Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2013-03-05 11:54
"Nie znamy sytuacji w tym konkretnym przypadku, więc ja bym raczej nie wytaczała ciężkich dział pod hasłem "teściowej i szwagierce trzeba pomagać i na wszystko się zgadzać, bo to RODZINA!""
Nie wytoczyłam takiego działa, wskazałam tylko, ze w niektorych sytuacjach taki obowiazek istnieje. Na przyklad wtedy, gdy pomimo osobostych usilnych staran tesciowa lub siostra nie moga zabezpieczyc elementarnych potrzeb (jedzenie, rachunki, leki) albo do podejmowania takich dzialan nie sa zdolne (np. z powodu choroby, niepelnosprawnosci, nieprzewidzianych zdarzeń losowych itp.). Owszem, bywaja siostrzyczki i mamusie, ktore doją syna/brata na potrzeby typu futro z norek, wycieczka do Australii albo trzeci samochód. Ale bywają i sytuacje, kiedy zona nie zgadza sie, by maz pomagal siostrze, ktora bez własnej winy nie ma na jedzenie, rachunki albo leki, bo przeciez odkładają na drogi samochód, ekskluzywne wakacje albo po prostu "bo teraz ja rządzę jego portfelem". Tak po prawdzie połowa własnych zarobków męża i połowa zarobków żony jest własnością męża, więc jeśli po opłaceniu połowy kosztów utrzymania rodziny coś mu z tych dwóch połówek dochodów zostaje, to może z tym zrobić, co chce, np. wydać na nową wędkę albo pomoc dla siostry. Tak samo jak żona ze swojej częsci pozostałej po opłaceniu połowy kosztów utrzymania rodziny ma prawo wybrać, czy woli wydać na siebie, czy na pomoc swojej rodzinie. Co by zona zrobila w sytuacji, gdyby to jej matka albo siostra nagle nie mialy na jedzenie albo leki? Czy powiedziałaby, ze to ich osobisty problem, wiec niech sobie radzą albo umierają? Zreszta, pomoc finansowa jest tylko jakims domyslem zakazu ujawniania informacji o zarobkach. Z tego wnioskuję (byc moze nieslusznie), ze sa wysokie i stad obawa autorki, ze pojawia sie jakies roszczenia. Gdyby byly niskie, moze nie mialaby skrupulow wytykac tesciowej, ze wychowala takiego nieudacznika (to tez obserwacje z zycia). Jesli to spor tylko dla zasady, to zona ma chyba jakis problem z poczuciem wlasnej wartosci i okresleniem swojej pozycji w tej rodzinie. Tak mniemam na podstawie szczątkowych informacji zawartych w pytaniu - gdyby mąż oddawał pieniądze matce i siostrze w sytuacji niedostatku własnych dzieci, autorka chyba by o tym wspomniała. Pytanie jednak dotyczy samej zasady - co i komu mowic i gdzie lezy granica interwencji zony w relacje meza z rodzina, z ktorej sie wywodzi. Bo gdzies chyba lezy, prawda? Dla mnie w kazdym razie malzenstwo nie oznacza dyktatury i całkowitego podporządkowania małżonka niezależnie od racjonalnych argumentów.
|
|