logo
Czwartek, 09 maja 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Gośka1981 (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2011-10-21 11:45

Pojawiło się ostatnio pytanie o to, czy zatwardziały grzesznik może chodzić do kościoła. Chciałabym prosić o pomoc w podobnej kwestii, chodzi jednak o coś troszkę innego.
Czy osoba, która z własnego wyboru żyje w grzechu ciężkim i nie ma widoków na poprawę tego stanu, po prostu nie zamierza z tego życia w grzechu rezygnować, może mieć kierownika duchowego/prosić o kierownictwo duchowe? Myślę, że każdy i zawsze może poprosić księdza o rozmowę, ale taka jednorazowa rozmowa, czy raz na jakiś czas różni się jednak od kierownictwa duchowego, tym bardziej, że kierownictwo jest często powiązane ze spowiadaniem się u tego konkretnego księdza, a co jeśli taki człowiek nie ma zamiaru się spowiadać?
Czy jest w ogóle sens zawracać głowę kapłanowi, jeśli jest taka sytuacja? Bo to trochę jak zabieranie cennego czasu, który ksiądz mógłby np poświęcić innej osobie, takiej, u której jest szansa na nawrócenie, albo inaczej - chęć nawrócenia.

Głupie może to pytanie, ale ktoś, żyjący w grzechu ciężkim ma np. wątpliwości w wierze w pewne dogmaty, czy w zrozumieniu pewnych spraw teologicznych/z nauki KK. Ma swoje zdanie, różniące od zdania KK. Pewnie nie skończyłoby się na jednej rozmowie z księdzem. Czy w ogóle jest sens dla kogoś, kto nie przystępuje do sakramentów?

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2011-10-21 12:02

W Pani głowie panuje, przepraszam za określenie, totalny mętlik i pomieszanie pojęć.
Jednym z fundamentów nauki Kościoła, wiary chrześcijańskiej jest to, że każdy człowiek (z dwoma wyjątkami) jest grzesznikiem. Grzesznikiem był bł. Jan Paweł II, św. Tereska od Dzieciątka Jezus, św. Maksymilian Maria Kolbe, św. Franciszek z Asyżu, bł. Matka Teresa z Kalkuty. Paradoksalnie: im kto bardziej święty, tym ma większą świadomość swojej grzeszności.

Nie jest moją rzeczą, ani kogokolwiek innego tutaj na tym Forum, roztrząsać sprawę Pani grzechów. Czy są ciężkie, czy lekkie, miękkie czy twarde, przelotne czy trwałe. A może jeszcze zupełnie inne. To jest przede wszystkim Pani sprawa i Pani sumienia. To tam, w pierwszym rzędzie powinna Pani się udać celem zadania tych pytań, które nam Pani postawiła.

Kościół, rozumiany zarówno jako instytucja jak i wspólnota grzeszników wierzących w zbawienie Boskie poprzez Jezusa Chrystusa, udostępnia wiernym-grzesznikom sakramenty, które mają na celu nam pomóc. Jednym z nich jest sakrament pokuty/pojednania/spowiedzi (nie rzecz w nazwie na tym etapie), który ma mnie, tobie, jemu, jej, nam, wam, im pomóc "rozprawić się" z grzechem.

Jeśli w swoim sumieniu nie może Pani rozstrzygnąć kwestii tu podniesionych, Kościół właśnie wskazuje na ową sakramentalną (czyli pozostającą w łączności z Bogiem) drogę ich rozwiązania.

Proszę nie oczekiwać, że internauci wyręczą Panią, ale skierować się na tę drogę jako jedynie poprawną. Nie jest ona gwarancją (przynajmniej nie gwarancją bezwarunkową), ale szansą dla Pani.

My możemy Pani kibicować i popierać modlitewnie. Tylko tyle. Aż tyle. Powodzenia.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Gośka1981 (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2011-10-21 12:21

xc: Spowiedź byłaby w tym momencie hipokryzją. Przez lata robiłam tak, jak Pan sugeruje - udawałam się do konfesjonału co parę m-cy. Od niedawna wiem, że postanowienia poprawy nie podejmę. W tej sytuacji rozgrzeszenie nie jest możliwe. W ogóle nie wiem, czy cokolwiek, nie tylko spowiedź, ma sens. W zasadzie myślę, że go nie ma. Mam okłamywać spowiednika? Nie ma postanowienia poprawy. Nie ma go i już. A to jest warunek. Postanawiając się nie spowiadać stawiam sprawę uczciwie. Nie mówię: postanawiam poprawę na tydzień, a za tydzień wrócę do punktu wyjścia. Wolę nie postanawiać poprawy, jeśli w ogóle nie ma na to szans. Za kibicowanie dziękuję, mimo wszystko.

PS. Proszę nie przepraszać za: "totalny mętlik" i "pomieszanie pojęć". :) Nazwał je Pan po imieniu, a ja o nich doskonale wiem. Chyba jednak nie ma sensu zawracać komuś głowę jednymi rzeczami, jeśli inne i tak nie mają szans na zmianę.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: kawa (213.134.163.---)
Data:   2011-10-21 12:26

Najpierw należałoby odróżnić pewne sprawy. Czym innym jest stałe spowiednictwo, czym innym kierownictwo duchowe, a czym innym znalezienie kompana do dysput teologicznych. Kierownictwo duchowe nie musi zakładać spowiedzi (chociażby dlatego, że kierownikiem nie musi być ksiądz, może być nim siostra zakonna czy osoba świecka). Nie są też kierownictwem duchowym rozmowy o katolickich dogmatach, jeśli nie ma w nich wyraźnego przełożenia na konkret życia osoby prowadzonej. Tematem kierownictwa jest moje "tu i teraz" w odniesieniu do Pana Boga, który chce być obecny w moim życiu. Ważne jest też jak ta relacja z Bogiem wpływa na moje relacje z innymi i mój stosunek do mnie samej.
Czy osoba żyjąca w grzechu ciężkim może poprosić o kierownictwo? Moim zdaniem tak. Jednak podstawową sprawą będą motywacje - po co proszę o taką pomoc? Czy to ma prowadzić do nawrócenia? Jeśli odnajduje Pani w sobie takie pragnienie, żeby te rozmowy zbliżały do Boga, to jest sens.
Przychodzi mi jeszcze na myśl prosta rada. Proszę się nie zrażać, jeśli znalezienie księdza gotowego do rozmów będzie trudne i spotka się Pani z odmowami. Nie każdy ksiądz potrafi być kierownikiem, nie każdy ma czas, nie każdemu się chce. Powodem wcale nie musi być Pani stan. Często po prostu trzeba poszukać odpowiedniej osoby. Dobrze jest też modlić się o mądrego kierownika - skoro Bóg daje Pani takie pragnienie, wie też, jak je zrealizować.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Coya (62.233.215.---)
Data:   2011-10-21 13:02

Myślę, że osoba, która ma wątpliwości w wierze KONIECZNIE potrzebuje kierownika duchowego. Ale niekoniecznie musi być nim kapłan. Właśnie po to, aby te wątpliwości wyjaśnić. Tylko że, niestety, większość takich osób o tym nie myśli. Ty pomyślałaś i myślę, że warto za tą myślą iść. Kierownik duchowy to nie to samo, co spowiednik. Owszem, często te dwie funkcje się łączą, ale nie jest to konieczne. Kierownikiem duchowym może być przecież siostra zakonna, albo nawet osoba świecka (jeśli wiemy, że może nam we wzroście duchowym pomóc i to, co powie będzie zgodne z nauką KK), a wtedy nie ma możliwości spowiadania się u kierownika duchowego z samej natury rzeczy. :)
Jak to powiedział jeden z moich znajomych kapłanów - ksiądz jest od tego, żeby mu zawracać głowę i zabierać czas. Sam się na to zdecydował przyjmując święcenia.
To cenny dar, że widzisz to "pomieszanie pojęć" i "mętlik", i że masz odwagę się do tego przyznać. Masz również odwagę powiedzieć: "Jeszcze nie jestem gotowa na zmiany". I dobrze. Masz pełne prawo nie być. Masz pełne prawo nie chcieć zmian. Ale masz też prawo, a nawet obowiązek rozwijać się, wyjaśniać to, czego nie rozumiesz. Dopóki nie zrozumiesz i nie doświadczysz, nie wydaje mi się, abyś szczerze zapragnęła zmienić coś w swoim życiu. A dopóki nie będzie to szczere, nie ma sensu. Może zajmie Ci to rok, może 10 lat, a może 40. W tej chwili to nieważne. Ważne, żebyś zaczęła, a znalezienie kierownika duchowego jest, moim skromnym zdaniem, najlepszym możliwym wyjściem. Kierownik duchowy nie jest dla "świętych i doskonałych", nie jest dla kogoś, kto już długo rozwija swoje życie duchowe. Jest dla tego, kto nie wie, co z tym życiem duchowym zrobić, kto czuje, że jest zmuszany do czegoś, co kłóci się z jego naturą. Bez względu na "poziom" (to niezbyt dobre określenie, ale nie przychodzi mi do głowy inne).
Bóg NAJPIERW wyprowadził Izraelitów z Egiptu, a dopiero potem zawarł z nimi przymierze i dał dziesięć przykazań. :)
Powodzenia w walce o szczęście. :)

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: agawa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-21 13:46

Uważam, że to zdanie daje odpowiedź:
"Czy jest w ogóle sens zawracać głowę kapłanowi, jeśli jest taka sytuacja? Bo to trochę jak zabieranie cennego czasu, który ksiądz mógłby np poświęcić innej osobie, takiej, u której jest szansa na nawrócenie, albo inaczej - chęć nawrócenia." - Sama dajesz sobie odpowiedź, że nie ma to sensu. Głównie dlatego, że nie ma żadnej chęci poprawy. I szkoda czasu księdza, który mógłby w tym samym czasie pomóc komuś kto ma chęć nawrócenia.

O dogmatach katolickich możesz sobie pogadać na forum dyskusji na katolik.pl i nie jest do tego wcale potrzebny ksiądz. Jest tam dużo osób wierzących i mających wiedzę. Polecam zwłaszcza rozmowy o piekle i wiecznym potępieniu w kontekście braku chęci nawrócenia i tzw zatwardziałości w grzeszeniu. Na pewno ten temat powinien Cię zainteresować z tej prostej przyczyny, że i Ciebie dotyczy.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-21 14:17

Gośka, kierownictwo duchowe jako takie faktycznie chyba nie ma tu sensu. Kierownictwo to pomoc w drodze do Boga i jest to DODATKOWY dar oprócz spowiedzi. Jest czymś więcej. "Więcej" nie w sensie wartości, bo sakrament pokuty jest sakramentem i nie ma większej wartości, niż pojednanie się z Bogiem w konfesjonale. "Więcej" w sensie ofiarowywania przez kapłana swojego czasu, swojej uwagi, swojej troski, swojej wiedzy. To ma sens, kiedy chce się zrobić coś więcej ze sobą, niż tylko wyznać grzechy co miesiąc. Kiedy chce się szukać lepszej drogi i zrobić więcej, niż się musi. Tam, gdzie jest jakaś trudniejsza sprawa i człowiek chce ominąć tłumaczenie co miesiąc swojej sytuacji, lub nie chce się narażać na niezrozumienie podczas spowiedzi - tam wystarczy stały spowiednik, ktoś kto pamięta Twoje grzechy, Twoje problemy i przez to wszystko jest prostsze. Kierownik duchowy, to ktoś kto ofiaruje dużo więcej czasu na rozmowy (nieważne czy w konfesjonale czy jako odrębne spotkanie), a Ty intensywnie z jego wiedzy i mądrości korzystasz. Życie duchowe to pomnażanie, a nie tylko odzyskiwanie łaski. Gdzie nie ma życia duchowego, tam kierownictwo duchowe jest marnowaniem czyjegoś czasu, albo modą (szpanowaniem przed innymi, albo pychą - własnym zadowoleniem).

Jeden z kapłanów na rekolekcjach zawsze powtarza, że kierownictwo duchowe jest dla tych, którzy żyją modlitwą przedłużoną. Kiedy autentycznie chcesz wprowadzać w życie Ewangelię, rodzi się wiele problemów i wątpliwości. Kierownik duchowy pomaga Ci je rozwiązywać. Człowiek wiele razy naprawdę nie wie jak lepiej zrobić. Ty natomiast mówisz "nie chcę" na Bożą łaskę przebaczenia. Mówisz "nie chcę się poprawić", a nie "nie wiem jak to zrobić". Na nasze "nie chcę" - nie pomoże nawet najświętszy kierownik duchowy. To tak jakbyś brała korepetycje z matematyki, ale z góry zakładała, że nie będziesz odrabiała zadań ani powtarzała materiału. No to po co? Weź lepiej korepetycje np. z angielskiego, bo Ci się może przydać. Chciałabyś dawać korepetycje komuś, kto z góry Ci mówi: nie chcę się nauczyć?

Dopóki nie będziesz szukać drogi do Boga, do pojednania się z Bogiem, nie ma tematu kierownictwa duchowego. Nic natomiast nie stoi na przeszkodzie, żebyś poszukała jakiegoś kapłana, który miałby czas wyjaśniać teoretyczne problemy naszej wiary. To są dwie różne sprawy. Ktoś może być prostym człowiekiem, nie posiadającym dużej wiedzy, a być doskonałym w kierownictwie duchowym. Może jednak nie umieć wyjaśniać Ci teologicznych zawiłości. Ludzie mają różne dary i umiejętności. Do kierownictwa duchowego bardziej jest potrzebny człowiek święty, a do teologicznych spraw - naukowiec, intelektualista. Jeśli potrzebujesz kapłana do takich rozmów, to on musi to od początku wiedzieć, bo musi ocenić, czy się do tego nadaje czy nie. Pomijam teraz sprawę czasu, bo w ogóle każdy ksiądz ma prawo odmówić kierownictwa duchowego, czy innych rozmów, jeśli aktualnie nie ma czasu, ma za dużo propozycji rozmów, czy czuje, że psychicznie (lub duchowo czy fizycznie) nie nadaje się w tej chwili do intensywnych spotkań osobistych. Tylko gdy siedzi w konfesjonale nie może odmówić spowiedzi (z małymi wyjątkami), na każde inne spotkanie może nie mieć czasu lub siły.

Do takich teologicznych rozmów potrzeba Ci teologa, a nie kierownika duchowego. I dobrze byłoby, gdybyś kogoś znalazła, bo takie rozmowy z czasem mogą Ci jednak pomóc wrócić do Boga. Mów jednak wyraźnie, że potrzebujesz rozmowy. Rozumiem, że jednorazowe spotkanie Ci nie wystarczy. Ale nie wymagaj od razu więcej - to jest także dla Twojego dobra. Skąd wiesz, czy ten kto się z Tobą pierwszy raz umówi, potrafi Ci umiejętnie wyjaśnić trudne sprawy? Jeśli nie - łatwo będzie to zakończyć. A jeśli rozmowa będzie dobra - co za problem zapytać księdza: "czy mogę jeszcze kiedyś się umówić? znajdzie ksiądz jeszcze kiedyś czas?" Wtedy i jego odpowiedź będzie bardziej przemyślana, bo będzie wiedział, czego się spodziewać. Zresztą do takich rozmów może być i siostra zakonna, i osoba świecka, skoro i tak spowiedź Cię teraz jeszcze nie interesuje. Na pewno potrzebne Ci są takie rozmowy, żeby nie odejść za daleko od Kościoła, żeby nie odejść całkiem. Tylko nie nazywaj tego kierownictwem duchowym, bo - jak by to delikatnie ująć - idziesz jednak na razie jakby w przeciwną stronę ("nie chcę"). W tamtą stronę kierownik duchowy nie powinien Ci towarzyszyć. Rozumiesz różnicę? Ale kiedy zechcesz powrócić - to jak najbardziej, choćbyś jeszcze była daleko.

A na razie szukaj partnerów do poważnych rozmów. Może znajdziesz.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2011-10-21 14:51

Pani Gosiu,

Uważam, że nie byłaby ona żadną hipokryzją. Proszę zwrócić uwagę na to, że spowiedź (wyznanie grzechów) jest tylko jednym, bardzo ważnym ale nie jedynym elementem składowym całego sakramentalnego procesu mającego na celu pojednać nas z Bogiem, innymi ludźmi, ze światem, z samym sobą. Dlatego m.in. dziś mówi się o sakramencie pojednania, a nie spowiedzi, tak by nie akcentować tylko jednego (podkreślam ważnego) elementu.
Proces ma nas doprowadzić do pojednania, jednamy się i co? I znów grzeszymy, bośmy grzeszni, taka nasza natura i znów się jednamy i tak ma być. To nie jest żadna hipokryzja. To jakieś mistyczne, kosmiczne, Boskie koło, w którym jesteśmy, a które popycha nas jednak ku Bogu, ku innym, ku samym sobie. Nie problem w tym jak nie grzeszyć, ale jak iść ku Bogu mimo grzechu (który będzie nam zawsze towarzyszył).

Do sakramentu pojednania przystępujemy bez żadnych warunków wstępnych. I proszę to po prostu zrobić. Jeśli nie będzie Pani zadowolona z rezultatu, proszę powtórzyć i jeszcze raz powtórzyć. I tak aż do końca.

Życie ma sens jako takie pod warunkiem, że żyjemy życiem autentycznym a nie swoimi lękami.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: 38 na karku (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-21 16:48

Zaraz, zaraz, zatwardziały grzesznik czy zabłąkany grzesznik? :) Różnica jest zasadnicza.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: agawa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-21 17:06

xc, nie rozumiem co ma Pan na myśli mówiąc, że do spowiedzi przystępujemy bez żadnych warunków wstępnych. Są przecież dobrze nam znane warunki spowiedzi - przede wszystkim żal za grzechy, poprawę i zadośćuczynienie. To są właśnie warunki wstępne spowiedzi. I bez tych warunków nie ma po prostu spowiedzi i nie ma rozgrzeszenia. Polecam tutaj stronę: www.spowiedz.pl

Nie rozumiem także co to znaczy być zadowolonym z rezultatu spowiedzi i przystępować do spowiedzi, aż do zadowalającego rezultatu? Rezultatem spowiedzi ma być odpuszczenie grzechów i po to udajemy się do spowiedzi. Jak natomiast ma być to zadowalający rezultat w przypadku osoby, która nie chce przestać grzeszyć?

Poza tym istotną różnicą jest czy grzeszymy ciężko, czy lekko. Grzech ciężki jest grzechem zrywającym komunię z Bogiem i prowadzącym do wiecznego potępienia. Gośka pisze bardzo wyraźnie, że nie ma ochoty zrezygnować właśnie z takich grzechów, grzechów ciężkich. Choć każdy z nas jest grzesznikiem, jednak jest różnica czy grzeszymy ciężko - śmiertelnie, czy lekko. Zasadnicza różnica. I dlatego radziłabym tutaj różnicować grzeszników jako tych co grzeszą lekko i tych co grzeszą śmiertelnie. Grzech śmiertelny prowadzi bowiem do wiecznego potępienia, a grzech lekki nie. Należy o tym zawsze pamiętać.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Michał (---.range86-150.btcentralplus.com)
Data:   2011-10-21 17:23

Tak, to ma sens. I zawracaj kapłanowi, którego wybierzesz głowę ile wlezie. Od tego jest. Powiem więcej - uważam, że potrzebujesz kierownictwa duchowego. Może lepiej jakiś zakonnik?

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Gośka1981 (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2011-10-21 17:46

To nie tak. Nie chcę pisać o grzechu, który sprawia, że nie otrzymam rozgrzeszenia. Pewnie parę osób orientuje się, pamiętając być może moje dawniejsze posty, ale to nie jest tak, Panie "xc", że idę do spowiedzi - postanawiam poprawę - upadam - idę do spowiedzi. Tak powinno wyglądać życie chrześcijanina, który po prostu grzeszny jest i na to rady nie ma. Tak powinno wyglądać, w tym sensie, że kiedy będąc w stanie łaski uświęcającej UPADNIE, to idzie do spowiedzi i próbuje dalej, postanawiając poprawę. Robiłam podobnie przez lata, z tym, że popełniałam grzech śmiertelny po paru dniach od spowiedzi i przez kolejnych kilka tygodni/m-cy trwałam w takim stanie, popadając w coraz to większe zniechęcenie i mnóstwo kolejnych grzechów śmiertelnych. Jednak zasadniczą sprawą jest tu ten UPADEK. Bo niestety, ale w moim przypadku to nie są upadki. To jest świadoma decyzja - po prostu wiem, że nadal będzie z tym konkretnym grzechem tak, jak do tej pory. O to chodzi właśnie. Nie o to, że upadam, więc powstaję, spowiadam się, idę dalej, a o to, że idąc do spowiedzi musiałabym powiedzieć: "nie postanowię poprawy, bo niestety, ale z tej konkretnej sytuacji nie widzę dobrego dla siebie wyjścia, po prostu musi zostać tak, jak jest, nie podejmę żadnych kroków, żeby to zmienić, bo jest to nierealne." Myślę, że ksiądz nie powinien udzielać rozgrzeszenia osobie, która tak się nastawia. Rozgrzeszenie otrzymywałam zawsze, bo mówiłam: "postanawiam poprawę", choć akcentowałam, że" NIE WIEM JAK BĘDZIE Z TYM DALEJ, MOGĘ SPRÓBOWAĆ, ALE RACZEJ JESTEM ZDANIA, ŻE BĘDZIE TAK, JAK BYŁO. ALE DOBRZE, SPRÓBUJĘ. CHOĆ WIEM JAK TO BĘDZIE DALEJ, POSTARAM SIĘ..." Dziś wiem, że tak naprawdę wiedziałam, iż nie porzucę tego grzechu. Starałam się wtedy, w momencie spowiedzi, naprawdę obiecać tę poprawę, tę chęć przemiany tej konkretnej rzeczy w moim życiu, ale nigdy mi to nie wyszło "w praniu", bo zawsze dawałam za wygraną, nawet nie upadałam, tylko po prostu poddawałam się. Choć dziś zastanawiam się, czy to nie był strach przed nieotrzymaniem rozgrzeszenia, bo w jakimś stopniu był na pewno.
Dla mnie upadek jest wtedy, kiedy ktoś, kto kradł idzie na zakupy z silnym postanowieniem, że kraść nie chce już nigdy więcej, a jednak w sklepie nie daje rady i wkłada sobie coś za pazuchę. Natomiast, jeśli taki ktoś jest na zakupach, kusi go wszystko, co widzi i w końcu mówi: "chrzanię to, biorę, co mi zależy? Nie widzę innego wyjścia, muszę to robić, taki już jestem, nic z tym nie zrobię" - to już upadkiem nie jest. Może niezbyt fortunne porównanie, ale takie mi przyszło na myśl.
Powiem tak: Mam na sumieniu wiele grzechów ciężkich i jestem skłonna stwierdzić, że w zasadzie z każdym z tych grzechów mogłabym walczyć, mogłabym się starać, a wtedy popełnienie ich byłoby upadkiem, z którego mogłabym powstać. Oprócz jednej sprawy. Bo ta jedna sprawa nie jest upadkiem.
Co do tego "kierownictwa duchowego", które rzeczywiście niefortunnie nazwałam, to chybiony pomysł.
Myślałam o rozmowie z księdzem na temat swojej wiary, a raczej niewiary w bardzo wiele dogmatów katolickich. O niewierze w czyściec, o nieuznawaniu objawień, kłaniania się figurom, czy chodzenia na kolanach wokół obrazów, o koronowaniu obrazów na przykład, o modlitwie za zmarłych, o wiecznym dziewictwie Maryi, czy generalnie kulcie maryjnym, o nazywaniu Maryi "królową nieba", "naszą Panią", "jedyną nadzieją człowieka grzesznego". Chciałam, żeby wyjaśniono mi parę rzeczy, chciałam na pewno trochę konstruktywnej polemiki, bo nie ukrywam, że jestem trudnym przypadkiem w "te klocki", że tak powiem - niereformowalnym przypadkiem. Dlatego też chciałam, żeby to była osoba duchowna, nie świecki teolog. Ale skoro i tak nie żyję tym, czego naucza Pismo Święte (a uważam, że jest rozbieżność między Pismem Świętym, a nauką KK), to po co mi taka rozmowa? Jałowe pogadanie i zabranie czasu człowiekowi, który czasu na pewno nie ma w nadmiarze.
Na koniec dodam jedynie, że są chyba cztery rzeczy, które mnie trzymają przy KK.
Pierwsza to wiara w obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, nie potrafię w to nie wierzyć, choć i tu bywają wątpliwości, ale nie potrafię nie paść na kolana, nie potrafię.
Druga to wszystkie cuda, charyzmaty, dary Ducha Świętego udzielane ludziom, zbyt wiele w swoim życiu widziałam, słyszałam i czytałam i to właśnie powoduje, że się gubię, że nie może nie być miły Bogu Kościół, w którym widocznie działa Duch Święty, a jednocześnie jak słyszę: "o Pani nasza, Królowo nieba, Nadziejo życia.", czy "jedyna ucieczko człowieka grzesznego", to coś się we mnie łamie, buntuje, zapala się czerwone światełko.
Trzecia to spowiedź - niby nie żyję sakramentami, ale nie wyobrażam sobie, żeby spowiedź nie istniała.
Czwarta to jakaś kompletnie irracjonalna miłość do tego Kościoła. Po prostu kocham ten Kościół. Chyba sama nie wiem dlaczego.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Esterka (---.205.65.82.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2011-10-21 18:46

Gosiu, chyba domyślam się, o jaki grzech chodzi. A jeśli dobrze myślę, podejrzewam, że u Ciebie ta sytuacja wiąże się z lękiem. Tam, gdzie jest lęk, nie ma prawidłowego rozeznania. Uważam, że przyda Ci się rozmowa, czy szereg rozmów z mądrą osobą, niekoniecznie duchowną, na temat tej konkretnej sytuacji, bo inne sprawy, o których chcesz rozmawiać, jak wiara w objawienia, są wg mnie drugorzędne. Być może jest tak, że w Twoim konkretnym przypadku grzech o jakim piszesz nie jest grzechem śmiertelnym, tylko jeszcze raz podkreślam: należy to rozeznać w rozmowie ze spowiednikiem, podając wszystkie okoliczności: Twój lęk, to, na ile sytuacja zależy od Ciebie, a na ile od kogoś innego, możliwość lub jej brak zastosowania innych możliwości w tym przypadku.
Co do innych Twoich wątpliwości - może część z nich da się wyjaśnić na forum pomocy czy dyskusji.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: 38 na karku (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-21 19:10

Obawiam się, że jeśli nie będziesz walczyć z grzechem, poddasz się zniechęceniu, coraz bardziej będziesz wpadać w sidła złego ducha i coraz trudniej będzie Ci zrozumieć siebie i Boga. Doświadczyłam czegoś takiego z powodu lęku, dlatego piszę te słowa. Nie daj się.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: 40-stka (---.centertel.pl)
Data:   2011-10-21 19:16

Gosiu, proszę, nie zmieniaj się. :) Bądź jaka jesteś, czyli szukająca i uczciwa do bólu wobec siebie. Twoje wątpliwości, wstręty, itp, nie mają żadnego znaczenia. Znajdź kogoś, kto się nie boi bardzo trudnych pytań i absolutnie nie rezygnuj z szukania odpowiedzi. Tacy jak Ty znajdują. :) Pozdrawiam bardzo serdecznie. :)

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: xc (---.147.234.2.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2011-10-21 20:45

Przyznam się, że nigdy nie byłem świadkiem cudu, nie dane mi są żadne charyzmaty, nie czuję się specjalnie obdarowany darami Ducha Świętego. Im więcej czytam i się dowiaduję, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że mniej i mniej wiem i wszystkiego czego chciałbym i tak nie przeczytam, wszystkiego się nie dowiem.
I co? Mam przestać mojej wędrówki śladami Jezusa? Wędrówki polegającej na błądzeniu, zatrzymywaniu się, cofaniu, ale jednak wędrówki ku Bogu.

Mam do Pani, Pani Gosiu prośbę. Niech Pani zaufa trochę Bogu i zacznie żyć swoim życiem. Nie będzie aż tak źle.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-21 22:49

Nie wracałam do sprawy grzechu, ponieważ sprawa była omawiana w baaaardzo długim wątku i Gośka nasze odpowiedzi zna i pamięta. Słowa "nie chcę" biorę na serio i odpowiadałam zakładając, że jest tak, jak mówi autorka wątku. Tym bardziej, że dokładnie tak samo rozumiem słowo "upadek". Świadoma, dobrowolna decyzja o trwaniu w grzechu to nie to samo co nagły natłok emocji, który zaciemnia ocenę sytuacji. Żeby to ruszyć, musi się dopuścić pragnienie zmiany. Już szukanie możliwości zmiany byłoby krokiem naprzód. "Nie chcę" jest bardzo złą postawą. Ale Gośka to wszystko wie, bardzo jasno i dobrze ocenia swoją sytuację.

Natomiast nie rezygnuj, Gośka, z rozmów o wierze. To że masz jeden poważny problem nie oznacza, że innych nie ma sensu wyjaśniać, tym bardziej, że niektórych problemów tak naprawdę nie ma. Niepotrzebne namnożenie wątpliwości, uznawanie za problem tego, czego nikt od Ciebie nie wymaga - niepotrzebnie odsuwa Cię od Kościoła i utrudnia przyjęcie tego, co jest naprawdę ważne. Oczywiście, że dogmaty musimy przyjąć. Ale wiele z tego o czym piszesz, to sprawa okazywania pobożności, a każdy z nas może to robić w inny sposób. Po co mieć wyrzuty sumienia czy złościć się na coś, na co nie musisz? Potem brakuje sił na to co musimy. "O nieuznawaniu objawień, kłaniania się figurom, czy chodzenia na kolanach wokół obrazów, o koronowaniu obrazów" - jeśli Tobie nie odpowiadają te praktyki, nie bierz w nich udziału. I nie miej wyrzutów sumienia. Masz prawo nigdy w życiu nie iść na procesję, nie jechać do żadnego ze świętych miejsc, nie przeżegnać się wodą święconą, nawet nigdy w życiu nie odmówić różańca. Natomiast nie masz prawa odmawiać tego innym, skoro oni w takich gestach i postawach lepiej spotykają Boga. Także ziemskim matkom każdy z nas inaczej okazuje swoją miłość i inaczej się do nich zwraca, co nie znaczy, że gorzej i bez szacunku. Dobrze jest rozdzielić rzeczy konieczne od niekoniecznych. Nie możesz na podstawie tego, co robi jedna osoba (nawet sto osób), uważać, że coś musisz, i że tak mówi Kościół, a z niektórych Twoich postów tak wynika. Są jednak sprawy, które faktycznie trzeba przyjąć, bo są podstawą naszej wiary. Nawet jeśli ich nie rozumiesz, nie "czujesz" - bo często nie da się tego po ludzku zrozumieć. Wymieszałaś to wszystko. O tym właśnie warto porozmawiać. Spróbuj zadzwonić do któregoś klasztoru, poproś o dłuższą rozmowę, przygotuj sobie pytania, żeby dobrze wykorzystać czas. Warto. Nie rozumiem tylko, dlaczego musi to być ksiądz, nie przekonałaś mnie. Według mnie nie chodzi tutaj o wybór ksiądz/nie ksiądz, tylko o znalezienie człowieka, który lubi/umie dyskutować na takie tematy. Bo Ty potrzebujesz dyskusji, a nie samej wiedzy. Znam księży, którzy nigdy się tego nie podejmą, znam świeckich, którzy pięknie potrafią dyskutować. Na odwrót też. Pisałam, że każdy ma inne dary/talenty. Święcenia kapłańskie nie zmieniają człowieka, nie obdarzają nowym talentem. Choć na pewno umożliwiają korzystanie z talentów.

"Ale skoro i tak nie żyję tym, czego naucza Pismo Święte (...), to po co mi taka rozmowa?" - moim zdaniem po to, żeby być lepiej przygotowaną na chwilę nawrócenia. Żeby cały czas trwać w pobliżu tego, co dotyczy Boga. Żeby nie odejść całkiem. Żeby nie usprawiedliwiać swojego grzechu czymś, co jest drugorzędne albo całkiem nieprawdziwe. W każdym z nas jest "potrzeba" szukania winy poza sobą. Im bardziej inni są winni, tym lepiej się czujemy ze swoim grzechem. Nawet nie zauważamy, że szukamy tego na zupełnie innej płaszczyźnie. Swoje odejścia/grzechy wobec ludzi tłumaczymy winą ludzi, odejścia od Kościoła tłumaczymy "winą" Kościoła, odejścia od Boga tłumaczymy "winą" Boga. Wszyscy tak mamy. Warto to wszystko oczyścić.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: B. (---.warszawa.mm.pl)
Data:   2011-10-22 02:02

"Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie, chromym wejść do życia, niż z dwiema nogami być wrzuconym do piekła. Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie" (Mk 9, 40-48).

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: xc (---.182.111.15.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2011-10-22 06:57

Ad agawa

To miałem na myśli, że możemy idąc sobie ulicą, wejść do kościoła, podejść do konfesjonału i, jeśli siedzi w nim spowiednik (co oznaczone jest stułą) akurat wolny, to możemy zacząć się spowiadać. Nie musimy się nikogo pytać o zgodę, nie musimy otrzymywać żadnych zaświadczeń, odbywać wstępnych procedur, wnosić opłat, otrzymywać licencji, itp.
To o czym Pani pisze: rachunek sumienia, żal za grzechy i tak dalej to jednak coś innego. Nie to miałem na myśli. Proceduralny charakter samego sakramentu (nb zmienny w czasie, o czym za chwilę) to osobna sprawa, nie zmieniająca w niczym jego istoty, a wręcz przeciwnie. Ową istotę mająca zaakcentować.

Posłużę się osobistym przykładem. Wielokrotnie, kierowany impulsem, bez dokonania rachunku sumienia przystępowałem do spowiedzi, bo nie mogłem sobie poradzić z grzechem. Dla spowiednika, po drugiej strony kratki, było jasne, że nie zrobiłem rachunku sumienia. I ciekawe, żaden z nich mnie nie pogonił precz, tylko próbował zmierzyć się z tym grzechem w ramach swojej posługi.

Nie podważam wagi grzechów, ale podważam rozpatrywanie tej wagi na forum internetowym. To czy grzech, jaki grzech, jakie on ma znaczenie i jak z tego wyjść wyjaśniamy sobie NIE NA FORUM INTERNETOWYM ale W KONFESJONALE.
Posłużę się takim przykładem. Jakiś pan mówi: zdradziłem żonę, popełniłem grzech. Co Wy na to?
Idę o zakład, że spora część ludzi powie: to ciężki grzech, zerwałeś łączność z Bogiem, Kościołem, należy Ci się słuszna kara. Tak np. traktowali pierwsi chrześcijanie cudzołożników. Uznawali, że nie mają oni prawa do Eucharystii, w kościołach pozwalali im przebywać tylko w kruchtach i to klęcząc, mieli do końca swoich dni odbywać pokutę, a odpuszczenie miał im dać dopiero sam Najwyższy Sędzia na Sadzie Ostatecznym.
Postawa słuszna. Ale tylko pozornie.

Bowiem ten mój hipotetyczny pan nie dodał, że przebył choroby psychiczne i zdrada jego to wymysł jego chorej wyobraźni, a nie fakt realny. I co wtedy? Co z potępieniem? Słusznym gniewem? Karami? Oburzeniem na ciężkiego grzesznika? Co z radami odnoszącymi się do jego nawrócenia? Nic, funta kłaków nie są warte. Można mu np. powiedzieć idź się módl. Ale co z tego, kiedy on chory i nie rozumie sensu modlitwy, przynajmniej takiej jaką my znamy?

Dlatego też Kościół, w swojej mądrości, przyjął to co zaczęli onegdaj (wiek VI/VII) stosować mnisi irlandzcy (nb. zapomniano o nich, a oni zasłużyli się dla wiary jak mało kto), którzy praktykowali spowiedź indywidualną i douszną. Bowiem uznano, że nie wystarczy samo "wygrzebanie grzechów", wymienienie ich, ekspiacja i pokuta, ale aby grzesznika nawrócić potrzebny jest indywidualny proces dostosowany do tego grzesznika, indywidualnie. I takie coś zapewnia właśnie spowiedź indywidualna.

To spowiednik w konfesjonale jest w stanie rozpoznać (nie zawsze do końca, ale to inna sprawa) z kim ma do czynienia, jakie są okoliczności popełnienia grzechu, jaki jest poziom intelektualny lub emocjonalny penitenta i co z tym fantem zrobić. Ja, czy Pani, na forum katolik.pl takiej szansy nie mamy i koniec.

Dlatego będę powtarzał z uporem maniakalnym, bez nadziei, że przyniesie to pełny skutek, ale tak mi nakazuje własne sumienie i nauka mojego Kościoła (nie "toruńskiego", nie "łagiewnickiego" ale Jednego, Świętego, Powszechnego i Apostolskiego), że wszelkie "poradnictwo" w temacie: "grzech czy nie, jeśli tak, to jaki, a taki lub owaki to co?" udzielane komukolwiek, w warunkach normalnych, powinno ograniczyć się do wygłoszenia następującej formułki:

"Bracie/siostro. Odwołaj się w tej kwestii do własnego sumienia. Jeśli tam nie znajdziesz odpowiedzi, idź do konfesjonału. Nic więcej nie mogę Ci powiedzieć."

Dlatego jeszcze raz proszę Panią Gosię, która ujawniła tutaj swoje rozterki z grzechem: "Jeśli nie możesz ich rozstrzygnąć w swoim sumieniu, idź do konfesjonału. Nic więcej nie mogę Ci poradzić, Siostro w Chrystusie".

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Arizona (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-22 11:46

Gosiu, przejrzałam twoje dotychczasowe posty i tak sobie myślę, że twój problem leży zupełnie gdzie indziej. I o ile dobrze zrozumiałam twoją sytuację, nie jest nim bynajmniej nie dające się pokonać przywiązanie do grzechu, ale ogromny lęk, brak zaufania Bogu, powiązany zresztą silnie z brakiem oparcia w człowieku, z którym dzielisz życie. Wasza małżeńska relacja wymaga głębokiego uzdrowienia.

Pojawienie się w twoim (waszym) życiu mądrego kapłana byłoby nad wyraz wskazane, bo sytuacja wymaga indywidualnego rozeznania (forum pomocy tu nie pomoże). Twój aktualny post dowodzi tylko tego, że bardzo odczuwasz brak kogoś takiego. Najlepiej, żeby to był jakiś duszpasterz rodzin. Szukaj, a znajdziesz.

I jeszcze jedno: chyba bardziej niż zatwardziałym, jesteś bardzo zalęknionym grzesznikiem, który w tym poszukiwaniu poczucia bezpieczeństwa, szuka fałszywych zabezpieczeń. Może warto dać szansę Panu Bogu? Przypuszczam, że twoje pragnienie posiadania kierownika duchowego jest właśnie od Niego. Pozdrowienia od innego grzesznika. :)

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Michał (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-22 16:17

1. Internet to nie jest właściwe miejsce na rozwiązywanie Twoich problemów.
2. Odkąd Cię znam zajmujesz się ucieczką, a wg mnie doskonale wiesz co masz robić.
3. Właściwe miejsce do rozwiązywania twoich problemów stanowi konfesjonał, a odpowiednią do tego osobą jest kierownik duchowy.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Joy (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2011-10-22 20:22

Gośka, rozmowy z kapłanem o Twoich grzechach i stanie Twojej wiary nie zastąpią Ci sakramentu pojednania, ani łask z niego płynących. Nie próbuj podświadomie(?) szukać substytutu.
Jeśli faktycznie chcesz rozwiązywać swoje wątpliwości w wierze, korzystaj z każdej nadarzającej się okazji. Nie grymaś, że musi Ci w tym towarzyszyć ksiądz. Gdybyś natomiast czuła, że regularne spotkania z kapłanem mogą Ci pomóc w przełamaniu Twojego "nie chcę", że tylko osoba duchowna ma szansę do Ciebie trafić, szukaj takiej. I proś Boga, żeby ktoś taki się znalazł. Ale z posługiwaniem się terminem: "kierownik duchowy", na razie daj sobie spokój.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Michał (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-22 22:37

Czy pisałem Ci już, że bredzisz? A możesz przestać?

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: agawa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-22 23:25

proszę coś zrobić z osobą o nicku Michał
/.../

Witam nową Osobę na forum i zachęcam do wnikliwej lektury archiwalnych wątków n/t postów Pana Michała, np. z października 2007.
p.o. moderatora
PS. Już dawno moderator powinien zastrzec w "Zanim zapytasz", aby do odpowiedzi Michała podchodzić jeżowo ;) - wrażliwsi i niehumorzaści, powinni je omijać.
Calina.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: xc (---.146.13.216.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2011-10-23 07:02

a propos p. Michała

Jak mnie pamięć nie myli, jest on ze Śląska. Węgiel tam jest, Siarkę można, albo z Tarnobrzega, albo z tanich win uzyskać. Chrustu po lasach trochę się znajdzie (trzeba pamiętać o uzyskaniu zgody właściciela, czyli z reguły państwa, reprezentowanego przez gajowego/leśniczego). Sztukę krzesania ognia człowiek opanował parę tysięcy lat temu. Ułożyć stosik i traaach! Problem się rozwiąże sam. Tylko trzeba jeszcze p. Michała tam jakoś zaciągnąć. Może skusi się na zawołanie: "taś, taś, taś"?

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Łucja (---.play-internet.pl)
Data:   2011-10-23 10:34

Czytając te analizy na temat kierownictwa duchowego, sakramentów, Kościoła, rozważania na temat braków wszelkich i wszelkich niemożliwości i niemożności, itp., itd., stwierdzam, że jednego w tym wszystkim po prostu mi brakuje. Mianowicie Boga. Przecież ON jest wszechmocny. Nasz Bóg jest Bogiem mocy, siły, cudów przemiany. Bóg nie jest bezradny i zagubiony. Bóg może zmienić każdy bezsens i każdą beznadzieję i odnowić, ocalić to, co totalnie pogubione, zamącone. Człowiek nie da rady, mąż nie da rady, kierownik duchowy nie da rady, ale Bóg może wszystko i dla Niego nie ma żadnych barier. Wystarczy powiedzieć tylko "chcę" bez asekuracji, tłumaczenia, analizowania, że się nie da, nie można, że się próbowało, albo nie, że się nie umie - szkoda nadmiaru niepotrzebnych słów. Wystarczy tylko jedno "CHCĘ". "Ty mi Boże pomóż. To TY mnie Boże stworzyłeś i Ty mnie znasz, i Ty wiesz o mnie WSZYSTKO, i znasz wszystkie moje uwikłania, powiązania, nie mój mąż, przyjaciółka, spowiednik, rodzice, czy ktokolwiek inny. Ty Boże jesteś Bogiem wszechmogącym. Ciebie Boże proszę o pomoc. Ratuj mnie Boże."

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Gośka1981 (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2011-10-23 18:36

Łucjo, nie wiesz ile razy mówię: "Boże, pomóż, bo ja nie dam rady". Wiele razy. Ale te słowa nie sprawią, że zniknie zniechęcenie, strach, poczucie beznadziei, że nagle uznam, że CHCĘ, bo już wierzę, że wszystko się uda; że uznam, iż muszę lecieć do konfesjonału, bo mogę jednak próbować od nowa; bo nie jest to nierealne.

Panie Michale, jakimś dziwnym (naprawdę dziwnym) trafem Pana lubię (naprawdę lubię). :) Z całym szacunkiem dla Pana i Pańskich wszelkich wypowiedzi na tym forum, myślę, że śmiało mogę stwierdzić, iż Panu także zdarzało się bredzić. Zwłaszcza ostatnimi czasy, kiedy to wyraźnie dzieje się z Panem coś dziwnego (gorzknieje Pan?), a wnioskuję to oczywiście z Pańskich niedawnych wypowiedzi, tych "patriotycznych inaczej". Proszę oczywiście nie brać zbytnio do siebie moich słów. Może mi Pan wierzyć lub nie, ale naprawdę jest Pan jedną z kilku osób na tym forum, z których zdaniem wyjątkowo się liczę/zgadzam. Pozdrawiam.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Michał (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-23 19:32

Wyrażam zgodę na auto da fe, o ile będzie przeprowadzone metodami tradycyjnymi (krzesanie ognia przez pocieranie patyczkiem o patyczek). To wykluczy spośród chętnych do skrócenia mych mąk doczesnych osoby spoza tradycyjnego harcerstwa, mam nadzieję.
P.S.
Czy prosiłem już o nie wtrącanie się do moich rad? Osobiście do cudzych staram się nie wtrącać, z małymi, ściśle określonymi wyjątkami. Przepraszam, że pytam, ale mam sklerozę, u mnie to przypadłość wieku, w polsce od niego niezależna i powszechna, zwłaszcza w młodszej części populacji.

Gosiu, jak wiesz, wątpliwości są naturalną składową życia katolickiego. Dogmaty powstały właśnie jako odpowiedź na rodzące się wątpliwości. Mądry ksiądz i - jak najbardziej - mądry kierownik duchowy jest receptą właściwą. Cieszy Twoje podejście do grzechu, ale jeśli mogę coś radzić, pomiń grzech zupełnie. Na razie. On jest na tym etapie nieistotny. (Dla tych, którzy mają świerzba, wyjaśniam, że alkoholik z pewnością żyje w grzechu zawinionym, ale niekoniecznie jest to grzech ciężki, podobnie BYWA z nałogowymi onanistami). Jeśli mogę coś radzić, zajmij się przykazaniami, tak jak lecą - po kolei. Tak na marginesie, pomijając wysypisko śmieci, gdzie najwięcej praktykujących katolików i kwiat polskiej inteligencji emigracyjnej, najwięcej wierzących praktykujących spotykam tu wśród baptystów, a obecnie korzystam z serwera adwentystycznego.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Joy (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2011-10-24 18:48

"jakimś dziwnym (naprawdę dziwnym) trafem Pana lubię (naprawdę lubię). :)" - Gośka, a mnie to tak bardzo nie dziwi. Wyjaśniłaś to kiedyś na forum. Nie wprost. :))

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Gośka1981 (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2011-10-24 18:54

Joy, chyba muszę przejrzeć swoje wcześniejsze posty, bo aż mnie przestraszyłaś. ;))

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Gośka1981 (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2011-10-24 19:04

Ok, już przejrzałam. Tak właśnie myślałam, Joy, tak właśnie myślałam. ;) Cóż, najwyraźniej lubię ten typ człowieka (faceta). :)

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Anna (---.gl.digi.pl)
Data:   2011-10-24 21:41

Myślę, że jest sens. Proszę zapytać jednego kapłana, drugiego, następnego. Porozmawiać na ten temat.
Skoro jest Pani zainteresowana tego typu "sprawami" - dlaczego by nie podjąć dialogu? Szansa na nawrócenie, lub chęć nawrócenia jest zawsze. Bóg Sam nigdy z człowieka nie rezygnuje, bo go kocha.

Ze mną było podobnie - miałam zupełnie inne zdanie w wielu kwestiach - ku mojemu zaskoczeniu po paru latach - wszystko się zmieniło. Kto wie, jak może być u Pani. A nawet jeśli nie będzie - to i tak warto rozmawiać. Pozdrawiam serdecznie.

 Re: Czy zatwardzialy grzesznik może mieć kierownika duchowego?
Autor: Michał (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-24 23:56

Hm, czy jestem zgorzkniały? Chyba tak, z wiekiem coraz bardziej. Właśnie sobie sprawdziłem co pod moją nieobecność upichciła ta banda i mam na to jedno tylko określenie - banda. Mam porównanie, niestety i nie jest ono korzystne dla polski i polaków. Polska już była. Skończyła się gdzieś tak ostatecznie w czasach kiedy umierał Papież Polak. Naturalnie tego nie widać, tak jak nie było widać po śmierci Chrobrego, czy Sobieskiego. Najbardziej dotkliwe są chyba wspomnienia wojenne i powojenne przywódców sanacji. Oni jednak tym się różnili, że mieli świadomość. Cóż, dla większości dzisiaj ten wyraz nic nie znaczy: "Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa". Ziemkiewicz pisze o polactwie. Na to się nie ważę, dlatego wolę o polakach. Jakoś trzeba to plemię rozróżnić. Kiedyś pisałem, że byłby dzisiaj kłopot ze zorganizowaniem AK. Dzisiaj myślę, że nie byłoby żadnego ze zorganizowaniem obecnie polskich oddziałów SS (marchlewszczyzna już była i ma się dobrze).

Jeśli o resztę chodzi, to mam mieszane uczucia, co do bredzenia, to ogólnie i owszem, ale ostatnio - nie. Ostatnio polska tonie w oparach absurdu i bredni. Ludziom się wydaje, że żyją i że to jest normalny kraj, tymczasem właśnie odebrałem swoją korespondencję i dowiedziałem się o zakusach rozmaitych milusińskich pod moim adresem i mam tylko jedno mocne słowo, na temat, co o tym myślę i gdzie to wszystko mam. Bawcie się tak dalej. Jaka jest różnica? Gołym okiem widać na polskich drogach. Na krótkim odcinku krętej drogi, po której jechałem 10 km powyżej dopuszczalnej, na podwójnej ciągłej, na zakrętach, spychając mnie z drogi i ryzykując czołówkę z naprzeciwka, wyprzedziły mnie trzy ciężarówki. O reszcie nie wspominam. Nie jestem dobrym kierowcą. Mam 37 lat za kółkiem i milion km po drogach całej Europy, od Gibraltaru, po głęboką Turcję, od południowego krańca Włoch, po daleką północ Norwegii. A jednak, w Anglii, popełniam błędy (w rozumieniu Anglików i moim), jednak nigdy nie spotkałem się z przejawami takiej agresji, nietolerancji, wręcz wojny, jaką przychodzi mi toczyć na drogach polski, gdzie ludziom (a właściwie ludzkim kreaturom) całkowicie obce jest pojęcie uprzejmości i kultury. Nawet jeśli uprzejmość i kultura są wyuczone i naskórkowe, o ileż jednak przyjemniejsze od bezczelnego chamstwa. Pamiętam czasy, kiedy poruszałem się maluchem za furmankami i traktorami. Z rzadka mijały mnie syrenki warszawy i stary. Cóż ludzie już dzisiaj nie jeżdżą tu furmankami, ale lepiej byłoby, gdyby dostosowali swoje pojazdy, do sposobu jazdy, który mają perfekcyjnie opanowany. Były mąż jednej z moich kuzynek zabił się jadąc z góry z nadmierną prędkością, po pijoku właśnie furmanką. I tak porusza się cały ten kraj, ku swojej świetlanej przyszłości. Jedz, pij i popuszczaj pasa polsko. Bankietuj z transwestytami i aktywistami rozmaitej maści (nie napiszę jakiej, bo i tak mi wytną). Statystyki tak z polskich dróg, jak i z polskiej gospodarki, czy choćby dzietności polskich kobiet są zabójcze. A Twoje obawy, koronnym tego dowodem. Zapewniam, że w normalnym kraju, dzieci nie byłyby dla Ciebie żadnym zmartwieniem. Dostawałabyś na nie tyle kasy, miała tyle pomocy i ułatwień ze strony państwa, że z radością myślałabyś o możliwości każdego, kolejnego. Co do ostatniego, to z całą pewnością - NIE. Dlaczego? Bo nie piszę Ci nic nowego, od lat. A Ty z uporem maniaka, nie posuwasz się ani kroku do przodu. Gdybyś się posuwała, to mógłbym powiedzieć, że bierzesz pod uwagę moje uwagi. Patriotyzmu nikt nie będzie mnie uczył, na pewno nie w polsce. Tu ludzie nie mają pojęcia o co chodzi, a biorą się za pouczanie innych. Gdyby to słowo cokolwiek znaczyło, nie miałbym do czynienia z substytutem kraju. I nie da się powiedzieć, że to nieświadomość, raczej bym to złożył na karb pijackiego amoku. Ale jestem trzeźwy. Od zawsze.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: