Autor: Julia (---.adsl.inetia.pl)
Data: 2011-03-25 06:44
Przez całe lata miałam żal do Rodziców i Babci, że wysłali mnie do tzw. wczesnej Komunii Świętej (miałam dokładnie 5 lat i 10 miesięcy w tym dniu). Niewiele wtedy z tego rozumiałam, ale bardzo chciałam przystąpić do niej. Wszyscy - moja rodzina, ksiądz proboszcz i siostra katechetka moje "chcenie" odczytywali jako pragnienie przyjęcia Pana Jezusa, a ja bardzo chciałam przystąpić do Komunii, bo przystępował do niej mój najukochańszy kuzyn (druga klasa). Byłam pupilką siostry katechetki, nie chodziłam nawet jeszcze do zerówki, byłam taka najmłodsza, najmniejsza, ale za to w ocenie wszystkich bardzo rozgarnięta, niemalże genialne dziecko. Po latach wyszły wszystkie braki w katechezie - byłam po prostu zbyt mała, by pewne rzeczy zrozumieć, zapamiętać. Kompletnie nie odróżniałam "zapomnienia" grzechu od "zatajenia", wydawało mi się, że można niektóre (niewygodne) grzechy pomijać i jest ok. Jako nastolatka przeżyłam szok, gdy okazało się inaczej - znów zmaganie się w sumieniu z poczuciem nieważności dotychczasowych spowiedzi. Z drugiej strony przez właściwie całe dzieciństwo wszystkie grzechy "klasyfikowałam" jako ciężkie, szybko rezygnowałam z Komunii św. - właściwie tuż po spowiedzi rezygnowałam i czekałam do następnego "pierwszego piątku". Dziś wiem - wszyscy chcieli dobrze, a ja jako dziecko nie wiedziałam po prostu, że źle interpretuję pewne sprawy. Praktycznie nie uczestniczyłam jako drugoklasistka w katechezach, zostałam "odhaczona" jako ta już po Pierwszej Komunii, więc nie miałam za bardzo szans uporządkować swoich wiadomości.
|
|