Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data: 2012-11-30 11:55
Historia formowania się symboli wiary jest fascynująca sama w sobie i jest to temat na osobną rozmowę. Prof. Tomasz Polak, gdy jeszcze był księdzem profesorem Tomaszem Więcławskim, wygłosił cykl wykładów na ten temat. Czytałem je onegdaj w sieci. Może gdzieś jeszcze są. Bardzo ciekawe.
Wracając do zasadniczego nurtu pytania:
Symbol Apostolski, z którego pochodzi ów cytowany passus powstał pierwotnie na przełomie II i III wieku w wersji greckiej, którą dziś nazywa się wersją R. W wersji łacińskiej rozpowszechnił się ten symbol na terenie zachodniej części Imperium Romanum, szczególnie w Italii.
I w wersji tej, najstarszej, nie ma mowy o żadnym zstąpieniu do piekieł.
Gdzieś w VI wieku na terenie dzisiejszej Francji chrześcijanie wyznając swoją wiarę tym tekstem zaczęli dodawać nowe elementy, które miały akcentować te lub inne aspekty wiary. Nie był jakiś akt jednorazowy ale dłuższy proces lub nawet sieć procesów. Tak ukształtował się tekst Symbolu Apostolskiego w wersji T. Wersja ta "wróciła" do Italii i stopniowo, w codziennym użytku wyparła wersję R, starszą. Ostatecznie po Soborze Trydenckim, w XVI wieku, przyjął jednolity, obowiązujący do dziś tekst Symbolu Apostolskiego. Było to szczególnie ważne, bo w dobie reformacji pojawiały się coraz to nowe symbole wiary, które znacznie odbiegały do oficjalnego Magisterium. W tej sytuacji: Roma locuta, causa finita - Rzym orzekł jaki jest autentyczny i kanoniczny Symbol Apostolski. I właśnie tym Symbolu Apostolskim (wersji T) pojawił się ów passus o "zstąpil do piekieł" - descendit ad infernos.
Aby zrozumieć sens tego passusu trzeba przeczytać cały tekst Symbolu Apostolskiego (T), przypomnieć sobie starożytna i średniowieczną kosmologię, sposób funkcjonowania Kościoła na przełomie antyku i średniowiecza oraz wdać się w pewne niuanse języka łacińskiego.
Po pierwsze: Kościół tego czasu nie miał struktury dzisiejszego Kościoła: scentralizowanego, z papieżem jako monarchą, podległymi mu biskupami, którym podlegają duchowni, z dykasteriami watykańskimi, nuncjaturami, konfercjami episkopatu, diecezjami, parafiami. Kościół to były wspólnoty chrześcijan (na początku w środowisku pogańskim), gromadzące się po miastach, wokół osoby biskupa, któremu w czynnościach religijnych pomagali "starsi" (gr. prezbyteros), łączność między tymi wspólnotami była bardzo słaba, często jej nie było w ogóle. Ludzie ci nazywali się "christianoi", uczniowe Chrystusa. Gdy ich pytali o to w co wierzą, to oni mówili. W różnych miastach mówili w zasadzie to samo ale w jednym mieście wyakcentowali jedno, w drugim drugie, w zależności od potrzeby, kontekstu, sytuacji itp. W ramach chrześcijańskiej Oikumene funkcjonowało wiele symboli wiary i nikomu to nie przeszkadzało, nikogo nie bulwersowało. Gdy w czasach cesarza Konstantyna chrześcijaństwo ostatecznie wyszło z katakumb i weszło na szeroką arenę, oraz gdy pojawili się różni tacy, co to mówili, że są chrześcijanami ale inni chrześcijanie mówili o nich, że wcale nie są (np. niejaki Marcjon z Synopy albo ksiądz Ariusz z Aleksandrii) cesarz jak to cesarz (z mocy prawa opiekun i najwyższy kapłan wszystkich religii działających na terenie cesarstwa) polecił biskupom zebrać się w Nicei koło Konstantynopola i ostatecznie ustalić, kto jest chrześcijaninem a kto nie (także dlatego, że miało to wpływ na ekonomikę imperium: chrześcijanin nie mógł być niewolnikiem a niewolnictwo było ówczesną formacją społeczno-ekonomiczną, inne też były podatki dla różnych grup religijnych - np. był tzw. fiscus iudaicus, ciekawa sprawa ale to inna historia). Gdy biskupi nie mogli się dogadać (punktem wyjścia był Symbol Apostolski R), cesarz sam podyktował treść wyznania (w oparciu o to co już ustalono), na podstawie którego miano rozpoznawać chrześcijan: kto wyznaje, ten chrześcijani, kto nie wyznaje, nie. I tak mamy do dziś Symbol Niceańsko-Konstantynopolitański, który wypowiadamy głośno, publicznie, na każdej niedzielnej mszy. Nastąpiło stopniowe "centralizowanie" symboli wiary i eliminowanie jednych na rzecz drugich (w dużej mierze w sposób naturalny).
Po drugie:
Zapomnijmy na moment o tym co uczono nas w szkole, cofnijmy się do czasów, przed publikacją pracy ks. dr Mikołaja z Torunia zwanego Kopernikiem, kanonika kapituły fromborskiej (na marginesie: pewien mój znajomy, pracownik nauki polskiej zwrócił mi ostatnio uwagę na to, że ów ksiądz doktor nigdy nie został by nawet adiunktem na polskiej uczelni, co mówić o profesurze, nigdy nie dostałby żadnego grantu ani stypendium; powód całkiem prosty: nigdy za życia nie opublikował żadnej pracy naukowej. Koniec marginesu). Otóż ludzie późnego antyku i średniowiecza/renesansu widzieli świat w sposób teocentryczny, bardzo hierarchiczny. Na górze Jest BÓG, który wszystkim rządzi, pod nim są nieba (jest ich siedem, ułożone według hierarchii ważności, najbliżej Boga jest siódme niebo). Pod niebami (uwaga na liczbę mnogą) jest ziemia na której żyjemy, a pod ziemią są piekła (nie jedno ale jest ich kilka). Są to piekła też hierarchiczne, im niżej tym straszniej. Tam są zmarli, którzy nie zasłużyli sobie na nieba. Na pewnym etapie pojawia się też czyściec rozumiany jak najbardziej geograficznie: miejsce, które mieści tych, którzy zeszli z ziemi i oczekują na "przydział". Trzeba pamiętać, że nauka o Purgatorium (czyśćcu) ukształtowała się średniowieczu. Taki obraz kosmosu, który opisany został w Boskiej Komedii Dantego, ma korzenie w starożytnej filozofii i kosmologii greckiej, do której dołożyly się myśl żydowska, przekonania ludów barbarzyńskich, które pojawiły się na terenie imperium. I tak łacińskie "infernos" oznacza dosłownie "to co poniżej" i wcale nie uważane było początkowo za miejsce w którym cierpią potępieńcy ale za miejsce, gdzie trafiają umarli (koncepcja greckiego Hadesu lub Szeolu żydowskiego).
Po trzecie: reasumując - Symbol Apostolski w całości manifestuje obecność Chrystusa Pana: w niebiosach, na ziemi, pod ziemią. Nie ma takiego miejsca w kosmosie, w którym go nie było, nie ma lub nie będzie.
Jest to prawda, którą Kościół cały czas głosi. Raz w taki, raz w inny sposób ale sens przekazu jest niezmienny. Nic się nie przemilcza.
|
|