Autor: K-a (---.gorzow.mm.pl)
Data: 2012-02-09 23:51
W domu od dziecka wielokrotnie słyszałam, że "bez Boga ani do proga". Wielokrotnie odchodziłam od Boga, ale zawsze z ważnymi wydarzeniami i decyzjami w życiu wiązały się powroty i pojednanie z Bogiem. To tak jakbym chciała zapewnić sobie Jego przychylność, opiekę. Wierzyłam (i wierzę), że dzięki praktykom religijnym i powrotowi do relacji z Bogiem zapewnię sobie pomyślność. Przyznam, że Bóg zawsze mi błogosławił, wymodliłam sobie wiele rzeczy. Wielokrotnie czułam autentyczną pomoc Najwyższego.
Niepokoi mnie jednak przekonanie, które mi towarzyszy - że bez Boga sobie nie poradzę, że jeśli nie poproszę Go o błogosławieństwo w jakiejś sprawie, nic z tego nie wyjdzie. Niewątpliwie wynika to z przekonania, które zaszczepiono mi w domu, jednak jestem już osobą dorosłą, wierzącą, staram się duchowo rozwijać, ale nie potrzebuję codziennego kontaktu z Bogiem, codziennej modlitwy, co wcale nie znaczy, że o Nim nie pamiętam i nie żyję zgodnie z wiarą. Wręcz przeciwnie. Niepokoi mnie drzemiące we mnie poczucie "nic bez Boga", które moim zdaniem jest bezzasadne, bo wydaje mi się, że wynika z lęku przed Bogiem, który ma moc pokrzyżowania moich planów; a nie z wiary. Nie wiem jak się tego wyzbyć.
|
|