Autor: Siedemnastka (---.sta.asta-net.com.pl)
Data: 2013-04-04 22:30
Witam serdecznie,
jak sugeruje moj podpis mam 17 lat. Mam klopot. Postaram sie opisac jakos w skrocie ale na tyle dokladnie zeby bylo wiadomo co mam na mysli.
Majac 15 lat zaczelam przechodzic powazny kryzys wiary. To znaczy zaczelam sie zastanawiac nad sensem istnienia zycia wiecznego, poszukiwalam rozne dowody bardziej naukowo uzasadniajace istnienie Boga lub obalajace Jego istnienie. I w zasadzie nadal to robie. I wiem ze do niczego konkretnego to nie prowadzi. Niestety.
Moim problemem jest to, ze aktualnie "nie wierze" w Boga ale sadze ze chcialabym wierzyc. Od roku spotykam sie z moim spowiednikiem-kierownikiem ktory mi bardzo pomaga. Niby chce uwierzyc ale przy kazdej mozliwej okazji krytykuje Boga Kosciol itp. Udaje ze chce byc ateistka lub w najgorszym przypadku agnostyczka.
Jak mam zdecydowac zeby moc z pelnym przekonaniem uznac ze Bog jest i Go bezgranicznie pokochac lub uznac ze nie ma i za rok odejsc definitywnie z kosciola?
Obecnie na msze chodze z przymusu nie robiac tam doslownie nic, ze spowiedzi korzystam przed Wielkanoca lub Bozym Narodzeniem. Tylko. Nie modle sie ale czasami budze sie na rozancu... choc bardzo rzadko.
|
|