczyć także ludzi, których nie związał węzeł małżeński, którzy nie zdążyli ślubować sobie wierności przed Bogiem? Czy może jest ona wyłącznie tylko małżonków? Jeśli nie byli nawet narzeczeństwem, bo dopiero zaledwie o tym rozmawiali, dopiero wszystko "dochodziło"? Ale ona czuje, że to był ten jedyny i wie że on by poczekał.
Ojciec jako autor tego artykułu napisał, że tylko prawdziwa miłość przetrwa w życiu wiecznym i w to wierzę. Ale interesuje mnie bardziej ta indywidualna, prywatna miłość. Dalej padają takie słowa: "Jednak tylko miłość małżeńska będzie tam, miłością oblubieńczą, tzn. zachowa swoją jedyność i niepowtarzalność, a swój oblubieńczy charakter odsłoni w całej, w tej chwili dla nas nieprzeczuwalnej pełni"
Ta dziewczyna dziękuje Bogu że mogła go poznać, że postawił go na jej drodze życia. Bo to nie jest bliskość łącząca przyjaciół, to coś znacznie więcej. Ale czy w takim razie skoro nie było im dane być razem tu na Ziemi i fakt że nie mogła go poślubić, wyklucza ich, ją z takiej miłości? Jeśli tutaj na Ziemi miała poznać zalążek tego uczucia, to czy rozkwitnie ono w Niebie?
|
|