logo
Czwartek, 16 maja 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Miłość bliźniego.
Autor: 9895 (---.myslenice.net.pl)
Data:   2012-01-13 12:50

Uprzejmie proszę, by na moje pytanie nie odpowiadały osoby, które denerwuje moja pisanina i w ogóle, proszę, by ten temat pominęły. Chętnie posłucham rad osób, które czują się jakoś ze mną zaprzyjaźnione oraz spowiedników. Przepraszam też za wycieczki polityczne.
Moje pytanie wzięło się z informacji zamieszczonej przez Interię, że rzecznik niemiłościwie nam panującego rządu (tan sam, który w swoim czasie za darmo pracował dla pewnego, bodajże zachodniego przedsiębiorcy, a w zamian za to, że mu sprzątał domek, mógł w nim mieszkać z rodziną), oświadczył, że nie było żadnych ataków hakerskich na strony rządowe, a po prostu praca rządu cieszy się takim zainteresowaniem społecznym, że serwery są przeciążone. Skomentowałem to, jak mi się wydawało delikatnie, w porównaniu z innymi wpisami, choć oczywiście redakcja Interii mojego wpisu nie puściła. Doznałem podwójnej uciechy, raz pisząc to co pisałem, dwa widząc panoszącą się cenzurę, wycinającą niewinny komentarz.
I wtedy zrobiło mi się wstyd. Przypomniałem sobie co wrzuciłem na forum Katolika o fornalu Dworaku i pijaczce Śledzińskiej zasłaniającej się immunitetem przed odpowiedzialnością za spowodowanie po pijaku wypadku. Wiem, że żart jest bronią słabych, wtedy gdy są bezsilni, ale czy ma prawo być ich bronią? Sam w pewnym momencie odpuściłem, darowałem hienom dorobek życia i jak stałem, wyjechałem z kraju z rodziną. Owszem są tam wspaniali ludzie, spotkałem takich, ale większość, która wybrała to co mamy, nie tylko się na to godzi, ale wręcz zachowuje się tak samo. Doświadczyłem tego osobiście, że szczególnie w instytucjach państwowych, ale nie tylko, łajdactwo jest normą. A korupcja jest wprost niesłychana. I ludziom z tym najwidoczniej dobrze. Wszystko jest dozwolone, każdy chwyt, od rozdeptania Kowalskiego, po zamordowanie prezydenta. Ale w tej sytuacji, czy wolno nam sobie żartować z kanalii? Czy chrześcijanin może to robić? Oczywiście do kanalii nie dotrze, jak mu się powie, że jest kanalią, ale czy, szerząc złośliwości, nie stosuję tej samej metody i nie szerzę zła, zamiast je zatrzymać? Czy nie przekraczam granic obrony koniecznej?
Nie odpisałem kiedyś B., gdy mi zachwalała zalety życia w Polsce, bo cóż tu uświadamiać naiwnych i odbierać im resztki nadziei? (Wyjaśniam, tak na marginesie, że to nie proroctwo, tylko obserwacja historyka z wyciąganiem logicznych wniosków. Skoro można zabić bezkarnie prezydenta i dowództwo armii, prezesa NBP, IPN i wielu, wielu innych i nikomu włos z głowy nie spadł, a na ofiary rzucane są kalumnie, to po prostu mamy powtórkę stanu wojennego i morderstwa politycznego ks. Popiełuszki. Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się kto i jak go zamordował i kto za tym stał. I tak samo teraz. B. Bóg jest mocniejszy od ludzi i na to liczę, ale działania ludzi są do przewidzenia. Kaczyński popełnił błąd i nie opowiedział się wyraźnie w obronie życia i prawa Bożego, wtedy, kiedy była realna szansa, by zmienić prawo. Od tamtego momentu zaczął się upadek jego rządu. Poszło o Leppera, dzięki aferze gruntowej rząd Kaczyńskiego upadł, a Lepper przypłacił tajemnicę tego upadku życiem. Za kilka lat, droga B., zamilknie także i Radio Maryja, nie zejdzie nawet do internetowego podziemia, bo i na internecie nasz umiłowany rząd położy swoją łapę. Scenariusz tego co dalej, jest dla mnie dosyć oczywisty. Ale nie jest to dobre miejsce na takie rozważania. Liczę też na Pana Boga, ale skoro nawet katastrofa w Smoleńsku nie wstrząsnęła Polakami, to co może nimi wstrząsnąć? Wszak ostatnie wybory wygrali ci co zawsze. A ci, którzy chcieliby zmian, nie porządzą sobie długo, gdy dojdą do władzy co do tego nie mam złudzeń, najmniejszych. Ale o tym by można długo.) Na temat zapewnień pana Grasia, że zablokowanie stron rządowych jest dowodem zainteresowania obywateli i ich miłości do władzy, napisałem tyle: Tu gdzie mieszkam, można kupić plastikową świnię ze skrzydłami, na baterie. Jak się podwiesi sznurek pod żyrandolem i włączy guzik "on", to cały dzień lata dookoła żyrandola. Widzę, że w kraju doszliście już do takiego momentu, że świnie na sznurze pod żyrandolem latają bez baterii.
Że nie przeszło, to inna rzecz, ale mam wątpliwości - czy chrześcijaninowi wolno tak pisać? Wiem, brzmi to naiwnie, zwłaszcza, że nie mam złudzeń, choćby co do działalności niektórych hierarchów Kościoła w Polsce i choć nie pochwalam metod krytyki, to zgadzam się co do meritum, nawet jeśli rozumiem uwarunkowania. (W ostatecznym rachunku, to Wyszyński i Sapieha tryumfowali, a nie Klepacz, o współczesności wolę zmilczeć.)
Inaczej - jeśli się pozbawimy elementarnych praw do obrony, jako niechrześcijańskich, zresztą nieskutecznych, bo do tamtej strony i tak nie dotrze, jest całkowicie impregnowana, to co nam zostaje - tylko milczenie? Z drugiej strony, milczenie chrześcijan, oskarżało ich np. w Republice Weimarskiej. Tu, gdzie należałoby bić na odlew po mordach, a i tak nieskutecznie, nie należy także robić sobie niewybrednych żartów, by nie przejmować tej samej metody szerzenia zła. Tyle, ze wtedy stawiamy się w roli Żydów bezwolnie zapędzanych do komór gazowych, przez współrodaków. Komór wybudowanych i zaprojektowanych przez tychże współrodaków. Więc co?

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Kolor (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2012-01-24 13:19

Szanowny Panie Michale,
Prawo do rzeczowej krytyki osób odpowiedzialnych za kształtowanie bytu naszego i naszych dzieci poprzedzonej obserwacją podstawowych zjawisk społecznych, oraz umiejętności kojarzenia faktów i zdarzeń, oraz umiejętności przewidywania skutków jest nie tyle przywilejem wynikającym z demokracji, co obowiązkiem wyprowadzonym z tytułowej "miłości bliźniego". I nie o miłość do osób, i instytucji krytykowanych przez Pana tu chodzi, ale o miłość do naszych współrodaków, którzy są podmiotem krytykowanych działań. Stwórca obdarzył Pana intelektem i słusznie jest dzielić się jego owocami z tymi, którzy mają go niedostatek. Talentu nie należy zakopywać (Mt 25, 14-30). Forma sarkazmu jest najlepszym wyrazem krytyki, choć nie zawsze dociera do adresata, szczególnie gdy ten obdarzony jest niezbyt "plastycznym" rozumem. Nie widzę uzasadnienia dla Pańskich skrupułów, a proszę mi wierzyć, że powyższy tekst przeczytałem bardzo uważnie, jak również czytywałem chętnie inne wpisy sygnowane wcześniej Pana imieniem własnym. Kto ma zrozumieć - zrozumie, kto jest impregnowany, spłynie to po nim jak po gęsi (zmieniłem nazwę przysłowiowego ptaka by nie wywoływać skojarzeń z jakimiś moimi inklinacjami). Nie przeceniałbym także siły i donośności głosu Pańskiego nawoływania w komentarzach internetowych, albo na tutejszym forum pomocy. Proszę mi wierzyć, że wraz z dostępem do wiedzy i wzrostem ilości ludzi "wykształconych" wszystko spowszedniało. Co drugi, to licencjonariusz, co trzeci to magister nauk niepotrzebnych. Pana błyskotliwe wypowiedzi giną wśród marności wpisów wszelakiej maści "ekspertów od wszystkiego". Cóż, wolność słowa zależy teraz od moderatora. Ten, który Pana wyciachał na Interii też ma swoje przekonania i "racje". Proszę się nie zrażać i pisać dalej (choćby dla mnie i mnie podobnych). Internet tak naprawdę nigdy nie był niezależny. Wszystkie portale i fora internetowe reprezentują czyjeś przekonania polityczne, religijne, albo czyjś brak przekonań i każda treść zawarta w internecie ma swojego właściciela. Póki nie powstanie cenzura i inwigilacja na kształt północnokoreański, póty w swobodnej wypowiedzi ograniczać nas będą jedynie moderatorzy. Pozdrawiam.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: salamanka (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2012-01-24 13:20

Michał, nie zawsze zgadzam się z tym, co piszesz, ale szanuję fakt, że czynisz to w sposób inteligentny i wypływający zapewne z dobrych intencji. Dlatego pozwolę sobie odpowiedzieć. Nie chcę rozwodzić się nad kwestiami politycznymi i teoriami spiskowymi, w które nie wierzę, skupię się na miłości bliźniego. W moim rozumieniu troska i miłość o bliźniego nie powinna być sama w sobie usprawiedliwieniem formy, w jakiej tę miłość przekazujemy. To, że leży nam na sercu czyjeś zdrowie i uroda, nie znaczy, że każdemu trzeba wypalić brutalnie: "ale z ciebie grubas". Po jednych spłynie to jak woda po kaczce, inni odpalą nam równie grubiańsko, jeszcze inni zastanowią się, czy faktycznie nie powinni schudnąć - ale są i tacy, którzy się załamią, stracą poczucie własnej wartości, a w skrajnych przypadkach (to nie przesada) targną się na swoje życie. Do czego zmierzam? Przekaz powinien być dostosowany do odbiorcy, a nie wysyłany zawsze w tej samej, niezmienionej formie przez nadawcę. To znaczy, o ile faktycznie zależy nam na osiągnięciu celu: dotarciu do kogoś, przekonania go, ukazania własnych racji, sprawienia, żeby nas zrozumiał. Bo jeśli po prostu chcemy wyrzucić coś z siebie, dać upust frustracji, bezsilności, złości - to faktycznie nie chce nam się i nie widzimy potrzeby różnicowania formy i w pewnym stopniu treści tego, co mówimy. Wydaje mi się, Michał (przepraszam, jeśli źle Cię oceniam, ale prosiłeś o szczerość wypowiedzi), że w Twoim przypadku ta druga opcja przeważa nad pierwszą. Tak bardzo potrzebujesz wyrzucić z siebie wszystko, co się w Tobie przez lata nagromadziło i gromadzi nadal, że w ferworze monologu zapominasz o tym, że po drugiej stronie w ogóle ktoś jest - inni ludzie, być może skrajnie odmienni od Ciebie, do których być może warto by spróbować dotrzeć w inny sposób. Zdaję sobie sprawę, że Twój gniew wypływa de facto z miłości do kraju, do zasad, do Boga - ale nawet pałając z miłości warto mieć na względzie, że miłość nie usprawiedliwia wszystkiego. "Afekt" to być może czasem okoliczność łagodząca, ale rzadko uniewinniająca.

Mam w ogóle wrażenie, że część polskiego Kościoła - zarówno hierarchów, jak i wiernych - cierpi na syndrom oblężonej twierdzy. Wszystko jest spiskiem, wszystko jest celowym działaniem, nie ma przypadków, "oni" chcą nas zniszczyć. Istnieniem tych mitycznych "onych" można więc wyjaśnić każdą katastrofę, każde ludzkie potknięcie, głupotę, błąd, bezmyślność - zarówno swoją ("sprzysięgli się przeciwko nam") jak i "strony przeciwnej" ("to nie przypadek, to było zaplanowane"). Krzyczymy coraz głośniej, no bo jak przestaniemy, to nas "zadepczą", i w tym krzyku i miotaniu się nie zauważamy, że dookoła nas życie toczy się swoją drogą i nikt nie planuje nas unicestwić. Czasem może ktoś kopnie, czasem ktoś nie zauważy i szturchnie - ale dopatrywanie się w tym spisku jest chyba zbyt przesadzone. Te zmiany kulturowe, które zaszły w ostatnich latach - to nie jest spisek rządu czy "lewaków", feministek, gejów, muzułmanów, ekologów czy kogo tam jeszcze. To jest po prostu zwykły, normalny bieg historii. Zawsze był ktoś, kto chciał, "żeby było tak, jak kiedyś" i tacy, którym to nie odpowiadało. zmieniali się ludzie w średniowieczu, w renesansie, w baroku, w oświeceniu, w XIX i w XX wieku, zmieniają się i w XXI - jedyną różnicą jest szybkość tych zmian. Nie dziwię się, że dla niektórych, zwłaszcza starszych osób, stanowi to szok. Chyba po raz pierwszy w historii żyjemy w czasach, kiedy rewolucyjne zmiany zachodzą na przestrzeni jednego pokolenia. Jeśli ktoś urodził się w latach 50/60. zeszłego wieku i teraz ma 60-70 lat, nawet i 50 - zdążył "zaliczyć" upadek komunizmu, potem klęskę Solidarności, przyspieszoną globalizację, rewolucję technologiczną (od "prawie nikt nie ma nawet biało-czarnego telewizora" do "prawie każdy ma komputer i telefon z internetem, telewizją, radiem, muzyką, grami i licznikiem kalorii"), rozwój ruchów ekologicznych, gejowskich, równouprawnienie kobiet, rozpowszechnienie antykoncepcji i wreszcie laicyzację społeczeństw. Nagle człowiek żyje w kraju i w świecie, którego nie rozumie. Bardzo wiele siły wymaga chociażby stwierdzenie, że ten świat niekoniecznie pod wszystkimi względami musi być gorszy, po prostu jest inny. Czy mnie dziwi, że to budzi odruch sprzeciwu i ucieczki? Nie dziwi mnie. Ale zastanawiam się, czy krzyczenie do utraty tchu, że jest źle, prowadzi do czegokolwiek poza tym, że w końcu się straci głos i siłę do działania. A chrześcijanin nie powinien wpadać w marazm. Powinien działać - tyle że kierując się nie tylko sercem, ale i głową. Nie tylko się spalać w emocjach, ale i kalkulować rozsądkiem. Rozsądku Ci, Michał, nie brakuje. Może więc trochę mniej emocji i będzie lepiej?
Przepraszam za długość wypowiedzi - może przynajmniej coś sensownego w niej znajdziesz. :) Pozdrawiam.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: 9895 (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2012-01-24 13:23

Ale do spowiedników pisałem. Guzik mnie interesuje, czy i do kogo dotrze to, co piszę czasem w dosyć przypadkowych miejscach, wynikających z potrzeby chwili. Nie dlatego pytam, bo się przejmuję, czy ktoś to czyta. Interia jest tu akurat kwiatkiem do kożucha, jeśli czasem gdzieś się odezwę, to tylko aby sprawdzić jak daleko posunięta jest cenzura i jak wygląda niezależność w polskim internecie (tragicznie - kiedyś oskarżałem Kaczyńskiego o deszcz i suszę, a nawet o katastrofę z rozkładem jazdy i aferę hazardową, oczywiście uzasadniając logicznie winę delikwenta, przyjmowali jak leci, brawa się sypały gęsto. Inna rzecz, że niewybredne komentarze pod moim adresem także. Dlatego nie robię tego często, bo widać, że chodzi o dyskredytację opozycji na wszystkie sposoby. W drugą stronę krytyka przechodzi przez gęste sitko.) Stopień absurdu panującego w kraju jest gryząco duszący, niczym gaz musztardowy. Przyznaję, że kiedy wygrali komuniści (Kwaśniewski i sp.), przechodziły rzeczy, które teraz są nie do pomyślenia zupełnie. Jaja jakie sobie z nich i z ówczesnych mediów TVN-u i Polsatu robiłem w internecie, teraz wydają się bajką.
Interesuje mnie stan mojego sumienia. A właściwie, czy z punktu widzenia spowiednika, jako katolik mogę się tak bezkarnie wyrażać o ludziach, których Pan Bóg stworzył? Nie ważne co oni robią i że do nich nic nie dociera. Ważne, co o tym myśli Pan Bóg.
Tu na forum, to inna sprawa. Moje złośliwości nie są dla samych złośliwości, ale żeby kimś potrząsnąć, albo kogoś obudzić, a czasem sprowokować do szczerszej wypowiedzi, bo widać, że jego rzeczywisty problem jest inny, niż opisywany (nie o łańcuch chodzi, a o krowę). Na forum, to mam sumienie czyste, natomiast co do reszty, to alternatywą jest milczenie. Bo jak inaczej zareagować? Jak słusznie zauważyłeś, mamy tu prawie że Koreę Północną (jaskółka przez pół godziny dobijała się do okna ambasady koreańskiej w Niemczech, by złożyć kondolencje. Na ich stronie internetowej jest film, na którym setki tysięcy ludzi na 40 stopniowym mrozie i w śnieżycy rozbierają się do koszul, z kurtek swetrów, ponieważ nie dali rady nawet z odśnieżaniem trasy przejazdu karawanu i układają te kurtki pod kołami karawanu. Czysty absurd, tyle, że za wyłamanie się, cała rodzina wędruje do obozu śmierci, gdzie matki gotują własne dzieci, a w okolicy nie ma nawet trawy, bo wszystko wyjedzone do czysta przez ludzi. W kraju macie wersję soft, ale tak po prawdzie, jakby jakiś Anglik zobaczył jak żyją polacy i jakie głupoty plotą media, za głowę by się złapał. Ks. Sikorski kiedyś publicznie przeprosił Urbana (a nie wiem czy i nie Piotrowskiego) za krzywdy jakie wyrządzili im katolicy, że się tak wobec nich zachowują. Oczywiście, że spłynęło, rzecz jednak w tym, że w ten sposób odpłacam pięknym za nadobne. Nie oczekuję, że ktoś się zmieni. Owszem oni jeśli się nawracają, to jak Brystygierowa, na łożu śmierci uciekają spod gilotyny. Ale im nie zazdroszczę. Z jednej strony nie wolno tego tak zostawić, z drugiej strony ewidentnie gram w tej samej orkiestrze, tyle, że na innym instrumencie. W gruncie rzeczy, jestem równie obrzydliwy jak oni, tyle, że w inteligentniejszy sposób.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: xc (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2012-01-24 13:24

Myślę, że Pan się tym wszystkim za bardzo przejmuje.
Nie śmiem dawać Panu rad, ale w podobnych (bo nie identycznych) sytuacjach przychodzi mi na myśl:

"Co robić? Myśleć!" M. Heidegger
"Giovanni, nie traktuj siebie aż tak poważnie" Jan XXIII patrząc w lustro
"Och to tylko gra!" — tak generał rzekł
obserwując w polu armie dwie.
Bitwy zgiełk i okrutną śmierć
przykrył pierwszy śnieg" - fragment utworu "Różne rozmowy z życiem" słowa B. Olewicz, muzyka Z. Hołdys, z płyty "I-Ching", 1982-83.

A przede wszystkim:
"Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę..." Mt 5,1-7,28 - i już nic nie było potem, tak jak przedtem (dodam od siebie).

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Barbara (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2012-01-24 13:25

Nie jestem spowiednikiem, jestem starą kobietą. I cieszę się, że zadaje Pan takie pytanie, przede wszystkim sobie. Kiedyś za obwinianie się, za tendencje do złośliwych komentarzy ksiądz powiedział mi - "uważaj, na śliskiej drodze stoisz". Cienka granica między kpiną czy krytyką człowieka a wskazaniem grzechu. Czasem szkoda słów, pozostaje własny ból duszy, wynagradzający chyba, bo inaczej nienawiść wobec zła może stworzyć złego człowieka.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: magda (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2012-01-24 13:26

Nie wiem kto napisał ten wiersz, ale tak jakby mówiło moje serce. Oczywiście to nie na temat wątku, ale wydaje mi się, że to dobre, a dobrem trzeba się dzielić. Niestety nie wiem kto napisał ten wiersz, ale dla mnie strasznie prawdziwy i smutny. Co za naród. Nie dziwię się Michałowi ani trochę. Wstyd mi za moją ojczyznę. Nie jestem dumna z tego, że jestem Polką mając obok siebie takich rodaków, o jakich pisze ciągle Michał. Wybierających palikotów, tych, którym można najbardziej tendencyjny kit wcisnąć, a oni jak zaczarowani "przecież to Tusk powiedział, a to jest gość". Nie mogę dziękować Bogu. Wybacz Boże. za ks. Bonieckiego i jemu podobnych, który o człowieku, który publicznie drze moją Świętą Biblię i mówiąc "żryjcie to gó. o", powie, że to zgrywus i w zasadzie to "o co to hallo?" Jak mogę go słuchać jak w czymś takim jest jak dla mnie zdrajcą. Wstyd mi, za Kościół, a raczej za tych hierarchów. że nie potrafią głośno i stanowczo powiedzieć "nie" kiedy depcze się prawdziwe świętości. Gdyby nie Bóg, nie byłoby mnie minuty w Kościele. Jak mogą ludzie iść prostą drogą, kiedy niektórzy duszpasterze, ci najważniejsi nie mówią głośno "tak" i "nie"? Sami są tchórzami i układają się byle tylko nie podpaść władzy. Ale kocham Boga więc zostaję w tym Kościele. Dobra, wygadałam się. ;) Zaraz muszę iść do pracy.

Smoleńsk

Gdy Mały Rycerz leciał po Honor
W katyńskiej ziemi żołnierza kwiat
Posłyszał Moskal knowania rządu
Latarnią swoją oświetlił szlak.
Nie było nocy roztoczył więc dym
Wskazał azymut, ścieżkę i kurs
W górze Generałowie co wiodą prym
Także Prezesi, Naród i Wódz.
Piloci ufali do końca wieży
Odkryli pułapkę już w gęstej mgle
Nie pas lotniska, tam wąwóz leży
W Moskwie powiedzą szkoli ich źle.
Bracia Moskale, bracia Germanie
Nam obcy podstęp, w tył głowy strzał
Rząd ripostował zbyt późno, niedbale
A Moskal z Polaka już w świat się śmiał.
Na czele rządu wnuk wermachtowca
I akcent arabski w rządzie tym trwa
Wpływy Dawida i wpływy Moskala
Polska to jeszcze? Ojczyzna Ma?
Zadeptać prawdy nigdy się nie da
Księdza Jerzego brzmi potok słów
Jan Paweł II śle pomoc z nieba
I zstąpi Duch Święty na Ziemię tę znów.
ANODA

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: salamanka (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2012-01-24 13:26

A dla mnie ludzie, którzy piszą takie wiersze oraz się z nimi utożsamiają, są największym zagrożeniem dla polskiego Kościoła. Natomiast ks. Boniecki ma 100% racji i daj Boże, żeby takich księży było więcej.

Pewnie Moderator tego nie puści, ale skoro prezentowane są poglądy takie, jak powyżej, to właściwie czemu moje miałyby być wycięte? Nie ma w nich nic sprzecznego z nauką Kościoła, po prostu są inne niż te, które umieszczono wyżej.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: justyna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2012-01-24 13:27

Czy naprawdę i to forum ma być polityczne? Dajcie spokój.
Ks. Boniecki nie miał racji i wiedzą o tym jego przełożeni.
A jak widzę słowa (tu: wiersza) o odpowiedzialności za złych przodków, boli mnie to - choć nigdy nie byłam za Tuskiem.
A gdybyś to ty Magda miała "złych przodków"? Dziadka, ojca, matkę? Uważasz że miałabyś mniejsze prawa do czegokolwiek?
Uwaga. Wszyscy, którzy nie mogą się pochwalić przodkami, ktorych przodkowie coś złego zmajstrowali, nie mają prawa wypowiadać się na tym forum. Najwyżej zadać pytanie. Forum katolickie tylko dla dobrych katolików z dobrym rodowodem. Aby post mógł się ukazać należy dostarczyć moderatorom zaświadczenie od proboszcza o autorze, matce, ojcu i dziadkach?

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: xc (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2012-01-24 13:28

Nie zgadzam się z wizją świata prezentowaną przez "smoleńskie plemię" i poglądami zaprezentowanymi w tym dziele (nie wszystko co się rymuje jest wierszem, poezją).

Ale mamy wolność słowa. A to oznacza, że każdy może wygłosić jaki pogląd chce, nawet taki który mi się nie podoba, byle tylko nie zmuszał mnie do przyjęcia tego poglądu lub zabraniał mi wypowiedzenia mojego. Mamy demokrację, gdzie każdy z nas, co jakiś czas, przy pomocy kartki wyborczej może zdecydować, który z poglądów ma jego zdaniem być poglądem, którym ma kierować się władza.

I z tego naprawdę trzeba się cieszyć. Bo pamiętam czasy, gdy za wolnością i demokracją tęskniliśmy i to bardzo.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: P.B.C (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2012-01-24 13:28

Do "salamanka": Ma pani rację nie ma żadnych "onych". Są konkretne nacje, dla których jedynie słaba, skorumpowana Polska to "dobra Polska". Owe nacje to oczywiście Rosjanie i Niemcy, nie szczędzą oni środków, by rodzimi zdrajcy, lub agenci tajnych służb owych państw robili wszystko by zniszczyć Polską gospodarkę, wojsko itd. Dla katolika tzw. "nowoczesne społeczeństwo" jest nie do zaakceptowania. Dlaczego? Ano dlatego, że dla Jezusa w takim społeczeństwie nie ma miejsca, bo przecież takie społeczeństwo jest liberalne, a nawet libertyńskie "róbta co chceta" prawda? W kółko słyszę o dialogu międzyreligijnym, że "rasistowska Europa ma szanować inne religie i kultury", a najlepiej jakby cała Europa na buddyzm, albo na islam przeszła. Jednak z rzadka słyszymy o tym (właściwie to w publicznej tv nie ma o tym słowa, ale co się dziwić tworzą ją post-komuchy), że nasi bracia i siostry w wierze giną w krajach islamskich, lub np. w Chinach tylko dlatego, że są wyznawcami chrześcijaństwa. Inny znaczy gorszy. O tak proszę pani właśnie tak, nie szanuję ani kultury japońskiej, ani jakiejkolwiek innej, która to nie wyrasta z wiary w PRAWDZIWEGO ZBAWICIELA, CZYLI JEZUSA CHRYSTUSA. Cywilizacja Zachodnia jest w zapaści, ale jak może nie być skoro odwraca się od PRAWDY JAKĄ JEST NAUKA JEZUSA. Upadek wszystkich wyższych wartości, promowanie okultyzmu (nawet satanizmu) wszędzie - grupa docelowa: dzieci i młodzież, niewyobrażalne długi względem państw azjatyckich Chin, Japonii etc., wszechobecna pornografia, upadek edukacji (kosze na głowach nauczycieli, spanie na lekcjach, narkotyki i seks w szkolnych ubikacjach).
Z takiego "nowoczesnego społeczeństwa" to ja się wypisuję.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: a (---.ntlworld.ie)
Data:   2012-01-24 19:56

Skorzystam z tego, że ma Pan osobny wątek, bo nie chciałam zaśmiecać w innym. Niech Pan powie z ręką na sercu, czy jest Panu aż tak dobrze za granicą? Czytam od jakiegoś czasu Pana wypowiedzi i w większości widzę wytykanie tego, co w Polsce złe. Też jestem na Wyspach i niestety, ale żadnych kokosów tutaj nie widzę, oczywiście możliwe, że nie potrafię ich poszukać. Czy Pana zdaniem Polska to taki tonący statek, a reszta ma się aż tak dobrze? Wystarczy popatrzeć na historię, żeby zobaczyć, że Anglia zawsze była potęgą, podobnie jak kilka innych państw w Europie, za to Polska częściej miała się źle, niż dobrze. Zatem nihil novi. I niech Pan nie mówi, że nie widzi też przy okazji jakiegoś takiego powiedzmy rozwodnienia moralnego. Nie chciałabym tutaj psuć wątku o miłości bliźniego, ale już dawno miałam Pana o to zapytać. Pozdrawiam.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: salamanka (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2012-01-24 21:35

Dla Jezusa każdy powinien zrobić miejsce przede wszystkim w swoim sercu, a nie czekać, aż Państwo zrobi je za niego. I jakkolwiek w Niego wierzę, szanuję też prawo innych ludzi do wierzenia w co innego, albo do niewierzenia w nic. Teorii spiskowych na temat Rosjan, czy innych nacji już nie mogę słuchać. Litwini też uważają, że są ofiarą "polskiego spisku", i co, mają rację? A jeśli nie mają, to dlaczego - bo nie są Polakami, więc racji mieć nie mogą, czy dlatego, że żadnego spisku po prostu nie ma?

W tym kraju i na świecie nie wszystko mi się podoba, ale ogólnie nie mam powodu do narzekań. Miałabym ich natomiast więcej, gdyby Polska stała się krajem zamkniętym, nieufnym, wszędzie węszącym wrogów i spiski i wciskającym wszystkim - oczywiście "dla ich dobra" - jedyny słuszny światopogląd. Gdzie w tym poszanowanie wolnej woli - także do tego, by dokonywać wyborów, z którymi ktoś się nie zgadza? Czym wtedy będziemy się różnic od krajów islamskich?
Od ślepego fundamentalizmu zachowaj nas, Panie.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Femme (---.238.68.22.ip.abpl.pl)
Data:   2012-01-24 21:52

"Natomiast ks. Boniecki ma 100% racji i daj Boże, żeby takich księży było więcej." - ŻAŁOSNE.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: salamanka (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2012-01-24 22:12

Dlaczego żałosne? To zamykanie się w "oblężonej twierdzy" jest żałosne. Ks. Boniecki prezentuje nurt myśli w Kościele, który jest mi bardzo bliski i szanuję go za otwartość umysłu i gotowość do dialogu.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: magda (---.play-internet.pl)
Data:   2012-01-24 23:05

Justyno, nie mam nic do tych, których przodkowie niechlubnie zapisali się w historii. Kompletnie nic. To byłoby niepoważne, gdybym coś miała. Akurat ten fragment w tym wierszu nie zwrócił jakiejś szczególnej mojej uwagi. Natomiast mam wiele, gdy premier mojego kraju nie dba o dobre imię mojej Ojczyzny i nie dba o moje interesy i interesy moich rodaków. Mam wiele do tego, gdy rzecznik rządu mojego kraju mówi, że wrak samolotu nie jest ważną rzeczą w sprawie. I się tak zastanawiam do dziś, w czyim imieniu to mówił? Prawdy? W interesie kogo? I niby wszystko jest OK. Polacy kupili. Za taką wypowiedź w "normalnych" warunkach, specjalne służby zajmują się takim kimś, a tu nic. Miliony takich perełek można znaleźć, ale jakoś ich nie słychać w tym całym szumie medialnym. Za to wiele słychać o pijanym generale (chociaż coś ostatnio jakby mniej) i naciskach na pilotów ze strony śp. prezydenta. Ale naprawdę nie chcę tego wałkować. Pan Bóg może nierychliwy, ale sprawiedliwy.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Mateusz (---.skytech.pl)
Data:   2012-01-24 23:58

Michale: Nie wiem czy moje zdanie ma dla Ciebie wartość. Czasem tu pisałem, rzadko się zdarzało by ktoś inny używał tego imienia, więc może mnie kojarzysz. Napiszę jednak niezależnie od powyższego, bo odkąd czytam to Forum (a będzie jakieś 4 lata), byłeś dla mnie jednym z najważniejszych głosów w tutejszych rozmowach i pomimo tego, że się nie znamy, jesteś mi bliskim człowiekiem.
Otóż. Trudno mi jednoznacznie wypowiedzieć się na temat rozterki, którą opisujesz (choć właśnie dziś miałem egzamin z teologii moralnej). Czy jest złem? Nie wiem. Ale myślę, że milczenie byłoby złem na pewno. Milczenie sprowadziło już na ten kraj zbyt wiele zła, by sobie na nie pozwolić. Zatykanie ust krzyczącym również.
Nie wiem czy dobrze odczytuję Twoje emocje gdy piszesz, ale nie widziałem nigdy w Twoich wypowiedziach pustego sarkazmu, głupawego dowcipu właściwego ignorantom, czy zwyczajnej złośliwości - za to zawsze miałem wrażenie, że jesteś do głębi zranionym patriotą, tak bardzo związanym z tym Krajem, że nie mogącym w nim żyć i patrzeć jak jest zabijany. Dla mnie ten rodzaj kpiny - niezależnie czy tu, czy jakimkolwiek innym portalu lub miejscu na świecie - nawet jeśli byłby wręcz obraźliwy, jest przede wszystkim głosem rozgoryczenia, które jest całkowicie uzasadnione. Jest też zwyczajnie formą wyrazu krytyki do której masz prawo. Krytyka sarkastyczna w swej formie dotrze tam gdzie powinna, do ludzi myślących, reszta niech dalej ogląda Fakty.
Poza tym nie wiem jak inaczej można reagować na zaistniałą sytuację. Od pewnego czasu gdy myślę, co się tutaj dzieje po prostu chce mi się płakać. Dosłownie. I nie mam już siły dziwować się nad tym, jakim cudem, po raz kolejny u koryta znalazły się te same... twarze. Nie mam już siły patrzeć na serwisy "informacyjne", bo za często widuje się tam marionetkę Ruskich i swych własnych interesów, na widok, której krew mi się gotuje i nabiegają łzy. Mam 21 lat, nie przeżyłem tego co Wy, a jednak widzę jak moje pokolenie i po mnie nadchodzące idiocieje na moich oczach. Nie wiem czy dopada mnie jakiś chory, młodzieńczy nihilizm, czy po prostu rzeczywiście tak jest, ale wydaje mi się, że ten Kraj upada. Jest tylko jeden Ratunek, ale w bezmyślnym pędzie za tak zwaną "cywilizacją" zachodnią w ogóle go nie dostrzegamy, choć żywię szczerą nadzieję, że jeszcze dostrzeżemy. Może jeszcze pójdziemy do Chrystusa.
Czy żarty z kanalii są dobre?
Przychodzi mi na myśl jedno porównanie. Król i błazen. Choćby na dworze Jagiellonów (czy to nie zabawne, że wtedy kraj kwitnął? Choć nie jestem dobry z historii, więc mogę się mylić). Gdy ktoś z dygnitarzy sprzeciwiłby się despocie mógłby stracić głowę. Błazen jednak mógł wiele. Może nasza rola czasem musi być rolą błazna? Co prawda nie sprzeciwiamy się królowi Polski, ale na pewno królestwu głupoty. A jak już gdzieś pisałem: głupota rodzi zło. Tak. Stańczyk, Patriota, pasuje tu jak ulał.
Oczywiście nie jestem spowiednikiem. Nie jestem nawet teologiem i nie wiadomo czy będę (wykształcenie teologiczne to jeszcze nie teolog). Nawet pisząc powyższe nie jestem pewien, czy mam rację i czy aby na pewno wysyłać tego posta. Ale czuję po prostu, że jakiś głos jest potrzebny.

PS. Co do ks. Bonieckiego: jestem całym sercem przeciwny jego poglądom, nie wspominając o działaniach, w których złamał śluby posłuszeństwa. I z całym szacunkiem Salamanko, ale jeśli Kościół nie będzie opierał się na posłuszeństwie i to dogłębnym oraz na jedności hierarchii, zarówno w episkopatach jak i w łączności z Biskupem Rzymu, to na pewno nie będzie to Kościół Chrystusowy. Tym bardziej gdy wierni popierają nieposłuszeństwo.
Zresztą, to czy ks. Boniecki ma rację w swych poglądach (choć dla mnie nie ma), jest sprawą drugorzędną - jeżeli dostał polecenie od przełożonych, jest jego OBOWIĄZKIEM zastosowanie się, bez zbędnego krytykanctwa. Wzorem był tutaj Ojciec Pio. Prawda broni się sama.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: agu (---.182.115.195.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2012-01-25 01:16

Moim zdaniem ani ks. Boniecki, ani o. Rydzyk, ani żaden inny ksiądz nie ma 100% racji, jeżeli chciałby uchodzić za autorytet i sędziego w każdej sprawie. Od nieomylności mamy na dzień dzisiejszy papieża [Niemca, jeden z wielu przykładów, ;) że osądzanie po czynach przodków jest zdecydowanie sprzeczne z miłością bliźniego], który też nie musi mieć racji zawsze i w każdej sprawie. Normalna rzecz, każdy człowiek popełnia czasem błędy, źle jest tylko, gdy chce w tych błędach trwać i nie stara się poprawiać.
Nie wiem, ale czasami mam dość tego kraju, uciekłabym gdzieś, gdzie nie ma polityki antyrodzinnej, gdzie niepełnosprawnym pomaga się żyć normalnie, gdzie łatwiej o pracę. Mój brat kiedyś jednak dużo mi uświadomił mówiąc "przyrzekłem nawet umrzeć za ten p.......... kraj i jak będzie trzeba to umrę". Miał niewiele ponad 20 lat, rozmawialiśmy o jego kolegach z wojska, którzy wyjeżdżali na misje (wojskowe). Mój brat nie pojechałby, nie chciałby być "mięsem armatnim" za żadne pieniądze.
A może my z tych wiecznie niedzisiejszych. I wcale nie dlatego, że dziadek szedł z armią spod Białorusi do Drezna,czy dla poezji (to byłoby chore). Zdecydowanie bardziej dla tych, którzy tu żyją od wieków.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: 9895 (---.range109-151.btcentralplus.com)
Data:   2012-01-25 04:47

Chciałem podziękować Salamance, za to co napisała, choć właściwie, między wierszami napisałem wyraźnie, że nie chciałbym, aby pisały osoby takie jak ona, które tak jak ona mnie odbierają, choć wiedziałem, że sobie przyjemności nie odmówi, jak to kobieta.
Tak gwoli ścisłości Salamanko, nie o polityce pisałem, bo mnie ona w tym wątku zupełnie nie interesuje, a o kondycji mojego sumienia. Nie mogę obiecać, że sobie nie będę robił żartów na forum, ale bliski jestem tego, by przestać odpłacać "pięknym za nadobne" ludziom, którzy zasługują w pełni, by "walić ich po ryju", choć do nich to i tak nie dotrze. Tyle, że do mnie dotarło, że z moimi niewybrednymi żartami nie jestem od nich lepszy i w gruncie rzeczy szerzę zło. Więc być może jest to jednak grzech, choć nie jestem o tym do końca wewnętrznie przekonany i nie mam dobrego pomysłu co w zamian. Z żartów Pietrzaka, czy Rosiewicza w swoim czasie śmiała się cała Polska. Z moich, jak mi się wydaje (oczywiście nie z forum katolika i może mam zaburzone proporcje), chwilami też. Ale to niechrześcijańskie. Właśnie. I może dlatego zostawię to tak, jak jest. Musicie sobie sami radzić z polską rzeczywistością, ona już nie jest moja. Nie po to ten wątek zakładałem, by dyskutować o teoriach spiskowych. (Zobrazowałem tylko o co mi chodzi). Od początku zresztą, od pierwszej minuty jest dla mnie jasne, że to nie była katastrofa, w każdym razie "normalna" katastrofa. Zbyt dobrze znam historię by w to uwierzyć. Przecież to jest jak najbardziej normalna, historyczna metoda pozbywania się wrogów i konkurentów politycznych. Czym się tu ekscytować? Jeśli już, to tym, że się udaje, że nic się nie stało. A jak to zostało technicznie zrealizowane, jest sprawą zupełnie drugorzędną z mojego punktu widzenia. To zostawiam poszukiwaczom sensacji. Nie mam też jakichś "proroctw" dla Polski i nie znam scenariuszy, ale jeśli chodzi o generalny plan tego co się dzieje i będzie działo, jest on czytelny dla wszystkich myślących i zainteresowanych. Na razie się sprawdza, więc nie widzę najmniejszego powodu, by cokolwiek zmieniać jeśli chodzi o mnie, ale jestem otwarty. Tyle w temacie. (Noe nie dostał informacji, jak będzie wyglądał potop, tylko, że ma zbudować arkę na pustyni, ale on sporo pił, więc do końca nie wiadomo, czy to nie był pijacki majak, tak podobno twierdzi niejaka Doda).

Tak na marginesie, piszesz o swoich "wrażeniach", jak słusznie zaznaczyłaś, nie o faktach. A bierzesz pod uwagę, że osoby starsze niekończenie muszą cierpieć na zwapnienie mózgu i że Wy młodzi dajecie się robić (nie nie napiszę w co)? Kiedyś ten gniew oszukanych wypłynie, tyle, że na jego fali dojdą do głosu kolejne hieny. A jeśli sobie nawet kiedyś powiesz "jaka ja głupia byłam", to się nie przejmuj, Wasi następcy też będą nie lepsi. Ci "oni", o których piszesz, to generałowie z powstania listopadowego, którzy cierpią po prostu na syndrom napoleoński. Ci co wiedzą o czym piszę, to wiedzą, a Ty się nie przejmuj.

Co do rewolucji technologicznej, to prawda, w czasie gdy zaczynałem przygodę z komputerem, zajmował on trzy piętra budynku, z czego dwa stanowiła klimatyzacja, a możliwości miał mniejsze niż współczesny kalkulator, ale jakoś bez problemu dogaduję się z moim synem, który jest "na bieżąco" w sposób, na który, daruj, ale Ty nie masz już najmniejszych szans (nie to pokolenie, nie te możliwości) i o którym wszyscy nauczyciele, najlepszej w okolicy szkoły, zgodnie twierdzą, że jest geniuszem, i że w historii szkoły, która specjalizuje się w temacie, nie mieli takiego ucznia. (Facet, który to powiedział opracował program na którym jeździ Formuła 1) Więc nie cierpię na jakieś większe kompleksy z tego tytułu, że nie mam kontaktu z młodymi. Wydaje mi się, że jestem jakimś tam autorytetem dla obu moich synów. A obaj, z tego co widzę, nie wyskoczyli sroce spod ogona. Może też dlatego, że raczej niczego im nie narzucam, a traktuję ich poważnie. Sami muszą wybrać własną drogę. Jako ojca cieszy mnie to, że nie są głupi, i że w żaden sposób nie muszę im narzucać własnych poglądów. Mają własne i potrafią logicznie wnioskować, co ważniejsze, to oni chcieli wyjechać z kraju, na długo przedtem, zanim się na to w końcu zdecydowałem, i nie było to takie młodzieńcze "chcenie" młodszego syna z przypowieści. Sam z własnej woli tyle nie uczyłem się jak byłem w ich wieku. (To tak bardziej w odpowiedzi a).

Owszem nie ma tu "kokosów", to prawda. Ale nie kokosów, a normalności szukam. Tu (w rejonie w którym mieszkam) ciężko pracuje się, jak zauważył jeden z moich znajomych, zaszokowany tym do czego się przyzwyczaił w Polsce. Tyle, że pracy (każdej pracy) to ja się nie boję. Anglicy nie są społeczeństwem idealnym, ale są społeczeństwem, a Polacy nie. To jest duża różnica. Anglicy potrafią być bardzo bezwzględni, ale w sposób kulturalny, a Polacy nawet nie wiedzą co znaczą te słowa. W Polsce synonimem słowa bezwzględny, jest słowo chamski, a kultura polega na tym, że jak jesteś pijany, to oddajesz kluczyki koledze, który trochę mniej wypił. W Polsce dogadywałem się z wąskim gronem osób - nie więcej niż 2-3 tys., a reszta mnie nie interesowała. Więc tu, to grono jest po prostu trochę bardziej ograniczone z przyczyn naturalnych. Ci chrześcijanie, których tu spotykam, nadzwyczaj mi odpowiadają, choćby z tej racji, że się nie muszę zastanawiać, czy oni są w Kościele z przywiązania, tradycji, obowiązku czy z potrzeby duszy i serca. Oczywiście pewnie są i ci pierwsi, ale zakładam z mety, że to margines i na dużo wyższym od polskiego poziomie. Miałem do czynienia ze szkołą katolicką tu i tam, i też widzę różnicę. Jeśli o mnie chodzi, to o tym wcześniej, pomimo, że zwiedziłem cała Europę, nigdy w Anglii nie byłem i pobytu tu nie zakładałem, choć historię i kulturę angielską znałem dobrze. Nie zakładałem też emigracji do Anglii. Gdybym miał wybierać, to bym się nawet nie zastanawiał nad Norwegią i to tą za kołem polarnym (byłem, widziałem, jest to moje, jedno z większych, marzenie, Norwegia właśnie, a nie Szwecja, którą znam lepiej).

Czy nie jest ciężko? Ależ oczywiście, że jest. Wszystkiego na stare lata uczę od początku, dorabiam się od zera. Nawet nie wiem gdzie jutro będę mieszkał i czy będę miał mieszkanie, czy pracę. Ale Pan Bóg to wie. Są tu stale nowe i niespodziewane wyzwania, tyle, że jak zwykle traktuję to, jako kolejną życiową przygodę i jak widzę, moja rodzina, nauczona wieloletnim doświadczeniem - także.

Nie jest prawdą, że w Polsce ZAWSZE było źle. To tylko od Polaków zależy, od ich nikczemności, lub wielkości, czy jest dobrze, czy źle. Były okresy, że w Polsce było naprawdę dobrze. Byliśmy też Europejskim mocarstwem, państwem z polotem i rozmachem - największym i bogatym państwem liczącym prawie milion kilometrów kwadratowych. A Anglicy przyjeżdżali do Polski by zaznać wolności i dobrobytu. O angielskim rozwodnieniu moralnym pisałem, ale ono jest naturalne we współczesnym świecie i w wielokulturowym społeczeństwie. Przecież mamy z jednej strony diecezje prowadzone przez biskupów anglikańskich pozostających w związkach gejowskich i całe parafie anglikańskie przechodzące do Kościoła katolickiego. Poza tym, nie przeszkadza mi rozwodnienie w Anglii, mam ten komfort, że ono mnie nie dotyczy. Przeszkadza mi natomiast to co dzieje się w kraju, do którego już więcej nie wrócę, o ile Anglicy zamykając granice, nie wyrzucą wszystkich obcokrajowców.

Co do księdza Bonieckiego, który jest po prostu megalomanem, przecież jeździłem na jego rekolekcje, wtedy, kiedy mało kto o nim słyszał, był redaktorkiem jakiegoś niszowego Tygodnika Powszechnego, do którego też często zaglądałem, po to tylko, by załatwiając jakieś sprawy pooddychać przez chwilę jego atmosferą, popatrzeć sobie na Żychiewicza, Skwarnickiego, czy Wierzbickiego, albo na wyściubiającego głowę z kanciapy Turowicza. Ale to, jak słusznie zauważyła Salamanka, zupełnie inna epoka. Na stare lata, niektórzy głupieją, to jest tzw. syndrom Iwaszkiewicza. Mam nadzieję, że mnie to ominie.

Mateuszu, Twoje zdanie interesuje mnie najbardziej z tych zamieszczonych. (Trochę mnie rozczarowały uniki xc) Rzecz w tym, że pewnie nie wiesz, o jakich "żartach" piszę, przytoczyłem jeden, by zobrazować w czym rzecz, a więcej nie chcę. Ten jeden wystarczy. Właściwie Ty jeden odpowiadasz na temat. Czyli o tym co mnie interesuje. Wiem, że niektórzy się cieszą, gdy jakiś bezczelny cham zostanie usadzony (tyle, że po nim to spływa), ale jakim prawem sobie uzurpuję prawo do usadzania jakichś chamów? Zresztą, na marginesie, ani moje poczucie humoru, ani dosadność komentarzy nie dorównuje zdolnościom moich dzieci w tym względzie. Ale właśnie wydaje mi się, że powinienem swoje prawo do krytyki polskiej rzeczywistości, zachować dla siebie i to nie dlatego, że nie mam prawa do tej krytyki, a dlatego, że pomnażam, a nie zatrzymuję zło.

Powiem szczerze, że nie angażując się w żadną opcję polityczną, byłem pod koniec lat 80-tych blisko WiP-u Rokity i KPN-u Moczulskiego. I bardzo się wtedy zgadzałem z tymi ocenami okrągłego stołu i rzeczywistości jaką się szykowało Polakom. Już wtedy było jasne, że szykuje się miejsce na Wawelu dla Jaruzelskiego, na szczęście chociaż do tego nie doszło, a wybory 1989r. to jeden wielki przekręt. Ludzie się wtedy cieszyli, a ja bym to towarzystwo od Wałęsy i Michnika najchętniej pozabijał, zanim narobią krzywdy sobie i innym. Moja gorycz, której nie ukrywam, bierze się stąd, że nie ma pozytywnego scenariusza dla Polski, oprócz czekania na kolejny cud, a to już nie za mojego życia. Wam szczerze współczuję, tego co Was czeka w najbliższych latach. Tylko, czy mam prawo dawać jej publiczny upust w taki jałowy sposób? Zamiast przerwać łańcuch zła, kontynuuję go. (Nie o forum Katolika mi chodzi, bo tu ma to swój cel, a o inne miejsca, w których czasem po prostu stosuję te same metody co ci, do których się odnoszę, na zasadzie "chłop żywemu nie przepuści"). Przecież przeżyjecie: "Truman, Truman, spuść ta bania, bo tu już nie do wytrzymania." - Być może Ty Mateuszu doczekasz kolejnego cudu, ale jeśli znudzi Ci się czekanie, to katolikiem można być wszędzie i Polakiem też. Co prawda, wolę pracować z Anglikami, z racji naszych uwarunkowań społecznych, ale cieszę się, że tylu moich rodaków tu mieszka, a ich poglądom i inteligencji na ogół nie mam nic do zarzucenia. Może trochę temu, że ich katolicyzm na obczyźnie różni się od krajowego. Z drugiej strony, tu obraz jest prawdziwszy. Podobnie do Ciebie czułem się w czasach późnego Gierka, a przecież przyszła potem rewolucja Solidarności, choć nie miałem najmniejszych złudzeń jak się zakończy. Ten scenariusz był wpisany w system komunistyczny. No i najważniejsze - pojawił się Papież z Polski. Niestety nie rozwiałeś moich wątpliwości. Wiem, łatwiej się żyło za komuny po wyjściu z Piwnicy pod Baranami, czy Kabaretu pod Egidą, ale to było złudzenie, a wtedy byłem młodszy i nawet przez myśl mi nie przyszło zastanawianie się nad racjami moralnymi takich, czy innych zachowań. Może jednak jakiś ksiądz powiedziałby co o tym myśli?
Nie zakładałem tu wątku politycznego. On jest marginalny. Czyżby Moderator miał znowu zapalenie krtani? (Ale tu wystarczą sprawne palce proszę Księdza, chyba,że Ksiądz właśnie tymi ręcyma 10 ton węgla do ogrzania klasztoru, bo u Was podobno mrozy trzaskające i nawet internet zamarza).

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: salamanka (---.180.217.73.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2012-01-25 07:39

O ile mi wiadomo, ks. Boniecki niczego nie złamał. Zakazano mu wypowiedzi w mediach innych, niż Tygodnik Powszechny i tego się trzyma.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: magda (---.play-internet.pl)
Data:   2012-01-25 12:43

Michał, ten wątek polityczny to tak jakby przez "przypadek" wyszedł. Moje słowa napisałam tylko do bazy sterowania ;) tego forum, ale okazało się, że zostały upublicznione, co mnie samą, nie ukrywam, dość zaskoczyło. Tak z samego rana ten Twój wpis natchnął mnie i poszło moje, ale nie myślałam, że zobaczę to na forum.
W zasadzie to dobrze. Już wiem co myśli Salamanka, czym jestem potwornie rozczarowana. Salamanko, Jezus jest radykalny i tego wymaga od nas. Gdy ktoś depcze Boże świętości, masz prawo, nawet obowiązek głośno i stanowczo mówić: "nie" czemuś takiemu. A ocenę kogoś kto takie rzeczy robi (niszczy Biblię) zostawiam Bogu. Nie nazywam go ani zgrywusem, świnią, łajdakiem itp. i wolałabym, żeby inni (patrz ks. Boniecki) też tego nie robili.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: 9895 (---.range109-151.btcentralplus.com)
Data:   2012-01-25 13:31

To zupełnie nie na temat, ale jak słusznie zauważyłaś Salamanko: "o ile Ci wiadomo". (Nie chcę Cię tak traktować, ale ks. Boniecki nabawi się tiku nerwowego, jak będzie tak mrugał okiem. W tym wieku operacja jest niebezpieczna i można oślepnąć.)

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: G_JP (---.nycmny.fios.verizon.net)
Data:   2012-01-25 13:34

Michał, czy prowadzisz w internecie blog (dostępny dla publiczności), gdzie przedstawiasz analizę historyczno-polityczną Polski ostatnich lat? Jeśli tak, gdzie to można znaleźć? Chciałabym coś polecić nastolatkom w rodzinie, które dorastają na emigracji.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: salamanka (---.acnielsen.pl)
Data:   2012-01-25 13:52

Jezus jest radykalny, ale jest też otwarty na dialog z każdym człowiekiem i nikogo kategorycznie nie odrzuca. Szkoda, Magdo, że jesteś rozczarowana, ale nic na to nie poradzę - nikt nie jest w stanie podobać się wszystkim. Nie uważam, żebym była gorszą katoliczką, niż każdy z tu zgromadzonych tylko dlatego, że ks. Adama uważam za mądrego człowieka i ogólnie popieram raczej Kościół otwarty, niż zamknięty i przerażony, że ktoś chce go zniszczyć czy zagłuszyć. Nie wiem, czy Moderator to przepuści, ale niestety - i mówię to z prawdziwym bólem i żalem - Kościół pod niektórymi względami sam "świetnie" sobie "radzi" w zrażaniu do siebie nie tylko osób z zewnątrz, ale i tych, którzy się w nim znajdują. Mam tego przykłady w rodzinie (a jest duża, więc i próbka spora), wśród przyjaciół i dalszych znajomych, w pracy, wcześniej w szkole i na studiach. Próbuję sobie z tym radzić, jak umiem - rozmawiając, rozmawiając, rozmawiając. Są ludzie, których z zapiekłych antyklerykałów i ateistów "udało mi się" (ufam, że z Bożą pomocą) przekształcić w osoby, które, nawet jeśli się nie zgadzają, przynajmniej próbują zrozumieć i uszanować punkt widzenia drugiej strony. Ale to JA musiałam pierwsza się przemóc i wyciągnąć rękę, czasami wysłuchać gorzkich, bolesnych, szyderczych słów - i odpowiadać na nie spokojnie i rozsądnie, nie pozwalać sobie na "focha" z powodu "obrazy uczuć religijnych", i tłumaczyć. Jezus się nie obrażał i nie żądał, żeby ktoś mu prawnie zagwarantował jakąś szczególną ochronę światopoglądową. Rozumiał, że ludzie są różni, że czasami atakują, bo się boją, bo nie rozumieją, bo ktoś ich kiedyś zranił.

Większość tych procesów o "obrazę uczuć religijnych" jest dla mnie w ogóle jakimś kuriozum. Czy uważamy naszą wiarę za tak słabą, a sami jesteśmy permanentnie tak nastawieni, że każdy chce nas obrazić, że o każdą głupotę musimy biegać do sądu? Tłumaczyłam kiedyś znajomemu, czym dla mnie jest taka "obraza". Kiedy ktoś drze na scenie Biblię albo bluźni przeciwko Bogu, nie jestem urażona. Jest mi przykro i źle, tak jakby ktoś obrzucał obelgami mojego tatę albo mamę. Ale nie radzę sobie z tym stanem składając pozew, bo co to da? Ktoś dostanie grzywnę, a i tak będzie miał satysfakcję, że "katola poniosło", plus darmową reklamę we wszystkich mediach. I o to chyba z grubsza chodziło też ks. Bonieckiemu.

Nie oczekuję, że ktokolwiek tutaj się ze mną zgodzi, bo z kilkuletniej lektury Forum wnioskuję, że przeważa na nim raczej religijność i światopogląd prezentowane przez Michała, Magdę czy P.B.C. Trudno. Być może kiedyś zmęczy mnie to na tyle, że przestanę tu zaglądać i nikt nie będzie Wam już mącił w stawie. Na razie sumienie każe mi pisać dalej. Pozostaje mieć nadzieję, że jednak czasami komuś tu faktycznie pomagam. W imię miłości bliźniego.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: salamanka (---.acnielsen.pl)
Data:   2012-01-25 13:53

Michał, ten ostatni wpis o oślepnięciu to tak w ramach trenowania miłości bliźniego? Stać Cię na więcej, naprawdę.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: 9895 (---.range109-151.btcentralplus.com)
Data:   2012-01-25 13:54

Agu, jak już pisałem, mam w Polsce nagrobek, brakuje tylko jednej daty. Co do reszty, cóż, pisałem, że na głowie stawałem w 1981 by z Polski wyjechać. A że się nie udało, to cóż, powiedziałem Urbanowi i innym Michnikopodobnym, że mnie żaden komunistyczny cieć stąd nie wyrzuci, bo moi przodkowie mieli na prastarych ziemiach polskich kasztelanię setki lat przed tem, zanim przyszedł czas Urbanów. Ale dorosłem od tamtego czasu i przestałem się przejmować głupstwami. Niech sobie biorą ten kraj.
Magdo, nie w tym rzecz, czy mam prawo tak pisać jak pisałem (bo mam prawo pokazać kanalii, że jest kanalią, niezależnie od tego, czy jej się to podoba, czy nie), ale o to czy mi wolno, bynajmniej nie dla poprawienia samopoczucia kanalii. Bo my, czy chcemy, czy nie jesteśmy ambasadorami Boga i nie prowadzimy własnej polityki, jak minister Sikorski i nie musimy włazić do tyłka temu czy innemu kmiotkowi z takiego, czy innego kraiku, tylko powinniśmy trzymać się standardów. INNYCH standardów. I na dzień dzisiejszy (nie wiem, może to pokusa?) wydaje mi się, że nie mam tego prawa, ale nie wiem co w zamian. Bo milczenie jest także niechrześcijańskie, a co gorsza milcząc stawiam siebie dokładnie w pozycji Wacława Grzybowskiego, który nie da się ukryć idiotą ciężkim był.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: 9895 (---.range109-151.btcentralplus.com)
Data:   2012-01-25 13:58

Nie, i niczego takiego nie będę robił. Robię to co uważam za konieczne i niezbędne, wtedy kiedy jest taka potrzeba. Nigdy nie odczuwałem potrzeby publicznego zaistnienia. Jeśli nawet czasem mi się to przytrafiało, to "przypadkiem", a nie w sposób zamierzony. Mnie to nie bawi, po prostu (co nie oznacza, że nie lubię dobrej zabawy, ale czasu już coraz mniej). Jestem katolikiem, stad jestem tu, na tym forum, ponieważ uważam, że nie ma nic lepszego (z autopsji).

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: 9895 (---.range109-151.btcentralplus.com)
Data:   2012-01-25 14:09

Pisząc wprost, Salamnako, oczywiście, że ks. Boniecki złamał zakaz swoich władz zakonnych, w tym samym zakonie, którego generałem kiedyś był, i o ile mi wiadomo, z którego nie wystąpił, więc złożone śluby obowiązują. A, że robi to w sposób jaki mu odpowiada i uważa, że to zabawne, cóż może dla niego, bardziej jednak kompromitujące go jako księdza i zakonnika Kościoła katolickiego. Ks. Boniecki, kiedyś przyjaciel Papieża, potem w drobnej "niełasce", nie jest nad Kościołem, którego jest członkiem. Kiedyś, kiedy jeszcze miałem złudzenia co do jego naiwności, zadałem mu pytanie, na ile sobie zdaje sprawę i na ile kontroluje wyczyny swoich podopiecznych jako redaktor naczelny Tygodnika. Cóż, odpowiedź pominę milczeniem, ale już mnie nie dziwi, standardowa, że tak to określę. Jako katolik i przez ponad 25 lat prenumerator Tygodnika poczułem się oszukany i na przełomie tysiąclecia zrezygnowałem z prenumeraty. Dalej uważam, że Tygodnik nam polskim katolikom ukradziono. Nie będę się szerzej wypowiadał w podjętym przez Ciebie temacie, bo to polityka i zupełnie niezgodne z moją intencją. Mój ogląd rzeczywistości rożni się diametralnie od Twojego. Dlatego jestem tu, a Ty tam, jak myślę.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: 9895 (---.range109-151.btcentralplus.com)
Data:   2012-01-25 14:12

Wpis z 13:58 jest oczywiście do G_JP. Sorry, za niechlujstwo.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: salamanka (---.acnielsen.pl)
Data:   2012-01-25 14:40

Jestem tutaj, bo mimo, że nie wszystko mi się podoba, na razie nie stało się nic takiego, co wypłoszyłoby mnie stąd. Lubię Polskę. Nie tę męczeńską, pseudopatriotyczną, rozpamiętującą krzywdy, nieufną podejrzliwą wobec wszystkich dookoła (której na szczęście jest coraz mniej) - tylko coraz bardziej nowoczesną, kolorową, przyjazną i nadającą się do życia. Nie wszędzie i nie do końca, zgoda, ale akurat nie mam na co narzekać i pewnie dlatego tego nie robię. Piękne jest to, że ponieważ chcę, mogę zostać, a Ty, skoro nie chcesz - nie musisz. Chyba do tego się to sprowadza.

Co do księdza Bonieckiego - pożyjemy, zobaczymy. Św. Ojciec Pio też był swego czasu w potężnej niełasce, także u Stolicy Apostolskiej, a teraz piszemy mu "św." przed imieniem. Niezbadane są wyroki Boże. Na szczęście.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: G_JP (---.nycmny.fios.verizon.net)
Data:   2012-01-25 14:42

Szkoda. Jak zmienisz zdanie, daj znać.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Iwona (82.132.248.---)
Data:   2012-01-25 15:06

Jestem blondynką i twoją wierną fanką. Na twoim pogrzebie (za sto lat mam nadzieję) będę z tymi co zawołają: "Panie Michale, larum grają, nieprzyjaciel w granicach, a ty się nie zrywasz, za pióro nie chwytasz, swego zdania nie wykrzyczysz?" - Sparafrazowałam Sienkiewicza. Jak na blondynkę, mieszkającą na wyspach nieźle mi wyszło. ;) Nie ze wszystkimi twoimi poglądami się zgadzam, ale muszę ci przyznać, że jesteś z tych, z którymi nawet spierać się jest przyjemniej, niż zgadzać z innymi.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: łotr (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2012-01-25 16:36

Drogi Michale, kreślę te słowa z punktu widzenia osoby, która w jakiś sposób, może poprzez modlitwę i osobę księdza Lafrance’a, odczuwa rodzaj jakieś więzi duchowej z Tobą, której sam do końca nie pojmuję.
Jaki jest stan Twojego sumienia? Czyżbyś liczył na to, że w przestrzeni wirtualnej jakiś spowiednik je właściwie zdiagnozuje? Tutaj, na katolickim forum pomocy, gdzie udział osób duchownych jest bliski zeru? Czy i na ile można pomóc przez internet? Czy da się wejść w głębię problemu? A jeśli nie, czy to jest uczciwe podejście, zgodne z wolą Bożą? Im większy, głębszy, duchowy problem, tym większa bezradność. I ogrom rozbieżności pomiędzy oczekiwaniami pytających, a możliwościami odpowiadających.
Piszesz Michale, że jesteś bliski tego, by przestać odpłacać "pięknym za nadobne". Tak, myślę, że to właściwa droga, droga Chrystusa. Mimo wielu lat na karku i doświadczeń, obaj wiemy, że nie dorośliśmy do wymagań Ewangelii, że nie tak łatwo jest nadstawić drugi policzek i miłować nieprzyjaciół. Chciałoby się "walić ich po ryju", ale czy jesteś pewien, że taka jest Twoja rola? Spójrz z bliska na intencje swojego serca. Jeśli za nią stoi chęć "dania w ryj" kolejnej kanalii, pokazania swojej wyższości, dokopania, złośliwości, odwetu, to zło się pomnaża, rozsiewa niczym chwast. Jeśli za nią stoi chęć dania świadectwa prawdzie, którą umiłowałeś, zło się nie rozplenia, ponieważ prawda się obroni. Może nie od razu i nie wtedy kiedy tego my chcemy, ale "nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw" (Mk 4,22). Spróbuj rozpoznać to sam na sam z Bogiem, w ciszy swego serca, jak najdalej od komputerów.
Każdy z nas jest Bartymeuszem, otwieranie oczu innym, pozostaw Jezusowi. On to zrobi w swoim czasie. Polityka za bardzo Cię wciąga, zżera i wysysa. Myślę, że chrześcijanin może się polityką interesować i w niej działać, ale nie powinien nią żyć. Nasze życie jest w Bogu, "bo w nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy" (Dz 17,28a).

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Joy (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2012-01-25 17:42

Trudno mi uwierzyć, Michale, że próbujesz na tutejszym forum rozwiązywać dylematy swojego sumienia. Ty, który tyle razy podpuszczałeś ludzi (w sobie wiadomym celu) do wypowiadania swoich opinii i do dyskusji. Jakiś nowy sondaż?
Wytłumacz, jaki jest sens spekulacji nad efektami Twoich złośliwości, których przykłady są nam nieznane, skoro nie jesteś zupełnie zainteresowany skutkami tej, której świadkami jesteśmy na forum?

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: 9895 (---.range109-151.btcentralplus.com)
Data:   2012-01-25 19:32

Dzięki, łotrze, myślę, że masz rację, choć nigdy tak tego nie odbierałem, że polityka mnie zżera, czy wysysa. Z racji tego, że jestem flegmatykiem nigdy nie odczuwałem potrzeby działań politycznych, jakiekolwiek, podejmowane przeze mnie kiedykolwiek, były od początku do końca przypadkowe i marginalne. Nie da się ukryć, że jako Polaka i historyka wkurza mnie przekręt, który zrobiono z Polską, nie potrafię go zaakceptować i myśleć o Polsce jako o Kraju Przywiślańskim. Flegmatyk, to facet, który innym mówi: zróbcie coś z tym, natomiast sam się niechętnie angażuje w cokolwiek. W gruncie rzeczy milczenie jest bliższe mojej naturze, niż gadanie, a niedziałanie od działania. Zawsze wolałem, by to inni robili coś, czy gadali za mnie. Nie do końca się zgadzam z Twoją oceną rzeczywistości, ale jeśli chodzi o fundamenty, to myślę, że masz rację, dlatego, choć trudno mi zaakceptować milczenie, jako odpowiedź, to ponieważ nie widzę innych rozwiązań, póki ich nie zobaczę, wolę milczeć, nawet jeśli ręka świerzbi, by przywalić, a może właśnie dlatego. Nie mam tu zbyt wielu okazji do spowiedzi, po angielsku póki co odpada, a po polsku to rarytas. Handzlik, ten, który zginął w Smoleńsku, przez parę lat posługiwał w Taize, o czym nie ma słowa w jego dostępnych biografiach. Wrócił, bo chciał "coś dobrego zrobić dla Polski". Ja dokładnie w drugą stronę. I dam sobie spokój z przywalaniem. Może szybciej doczekam czasów, że będę na stronę polskiej ambasady wchodził z równą frajdą, jak północnokoreańskiej?
P.S.
Pozdrawiam zwolenniczkę spiskowej teorii dziejów. Jak widać, wychowałem sobie godnych następców z młodszego pokolenia. To już mogę spokojnie umierać.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: magda (---.play-internet.pl)
Data:   2012-01-25 22:53

A kogo, Panie Michale pozdrawiasz? "Teoria spiskowa dziejów". Kiedy słucham "mądre"głowy w telewizji straszące przed tymi, którzy nieustannie trąbią o spiskach, od razu zapala mi się w głowie czerwone światło ("uważaj na tego gościa, kombinuje") i zadaję sobie pytanie: "A niby jak ten świat cały się kręci? Idzie sobie tak pięknie, czysto i w prawdzie?" Jest super, więc o co ci chodzi? Cała historia nasza ludzka, to jeden wielki nieustający spisek. Ciągle ktoś coś z kimś załatwia, ciągle się ktoś z kimś układa, jednego wprowadzają w grę, a innego eliminują. Każda metoda dozwolona, czego jestem przerażonym świadkiem. Najważniejsze co się dzieje w polityce, załatwia się nie przy kamerach, w sali plenarnej, ale przy stoliku i nie tylko z herbatą. Tak było, jest i będzie. Kto chce wierzyć, że wszystko co się stało i na naszych oczach się dzieje z tą naszą Ojczyzną, to zbieg jakichś nieszczęśliwych przypadków, jego sprawa. Nie wchodzę w to. Jest przyczyna, jest też i skutek. "Pycha matką wszystkich grzechów".

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: femme (---.238.68.22.ip.abpl.pl)
Data:   2012-01-25 23:39

Do Salamanki
Zanim, kobieto, dasz upust kolejnym przemyśleniom typu: "Kiedy ktoś drze na scenie Biblię albo bluźni przeciwko Bogu, nie jestem urażona (...) Ale nie radzę sobie z tym stanem składając pozew, bo co to da?" - rozważ sobie święte słowa: "Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cie wyrzucić z mych ust" (Ap 3, 15-16).

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: aga (---.183.235.94.dsl.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2012-01-25 23:59

Mam wrażenie, że ten post nie służy udzieleniu pomocy. Ocenę moralną złośliwych komentarzy na różnych forach wystawiłeś sam ("ta sama orkiestra, tylko inny instrument"). W moim odczuciu ta ocena jest słuszna. Pytanie wymagające odpowiedzi to - jak pisać na forach, by dać odpór złu, jakimi środkami posługiwać się, by odnieść pożądany skutek.
Obawiam się, że odpowiedzi powinieneś poszukać u specjalistów od "pijaru". My tutaj wiemy tylko, że powinny być godziwe - o skuteczności nas nie uczono.

PS. Z moich prywatnych obserwacji i doświadczeń wynika, że komentarze na popularnych portalach nie tylko są cenzurowane (wypowiedzi o zabarwieniu prawicowym, katolickim, antyrządowym nie ukazują się). Istnieją grupy "szybkiego reagowania", które celowo umieszczają komentarze szkalujące opozycję. Pozostaje pytanie czy robią to z przekonania, czy to ich sposób zarabiania na życie.
Mam możliwość obserwacji takich zachowań na pewnym lokalnym forum. Jak rozmówcy wykażą, że "internauta" kłamie i manipuluje informacją, przenosi się do innego wątku i z uporem maniaka dalej wkleja te same bzdury. Widać w tym postępowaniu pewną systematyczność i upór. Czas poświęcony skakaniu po tematach i wklejaniu tych samych rzeczy od 8 rano do 23 w nocy pozwala wnioskować, iż działanie jest dofinansowywane. W przeciwnym razie "internauta" miałby przerwę na pracę.
Odnosząc te obserwacje do innych forów i dylematów p. Michała, proponuję w ramach pomocy "wrzucić na luz". Nie jest Pan w stanie wygenerować w krótkim czasie kilkudziesięciu różnych wypowiedzi na różnych forach i wklejać je przez 20 godzin na dobę, bo kiedyś musi Pan pracować, nieprawdaż? W związku z tym proponuję, niech Pan to robi tak jak do tej pory, tyle, że nie z intencją "dokopania", lecz ukazywania prawdy.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: salamanka (---.181.177.162.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2012-01-26 07:47

Do femme:
"Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie" (Mt 7,21).
oraz:
"Będziesz miłował Pana Boga twego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy" (Mt 22, 37-40).

Miłuję Cię jako swojego bliźniego, cokolwiek o mnie sądzisz, tak samo jak miłuje innych, którzy "nie wiedzą, co czynią" (i czasami czynią gorsze rzeczy), ale pozwól, że będę szła do Boga swoją drogą, tak jak Ty idziesz swoją, i nie będę na niej robiła objazdów przez sąd i politykę. Z Bogiem.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: femme (---.238.68.22.ip.abpl.pl)
Data:   2012-01-26 10:57

Do Salamanki
"Królestwo Niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je" (Mt 11,12).

Jezus w ludzkiej naturze był także gwałtownikiem. Miał serce groźne, ale dobre. Groźne, bo dobre. I dobre, bo groźne. To serce kazało Mu upleść własnoręcznie bicz, którym później wypędził przekupniów ze świątyni, z Domu Ojca. To serce kazało Mu z czułością i delikatnością błogosławić dzieci. To serce kazało Mu stanąć w obronie skazanej na śmierć cudzołożnicy. To serce kazało Mu wyśmiać otwarcie obłudę faryzeuszów.

To serce pozwoliło Mu stoczyć na krzyżu zwycięski bój o Twoją duszę.

Uczeń naśladuje mistrza. Ktokolwiek więc chce zostać uczniem Chrystusa, zamienia się w gwałtownika. Oczywiście, ten rodzaj gwałtowności nie ma nic wspólnego z przyziemną porywczością, choć czasem bywa równie agresywny.
( http://droga-gwaltownika.blogspot.com/2010/09/dlaczego-droga-gwatownika.html )

Zachęcam również do wysłuchania konferencji "Narodzeni z Ducha" o. Fabiana Błaszkiewicza - dostępne na www.chomikuj.pl
Pozdrawiam.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: salamanka (---.acnielsen.pl)
Data:   2012-01-26 11:45

Jak napisałam wcześniej - niech każdy idzie do Chrystusa swoją własną drogą. Jedni zmierzają do Jezusa - groźnego gwałtownika, inni do Jezusa miłosiernego i łagodnego. "W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział" (J 14,2). Dróg pewnie też jest wiele. Dlaczego tak usilnie przekonujesz, że tylko Twoja jest dobra?

www.chomikuj.pl - ma potężne problemy z piractwem internetowym. Zachęcam do upewnienia się, czy ściągając coś z tego miejsca, nie łamiemy prawa.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Bogna (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2012-01-26 12:51

Nikt nie zmusza Cię, salamanko, do korzystania z chomika. Osobiście nie korzystam. Innym też nie polecam. A jeśli Odpowiadający na forum przysyła coś z tamtej www i akurat pełnię obowiązki moderatora, kasuję chomika, szukam czegoś podobnego w sieci, albo w swoich zasobach i wklejam adres sprawdzony. I teraz też znalazłam fragment tej samej konferencji na youtube:
http://www.youtube.com/watch?v=Xgva9dmsAoE

Podobnie i Michał nikogo usilnie nie przekonuje, wyraża tylko swoje zdanie. Mam wrażenie salamanko, że po prostu nie rozumiesz Michała...

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: 9895 (---.range109-151.btcentralplus.com)
Data:   2012-01-26 13:35

Pani Magdo (uderz w stół nożyce się odezwą), Joy. Już tak Was wyszkoliłem, że potraficie znaleźć czarnego kota w zamkniętym i pomalowanym na czarno pokoju bez okien, nawet gdy go tam nie ma. Widzę, że wątek się kompletnie rozłazi, a pomocy znikąd. (Jedynie Mateusz i Łotr dali mi merytoryczne, choć nieco rozbieżne rady)
P.S.
Swoisty komentarz, do dylematu, jaki wywołał we mnie mój złośliwy komentarz pod wypowiedzią rzecznika rządu, o niezmiernej miłości, jaką społeczeństwo polskie wykazuje wobec swojego umiłowanego rządu, stanowi pouczenie, które otrzymałem wczoraj od Interii. (Zaznaczam, że moja uwaga o plastikowych świniach na baterie, krążących całymi dniami pod żyrandolem - mogę przesłać zdjęcie, jak ktoś nie wierzy, nie wymieniała nikogo z imienia i nazwiska. Uściśliłem jej treść na potrzeby forum Katolika. Na Interii, ot tak sobie, opisałem przypadek, tej par exelance obleśnej zabawki, wystawionej na stałe przez sprzedawcę, jako nieustannej zachęty do jej kupienia, nie przypisując jej do nikogo i niczego, nie wymieniając żadnego nazwiska, nie odnosząc się do treści artykułu) Otóż Interia pouczyła mnie właśnie, że przysłany komentarz, jako wysoce obelżywy, jest sprzeczny z zasadami i standardami kultury wdrażanym z sukcesem od lat przez Interię. Droga Interio, wiem, że raczej nikt stamtąd Katolika nie czyta, ale DZIĘKUJĘ.
Co mi to przypomniało? Jakiś czas temu, zmuszony przez ZUS do zarejestrowania się jako bezrobotny bez prawa do zasiłku w Urzędzie Pracy, co było czynnością absolutnie jałową, gdy znalazłem sobie pracę na własną rękę, wywołując tym istną panikę i popłoch, wśród urzędujących panienek (stracą klienta), podkuszony przez tzw. licho, wystąpiłem o dofinansowanie przeszkolenia zawodowego w nowej pracy. W stosownym czasie rozpatrzono moją prośbę pozytywnie (z ustawy wynikało, że Urząd Pracy nie mógł odmówić dofinansowania). Warunkowano jednak dofinansowanie pozytywnym przejściem przeze mnie przez stosowne badania zdrowotne, oceniające moją zdolność do podjęcia nowej pracy. Ponieważ takie zaświadczenie miałem w kieszeni, gdyż zrobiłem sobie kilka tygodni wcześniej odpłatnie takie badania, nie widziałem problemu. Okazało się, że jest problem z honorowaniem mojego zaświadczenia, wystawionego, przez uprawnionego lekarza, gdyż Urząd Pracy ma umowę z przychodnią i ktoś by był na tym stratny, gdyby przychodnia nie dostała zlecenia (a myślałem, że oszczędzam podatnikom kosztów duplikowania niepotrzebnego badania, okazało się jednak, że takie myślenie, to naiwność, o większe oszczędności chodziło). Spokojnie więc udałem się ze stosownym zleceniem na dwudniowe badanie do przychodni. Z moich obserwacji wynikało, że każdego delikwenta (a było ich ok. 150), badało przez ok. 3 godziny działania przychodni kilkunastu specjalistów. Dawało to średnio 3 minuty na całe badanie delikwenta. Znaczna część badanych, była oczywiście kierowana na badania okresowe przez zakłady pracy, ci, którzy za badania płacili, uiszczali ponad 300 PLN. Przeszedłem badania śpiewająco, choć nie bez kłopotów, z tej racji, że wyposażenie przychodni w aparaturę z wczesnych lat pięćdziesiątych mocno utrudniało badanie od strony technologicznej. (Cóż, nie zawsze otwarcie młodych na postęp technologiczny daje im handicap. W tym akurat przypadku, mnie szybciej udawało się zorientować w meandrach obsługi historycznego sprzętu badawczego.) Trafiłem wreszcie do okulisty. Widziałem, jak zaświeciły mu się oczka na widok noszonych przez mnie okularów. Jednak badanie nie wykazało mojej nieprzydatności do nowego zawodu. Mieściłem się w normie. Badanie przedłużyło się do 1,5 godziny, pomimo pęczniejącej kolejki. Wreszcie badający wyraźnie zasmucony, w jak się to wyraził "trosce o mnie", zaproponował mi kontynuację badania w swoim prywatnym gabinecie w godzinach popołudniowych. Ponieważ nie miałem decyzji, nie miałem też i wyjścia. Badanie miało taki, a nie inny przebieg, polegający na wynajdywaniu kolejnych coraz trudniejszych testów, aż wreszcie udało się znaleźć właściwe. Ponieważ puściłem mimo uszu niewybredne sugestie, badający zastanawiał się długo co dalej i nagle zobaczyłem pomysłowego Dobromira w akcji, stwierdził, że musi się skonsultować w przychodni. Wróciłem do niej następnego dnia i pomimo szczerego zdziwienia konsultantki, zostałem skierowany na aparat, którego nigdy w życiu nie widziałem, myślę, że była to produkcja manufakturowa sprzed pierwszej wojny światowej. Żadnego zresztą z tych aparatów, które były w tym gabinecie i na których przechodzili badania inni delikwenci nie udało się skalibrować, co mi nie przeszkodziło w zaliczeniu tych testów, z wyjątkiem jednego, na aparacie, który według mnie był popsuty. Oczywiście wynik badania, został przez okulistę przyjęty z radością i wiadomym dla mnie skutkiem. Odpowiedź, jaką uzyskałem na moją prośbę z Urzędu Pracy była także oczywista. (Bardzo chcieli mnie dofinansować, ale nie mogą z przyczyn obiektywnych) Zapoznawszy się z procedurą odwoławczą, zrezygnowałem z niej z przyczyn oczywistych. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że już z myślą o wyjeździe z Polski, zrobiłem sobie kilka tygodni później prywatnie inne uprawnienia, do których musiałem przejść te same badania, tyle że prywatnie, w innej przychodni i na normalnej (współczesnej i działającej) aparaturze, u normalnych lekarzy. Przeszedłem je bez najmniejszych problemów, choć przyznam, startowałem do nich już z duszą na ramieniu.
Czemu ma służyć ten mój przydługi wywód? Naświetleniu okoliczności. Otóż nauczony doświadczeniem stwierdziłem, że nie będę przeprowadzał żadnych procedur z tym związanych w Polsce, ani o nic występował do polskich urzędów. Jednak ni stąd ni zowąd zanim zakończyłem procedury w Urzędzie Pracy, po kilku dniach od pamiętnego badania, otrzymałem zawiadomienie urzędowe podpisane imiennie przez szefową Wydziału Komunikacji Urzędu Miejskiego w Zabrzu, w którym informowała mnie, że gdybym kiedykolwiek występował o rozszerzenie moich uprawnień, to ona mnie informuje, że jej urząd mi takich uprawnień, z racji medycznych, nie udzieli. Podziękowałem za tę informację, prosząc jednocześnie o odpowiedź na piśmie, czemu ją zawdzięczam, skoro nigdy do Wydziału Komunikacji nie występowałem z taką prośba, ani nie informowałem go o zamiarze wystąpienia z taką prośbą i nigdy nie było to moim zamiarem, by z taką prośbą wystąpić. Ponadto prosiłem o podanie skąd Wydział ma o mnie takie czułe informacje, które mógł uzyskać tylko z jednego źródła, a o ile mi wiadomo informacje te są poufne i nie powinny być udostępniane na lewo i prawo, przez osoby postronne, wykonujące zlecenia zewnętrzne, co ważniejsze Wydział Komunikacji nie był, nie jest i nie będzie stroną, której by te badania dotyczyły, i nie on takie badania zlecał. Pytałem też o wyjaśnienia jak się ma zawiadomienie, o które nie prosiłem, do tajemnicy lekarskiej. Prosiłem też po udzielenie informacji kto jeszcze otrzymał te poufne informacje o mnie. Odpowiedź jaką otrzymałem była mówiąc delikatnie wymijająca i nie na temat. Można by było z niej wnioskować, że szefowa Wydziału ma problemy z poprawnym rozumieniem czytanych tekstów. Ponieważ jestem, tu gdzie jestem, zostawiłem tę sprawę, tak jak była. Ale z tego co widzę, standaryzowanie Polski jest procesem stale postępującym. I udzielanie odpowiedzi na nie zadane pytania, a nie udzielanie na zadane, stało się powszechne. Chciałem też wyraźnie zaznaczyć, że spotkałem w Polsce nie tylko konowałów, ale i wspaniałych lekarzy, działających wbrew tym standardom.
Tak na marginesie, choć zapewne nie do końca na temat, w Anglii wygląda to wszystko zupełnie inaczej. Ludzie ci, nie zagrzaliby miejsca na swoich stanowiskach dłużej niż jeden dzień. Tu nie mają czego szukać.
Szkoda, że nie dostałem odpowiedzi od żadnego Księdza, a tu o nich nie tak łatwo. Cóż, myślę, że ponieważ nie mam dobrych rozwiązań i nic nie przychodzi mi do głowy, to sobie odpuszczę. Za bardzo żyję Polską, a teraz krajem w którym żyję jest Anglia i nie chcę tego zmieniać, więc to co robię, takie siedzenie w rozkroku na płocie i komentowanie polskiej paranoi, jest chore, niezależnie od sposobu w jaki zdarza mi się to robić. A właśnie sobie słucham przemówienia pana Dworaka, z którego dowiedziałem się, że katolicy w programie II PR mogą wysłuchać 5-minutowej audycji religijnej. Dziękując za te informacje (panie przewodniczący, dziękować, bardzo dziękować), spieszę poinformować nie pytany, że nie spędzę 23 godzin 55 minut w oczekiwaniu na moją wytęsknioną audycję religijną. Mam rozumieć, że przez pozostałe 23,55 PR nadaje audycje dla ateistów? Dobrze jest znać docelowy target, że tak to ładnie po polsku ujmę. Wolę korzystać z 24 godzinnego programu TV Trwam i Radia Maryja. Dziękuję też za informacje, że wymogi telewizji religijnej spełnia koncesja dla telewizji Puls. Cóż drogi Episkopacie, który o ile pamiętam, byłeś ojcem chrzestnym tej telewizji, dziękuję Ci niniejszym za wszystkie religijne programy typu "Goło i wesoło", które dostały miejsce na platformie cyfrowej. No to pa.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Arizona (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2012-01-26 14:07

Bywam tu od lat i bardzo cenię to forum. Nieustannie zadziwia mnie na nim jednak uprzywilejowana pozycja Michała (może by to zapisać w regulaminie?) Obawiam się, że gdyby ktoś inny sformułował podobny post jak ten tutaj, odesłano by go do forum dyskusji. Jakkolwiek Michał jest bardzo barwną postacią, niezwykle inteligentną i błyskotliwą, jego wpisy z pewnością wielu pomagają, choć i wielu ranią. Zaraz pewnie i mnie się oberwie, choćby z powodu braku chromosomu Y.
Odzywam się, choć wcześniej tego nie planowałam (wiedząc, że Michałowi nie zależy na pomocy osób mego pokroju) również dlatego, że chciałabym okazać swą solidarność z wpisami salamanki. Odbieram ją jako kogoś, kto ma wiele pokory do otaczającej ją rzeczywistości i nie popada w ideologię.
A tobie Michale życzę, byś był człowiekiem wielkiego umysłu i serca. Wiem, że moje zdanie masz gdzieś, ale skoro poruszyłeś ten temat, to się wypowiem. Moim skromnym zdaniem, nawet podejmując słuszną krytykę innych, nie możemy rezygnować z języka miłości (nie chodzi o lukier, ale o szacunek dla drugiego człowieka). O ile nam na zbawieniu tych innych zależy. No chyba, że nam nie zależy. Wtedy możemy jeździć po nich do woli i rozładowywać na nich swe frustracje. To tak w wielkim skrócie. :)

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: ag (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2012-01-26 14:08

Niech każdy idzie swoją drogą? Tak, Salamanko, ale nie każdą drogą.
Napisałaś: "Kiedy ktoś drze na scenie Biblię albo bluźni przeciwko Bogu, nie jestem urażona. Jest mi przykro i źle, tak jakby ktoś obrzucał obelgami mojego tatę albo mamę". - Darcie Biblii jest krzyżowaniem Boga. A gdyby ktoś naprawdę twojego tatę czy twoją mamę publicznie upokarzał, bił, deptał - to byłoby ci jedynie "przykro i źle"? Sądowe sprawy nie są jedynie po to, żeby komuś za to przyłożyć. Są po to, żeby inni wiedzieli, że tego nie mogą robić. Ani wbijać polskiej flagi w g..., ani drzeć Biblii. Cieszy cię to, że sąd pozwolił tak robić? Jeśli uważasz, że to są po prostu normalne zmiany, a "jedyną różnicą jest szybkość tych zmian", których nie potrafią zrozumieć urodzeni w połowie poprzedniego wieku - to może proponujesz iść dalej? Dlaczego sąd ma karać złodziei i morderców? Oni mają prawo być inni, trzeba im dać wolność wyboru, to będzie tylko nowy "nurt myśli w Kościele, który jest mi bardzo bliski i szanuję go za otwartość umysłu i gotowość do dialogu".

"Co do księdza Bonieckiego - pożyjemy, zobaczymy. Św. Ojciec Pio też był swego czasu w potężnej niełasce, także u Stolicy Apostolskiej, a teraz piszemy mu "św." przed imieniem". - Porównujesz o. Pio do Bonieckiego? To przypomnij sobie radykalizm Pio, który potrafił wyrzucić kogoś z konfesjonału, gdy zło było wielkie, a bez żalu. Tego właśnie Bonieckiemu brakuje.

"Przekaz powinien być dostosowany do odbiorcy, a nie wysyłany zawsze w tej samej, niezmienionej formie przez nadawcę". - No właśnie. Masz rację. Temu, który drze publicznie Biblię i nazywa ją g... trzeba w inny sposób mówić o naszych prawach i obowiązkach, niż umęczonej przez męża kobiecie, która choćby nawet zabiła dziecko nienarodzone, ale potem ze łzami przychodzi do konfesjonału, bo nie może z tym żyć. A walka o prawa jest obowiązkiem nie tylko wobec siebie, ale też dla innych.

"A dla mnie ludzie, którzy piszą takie wiersze oraz się z nimi utożsamiają, są największym zagrożeniem dla polskiego Kościoła". - Czyli jednak nie jesteś aż tak tolerancyjna, żeby uznawać że oni mają takie same prawa pisać wiersze jak ty lubić ks. Bonieckiego? A ty przecież nie czujesz się zagrożeniem dla Kościoła?

"O ile mi wiadomo, ks. Boniecki niczego nie złamał. Zakazano mu wypowiedzi w mediach innych, niż Tygodnik Powszechny i tego się trzyma". - Ale zakazano mu nie w dowód wdzięczności za wszelkie dobro, prawda?
Grzechy cudze:
1/ do grzechu namawiać;
2/ grzech nakazywać;
3/ na grzech drugich zezwalać;
4/ innych do grzechu pobudzać;
5/ grzech drugich pochwalać;
6/ na grzech drugich milczeć;
7/ grzechu nie karać;
8/ do grzechu drugiemu pomagać;
9/ grzechu innych bronić.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: aga (---.183.235.94.dsl.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2012-01-26 15:16

Tylko do p. Michała
http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU20120000024
par.11 ust. 2
Jeżeli orzeczenie lekarskie stwierdza istnienie
przeciwwskazań zdrowotnych do kierowania pojazdami
bądź zawiera ograniczenia w korzystaniu z uprawnień
do kierowania pojazdami wynikajàce ze stanu
zdrowia, o których mowa w art. 92 ustawy, uprawniony
lekarz w terminie 14 dni od dnia wystawienia orzeczenia
przekazuje jego kopię właściwemu organowi
uprawnionemu do wydania prawa jazdy lub pozwolenia
do kierowania tramwajem.

Stąd pani z Wydziału Komunikacji wiedziała o co chodzi. Lekarz ma obowiązek te dane przekazać. Inna rzecz, że nie wszyscy się do tego prawa stosują.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: 9895 (---.range109-151.btcentralplus.com)
Data:   2012-01-26 16:17

Już skończyłem Arizono (chyba, że mi jaki Ksiądz, albo xc coś sensownego podpowie, Bogna z tego co wiem, ma zakaz). I wcale nie atakowałem Salamanki. Uważam zresztą, że jej pierwszy wpis był bardzo dobry. Tyle, że Wasze rady, choć dobre są niepraktyczne - nie do zastosowania. Nie zmienię się (nie w tym wieku), a skoro moje reakcje na to co widzą i słyszą moje oczy są nieprzyzwoite, a na inne się nie potrafię zdobyć, wolę milczeć, czego jednak nie należy interpretować jako milczącego przyzwolenia, jak to się stało z sejmem niemym. Przecież lubię Was, tyle, że akurat wiem, co mi te parę osób powie, więc po co powtarzać? Rozumiem też, że Mateusz w zawoalowany sposób daje mi do zrozumienia, że wolałby dalej czytać to co piszę, a do sugestii łotra nie sposób się nie zastosować, choć uczynię to ze scyzorykiem otwartym w kieszeni. Pragmatyzm zwycięża. Ktoś przecież tę umiłowaną przez naród władzę wybiera, niezależnie od tego co ona wyczynia, więc zakładam, że z Polakami, to sobie mogę tu pogadać, jeśli będziemy mieli na to ochotę, w co wątpię. Niech w Polsce zwycięża kultura. Skończmy już ten temat, skoro nic więcej się nie dowiem, proszę Księdza Moderatora.

Aga dziękuję za informację. Tyle, że o nic nie występowałem do Wydziału Komunikacji (i to nie on podejmuje decyzję, on tylko wydaje [lub nie] stosowny dokument, o ile mi wiadomo). A oświadczenie Wydziału otrzymałem zanim dostarczyłem orzeczenie do Urzędu Pracy i zanim minął termin ewentualnego odwołania się przeze mnie od tegoż orzeczenia, do czego miałem podstawy, więc wszystko było i jest czytelne i jasne. Mogłem się i odwołać od orzeczenia i je obejść, ale byłoby to, jeśli nawet, Pyrrusowe zwycięstwo. (To trochę tak jak z TV Trwam - ich racje zostaną uznane w końcu za 5 do 10 lat, a miejsca nie dostaną bo go nie będzie. Wszystko zgodnie z prawem.) Pierwsze odpłatne badanie, powielało drugie, a trzecie, ponieważ chodziło o jeszcze większe rozszerzenie uprawnień (naturalnie nie w Polsce), było jeszcze rozleglejsze od pierwszego, dlatego MUSIAŁEM je przeprowadzić, mimo, że pierwsze było wydane na 10 lat. Mam to o co mi chodziło, choć te trzecie badania są odnawiane akurat częściej, legalnie i bez walki z wiatrakami i bez dawania w łapę. Dobrze, jako, że wysłuchałem sobie dzisiaj posiedzenia pewnej komisji sejmowej, więc rozumiem, że wszelka władza w Polsce jest "w prawie". I to jest ok. Przyjmuję do wiadomości Polskę taką, jaka jest. I m.inn. dlatego jestem tu, a nie tam. Sorry, ale nawet Ci bywalcy forum, którym się nie podobam, nie odmawiają mi inteligencji, mam nadzieję, że Ty też. Może komuś w Polsce przydadzą się przytoczone przez Ciebie przepisy, mnie już nie.
P.S.
Zmienię nicka, proszę Księdza ten 8900 jest bardzo ładny.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Joy (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2012-01-26 18:26

Michale, lubię czytać teksty krytyczne i takie (przynajmniej na razie) znajduję w sieci. Nie przeszkadza mi sarkazm, jeśli jest użyty z wyczuciem - godzi w zło, a nie w człowieka. Lubię czytać, jeśli autor czyni starania, żeby konkretne zagadnienie przybliżyć czytelnikowi. Robi to w sposób przemyślany i usystematyzowany.

Przyznam, że już od dłuższego czasu zupełnie nie mam ochoty wyławiać z Twojego pisania na forum tego, co wartościowe. Coraz więcej w tym Twoich emocji, coraz mniej konkretów. Pisałam Ci już dawno temu, że kontemplujesz głównie politykę. I mam wrażenie, że jest z tym coraz gorzej. Dygresje polityczne, chociażby jednozdaniowe, notorycznie powtarzają się w Twoich wpisach, przyćmiewając urok tych dobrych.

Jeśli uważasz, że nie potrafisz niczego już zmienić w swoim postępowaniu, to Twoja sprawa, Twoja odpowiedzialność przed Bogiem. Dla tych, którzy są nieco młodsi lub bardziej elastyczni od Ciebie, a przesiąknięci potrzebą ironicznej krytyki tego, co ich otacza, polecam codzienny ignacjański rachunek sumienia. Poniżej wklejam parę pytań wybranych z książki Krzysztofa Osucha SJ "Rachunek sumienia szczegółowy i ogólny".

Najpierw pytajmy o miejsce Boga w życiu:
- Dokąd dziś wyrywało się moje serce? Do kogo lub do czego biegły moje myśli wyobrażenia, pragnienia?
- Co było głównym motywem mojego działania? (A co powinno być?)

Czasem warto zacząć od pytań najprostszych:
- W których myślach, słowach i czynach najbardziej zawiodłem mojego Boga?
- A w czym - moich bliźnich?
- Komu i czym sprawiłem dziś przykrość? Przyczyna może być wyraźna lub ledwo dostrzegalna...

Relacje z bliźnimi to dziedzina ważna i rozległa:
- Czy dla każdej osoby, bez najmniejszego wyjątku, mam niezachwiany szacunek?
- Czy staram się pamiętać, że Serce Ojca zakochane jest w każdej ludzkiej osobie?

Pytać, chcąc popatrzeć na siebie cudzymi oczyma:
- Co powiedziałyby dziś o mnie osoby, z którymi jestem na co dzień?
- Czy jestem uważny na "zwrotne komunikaty" moich przyjaciół i innych rozmówców?
- Czy zmieniałem płaszczyznę komunikacji (z banalnej na poważną), gdy spostrzegłem, że ktoś chce udzielić mi coś ze swej głębi lub rad by otrzymać ten dar ode mnie?
- Czy jestem świadom takich swoich odruchowych zachowań, którymi bez problemu i wyrzutów zwykłem ranić osoby z otoczenia?
- Czy osoby dziś spotkane mogłyby mi wyznać, że czuły się przeze mnie przyjęte i utwierdzone w swej godności? Czy chętnie spotkają się ze mną jeszcze raz?

A moi nieprzyjaciele:
- Kogo się radziłem, jak reagować na doznane nietakty, zło, krzywdę?
- Czy wsłuchiwałem się (możliwie od razu) w Jezusowe zalecenia z Kazania na Górze odnośnie miłowania nieprzyjaciół?

Powyższe serie pytań - jak pisze autor - są otwarte stopniowe dopisywanie własnych. Od siebie dodałabym:
Jeśli postanawiam zignorować, któreś z powyższych pytań, dlaczego to robię? Czym się kieruję?

PS. Nie ulega wątpliwości, że posiadasz wysokie IQ. Obawiam się tylko, że Pan Bóg załatwił to kosztem EQ(EI). ;)

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Mateusz (---.hybryda.net)
Data:   2012-01-26 20:39

To znowu ja. Co prawda od wtorku niewiele się zmieniło pod kątem mojego stanu (nadal nie jestem księdzem), ale stwierdziłem, że może jednak pokuszę się o analizę z punktu widzenia etyki personalistycznej. Nie twierdzę, że nie znasz tego co zaraz napiszę, Michale, ale może komuś, kiedyś, gdy dobrnie do tej wiadomości ona się przyda.

Otóż:
W etyce chrześcijańskiej wyróżniamy trzy źródła oceny moralnej czynu.
1. Przedmiot (co robię)
2. Intencja (dlaczego to robię)
3. Okoliczności (świadomość, czas, miejsce, forma, przewidywane lub obecne skutki etc.).
Wartość moralną czynu czerpiemy z przedmiotu (gdyż czerpanie jej z 2 i 3 prowadziłoby do konsekwencjonalizmów, proporcjonalizmów, utylitaryzmów - ogółem relatywizmu i jeszcze innych -izmów). Intencja i okoliczności nie wpływają na wartość moralną czynu, lecz jedynie na stopień odpowiedzialności moralnej (tutaj czasem łatwo o błąd w rozróżnieniu na przedmiot i intencję - w razie potrzeby wyjaśnię szczegółowe przypadki).
W rozpatrywanej kwestii (na razie) przedmiotem będą _żarty (w miejsce "_" proszę wstawić sobie odpowiedni przymiotnik), intencją to, co kryje się w sumieniu jako cel działania, zaś okolicznościami np. miejsce publikacji i grupa docelowa.
Sprawa może być rozpatrywana pod kilkoma kontami:
1) Rozpoznanie wartości moralnej przedmiotu.
Jeśli uznamy _żarty za dobre, a i intencja będzie takową (oraz uwzględnienie integralnej struktury adresata oraz jej afirmacja) - nie ma potrzeby dalszego rozważania, sprawa jest jasna. Wszystko jest ok.
Jeśli uznamy za złe, niestety sprawa też jest jasna - nic nie jest ok.
Jeżeli zaś uznamy za neutralne, pojawiają się dwie opcje:
a) intencją działającego jest dobro (budzenie oszołomów), zastosowane działanie jest neutralne = czyn moralnie dobry
b) intencją działającego jest zło (np. wyładowanie frustracji, dopieczenie odpowiednim personom), zastosowane działanie neutralne = czyn moralnie zły.

Głos rozsądku podpowiadałby mi jednak, że w tym ujęciu przedmiot działania musiałby być jednak uznany za zły, co przekreślałoby resztę dywagacji i podawało jednoznaczną ocenę moralną.

2) Gdyby próbować bronić się tym, że celem jest poprawa stanu świadomości narodu itp., niestety ocena pozostanie negatywną, w związku z zastosowaniem zasady "cel nie uświęca środków", która wynika z założenia wstępnego, którym jest dokonywanie oceny moralnej na podstawie przedmiotu czynu.
*****

Jako odrębny tok rozpatrywania moralności rzeczonego aktu, można podać próbę zastosowania etycznej zasady o podwójnym skutku.
Oczywiście i w tym przypadku o ocenie moralnej decydować będzie przedmiot, jednak nie będą nim _żarty.

By móc aplikować tę zasadę źródła musiałyby przedstawiać się tak:
1) Przedmiot = np. budzenie oszołomów
2) Intencja = np. poprawa stanu świadomości narodu
3) Okoliczności = miejsce publikacji etc.
_żarty musiałyby być skutkiem ubocznym, niezamierzonym, lecz dopuszczonym.
Musiałby być także jedyną formą walki i być użyte proporcjonalnie do przyczyny.
Niestety jedyną formą nie są, ponadto wydaje mi się, że są zamierzone, a nie dopuszczone. Tak więc zasada działania o podwójnym skutku (i tak trochę tutaj chyba naciągnięta) nie znajduje zastosowania.

Ponadto, niemożliwym jest uwzględnienie struktury integralnej adresata (w przypadku publikacji internetowej), bez której działanie nie może być godziwe. Brak rozpoznania owej struktury będzie w tym przypadku ignorancją pokonalną, a więc pociąga odpowiedzialność moralną.

Sytuacja ma się zgoła inaczej w prywatnych rozmowach, gdy znany jest nam adresat postępowania i jego integralna struktura, która każe nam przypuszczać, że nawet bardzo mocne żarty nie dotkną go w sposób negatywny, a mogą służyć przebudzeniu. Tym bardziej jeżeli taka osoba jest inteligentnym introwertykiem i woli szczerą radę zawoalowaną żartem, niż życiowe rady, które go zwyczajnie krępują. Chyba, że działający rozpoznaje potrzebę przełamania owego skrępowania, gdyż adresat nie rozwija się przez to w miłości. Nieważne, można tak długo.

Pomijam podział na czyn moralnie godziwy, słuszny etc. chyba, że kogoś to interesuje. Ale mogę długo nie odpowiadać (mam sesję, a co nieco musiałbym sobie przypomnieć). W razie niejasności co do kwestii już poruszonych, spieszę z wyjaśnieniami.

Koniec końców, dopiero powyższe uświadomiło mi, że czyn ten w mojej opinii należy uznać za zły. W zasadzie czułem to już poprzednio, ale bezradność wobec naporu całego tego nieporządku skłaniała mnie w drugą stronę. :(

Na koniec dodam jeszcze, że na stopień odpowiedzialności moralnej wpływają także okoliczności towarzyszące działającemu: emocje, świadomość, namysł etc. i choć jak przypuszczam zmniejszą odpowiedzialność, niestety nie zmienią wartości.

Mam nadzieję, że choć trochę teraz pomogłem (i że nic nie namieszałem z teologii moralnej).

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: magda (---.play-internet.pl)
Data:   2012-01-26 22:05

Ależ, Michale, od samego początku nie miałam najmniejszego zamiaru Ci pomóc, bo wierzę, albo czuję intuicyjnie, że Ty sobie sam doskonale odpowiesz na nurtujące Cię dylematy moralne. A tak prawdę mówiąc, nie mam za wiele do powiedzenia w Tych Twoich wątpliwościach, w związku z czym piszę sobie nie na temat jakby trochę ;) i sama nie dowierzam, że te moje wylewności są upublicznione. ;) Ale w zasadzie to nie mam nic przeciwko. Skoro je widać, widocznie coś w tym musi być ("jak tyle milionów Chińczyków je ryż, trzeba uwierzyć, że jest super zdrowy), i może komuś innemu zwrócą na coś uwagę. Daj Boże. A tak już na koniec, chciałabym powiedzieć, że dzięki Tobie, Michał, dzięki temu, że się z nami podzieliłeś swoim dylematem, kilka cennych myśli i opinii przeczytałam w tym wątku na różne tematy i niekoniecznie związane z tematem głównym. Dzięki. Jestem usatysfakcjonowana, ;) czego i Tobie życzę z całego serca swego.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: 9895 (---.range109-151.btcentralplus.com)
Data:   2012-01-26 23:27

Nie namieszałeś Mateuszu. (Scyzoryk dalej mi się otwiera, ale sobie odpuszczam.) Myślę to co myślę i tego nie zmienię, ale tak sobie myślę, że Bóg mnie wyrwał z tego kraju nad Wisłą po to bym w nim dalej nie tkwił jedną nogą (za bardzo w tym przypominam Izraelitę, który cały czas rozpamiętywa niewolę egipską, jak mu w niej było dobrze). Tak się zresztą dobrze złożyło że od kilku miesięcy nie mam już dostępu do polskiej telewizji, choć za nią płacę, ponieważ platforma satelitarna przestała wspierać niezależne dekodery, a nie chciałem brać od nich, by nie być uzależnionym. Więc to rozstanie powinno być coraz łatwiejsze. Pożyjemy, zobaczymy, może mi się uda. Ale, nie da się ukryć, jest to dla mnie trudne wyzwanie. Dobrze, ostatnia odpowiedź Mateusza jest dla mnie "kropką nad i". Tak na marginesie, w tym momencie np., z punktu widzenia chrześcijanina wprowadzenie cenzury internetu jest bez znaczenia. Zacząłem gdzieś w pewnym momencie mieć zbyt osobisty stosunek do internetu, zupełnie jak o. Kowalczyk, któremu się kiedyś wydawało, że spowiedź przez internet byłaby możliwa. Mnie chyba zaczęło się wydawać, że widzę człowieka po drugiej stronie monitora (zupełnie jak bym był na haju, to akurat, pozwalając sobie na drobną uszczypliwość, pozostawiam Palikotowi)

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Joy (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2012-01-27 16:20

Jeszcze na koniec, Michale, mała dygresja. Skoro zakładając ten wątek, nie próbowałeś sprowokować dyskusji, a zależało Ci wyłącznie na opiniach mających Ci pomóc w przyjęciu właściwej postawy, jakie to ma znaczenie, że osoby, z którymi utrzymujesz prywatne kontakty nie zamieściły swoich wpisów na forum? Po co w ogóle ujawniasz tutaj tego typu zakulisowe sprawy, zamiast poprosić prywatnie o rady. Mogę zrozumieć Twoją niemożność odbycia rozmowy z kapłanem w realu. Ale Twoich nachalnych nacisków na księży, żeby zaczęli publicznie wypowiadać się w poruszonych przez Ciebie kwestiach, doprawdy, pojąć już nie mogę. Wybacz, ale z mojego punktu widzenia, albo masz poważne trudności w pomijaniu zupełnie nieistotnych szczegółów (jak np. pisanie kto się tu NIE wypowiedział i dlaczego), albo całkowicie niezrozumiałą dla mnie potrzebę upubliczniania swoich osobistych problemów (do czego stale wykorzystujesz forum), albo pisząc, tracisz z oczu główny cel, albo od samego początku coś kręcisz. Tę moją obawę, że to ostatnie może mieć miejsce, warto prawidłowo nazwać. Bo to bynajmniej nie żadne "wyszkolenie" przez Ciebie, ale opłakany skutek miłości bliźniego w Twoim wydaniu. A żebyś miał nad czym się zastanowić, dodam, że słyszysz to od osoby, która żywi do Ciebie wiele sympatii. (Tak na wszelki wypadek, gdybyś miał jakieś wątpliwości.)

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Calina (---.lightspeed.cicril.sbcglobal.net)
Data:   2012-01-27 17:56

Michale, to prawda znalazłeś się obecnie na pustyni, trafna intuicja z tymi Izraelitami. I masz wiedzę, co cię czeka: bunt, szukanie potwierdzenia, że dobrze zrobiłeś itp. Ale czy inne decyzje zmieniłyby coś? Wszędzie jest jakaś pustynia. Trudy, praca, węże, głód, czasem manna lub przepiórki. Można w każdym miejscu poznać innych ludzi, od których czegoś będziesz się uczył, albo ty będziesz ich uczył mądrości. A tak czy siak trzeba iść dalej, żywiąc się nadzieją zobaczenia kiedyś Ziemi Obiecanej. Za to na pustyni masz więcej motywacji do przyglądania się sobie. Szczególnie cnocie miłości. Miłość bliźniego związana jest nierozłącznie z miłością Boga i możliwe, że teraz nad tym pracujesz. Im bardziej będziesz zacieśniał swoje relacje z Bogiem, tym bardziej z nich będzie emanowała miłość innych ludzi, a zwłaszcza grzeszników. Również nie trzeba ci tłumaczyć, że na pustyni czekają cię pokusy odlewania cielców ze złota, jak i okazje do głębokiego oczyszczenia. Życzę ci błogosławionej wędrówki.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: łotr (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2012-01-27 22:35

Michale, mnie też się scyzoryk otwiera przy różnych okazjach, ale wciąż uczę się jak go z powrotem składać w imię miłości. Odpocznij od internetu, będziesz miał mniej okazji. Scyzorykiem można kroić chleb, można też poderżnąć gardło. Spójrz bliżej na te chwile w Ewangelii, w których Jezus milczy. To często mówi więcej, niż Jego słowa. Nie przekonuję do bierności, czy całkowitego milczenia, nie mniej jednak dobry muzyk, to taki, który wie, nie tylko to kiedy i jaki wydać dźwięk, ale przede wszystkim to, kiedy go nie zagrać.
Miłować Boga jest łatwiej niż bliźniego, ponieważ jest niezmienny. Wciąż się tego uczę. Także to forum było ku temu okazją, za co bardzo serdecznie wszystkim dziękuję. Raczej tu milczałem, niż pisałem, raczej współcierpiałem i modliłem się. Moje miejsce jest jednak gdzieś indziej. Z serca wszystkim dziękuję i proszę o wybaczenie. "Do zobaczenia" na modlitwie. Szczęść Boże.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Michał z Anglii (---.range109-151.btcentralplus.com)
Data:   2012-01-28 08:33

Wprawdzie nie miałem zamiaru zabierać więcej głosu w tym wątku, ale stwierdziłem, że przy całej sympatii, nie mogę pozostawić dwóch końcowych wpisów bez odpowiedzi.
Niewątpliwie najcenniejsze dla mnie okazały się rady Mateusza (szkoda, że żaden ksiądz nie zdobył się na taką, lub podobną pomoc, a myślę, że jest na tym forum kilka osób, które też by na to było stać i mi dalej brakuje tego głosu).
Sprawa jest teraz prosta, wyszydzenie przeze mnie ordynarnej socjotechniki propagandowej umiłowanego rządu, który z niezwykłą sprawnością przekuwa w nieustanne pasmo sukcesów, wszystkie porażki, nie ze względu na metodę nawet, było złe (stosowałem tę samą technikę dyskredytacyjną przeciwnika co on, tylko w sposób bardziej wyrafinowany). To, że przy okazji, obnażała się wszechwładna i rozpanoszona cenzura internetowa, rodem z najlepszych czasów urzędu na Mysiej, to jedno, a to, że z punktu widzenia chrześcijanina, moja była li tylko przejawem frustracji, a nie chęci dotarcia do przeciwnika, w celu zmobilizowania go do poprawy, to drugie. Dokopanie komuś dla dokopania, bez możliwości kontaktu i bezpośredniego oddziaływania jest grzechem, choć jednocześnie, trzeba zauważyć, że nie żyjemy w czasach starożytnych proroków, a ja nie jestem Janem Chrzcicielem, osobiście napominającym Heroda. To nie są czasy, kiedy prosty chłop z Wólki Małej, zapisawszy się na audiencję u cesarza Franciszka Józefa, mógł po kilku tygodniach wyłuszczyć mu swoje żale osobiście. Milczenie także może być grzechem, w czasach wszechobecnego pijaru, kiedy cały sztab ludzi pracuje nad tym, jak zamienić porażkę Tuska związaną z próbą tajnego zakneblowania internetu, w jego kolejny sukces. Więc takie anonimowe wyrażanie zdania w sposób dobitny, gdy badanie opinii i nastrojów publicznych stanowi jedyną metodę docierania racji społecznych do rządzących, w sytuacji, gdy demokracja nie działa, jest sposobem komunikacji zastępczej. Natura nie znosi próżni.
Cóż, przyznam szczerze Joy, że czekając w sposób, mam nadzieję, otwarty na zdanie innych w tej sprawie (Bo to co napisał Mateusz, jest dla mnie wystarczające, choć nie wyczerpuje całej kwestii), nie interesowały mnie odpowiedzi osób, którym się nie podoba to co piszę, choćby właśnie z tej racji, że ich nie interesował mój problem, tylko artykułowanie ich problemu z moją osobą. (O tym możemy kiedy indziej) No to już wiem i znam i nic nowego to nie wnosi do sprawy. Natomiast przykre jest, gdy dowiaduję się, że zdania osób na których mi zależy, nie poznam (i nie poznałem), bo mają zakaz wypowiadania się w temacie. Może to i jest uczciwe z ich strony, proszę Księdza Moderatora, ale nie w stosunku do mnie. Przyznam, że nie rozumiem.
Natomiast, jakby tu określić delikatnie Twoją reakcję Joy? Wydaje mi się, że stosujesz dokładnie tę samą metodę, którą potępiasz u mnie. A Twoje odpowiedzi, niezbyt konkretne, że się tak delikatnie wyrażę, mało były pomocne, wiec nie wiem jaki był ich cel. (Dopuszczam możliwość, że zdiagnozowałaś mnie inaczej i leczysz według swojej diagnozy, ale dosyć to osobliwe, bo jakby to delikatnie - nie do końca i jasno wyartykułowane. Dosyć to dziwne, że faceci na ogół nie mieli problemów ze zrozumieniem mnie (Łotr, Mateusz, xc), choć nie wszyscy chcieli odpowiadać (nie zmuszam, choć zależało mi na usłyszeniu zdania), jak i również część Pań, oprócz oczywiście tych, które postanowiły dać upust swoim frustracjom, bez zastanawiania się nad moimi, no ale tego od początku się spodziewałem i chciałem uniknąć, bo miałem nadzieję na krótki i konkretny wątek, a nie rozległą analizę sytuacji w Polsce i mojej osoby. Naturalnie, jeśli komuś to może być pomocne (choćby Tobie), to się nie wymiguję, ale nie ukrywam, że Twoje odpowiedzi, to dla mnie trochę taka musztarda po obiedzie i nie na temat (bardzo lubię musztardę, ale mi zdrowie nie pozwala już tyle co dawniej), Ty się jednak nie ograniczaj.
Calino, Tobie również dziękuję za wypowiedź, szkoda, że trochę po czasie i tak bardziej ogólnie, a mniej na temat. Pobożne rady przyjmuję, chociaż nie ich pragnąłem, bo akurat na pobożności mi nieszczególnie zależy (na świętości tak, pobożnością całe piekło jest wypchane od piwnic do sufitu). Niewątpliwie odpowiedź Mateusza, pomogła mi uzmysłowić sobie podstawowy problem, o którym i Ty wspominasz. Wiele się złożyło na to, że zdecydowałem się rozstać z Polską i zostawić ją tym, którym to co się tam dzieje (o tym mógłbym długo) odpowiada tak bardzo, że ją nieustannie gloryfikują i utrwalają. Natomiast - to już nie jest moja rzeczywistość i choć, wyjeżdżając z rozmysłem pozostawiłem za sobą wiele więzów i ścieżek powrotu, to pora te więzi przeciąć, a ścieżki zasypać, choć chyba nie do końca jestem gotowy na rozstanie z Polską, to najwyższa pora, by zacząć stawać się Brytyjczykiem. Nie da się i iść do Ziemi Obiecanej i marzyć o powrocie do niewoli egipskiej, a do tego w gruncie rzeczy sprowadzało się moje komentowanie polskiej rzeczywistości. Co nie zmienia faktu, że ordynarne wypchnięcie z kraju wszystkich, którym tamta rzeczywistość nie odpowiadała, wszystko jedno czy z powodów ekonomicznych, czy politycznych i pozostawienie tylko klakierów, jest obiektywnie patrząc i kompromitujące i samobójcze. Ale - właśnie - co mnie to obchodzi? Jak dobrze, że mogę to wreszcie powiedzieć: "No to pa."

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Calina (---.lightspeed.cicril.sbcglobal.net)
Data:   2012-01-28 19:52

"Pobożne rady przyjmuję, chociaż nie ich pragnąłem, bo akurat na pobożności mi nieszczególnie zależy (na świętości tak, pobożnością całe piekło jest wypchane od piwnic do sufitu)". - A powinno ci zależeć, Michale, i w Anglii, bo to jeden z darów Ducha Świętego. Nie zachęcam do sfałszowanej pobożności, o jakiej to ty sobie pomyślałeś. Świętość też można wypaczyć i wtedy mamy "świętoszkowatość".
Po prostu nie wiem jak zamierzasz osiągnąć świętość bez właściwej pobożności? Dlatego ciągnę dalej i radzę: gdy szukasz świętości, oprzyj się mocno na pobożności. Indywidualna sprawa, jak to zrobisz. Byleby minimum postanowione wytrwale realizować. Reszta rozwinięta przez mądrzejszych niżej. I dobrze, abyś nie utwierdzał się samobójczo w swoich rac=jaach: - "JA to wszystko już wiem i dużo lepiej", ;( ponieważ myślę, że tu jest klucz do Twojego tytułowego problemu.

"Chrystus, zwracając się do uczniów: "A wy, za kogo Mnie uważacie?" (Mk 8,29), pytał nie tylko o potwierdzenie swojej tożsamości. W głębi tego pytania prowokował określenie wewnętrznego stosunku uczniów do swojej osoby. Pytał zatem o ich pobożność i od razu wskazał na sposób jej praktycznego realizowania. Pobożność to dar uzdalniający do intymnej zażyłości z Bogiem. Kształtuje on relację człowieka do Boga na podobieństwo relacji dziecka do najukochańszego ojca. Chrystus wielokrotnie zalecał przyjmowanie postawy dziecka. Dziecięca prostota, otwartość i zaufanie to usposobienie człowieka gotowego przeżywać głęboką więź z Bogiem Ojcem. Ku takiemu doświadczeniu prowadzi Duch Święty. Pisze o tym św. Paweł: "Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi" (Rz 8,14). Najpełniej swoje synostwo wobec Boga przeżywał Jezus z Nazaretu. Apostoł Piotr w przytoczonym dialogu wyznał, że Jezus jest Mesjaszem Bożym. Nawiązując do wypowiedzi św. Teresy, mówiącej o Bogu jako o Tatusiu, można by Jezusa nazwać Braciszkiem, wkładając w to określenie pojęcie najściślejszej i najgłębszej miłości braterskiej. Owo braterstwo jest również dziełem Ducha Świętego. W fakcie posiadania Ducha Świętego tkwi nasze podobieństwo do Syna Bożego. Udzielany przez Ducha Świętego dar pobożności pozwala więc człowiekowi na głęboką, duchową intymność w odniesieniu do każdej z Osób Trójcy Przenajświętszej. Cześć wobec najlepszego Ojca, braterstwo z Jezusem Chrystusem, spełniane dzięki działaniu Ducha Ojca i Syna, znajduje swój wyraz w modlitwie, w rozważaniu Słowa Bożego i wypełnianiu go, w życiu sakramentalnym, a także w zachowaniu czci i szacunku wobec wszystkiego, co dotyczy religii, osób świętych i rzeczy poświęconych. Jednym słowem, człowiek pobożny świadomie przeżywa atmosferę i rzeczywistość sacrum. W niej najlepiej się czuje i w niej siebie realizuje. Niepodobna, aby taka pobożność nie znajdowała odbicia w stosunku do człowieka. W praktyce przekłada się ona na język miłości bliźniego. Bez tej miłości pobożność byłaby próżnością."
(Pobożność - dar Ducha Świętego Ks. Jan Waliczek Opoka)

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Michał z Anglii (---.range109-151.btcentralplus.com)
Data:   2012-01-28 20:28

Kobiety, one zawsze wszystko wiedzą najlepiej. Zbyt Cię cenię Calino, by się z Tobą sprzeczać. Oczywiście - masz rację. Ale to już wiem - od mojej żony.
P.S. Dziękuję Mateuszowi i Łotrowi. Pomogliście mi.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Joy (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2012-01-29 07:24

Spróbuję Ci wyjaśnić, Michale, dlaczego trudno mi (było) uwierzyć, że ten wątek nie był prowokacją z Twojej strony.
1. Stosowałeś już takie chwyty wobec uczestników forum. Jeśli ktoś ucieka się do tego rodzaju manipulacji ludźmi i tym się szczyci, budzi we mnie nieufność.
2. Naciskałeś na pomoc w określonej formie, czyli na forum.
W moim odczuciu, jeśli ktoś naprawdę oczekuje rad, szuka różnych możliwości. Stali bywalcy forum doskonale wiedzą, że gdy sumienie nie daje jednoznacznej odpowiedzi, najlepiej pójść z tym do konfesjonału. (Rozumiem, że masz niepokonalną przeszkodę.)
Kolejną opcją jest rozmowa z księdzem – ta już niekoniecznie musi mieć miejsce w realu. Każdy, kto ma odrobinę obycia – a nie wątpię, że masz – wie, że należy o taką grzecznie poprosić. Takie rozmowy, o ile ksiądz wyrazi zgodę, przeprowadza się bez osób trzecich, bo nie są to sprawy publiczne.
W dalszej kolejności (bądź równolegle) przychodzą rozmowy z innymi osobami, z którymi mamy kontakt, do których mamy zaufanie i na których opinii nam zależy. Rozmowy PRYWATNE.
Potem ewentualnie w grę wchodzi forum. Wszyscy stali uczestnicy wiedzą, jak ono działa. Nikomu się tutaj NIE NALEŻĄ odpowiedzi takich czy innych osób. Upieranie się przy tym (przez człowieka na poziomie) jest dla mnie dziwne i niezrozumiałe i dlatego budzi podejrzenia. Ale nie wykluczam, że różnią nas po prostu maniery i osobowość.

Przejdę teraz do owego zakazu, który tak Cię boli(?). Nie bardzo umiem sobie wyobrazić, że ktokolwiek mógł otrzymać wiążący go zakaz udzielania Ci PRYWATNYCH porad. Gdyby coś takiego miało miejsce, sprawa byłaby dość poważna, a forum na pewno nie byłoby miejscem, gdzie takie rzeczy się rozgłasza i rozwiązuje. Przypuszczam, że jeśli nastąpiło jakieś ograniczenie, to nie dotyczyło ono prywatnych rozmów, ale tego, co pojawia się na forum. Jest to zatem rzecz marginalna, o której nie należało w ogóle wspominać, bo nie uniemożliwia to niesienia Ci pomocy (patrz wyżej). Moim zdaniem, rada, której nikt nie widzi oprócz osoby bezpośrednio nią zainteresowanej, nie traci na swojej skuteczności. Nie da się tylko przy jej pomocy wywołać dyskusji.

Jeśli faktycznie odpowiedzi, które wyróżniłeś, pomogły Ci rozwiązać Twoje problemy, muszę przyznać, że dotychczas mocno Cię przeceniałam.

Nie mam pojęcia, jaką metodę, którą rzekomo sama stosuję, a u Ciebie potępiam, miałeś na myśli. Generalnie potępiam deptanie ludzi. Również to bezmyślne. Jeśli chodzi o ironię, to im mniej kogoś lubię, tym bardziej staram się zachować powściągliwość w posługiwaniu się nią, bo trudniej mi wtedy o czystość intencji.

Nie wiem też czemu miał służyć ten zgryźliwy ton, którym zakończyłeś dedykowany do mnie fragment. Nie muszę tego wiedzieć, po prostu nie rozumiem. Uważam, że to Twój problem, nie mój. Z własną frustracją z powodu Twoich wpisów uporałam się ładnych parę lat temu.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Michał z Anglii (---.range109-151.btcentralplus.com)
Data:   2012-01-29 08:47

Joy, dziękuję, z serca. (Ale dostałem już to o co prosiłem, naprawdę. A Tobie wyjaśniłem, jak mogłem i już więcej nie poradzę. A żem facet, "musisz" wybaczyć. Nie wiem, może moje problemy biorą się stąd, że mnie tu na emigracji ciężko, a w Polsce jest tak dobrze... Człek na starość tetryczeje.) No to PA. (Nie żebym był nieuprzejmy, ale już nie mam o czym, chyba, że uważasz, że trzeba i bardzo chcesz.)

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Mateusz (---.skytech.pl)
Data:   2012-01-29 09:54

Joy: Nie wchodząc w relacje między Tobą, a Michałem: tak po prawdzie, po co analizować czy ten wątek jest prowokacją, czy nie? Każdy może potrzebować pomocy, nawet w kategorii, w której sam jej udzielał innym, a nawet jeśli tak nie jest, to co? Nam niczego nie ubędzie, a prowokacja potraktowana przez potencjalnie prowokowanych jako poważne pytanie, czasem staje się mieczem obosiecznym i uderza prowokującego. ;) Przy czym bynajmniej takowej sytuacji się tu nie doszukuję. ;) Pozdrawiam.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Michał z Anglii (---.range109-151.btcentralplus.com)
Data:   2012-01-29 18:26

E, no nie Mateuszu, nie odbieraj Joy tej przyjemności. (Pod jej troskliwą opieką czuję się jak ta cierpiąca na demencję, kompletnie zagubiona na środku skrzyżowania staruszka, którą niewidzialna ręka przeprowadza raz w te, raz wewte. Ale, ponieważ ona i tak straciła kontakt z rzeczywistością (staruszka znaczy się), to ta opieka, której doświadcza, napełnia ją niewysłowionym szczęściem - to zupełnie jak północnych Koreańczyków sama myśl o ukochanym wodzu.)

P.S.
Cokolwiek, by tu jeszcze nie napisano, Joy jest koronnym dowodem na to, że odniosłem sukces. Mogę umierać spokojnie.
Proszę Księdza, to co Ksiądz mi teraz podesłał, to była opona, czy 0? Bo już trochę nie dowidzę.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Calina (---.lightspeed.cicril.sbcglobal.net)
Data:   2012-01-29 19:16

Mateusz, również dziękuję Ci, że pokazałeś, iż w twoim wieku można mądrze myśleć. Kiedy czytałam twój pierwszy wpis zamurowało mnie. Naprawdę masz dopiero 21 lat? I także dziękuję ag, że ustawiła po kolei sprawę ks. Bonieckiego. Co do Autora wątku, jak czytam, wydaje mi się, że przeżywa szok po-emigracyjny i chyba poważne rozmowy mogą tylko pokomplikować zdolności do adaptacji w nowej rzeczywistości. Obecnie rozwija kompleks "nieudacznika", o czym utwierdza w innym wątku, a i widzę "staruszka", ;) (wiem, wiem, że to komiks w "michałowym" wydaniu).

Będę jednak na poważnie, ponawiam też moją poprzednią radę o "JA":
Michale - niech do ciebie dotrze, że jesteś dzieckiem Bożym. Wbij sobie do głowy, że otrzymałeś dary Ducha Świętego i one są po coś, nie dla wygodnego dotarcia do nagrobka, któremu brakuje tylko ostatniej daty, gimnastykowaniu intelektu w kpinach ze wszystkiego itp. Z darowaną ci wiarą, Pan Bóg wysłał cię na misję, abyś był solą tam gdzie jesteś. Polacy na emigracji, o ile nie zaprzedadzą się bożkom, są najlepszym zaczynem wiary i pokazaniem, że Bóg żyje. Polonijne kościoły przeżywają renesans. Niestety wg danych z 2010 roku, na Wyspach Brytyjskich z 800 tys. Polaków tylko 5 proc. praktykuje swoją wiarę. Potrzeba tam silnych Bogiem, dlatego nie bez przyczyny, Michale, to ty tam się znalazłeś. Aby szybciej przejść do działania wg planów, jakie ma dla ciebie Pan, potrzebujesz umacniać się właśnie w pobożności. Jest to też najlepiej bezpośrednio dostrzegalne świadectwo wiary dla innych. Reszta idzie za tym. Tam, gdzie jesteś, ludzie cierpią na głód Boga, ale nie ma kto im tego uświadomić. Masz tam w tej Anglii zadania wyższe i do realizacji z Chrystusem - Przewodnikiem. Nie marnuj czasu na... - a to już twoje sumienie wie najlepiej na co.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Michał z Anglii (---.range109-151.btcentralplus.com)
Data:   2012-01-29 20:44

Calino, według mnie nie więcej niż 2%. Te 5, to oficjalne dane z sufitu wzięte. Według nieoficjalnych (podziemnych) szacunków, którym (choć może trochę przesadzone) jestem skłonny dać wiarę, tu jest 4,5 mln Polaków, co stanowi 12% polskiego społeczeństwa w kraju i 8% wszystkich mieszkańców GB. To się widzi, czuje i słyszy. Mamy tu zakłady dosłownie opanowane przez Polaków, sklepy (markety) z wyłącznie polską obsługą, na ulicach, w urzędach, wszędzie są Polacy, na ogól młodzi i z małymi dziećmi. Ostatnio Ola musiała do dentysty (jak jesteś ubezpieczony - bezpłatnego, tak jak i leki), bo spuchła. Oczywiście dentystka w klinice to Polka. W urzędach to samo. Pierwsze pytanie - czy potrzebujesz urzędnika mówiącego po polsku, czy znasz angielski. A trzeba pamiętać, że farmy to osobna historia. To zamknięte enklawy. Jechałem na oficjalny kontrakt. Farmer przyjął oficjalnie 13 osób z Europy wschodniej i 180 osób, które zorganizował mu naganiacz w kraju na lewo. Obok na sąsiedniej farmie było ok. tysiąca Polaków. To jest poza jakakolwiek kontrolą. A nie jest to kwestia jednego tylko hrabstwa, bo w zeszłym roku byłem w innym, tyle, że tam prawa bardziej przestrzegali. To jest jednak ślepy zaułek, bo ci ludzie zgarnięci w Polsce przez naganiaczy odpracowują kontrakt i wracają. Praktycznie nie spotykają się z innym środowiskiem, żyją w zamkniętym kręgu i nie mają szans na aklimatyzację. Inna historia, to pracownicy okresowi w zakładach. Przyjeżdża na 3 miesiące z kraju na zastępstwo. W tym czasie jego zmiennik wraca do Polski. Potem przysyłają kolejnego i tak to się kręci. Jak jest ruch przed świętami, to dosłownie całe stada przyjeżdżają na roboty tymczasowe do zakładów. Bardzo dużo jest tu osób samotnych, często żyjących w komunach. Wiadomo, że im się w ten sposób życie rodzinne w kraju rozsypało przez to zupełnie. Ci ludzie, jak są np. zatrudnieni do opieki nad jakimś niepełnosprawnym, czy osobą starszą, to oni całymi miesiącami nie mają z nikim innym kontaktu. Dużo nawet nie wie, ile tu Kościołów katolickich, wielu boi się języka. Emigracja to na Wyspach osobny i niezbadany problem. Przy czym spis ludności był z założenia absurdalny, bo wg niego my (ja i moja rodzina) jesteśmy w Polsce, znam całą masę ludzi, którzy niby są tam, a są tu, wiec o czym tu mówić. Może ten milion jest teraz, bo masę ludzi dopiero teraz pojechało do Polski zamiast na przerwę świąteczną. Ale w sezonie, spokojnie razy trzy. Weź sobie tego małego farmera (3 osobowa firma rodzinna), który oficjalnie 13 ludzi (w tym 5 Polaków), a nieoficjalnie (to nie znaczy nielegalnie, ale poza wszelką ewidencją, bo to nigdzie niezgłoszone w Polsce. Po prostu przyjechały na dwa miesiące dwa autobusy po 80 osób bezpośrednio na farmę) w sumie ok.180 osób, bo są tu jeszcze stali pracownicy z Polski. Relację o tym 1000 Polaków na sąsiedniej farmie znam tylko od przypadkowo spotkanych uczestników, ale w internecie są zdjęcia tego campingowego miasteczka. Ci ludzie NIGDY nie trafiają do Kościoła w czasie 2-3 miesięcznego pobytu w Anglii, chyba, że jakaś sekta napadnie na farmę, co się czasem zdarza. Myślę, że to sukces naszego ukochanego premiera, który jakoś tak w ubiegłym roku, w jakiś czas po tym jak wyznaczył Polakom kierunek marszu (Irlandia), ogłosił pozostałym w kraju bezbożną czterolatkę. Swoją drogą ciekaw jestem, jak się ta wojna z Bogiem zakończy. "Trzymasz kciuki" za nasze słońce? Bo ja już nie, kibicuję Brytanii. Wiesz, oni tu mają królową. Fajna babka. Ale nie to co nasze światło ze wschodu, oj nie to. Wiesz wielki przywódca Koreańczyków tak się przejął dostawą zjełczałej ryby do stolicy, że aż od tego umarł. (http://www.youtube.com/watch?v=KBYeu5_pKvU&feature=player_embedded) Boję się o naszych przywódców, bo oni też bardzo się przejmują. Żeby im tylko co złego się od tego nie stało, bo co wtedy naród w Polsce zrobi? (http://www.youtube.com/watch?v=teG6lbNHz7o&feature=player_embedded) - dobrze, że to tylko płaszcze, nie ludzie, ludzie to na innych filmach, niekoniecznie ogólnodostępnych. Podobno w Polsce też szykują się śnieżyce. Nie daj Boże, by te wszystkie nieszczęścia gęsiego. Tu już naprawdę coraz mniej miejsca. Anglia nie jest z gumy, a w Polsce skończyłaby się wtedy epoka dobrobytu i co ci biedni ludzie bez wielkiego przywódcy zrobią? (wyobraź sobie Polskę w żałobie. Dopiero co jedna była.
www.youtube.com/watch?v=x3KTFHd3CEo&feature=player_embedded Podobno Irlandia prosiła osobiście naszego przywódcę, by wyznaczył narodowi inny kierunek marszu, bo obecny wywołał u nich kryzys gospodarczy, jakiego od dziesięcioleci nie widzieli. A jak tam u Was w Stanach? Ponoć Obama sobie nieźle radzi i szykuje się na reelekcję? Postawcie mu jaki pomnik. No i ściepnijcie się na kilka w Polsce dla naszych. Powinny być tak okazałe, jak osiągnięcia (same sukcesy), więc już czas najwyższy by zacząć zbierać.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Joy (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2012-01-30 18:54

Michale, nie chciałabym być brutalna, pozbawiając Cię złudzeń. JA nie mogę być żadnym dowodem na to, że Twój system działa. Jakiekolwiek zachowania jednostek mojego pokroju nie mają żadnego znaczenia. Jako historyk powinieneś to wiedzieć. Rozumiem, że człowiek stojący nad grobem chciałby wierzyć, że nie marnował swojego życia i desperacko próbuje przekonać siebie i innych, że to co robił miało sens. Lepiej by się umierało. Więc jeśli jakieś dowody są Ci potrzebne, szukaj ich gdzie indziej, poza moją osobą. Albo zajmij się w wolnych chwilach czymś innym, pożyteczniejszym. Na miłość do bliźniego, która nie budzi tylu kontrowersji co ta Twoja, nigdy nie jest za późno.
PS.
Gdyby to, co napisałam, stanowiło dla Ciebie inspirację do rozmowy ze mną (liczę, że nie), z góry zaznaczam, że nie będzie mnie przez dłuższy czas na forum.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Michał z Anglii (---.range86-148.btcentralplus.com)
Data:   2012-01-30 19:47

O, to, to, to. Trafiłaś w samo sedno. Czyli przy okazji nauczyłem Cię także myśleć i wyciągać poprawne wnioski. Zatem jeszcze raz: mogę spokojnie umierać.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: B. (---.warszawa.mm.pl)
Data:   2012-02-03 09:52

"granic[e] obrony koniecznej" - obrona to myślenie o sobie. Czy naprawdę zachodzi sytuacja konieczności obrony? Osoba dążąca do świętości pomyślałaby raczej "o nich". Klnąc, nie chodząc na Mszę św. niedzielne i latami do spowiedzi i Komunii św. narażają na śmiertelne niebezpieczeństwo swoje dusze. Raczej lepsze chyba byłoby w takim momencie myśleć, prosić Boga o swoje reakcje i słowa dobre dla NICH (i dla otoczenia, także chrześcijańskiego). Kto chce być pierwszy (święty) niech będzie ostatni.

"hierarchów" - Mt 18,15; Łk 10,16

"spowiednik" - kapłan w czasie aktu spowiedzi. Poza aktem spowiedzi trudno liczyć na rady, jakie otrzymałoby się w konfesjonale.

"co nam zostaje - tylko milczenie?" - a może Ga 5,22?

"być może jest to jednak grzech" - rachunek sumienia (w ciszy, na osobności i w prawdzie). Z pomocą Bożą poradzisz sobie.

"Noe nie dostał informacji, jak będzie wyglądał potop, tylko, że ma zbudować arkę na pustyni, ale ON SPORO PIŁ, więc do końca nie wiadomo, czy to nie był pijacki majak" - kolejny raz protestuję. Bóg ocenił Noego tak: "Oto dzieje Noego. Noe, CZŁOWIEK PRAWY, wyróżniał się NIESKAZITELNOŚCIĄ wśród współczesnych sobie ludzi; W PRZYJAŹNI Z BOGIEM ŻYŁ NOE" (Rdz 6,9).
To co sugerujesz to oszczerczy zarzut wobec Pana Boga [Pan Bóg nie wybrałby pijaka jako nowego Adama - pochodzimy od Noego i jego potomstwa, patrz też (1 Kor 6, 9-10)]. Radziłabym jeszcze raz przeczytać [uważnie] fragment dotyczący zasadzenia winnicy. Noe przed potopem nie sadził winnic (po potopie zrobił to po raz pierwszy). To pierwsze doświadczenie powaliło go. Radziłabym przyjmować raczej postawę Sema i Jafeta, a nie trzeciego syna. Radziłabym też brać pod uwagę ósme Przykazanie.

"Niech sobie biorą ten kraj" - jestem przeciwnego zdania.

Niech Pan Bóg prowadzi Ciebie i Twoją Rodzinę.

 Re: Miłość bliźniego.
Autor: Michał z Anglii (---.range86-148.btcentralplus.com)
Data:   2012-02-03 13:43

B., sprzeczać się z Tobą nie będę, bo nie ma o co. Poza jednym. A niech sobie biorą ten kraj. Wiesz, były rozbiory. A potem była wojna. Druga, światowa. Nie zauważyłem trzeciej. A czuję jakby ktoś napadł na Polskę, podbił ją po kryjomu i ukradł ludziom mózgi. Dosłownie je wysączył. Nie wiem, czy zamiast, mają kapustę, czy miazgę, ale jeśli o mnie chodzi mówię "pass". Ile można? Ale Ty walcz, w Tobie widzę niezgodę na to co masz. No to walcz. Osobiście nie mam się czego wstydzić. Moi przodkowie po powstaniach w XIX w. musieli zmienić miejsce zamieszkania, Ojciec stracił zdrowie na gestapo i UB, w Ostaszkowie wylądował dziadek Oli, uczestnik obrony Warszawy w 1920. Nie muszę nic udowadniać. Wyleciałem z roboty za Solidarność. Więc o co chodzi? Co jeszcze mam udowodnić? Nie po drodze mi z tą rasą, która zamieszkuje i okupuje Polskę, więc wybyłem. Skoro nie można pozbyć się okupanta, to... Pół biedy, gdyby chodziło tylko o to, by tarczę antyrakietową budować w Niemczech i by to Amerykanie i Niemcy eksploatowali polskie łupki. Ale niestety, gra idzie o inną stawkę. Zupełnie inną. Za wysokie progi na moje nogi. Z pokorą patrzę na przeszłość moją i mojej rodziny. I dla moich dzieci chcę INNEJ przyszłości, niż ta, którą może im zgotować ojczyzna. Ponadto nie można bezkarnie igrać z Bogiem. Jak ktoś wybiera władzę, która walczy z Bogiem, zbierze owoce. Nie głosowałem na nich. Nie poczuwam się do tej winnicy.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: