Autor: magda (---.play-internet.pl)
Data: 2012-03-13 21:07
Nieraz tak sobie myślę nad cierpieniem człowieka, zwłaszcza nad niezawinionym i dochodzę do wniosku, że jedyna rada to chyba milczenie. Kto widział ludzi cierpiących w hospicjum, albo na oddziale onkologii, zwłaszcza dzieci, wie o czym mówię. Ale do Ciebie Kasiu napiszę parę słów, może dla pociechy i z wiarą, że może Bóg wykorzysta to dla Twojego dobra.
Cierpisz Kasiu i strasznie Ci współczuję. Po ludzku patrząc to bez sensu, ale moja wiara w Boga i ufność Jemu podpowiada mi, że z każdego cierpienia jakieś dobro musi wypłynąć kiedyś. Nie pojmuję cierpienia, ale jedyne co mogę zrobić, to jakoś starać się je przeżyć w miarę z godnością, czasem z nerwami, z krzykiem, aż wreszcie w końcu w milczeniu ufając, że nad tym wszystkim Ktoś czuwa i jest ze mną i nie chce mnie zostawić, a wręcz przeciwnie, chce mnie PRZEPROWADZIĆ przez to "piekło". Bóg nie odbiera cierpienia, ale nas przez nie przeprowadza i naszym zadaniem jest trwać blisko Niego, choćby nawet wbrew sobie, z obrazą na Niego ("jak możesz tak na to patrzeć spokojnie?"), ale blisko w modlitwie i pewnie czasami resztkami ufności w to, że wszystko będzie dobrze, że gdzieś tam na końcu tej każdego drogi jest światło i ulga, jest jego koniec. I pamiętaj, Bóg nie jest źródłem cierpienia, bólu i łez. Cierpienie jest wpisane w naszą ludzką historię z winy samego człowieka. Tak jest i musimy jakoś sobie z tym poradzić. Na szczęście nie jesteśmy sami. To, że nie widać słońca, bo są chmury, znaczy, że za nimi tam go nie ma? Kasiu, każdy z nas ma to jedno jedyne życie tu na ziemi i czy w szczęściu, radości, czy w bólu, jakoś trzeba go przeżyć. I tak ostatecznie jesteśmy tutaj tylko na chwilę. To jeszcze nie kres naszej wędrówki. Odpoczniemy sobie dopiero po drugiej stronie, ale dopiero wtedy jak nas tam będą chcieli, jak nas tam zawołają, jak nas sam Bóg zawoła po imieniu. Droga krzyżowa naszego Pana Jezusa Chrystusa nie zakończyła się Jego śmiercią, ale Jego Zmartwychwstaniem. I tego Ci życzę z całego serca. Żebyś w swoim sercu mogła kiedyś zmartwychwstać, żebyś miała wystarczająco dużo dobrej woli, żeby nie uciec ze swojej drogi, ale żebyś ją w miarę swoich sił chciała przeżyć z niejednym pewnie upadkiem w wierze, w wierności i ufności Bogu, ale byle tylko bez ucieczki. Do końca. Do zmartwychwstania. To nasze zadanie.
|
|