logo
Czwartek, 16 maja 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Ania (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-05-25 11:20

Jestem z zawodu nauczycielką, żoną lekarza. Mamy z mężem kochanego synka, mamy pieniądze, piękny dom z ogrodem i psa. Z zewnątrz wszystko wygląda pięknie, koleżanki mi zazdroszczą ("Ty to się ustawiłaś", "złapałaś szczęście za ogon"). Prawdę mówiąc naprawdę nie mam na co narzekać. Jesteśmy 2 lata po ślubie, oboje wierzący i praktykujący. Kocham go z całego serca jednak... z upływem czasu zaczęłam rozumieć jak wielkie wyzwanie przed sobą postawiłam i czy mu sprostam?
Mój problem polega na tym że jestem żoną lekarza. Tak właśnie się czuję, żoną lekarza, nie partnerką na życie... Jestem całkowicie uzależniona finansowo od męża (pensja nauczycielska nie starczyłaby nawet na opłacenie rachunków i jedzenia), czuję się głupsza, gorsza. Mój mąż ratuje ludzkie życie, wszystko poświęca właśnie temu, wstaje do pracy gdy ja jeszcze śpię, wraca gdy kładę się spać, połowę nocy w tygodniu spędzam sama w łóżku nawet nie mogąc się dodzwonić i powiedzieć mu "dobranoc" bo z reguły nie odbiera telefonów... W zależności od tego jak poszło mu w pracy wraca do domu albo uśmiechnięty albo "bez kija nie podchodź", starałam się to zrozumieć jednak powoli przestaje dawać radę... Moje problemy traktuje jak jakąś farsę, nie obchodzi go jakie płytki położymy w kuchni, co kupić na obiad, nie obchodzą go moje problemy z pracy. Bo co znaczy dylemat jakie zachowanie wystawić uczniowi na koniec w porównaniu do problemów męża? To znaczy on mnie wysłuchuje, pocieszy, przytuli jednak ja doskonale widzę, że mało go to obchodzi, w głowie ma tylko pacjentów i poprzednie dyżury. Analizuje je, często dzwoni do kolegów/koleżanek i opisuje przypadki, widzę wtedy jak świecą mu się oczy jak jemu potrzebne jest zrozumienie którego ja mu nie potrafię podarować. Choćbym nie wiem jak chciała jeśli temat schodzi na medycynę ja nie rozumiem z tego co drugiego słowa które on do mnie mówi...
Powiedziałam mu ostatnio, że czuje się nieobecna w jego życiu. Oczekiwałam zaprzeczenia, jakiegoś wytłumaczenia a dostałam? Pocałunek w policzek i bez słowa wyszedł do pracy...
Ja nie mogę tak żyć, od ślubu byliśmy tylko raz na jakimś wspólnym wyjeździe. On cały czas pracuje. Nawet po pracy, jeśli już przyjdzie do domu, porozmawia 30 minut, pobawi się z synkiem 15 minut i idzie do książek się uczyć... Już nie wspominając o Bożym Narodzeniu czy Wielkanocy. Jeszcze się nie zdarzyło żeby był w domu w tym czasie... Podobno młodzi z zasady dyżurują wtedy kiedy inni nie chcą i kiedyś może się to zmieni. Tylko czy to nie złudna nadzieja?
Na domiar złego 3 dni temu oznajmił że jedzie do Afganistanu, bo brakuje lekarzy. Nie wytrzymam tego... Najgorsze że nie mam argumentów. Co mam mu powiedzieć? Nie jedź tam, nie pracuj tyle, nie ucz się tyle? To nierealne ;(

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-05-31 13:09

Po pierwsze, wylecz swoje kompleksy. Bo moim zdaniem to Ty sama czujesz sie gorsza, a zapewniam Cie, ze jakbys miala meza hydraulika, to bys od niego takze uslyszala: Co ty tam wiesz o kłopotach, ja tu mialem trychter robiony na szoner, nie zaś krajcowany, i bez holajzy nie mogłem go zakrypować w celu udychtowania pufra, bo droselklapę tandetnie zablindowano i teraz ryksztosuje! Nie czuj sie gorsza, ma kolegow z pracy, to bardzo dobrze, ze ma sie z kim naradzic. Twoja rola jest kompletnie inna i nie ma sie ani czym martwic, ani o co obrazac. 30 minut dla zony i 15 dla syna to bardzo duzo (moj maz, poczatkujacy adwokat, ma porownywalnie duzo obowiazkow, wlacznie z praca w niedziele i swieta i do 3 w nocy, przy czym zarobkow nikt nam nie zazdrosci, bo sytuacja na rynku jest bardzo trudna i klienci, ktorych trzeba samemu pozyskac, piec razy kazdy grosz ogladaja). Nie kazdy pracuje na etacie w biurze i po 8 godzinach pracy ma 8 godzin dla rodziny. Ciesz sie, ze maz nie ma wlasnej firmy, pracowalby 25 godzin na dobe przez 380 dni w roku. Co, ze niby tyle nie ma? Musi byc!

Po drugie, mąż musi sie uczyc, taki ma zawod, koniec kropka. Alternatywa jest zatrudnienie sie w gminnym osrodku zdrowia w Kąkolówku Wielkim, gmina Kozły, za 600 zl miesiecznie, chcesz tego? Taki zawód, jak marynarz, ze wiecznie go nie ma. Z czasem bedzie troche lepiej, po 40ce to juz calkiem dobrze, a po 50 eldorado. Tak w tej branzy jest. Tylko ten Afganistan jest niepokojacy, nie dziwie sie, ze nie chcesz sie zgodzic. Macie male dziecko, to jest wazny argument - ono potrzebuje go bardziej niz pacjenci w innym kraju.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Elka (---.serv-net.pl)
Data:   2013-05-31 14:01

Bardzo ci współczuję. Brak bliskości, brak autentycznej więzi z mężem i ta destrukcyjna tęsknota musi być czymś naprawdę bolesnym. Długo myślałam, co napisać. Mam 2 pomysły: pierwszy to taki, by może dobrze by było gdybyś osobę trzecią poprosiła o pomoc - np. rodzinę, czy rodzeństwo męża, czy najlepszego przyjaciela, by porozmawiali z nim na ten temat, może jest osoba, która jest dla niego autorytetem, może jest to jakiś znajomy kapłan? 2 pomysł to taki, że może powinnaś się udać po pomoc do jakiejś poradni, do lekarza psychologa - najpierw sama, a gdy mąż by zauważył, że szukasz pomocy u specjalisty, to może wówczas dostrzegłby problem. No i pozostaje modlitwa - wytrwała, ufna, sakramenty, eucharystia. Może zamówić za męża i wasze małżeństwo mszę św.? Nie trzeba w kancelarii, można przez internet.
Uważam, że twój mąż zachowuje się egoistycznie, tak jak by był pępkiem świata. To się nazywa pracoholizm. Tacy ludzie są zaślepieni praca i pędzą bez wytchnienia. Po co ten Afganistan? Ja też bym chyba tego nie wytrzymała.
Mój mąż jest nauczycielem i wiem, jaka to trudna, obciążająca psychicznie praca, a więc ty też potrzebujesz wsparcia, wysłuchania, porady wykonując swój zawód - twoja praca nie jest gorsza. Do tego przecież jeszcze wychowujesz prawie sama swoje dziecko.
Pomodlę się za was i wasze małżeństwo.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Joanna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-05-31 15:18

Witaj, dobra wiadomość to taka, że Twój mąż ma pasję, wrażlwosć, jeszcze mu na czymś zależy. To niezwykle cenne i oby nie minęło. Co do innych rzeczy, to przypatrz się jego rodzinie. Mozliwe, że powielasz ten sam schemat lub w domu panował kult studiów medycznych i wszystko, dosłownie wszystko było temu podporządkowane. Znam wielu lekarzy z relacji biznesowych i przyznam, ze jest to wyjatkowo hermetyczne środowisko, powiedziałabym ograniczone- wyłacznie do medycyny, bez szans na prawdziwe zainteresowanie czymkolwiek z zewnątrz Zupełna ignorancja praw rządzących swiatem, finansami, relacjami .Partnerem dla lekarza moze być tylko inny lekarz i to równie dobry, bo nawet w znajomych małżeństwach małżonkowie rywalizują miedzy sobą np o szybciej lub lepiej zdany egzamin. Niewielu lekarzy wyłamuje się z tego smutnego schematu. Jesteś nauczycielką, wiec pedagogika i psychologia nie są Ci obce. Najpierw znajdź źródła tego problemu, a potem pracuj na człowieczeństwem swojego meża, bo zdaje się, ze w ferworze bycia lekarzem nie zauważył, ze w trakcie założył też rodzinę i ona jest równie ważna. To nie ty jestes żoną lekarza, to on jest tylko i wyłacznie lekarzem, nie zauważąjąc innych swoich ról. Dzięki Tobie ma szansę je dostrzec i zostać w pełni człowiekiem. Zyczę Ci wiele cierpliwosci i sił.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: justi (---.dynamic.mm.pl)
Data:   2013-05-31 15:28

Witaj,

potraktuj bycie żoną lekarza jako Twoje powołanie. Staraj się stworzyć taki dom, do którego Twój mąż będzie wracał z radością, gdzie będzie mógł odpocząć fizycznie i psychicznie od swojej pracy. Może postaraj się zaprzyjaźnić z jakąś inną żoną lekarza, żebyście mogły wzajemnie się wspierać.
Oglądałam kiedyś ciekawy film o żonach żołnierzy, które stworzyły taką wspólnotę, wzajemnie się wspierały, wypłakiwały ale nigdy żadna z nich nie powiedziała mężowi: Nie jedź na front. Wiedziały, że to jest i obowiązek i powołanie. Twój mąż już zawsze będzie lekarzem, zaakceptuj to, bo inaczej nie będziesz szczęśliwa.

Pozdrawiam.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Ania (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-05-31 15:31

To nie jest tak, że on nie jest czuły i nasz los jest mu obojętny. Jestem pewna ze jeśli coś by nam groziło to stanąłby na głowie żeby nas obronić. Tylko że my to te 10%, reszta to medycyna.
Macie rację, że jest ze środowiska lekarskiego, wychowywał się przez całe życie w tym temacie i żaden inny go nie interesuje.
Czy czuje się pępkiem świata? Hm, może nie tyle co pępkiem świata ale człowiekiem na którego barkach ciąży życie wielu ludzi, ja staram się to zrozumieć. On nie jest lekarzem rodzinnym, na codzień ma kontakt ze smiercią i rodzinami, musi z nimi rozmawiać. Ja po takiej jednej rozmowie byłabym przez tydzień przygnębiona a on styka się z tym na codzień...

Co o Afganistanu, on poinformował mnie o tym jeszcze przed ślubem. Że chciałby na misję, że doświadczenie, że pomoc itd. Zgodziłam się, licząc że do tego nigdy nie dojdzie... Z jego strony wszystko wygląda ok, pamiętam jak mówił że pakuje się w niezłe tarapaty wychodząc za niego, że będzie w domu gościem i ja to muszę zaakceptować. Zaakceptowałam. Tylko nie wiedziałam że to będzie takie trudne...

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Joanna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-05-31 15:57

No cóż, to chyba jasne, że nie możesz mieć do niego dziś pretensji. Dziwi mnie Twoja niedojrzałośc, ze obiecałaś coś z nadzieją, ze nigdy do tego nie dojdzie. Mam nadzieję, że małżeństwo traktujesz nieco poważniej. Bo mówiac szczerze to nikt w trakcie ślubu nie ma pojęcia, jakie "to" będzie trudne. Z Bogiem.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: aga (---.183.217.177.dsl.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2013-05-31 16:00

Tak wygląda standardowa rodzina lekarska. Ciesz się, że w tej rodzinie przynajmniej mama dziecka nie jest lekarzem, bo wtedy ono zostaje zupełną sierotą. To nie jest tak, że mąż wybiera sobie pracę, czy stawią ją ponad rodzinę- on po prostu nie może zrezygnować z dyżurów, chyba, że przeniesie się do poradni. Oczywiście, prawo mówi, że na dyżury musi wyrazić zgodę, ale dość powszechna jest praktyka wymuszania tejże, szczególnie na młodych. Rozumiem, że na razie mąż jest na etapie "zbawiania świata", ale zapewniam Cię, że nadmiar pracy i wypalenie zawodowe wcześniej czy później sprowadzi go na ziemię.
Co do misji- niewątpliwie jest to ciekawe doświadczenie, mające wiele wymiarów- nie tylko zawodowych. Jeśli mąż miał takie marzenia przed ślubem i wychodziłaś za mąż wiedząc o tym, to poza perswazją chyba niewiele więcej można zrobić. Może poszukaj mu artykułów na temat chorób zakaźnych i pasożytniczych, jakich można się nabawić przy okazji tej przygody?

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Joanna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-05-31 16:11

Aga no chorób to on chyba jest bardziej swiadom niż biedna żona ze wsparciem "doktora google". Aniu co do Afganistanu to pozostaje naprawdę łagodna, ale uporczywa perswazja, pomysł pojechania z nim lub modlitwa np do sw Rity. Ale tak naprawdę, w duchu i sercu - powiedz sama....

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Ziuta (---.hsnet.ca)
Data:   2013-05-31 16:49

Jestes partnerka na zycie - meza lekarza. Wiele, jezeli nie wiekszosc malzenstw tak ma, a niektore zawody szczegolnie - marynarze, kierowcy ciezarowek co jada w dalekie trasy, piloci, zolnierze, policjanci itd. Bycie czyims partnerem to bycie z nim w takiej rzeczywistosci jaka jest czyli np. w twoim przypadku lekarskiej. Piszesz, ze jestes od meza uzalezniona finansowo, a chodzi o to, ze on wiecej zarabia. To tez norma, zwlaszcza kiedys kiedy kobiety z zasady zajmowaly sie domem i dziecmi i nie mialy zadnych dochodow. Po co zastanawiasz sie, ze sama byc sie nie utrzymala - nie jestes sama. Kieruj swoje mysli raczej na budowanie rodzinnych wiezi, a nie na szukanie roznic i problemow. Jak juz napisaly poprzedniczki - maz hydraulik czy adwokat tez ma swoje zawodowe zycie, w ktorym zona nie moze na 100% uczestniczyc. Takie w wiekszosci jest zycie malzenskie. Mamy sie wspierac, byc dla siebie wyrozumiali, uczynni, sluzyc sobie nawzajem, ale nie musimy we wszystkim uczestniczyc czynnie, w kazdej dziedzinie zycia drugej osoby. Moze pomogloby ci znalezienie jakiejs swojej pasji, czegos co bedziesz robic dla siebie, co ty lubisz. To, ze maz prowadzi konwersacje lekarskie, a ty nie wiesz o czym on mowi, nie pomniejsza twojej roli jako zony, ani nie zagraza tobie, ani nie czyni cie gorsza czy glupsza. To jest po prostu jego dzialka, jego dziedzina. Ty na pewno masz jakies swoje, o ktorych on tez nie wie za duzo.i to jest normalne. I jestes obecna w jego zyciu nawet jak nie masz zielonego pojecia o medycynie. Jestes jego zona. Nie mozesz chciec byc tez jego kolezanka z pracy i kumpeka od piwa i siostra z dyzuru, i wspolautorka pracy naukowej i wszystkim, wszystkim - calym swiatem. On bedzie mial innych ludzi w swoim zyciu, z ktorymi bedzie wchodzil w rozne, czasami zazyle relacje ale to nie zagraza tobie jako zonie.
Czy sluchalas kiedy konferencji Jacka Pulikowskiego? Polecam: www.jacek-pulikowski.izajasz.pl
Jest tez film Malowany Welon - tez o zonie lekarza - tam sa inne problem ale warto obejrzec, mozna na internecie.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: 38 na karku (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-05-31 17:13

Ale on Ciebie wybrał na żonę, a nie służbę zdrowia. :)
Spróbuj spojrzeć na to z drugiej strony. To, że nie jesteś częścią służby zdrowia na pewno ma dla niego jakąś wartość. :)

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Ania (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-05-31 18:03

Do Afganistanu z nim nie pojadę bo to nie jest misja cywilna.
Tak czy inaczej dziękuję za wsparcie, miło było poczytać tych parę miłych słów. Powinnam zmienić nastawienie, przestać myśleć o nas w ten sposób. Będę nad sobą pracować, z Bożą pomocą wierzę że mi się uda.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Ewa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-05-31 20:29

Również uważam, że za bardzo koncentrujesz się na sobie i wymyślasz problemy. To, że się czujesz gorsza, to Twój problem, a nie jego. Masz jakieś kompleksy. Pomyśl, że on Cię kocha jaka jesteś; na pewno mógł wybrać za żonę jakąś lekarkę, a wybrał Ciebie, więc nie myśli, że jesteś gorsza. Ciesz się, że możesz go wspierać w jego pracy i stworzyć mu dobry i spokojny dom. Piszesz, że znajduje czas dla Ciebie, że Cię wysłuchuje i pociesza. Może wmawiasz sobie, że Cię nie rozumie. Skoro mówił Ci przed ślubem o tym Afganistanie, a Ty to zaakceptowałaś, to nie możesz teraz mieć pretensji. Owszem, o obawach możesz mu powiedzieć, ale zabraniać raczej nie. Z tego, co piszesz, to on uczciwie i otwarcie stawia sprawy. Dla mężczyzn bardzo ważna jest ich praca, działalność w świecie. Ciesz się, że on jest szczęśliwy w pracy. Gorzej by było, gdyby się wściekał przed każdym wyjściem do pracy, bo tacy mężowie też bywają.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Magda (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2013-05-31 20:36

To normalne, że boisz się jego wyjazdu. Lekarze powinni być w czasie wojny bardziej bezpieczni (zabezpieczeni), ale mimo wszystko... Nie mam w rodzinie lekarzy, tylko żołnierzy. Wiesz jak nazywają tych, którzy jadą do Afganistanu? "Mięso armatnie". Mnie bulwersuje, że wysyła się na front ojców małych dzieci. A Ci, którzy swoje odchowali i właśnie powinni jechać - przechodzą na emerytury albo po prostu się byczą w kraju.
Rozumiem, że boisz się wyjazdu i mam nadzieję, że wymodlisz i łagodnie ale skutecznie wyperswadujesz mężowi wyjazd. Tylko jak już kilka osób wcześniej pisało, do tego przyda Ci się więcej pewności siebie. Nie powinnaś czuć się gorsza. 30 minut codziennych rozmów to też jest cenne przecież, wiesz jak często ludzie nie mają dla siebie w ogóle czasu przez cały dzień? :)

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Michał (---.range86-134.btcentralplus.com)
Data:   2013-06-01 05:55

Na tytułowe. Jesteś zbyt nowoczesna. Wyjedź do Anglii (na chwilę, i tak cię zaraz wyrzucą). Tu nie stanowi to problemu, we wszystkich urzędach stale mnie poprawiają, gdy mówię: moja żona. Nie żona, tylko partner. (Też mam nauczycielkę z Polski, to jest gorsze niż tornado, cyklon, tsunami i biblijny potop). Dowartościujesz się, jak cię wyrzucą, wrócisz do kraju dowartościowana.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: salamanka (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2013-06-01 09:56

Wszyscy każą się Ani cieszyć, że a) w ogóle ma męża, b) mąż ten jest oddany swojej pasji, c) mają dla siebie aż 30 minut dziennie. Ponadto powinna "mniej koncentrowac się na sobie", "nie szukać problemów" i oczywiście dużo się modlić. Żyć nie umierać, prosze państwa.

Ja nie wiem, jaki model rodziny mają odpowiadające tu osoby, ale gdybyśmy z mężem mieli dla siebie pół godziny na dobę, to OBOJE uważalibyśmy, że to powazny problem, z którym coś trzeba zrobić. Zwłaszcza jeśli jest jeszcze dziecko. OK, żadne z nas nie jest lekarzem, strażakiem czy policjantem, ale mamy pełnoetatowe posady, na których czasem trzeba zostać po godzinach, a dojazdy do- i z pracy to kolejne dwie godziny. Mimo to te pozostałe kilka godzin przeznaczamy w 100% na czas rodzinny (plus "chwila dla siebie", typu poczytanie książki, spacer, komputer) i nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej.

Praca nie powinna stać na 1 miejscu przed rodziną. Żona, która czuje się zaniedbana i zepchnięta wraz z dzieckiem na dalszy plan, nie "wyszukuje sobie problemów", tylko ma realny problem - nawet jesli mąż "zapowiadał", że tak może być. Wszyscy ci "mądrzejsi", którzy tu się wypowiadają, że "sama wiedziała, w co się pakuje, więc niech nie narzeka", powinni się zastanowić, czy sami nigdy nie znaleźli się w sytuacji, gdy przewidywania/oczekiwania rozminęły się z rzeczywistością i czy naprawdę dało się to wcześniej przewidzieć.

A komunikowanie - bo nawet nie wspólne ustalanie - czegoś tak poważnego jak wyjazd do kraju ogarniętego wojną, uważam za niedopuszczalne. Zastanawiam się, po co ten pan w ogóle zakładał rodzinę, skoro jest ona dla niego tylko średnio istotnym gadżetem domowym. "Wszyscy mają, to i ja też"? Po co mu żona? Do okazjonalnego seksu i darmowego utrzymywania domu (gosposia sporo kosztuje)? Po co mu dziecko? Żeby chwalić się przed kolegami ocenami dziecka, które de facto jest mu obce? Żeby nagle za kilkanaście lat obudzić się ze świadomością, że ma się w domu dwoje obcych ludzi? Jeśli praca jest główną pasją, to rodziny nie powinno się w ogóle zakładać i tyle.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Joanna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-06-01 16:07

Salamanko, słusznie piszesz, tylko dziś pytanie po co? jest chyba mocno spóźnione, prawda? Małżeństwo jest i trzeba radzić sobie w tej sytuacji - tu i teraz, a nie pytać o powody decyzji sprzed lat.
Dziś moja 23 letnia córka zerwała z chłopakiem właśnie dlatego, ze ich koncepcje życia bardzo się różnią. Jest daleko ode mnie, nie mogę jej nawet pocieszyć, ale cieszę się, ze jest na tyle dojrzała, i że nie brnie dalej, myśląc że "jakoś się ułoży". To jest właściwy czas na takie decyzje. Tu mleko się już rozlało.
A jaka jest twoja rada?

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Calina (---.lightspeed.cicril.sbcglobal.net)
Data:   2013-06-01 17:19

Też pytam, Salamanko, jaka jest tu twoja pomoc? Co z tego, że zjedziesz ludzi, za to, że są "jacyś" i czegoś nie powinni robić, ale już zrobili? I przy okazji objedziesz odpowiadających? Twoja wersja małżeństwa mieści się w twoim wyłącznie małżeństwie. Ponieważ już przewidziałaś w czarnych kolorach dalsze losy małżeństwa Ani, to może teraz coś konstruktywnego: jak temu zapobiec, jak budować, jak zmieniać je na lepsze? Ciekawa jestem twoich rad. I czy będą inne/lepsze od wcześniej udzielanych?

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-06-01 17:25

Salamanko, medycyna to zawód totalny i wszechogarniający, podobnie jak bycie kapitanem statku dalekomorskiego, żołnierzem, rolnikiem itp., tego zawodu nie da się uprawiać w 8-10 godzin, szczególnie na początku drogi zawodowej. Dlatego lekarze najczęściej zawierają małżenstwa z lekarzami, bo nikt inny tego nie wytrzyma. Tylko ze rzeczywiscie, wtedy dzieci chowają babcie albo nianie, a dom prowadzi gosposia, inaczej tego domu po prostu nie ma. Mąż Ani stawiał sprawę jasno. Ustalili to razem przed slubem, wiec nie wiem, o jakim komunikowaniu mowisz - ona sie na to zgodzila. To ona się oszukiwała. Nie znasz takich przypadków? Zakochuje się dziewczyna w pilocie, grotołazie, skoczku spadochronowym, nurku, żołnierzu, bo "on jest taki męski". Do slubu podziela jego pasje i puchnie z dumy, ze wszystkie kolezanki jej chlopaka zazdroszcza, a dzien po slubie żąda, żeby zatrudnil się w bibliotece i po pracy grał w szachy. Jak się ożeni, to się odmieni, JA go zmienię. I potem zdziwienie, że albo się małżeństwo rozpada, bo mąż się z nią nie liczy, albo facet siedzi nadęty w domu i nic tylko piwo pije. Część kobiet rąbnie o ziemię jak autorka wątku, część zamiast tego wykombinuje, że można mieć dziecko z pilotem (bo dobre geny), a wychowywać je z księgowym (bo małe ryzyko, że zginie) - i dlatego 10% mężczyzn wychowuje nieświadomie cudze potomstwo.

Autorka ma chyba wyidealizowany obraz związku, masa małżeństw żyje w takim rytmie (widzi sie w przelocie) i ma się dobrze, bo zona nie wisi na mężu jak bluszcz, tylko ma własne życie. Dzwonienie do pracy z całuskami na dobranoc to przywilej pierwszych tygodni/miesiecy znajomosci. Po pewnym czasie swiadczy chyba raczej o potrzebie kontroli i niepewnosci co do uczuc mezczyzny, niz o milosci. Milosc to zaufanie. Czy ktorys z lekarzy, u ktorych bylas, konferował z żoną przez telefon w pracy? Na nocnym dyżurze potrafią przywozić konającego za konającym, czy ktos ma umrzec, bo pan doktor musiał życzyć niedowartościowanej żonie dobrej nocy? Czasem o życiu decydują minuty albo i sekundy.

I jeszcze rada dla Ani: zamiast siedziec i myslec, czemu on nie odbiera, zajmij sie czyms. Niech dzien Ci mija tak, zebys miala wrazenie, ze on ledwie co wyszedl, to juz wrocil. Moze dodatkowa praca? Wlasna firma? Działalność polityczna, społeczna, charytatywna, artystyczna? Zajmiesz sobie czas, dowartosciujesz sie i jemu zaimponujesz. Tylko zacznij zyc wlasnym zyciem.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Magda (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2013-06-01 17:34

Salamanko, nie każdy ma pracę w tym samym systemie co małżonek (macie chyba taki komfort mieć dużo czasu wolnego, w te same dni i w tych samych godzinach). I nie wydaje mi się, żeby z tego powodu należało rzucać pracę, albo tym bardziej negować małżeństwo. Nie tylko u nas te pół godziny często jest fizycznie nieosiągalne, wiele osób pracuje na różne zmiany.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: salamanka (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2013-06-01 18:57

Moja rada jest taka - napisze wyraźnie, bo jak widać nie wynika to z mojej całościowej wypowiedzi - żeby autorka nie poddawała się i nie pozwalała sobie wmówić, że obecny model jej małżeństwa jest OK. Jest OK, owszem, ale dla jej męża, który ma w domu posprzątane, ugotowane, dziecko urodzone i wychowywane, a on dzięki temu pełnemu "outsourcingowi" może w pełni oddawac się pracy zawodowej i nawet realizować marzenia typu "wyjazd na misję do Afganistanu". Jasne, wsparcie od żony jest wazne, ale gdzie w tym wszystkim jest mąż dla żony? Moim zdaniem Ania nie powinna kłaść uszu po sobie i potulnie godzić się na taki model małżeństwa. Z mężem trzeba porozmawiać - nie z wyrzutem, ale rzeczowo. Powiedzieć, co obecnie nie pasuje, z czym się czuje źle, i co można zrobić, żeby to zmienić. Jasne, lekarz nie zmieni nagle pracy na nauczyciela czy sprzedawcę w sklepie, ale na pewno sa możliwości zmodyfikowania całokształtu pracy. Po pierwsze można nie wyjeżdżać do tego nieszczęsnego Afganistanu. Pomijając wszystko inne, w przypadku mężczyzny z żoną i dzieckiem, jedynego (lub głównego) zywiciela rodziny, jest to po prostu nieodpowiedzialne. Mąż Ani jest niby dojrzałym, profesjonalnym lekarzem, ratuje ludzi, a z drugiej strony zachowuje się jak, przepraszam, smarkacz, do którego nie dotarło, że to, co mógł planowac sobie jako kawaler, może nie do końca nadaje się dla męża i ojca.

Podsumowując - wsparcie dla męża - jak najbardziej. Ale nie kosztem totalnej rezygnacji ze swoich oczekiwań jako żony i matki. Jeśli do męża nie dociera "niefajność" obecnej sytuacji, to warto mu ją uświadomić i dążyć do tego, żeby OBIE strony w małżeństwie były w nim szczęśliwe i spełnione, a nie tylko jedna.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Tomek (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-06-01 23:24

Do Salamanki:
Jestem żołnierzem, bylem w Afganistanie trzykrotnie. Mam dwójkę małych dzieci, 4 i 7 lat. Parokrotnie śmierć zajrzała mi w oczy. Czy mam się czuć jak niedojrzały smarkacz? Czy Ty sobie zdajesz sprawę co mówisz? Poruszasz temat o którym nie masz zielonego pojęcia. Twój mąż "pracuje", mąż Autorki i ja - "służymy" a to jest ogromna różnica.
Cichociemni Spadochroniarze AK w czasie wojny też byli niedojrzałymi smarkaczami bo zostawiali rodziny i wyruszali na 50% śmierć??

Do autorki:
Nie wiem jakiej specjalności jest Twój mąż ale wnioskuję że coś z tych "bardziej poważnych" gdzie faktycznie wyciąga się ludzi z grobu za uszy. Moim zdaniem właśnie powinnaś czuć się jak "żona lekarza" i starać się żeby po powrocie do domu mógł on spędzić tych parę minut z rodziną i nieco oderwać się od problemów. Inaczej zobaczymy zaraz temat "Gdzie był Bóg jak umierało mi dziecko?"...

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: salamanka (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2013-06-02 00:10

Tomek - masz rację, nie wiem z pierwszej ręki, jak to jest być żołnierką albo żoną żołnierza. Natomiast różnica między Tobą i mężem Ani a Cichociemnymi z AK i innymi żołnierzami w czasie wojny jest taka, że oni walczyli, bo musieli - walczyli O SWÓJ KRAJ, na swojej ziemi, ze swoim wrogiem. Afganistan nie jest częścią Polski, obecność obcych wojsk w tym kraju jest mocno dyskusyjna, a o ile mi wiadomo, wyjazdy polskich żołnierzy na misje nie są obowiązkowe, tylko zgłaszają się na nie ochotnicy. Na pewno jest trudno, na pewno jest niebezpiecznie, ale nadal są to trudności i niebezpieczeństwa z wyboru (i przecież nie za darmo), a nie z musu. Nie porównuj się więc proszę do polskich żołnierzy z czasów II wojny światowej, bo to jednak niestety nie ta liga.

Natomiast nadal uważam, że ludzie, których zawód lub pasja są zajęciami bardzo wysokiego ryzyka i/lub takimi, które wymagają praktycznie stałej nieobecności w domu - między innymi żołnierze, himalaiści (głośno o nich ostatnio) - powinni się pięć razy zastanowić, zanim a) założą rodzinę, b) będą oczekiwać, że owa rodzina będzie radzić sobie bez nich i zadowoli się zarabianymi przez nich pieniędzmi. Być może brzmi to brutalnie, ale tak uważam i na razie nie spotkałam się z sytuacją, która by mnie nakłoniła do zmiany zdania - a listy takie, jak Ani, wręcz mnie w nim utwierdzają.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Michał (---.range86-134.btcentralplus.com)
Data:   2013-06-02 02:53

Panie Tomaszu, szacunek, ale niech Pan odpuści. Rozmawia Pan z pokoleniem, które nie zna znaczenia takich słów jak patriotyzm, etos, służba, odpowiedzialność. Dla nich to puste słowa, bez znaczenia, albo zupełnie na opak. To paradoks, ale tu gdzie jestem, jedyny człowiek, z którym się dogaduję, to facet ze służb specjalnych, negatywnie zweryfikowany przez Maciarewicza, który jak twierdzi był na wszystkich misjach, z tego co mówi na pierwszej linii, A na pożegnanie był podobno, mimo wszystko, odznaczony przez prezydenta Kaczyńskiego. Mamy innych bohaterów i on nie jest z mojej bajki, ale mamy wspólny język pojęć i to jest jedyny człowiek, który ma pojęcie po co wyjechał z kraju i jest jako tako zorientowany w tym świecie, zresztą znalazł pracę bez problemu (jeśli pojawiają się jakieś, to pracodawca się troszczy, by zniknęły) i w swojej specjalności. Reszta, niezależnie od wieku, pomijając emigrację powojenną na wymarciu, nie ma pojęcia o niczym i trafiła na emigrację zupełnie przypadkowo. A przecież to obiektywnie nie są głupi ludzie. Cieszę się, że są jeszcze tacy ludzie jak Pan, ale nie czarujmy się, to już nie jest wojsko, które jest w stanie cokolwiek obronić. A nauczycielka, ze szkoły, która już ani nie uczy, ani nie wychowuje, to nie jest dobra żona ani dla żołnierza, ani dla lekarza, jeśli chce być lekarzem z powołania. Pewnie, że można uprzedzić (ja też moją uprzedziłem przed ślubem, co ją ze mną czeka, bo miałem mniej więcej świadomość). Problem w tym, że jak Pan widzi, one słuchają tylko siebie. Mam nadzieję, że Pana żona z rodziny żołnierskiej, bo inaczej musi być ciężko. Na tle reszty kraju stanowi Pan gatunek wymierający, który nadaje się najwyżej do pokazywania w ZOO. I trzeba mieć tego świadomość, by uniknąć rozczarowań. To nie jest ten sam język polski, tak się Panu tylko wydaje. Jak ktoś o mentalności korporacyjnej zaprawiony do wyścigu szczurów o firmowy długopis i dyplom uznania dla sprzedawcy tygodnia może zrozumieć pojęcia z innej epoki? Wie Pan, przed wyjazdem z Polski miałem do czynienia z dwoma typami lekarzy: jeden zaczął od tego, że nie wyjdę z jego gabinetu, dopóki nie dostanie łapówki, a ponieważ nie dostał, to pokazał co potrafi, a drudzy byli ze szkoły Religi (taki agnostyk podobno, był) i to była zupełnie inna bajka. Ale ci ludzie nie siedzieli całymi dniami w gabinecie z długopisem w dłoni i pełnymi kieszeniami fartuchów, tylko dzień w dzień po kilka godzin siedzieli na salach operacyjnych, gdzie ratowali ludzkie życie. Ja się cieszę, że ciągle są ci drudzy, ale krajem rządzą ci pierwsi. I nie czarujmy się już Kopernik powiedziała, że zły pieniądz wypiera dobry, a ona była kobietą, (i podobno księdzem katolickim) więc musiała wiedzieć co mówi. Polski już nie ma, choć są jeszcze Polacy (garstka, garstka), ale o tym cichosza, nie należy drażnić tygrysków, bo jeszcze spróbują podrapać tym co uważają za pazurki. Mamy typową komedię pomyłek - niewłaściwa kobieta trafiła na niewłaściwego faceta. W tym wypadku jednak zdecydowanie współczuję facetowi, bo niezależnie od tego co zrobi - ma przechlapane. I żadne nasze rady tu nie pomogą. No zaimponował jej, nie bardzo wiedziała czym, gdzieś tam się obudziły atawizmy, jakieś stare plemienne legendy, które babcia kiedyś opowiadała, a teraz przyszło otrzeźwienie. Prawdopodobnie to małżeństwo było nieważnie zawarte z powodu niedojrzałości jednej ze stron. Ale co z tym można zrobić? Nie ma dobrych rozwiązań. Jak mówię, tu gdzie jestem, są sami partnerzy, można się "dowartościować", choć mnie to dołuje, bo za jakie grzechy mam być do końca życia z partnerem, który jaki jest, każdy widzi? Żona to jest jakiś cel do zrealizowania, przynajmniej tak drzewiej bywało. A takiego partnera to bym po pijoku i naćpany nie wybrał. Podobno najważniejsze sakramenty dzielą się na: okazję do wypicia, jeszcze większą okazje do wypicia i ostatnie pożegnanie, czyli picie na umór. O małżeństwie nic nie było w tej bajce.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Joanna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-06-02 07:39

Ludzie, którzy maja pasję lub zawody wysokiego ryzyka nie maja prawa do rodziny - bardzo dziwne- dobrze Salamanko, ze to Twoje, mam nadzieję, bardzo jednostkowe zdanie. Tacy ludzie powinni mieć rodzinę jak najbardziej, ale zakładać ją z odpowiednimi dla siebie partnerkami, które to życie w podwyższonym ryzyku/braku czasu, na drugim miejscu - zaakceptują. Tak zrobił mąż Ani, ale jak widać tylko mu się wydawało. Aniu, rozmawiać z mężem trzeba, odniosłam wrażenie, ze to właśnie robisz, ale nie oczekuj, ze Twój mąż sie zmieni. Najtrudniej zmienić przekonania tak silne, ze stały się druga naturą. A jeśli nie możesz zmienić postawy swojego męża- chociaż próbuj, tylko naprawdę rozważnie, zeby z tych 30 minut nie zrobiły się 3, to zmień swoją postawę wobec całej tej sytuacji, tak, zebyś i Ty mogła być szczęśliwa i zadowolona, a nie sfrustrowana, jak teraz. Poszukaj w swoim małżeństwie naprawdę ważnych wartości, które są, i te wzmacniaj i buduj, a nie skupiaj się na brakach, bo to najkrótsza droga do zmarnowania Wam wszystkim życia.No i życzę Ci wiecej wiary w siebie. Zrób z tego , co jest najwspanialszą rodzinę świata. A masz miłość meża, wspaniałe dziecko, dobre warunki, wiarę - czy to nie jest dobry fundament?

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-06-02 08:16

Salamanko, bylabys swietnym mężem dla Ani, problem w tym, ze ona pokochała kogos innego - nie domatora, ale człowieka z pasją. Zadeklarowała mu, że sobie da radę: "pamiętam jak mówił że pakuje się w niezłe tarapaty wychodząc za niego, że będzie w domu gościem i ja to muszę zaakceptować. Zaakceptowałam."
i jeszcze: "Powiedziałam mu ostatnio, że czuje się nieobecna w jego życiu. Oczekiwałam zaprzeczenia". Kojarzysz te dwa zdania? Kobiety często mówią coś, czego nie uważają za prawdę albo nie chcą, by to była prawda ("Ale jestem gruba", gdy właśnie schudły do rozmiaru 36), dlatego często nie biorą poważnie tego, co mówią do nich mężczyźni, a potem jest płacz. Co powie zakochana kobieta, kiedy usłyszy od mężczyzny bardziej lub mniej wprost słowa dające się streścić słowami piosenki Starego Dobrego Małżeństwa: "Z nim będziesz szczęśliwsza/ Dużo szczęśliwsza będziesz z nim/ Ja cóż - włóczęga, niespokojny duch/ Ze mną można tylko/ Pójść na wrzosowisko/ I zapomnieć wszystko" - Och! Kochanie! Możemy umrzeć razem na tym wrzosowisku, byle razem! A po slubie nagle budzi sie pragmatyzm. Model malzenstwa ustala sie PRZED slubem, potem nalezy DOTRZYMAC SLOWA. Wbrew pozorom model partnerski nie jest przymusowy. Wciaz istnieje instytucja zony przy wybitnym mezu, ktora jest cale zycie w cieniu, wychowuje mu dzieci i prowadzi dom, gdyz on albo jest w pracy, albo siedzi po pracy w swoim gabinecie, do ktorego nikomu z domownikow nie wolno wejsc, bo zglebia jakies opasłe tomiszcza, a dzieci mają chodzic na paluszkach. Nie znasz takich malzenstw? Ja znam, moi dziadkowie od strony mamy byli tacy, bo on robił karierę naukową, a mieli 4 dzieci, pozniej 10 wnuczat i jak dotychczas 3 prawnuczat - w Twoim modelu 17 ich potomkow nie powinno sie nigdy urodzic. Jesli Ania liczyla na zwiazek partnerski, to moze miec pretensje wylacznie do siebie. Teraz moze tylko tak zagospodarowac sobie czas, zeby nie czuc jego nadmiaru, ktory musi sie pojawic, jesli ona pracuje tygodniowo 20 godzin (to jest etat nauczyciela), a on 130. Żądanie od meza zmiany planow jest wykorzystywaniem faktu, ze juz sa po slubie, że juz go "złapała" - maja dziecko, mają sakrament, może stawiać warunki. Przed slubem by sie na to raczej nie odwazyla, bo moglby wybrac na zone lekarke. Ale czy to jest uczciwe? Czy to nie podpada pod błąd co do przymiotu osoby? A jak Twoje rady skończą się rozpadem tego małżeństwa? Weźmiesz moralną odpowiedzialność? Jeśli on pochodzi z rodziny lekarskiej, to jak sądzisz, jak zareaguje jego rodzina na próby hamowania jego kariery?

A co do zolnierzy kiedys i dzis, to czy Polacy nie maja zalu, ze w 1939 r. nikt im nie pomogl? Np. do Francuzow? Jedna z rzeczy, ktore najlepiej pamietam lekcji historii, jest zdjecie Francuza w mundurze wąchającego kwiatek i określenie "dziwna wojna". "Niech na calym swiecie wojna, byle polska wies zaciszna, byle polska wies spokojna"?

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: salamanka (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2013-06-02 10:30

Model "żony przy mężu" i dziesięciorga dzieci, który był powszechny w pokoleniu naszych dziadków, teraz nalezy raczej do egzotyki niż do "normalności" - w pokoleniu naszych rodziców jeszcze istniał, ale jak pokazuje choćby przykład pani Danuty Wałęsowej, wcale taki wspaniały dla kobiet nie był i one doskonale zdawały sobie z tego sprawę, ale zaciskały zęby, "bo tak trzeba było" i inne postępowanie mogło je narazić na ostracyzm społeczny. Nie dziwię się Ani, że w XXI wieku ona w takim małżeństwie nie czuje się dobrze.

To, że mąż "zapowiadał przed slubem" to jedno, i zgoda, że Ani mogła się wtedy zapalić lampka alarmowa. Ale druga strona medalu jest taka, że jak ktoś zakłada rodzinę, to powinien byc też dla niej skłonny do elastyczności, a nie powiedzieć "no co, przecież Cię ostrzegałem" i umywać ręce od wszystkiego. Model małżeństwa to jest coś, co nie ma być sztywne i niezmienne, tylko ewoluować w zależności od tego, jak się okoliczności układają (gdyby mąż przed ślubem zapowiedział, że on choćby nie wiem co chce miec 3 samochody, a potem zadłużył rodzinę na grube tysiące, bo z pensji na samochody nie wystarcza, to też by było OK, bo on przecież ostrzegał i zaplanował wczesniej?) Takie umywanie rąk jest dla mnie oznaką niedojrzałości do małżeństwa i rodziny i nie zmieni tego fakt, że jestem w tym wypadku w mniejszości na forum. Małżeństwo to nie jest suchy, bezduszny kontrakt, w którym można powiedzieć "zadeklarowałaś, to cierp" i mieć wszystko w nosie, i nie starać się sprawić, żeby ukochanej osobie było lepiej. Takie "urzędnicze" podejście kojarzy się raczej z cyrografem, niż z przysięganiem komuś miłości.

Niech ludzie z zawodów wysokiego ryzyka zakładają sobie rodziny, czemu nie. Ale niech wezmą na siebie odpowiedzialność naprawdę dogłębnego uświadomienia partnerowi/partnerce, co się z tym wiąże, i niech sami będą pewni (na tyle, na ile to możliwe), że partner/ka jest człowiekiem, który to rozumie i jest w stanie udźwignąć. Bo zakładanie rodziny po to, żeby, jak napisał Tomek, "spędzić tych parę minut z rodziną i nieco oderwać się od problemów" jest tak samo egoistyczne względem tej rodziny (traktowanej czysto instrumentalnie) jak podejście rodziców "bedziemy mieli dziecko, żeby miał nam kto podac szklankę wody na starość/opiekować się itd".

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-06-02 12:07

Zdziwiłabys sie, Salamanko, jak wiele kobiet pracuje tylko dlatego, ze cala pensja meza idzie na rachunki i bez jej wynagrodzenia nie byloby co do garnka wlozyc. Myslisz, ze te wszystkie panie, siedzace np. w dyskoncie przy kasie, na infolinii, na poczcie itp., robią to z milosci do tej pracy i checi rozwoju (choc nie wykluczam, ze takie tez sa)? Rozroznijmy w pracy zawodowej kobiet karierę (rozumianą jako praca dająca kobiecie satysfakcję, niekoniecznie za duze pieniadze i z duzym prestizem) od zarabiania z koniecznosci. Malo kto sie dzis utrzyma za jedna pensje i znam sporo kobiet (moich rowiesniczek), ktore chetnie zajelyby sie wylacznie prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci, gdyby bylo to realne. O ile jeszcze kobiety tuz po studiach wprost wyrywaja sie do pracy, o tyle takie z malym dzieckiem lub dwojka juz o wiele mniej. Faktycznie, model dziesieciorga dzieci nalezy do egzotyki, ale to dlatego, ze malo kogo stac na trojke, a dla wielu rodzin dwoje to nierealne marzenie. Rodziny z dziecmi sa najubozsza grupa spoleczna w Polsce, biedniejsza niz emeryci i rencisci. Ten model prawie nie istnieje, bo obecnie jest przywilejem najbogatszych. Dużo się na celebrytach nie znam, ale co robi teraz na przykład żona Piotra Rubika? Co robiła Marta Grycan, gdy dzieci były małe? Bardzo dobrze znam pewnego właściciela fabryki okien, który ma 5 dzieci z 4 kobietami. Żadna nie pracuje, żyją z alimentów na dziecko rzędu 10 000 zł.

A gdyby to maz autorki rozmyslil sie z czegos istotnego, na przyklad posiadania dzieci, to co? Owszem, zgadzal sie na dzieci przed slubem, ale "myslal, ze do tego nie dojdzie". Albo najpierw powiedział, ze chce miec 6 dzieci, a jej praca bedzie ich wychowywanie, po czym - wykorzystujac fakt, ze dzieci juz sa na swiecie - pogonił do pracy na pełen etat, a z praniem, sprzątaniem i gotowaniem niech zasuwa po nocy... Pewne kwestie są w małżeństwie negocjowalne, inne nie, bo są zbyt zasadnicze i zmienianie ich skonczy sie rozwodem, zwlaszcza jesli ma sie przeciwko sobie rodzine meza.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Kamil (---.warszawa.vectranet.pl)
Data:   2013-06-02 22:40

Moja Żona rozmawiala ze mna o podobnym problemie. Nie jestem lekarzem ale rowniez zwykle dwie noce w tygodniu musze spedzac poza domem. Moze uda mi sie pokazac to od drugiej strony.
1 - brak zainteresowania moze byc spowodowany przemeczeniem, to niczego nie usprawiedliwia ale warto zeby obie strony zdaly sobie jak jest to destrukcyjne i ze to nie jest zla wola. Trzeba cos z tym zrobic.
2 - czas jaki ojciec poswieca dziecku - 15 minut? To dramatycznie malo. Faceci nie zdaja sobie czesto sprawy ze to smiesznie malo. To nie latwe ale musisz ojcu uswiadomic ze nie bedzie obecny w zyciu dziecka i wiele straci.
3 - Twoj maz prawdopodobnie wypracowal sobie pewien schemat i rutynowy plan ktory pozwala mu jako tako komfortowo egzystowac - w mojej rodzinie mialo to podobne objawy i ciagle staram sie to zmienic ale troche awantur bylo zanim sobie to uswiadomilem.
Nie ma cudownej rady. byc moze Musisz mezowi zamanifestowac ze nie moze tak byc albo w sprytny sposob uswiadomic albo zagrac na ambicji zeby bardziej skupial sie na rodzinie, zabawach z dzieckiem, Tobie itd.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Piotr (---.static.icpnet.pl)
Data:   2013-06-03 10:27

Pracuje Pan za granicą, dlaczego?
/.../

Motywacje wyjazdu z Polski i pracy za granicą Pan Michał podał w wielu, wielu wątkach. I nie w jednym zdaniu.
moderator

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Michał (---.range86-134.btcentralplus.com)
Data:   2013-06-03 22:35

O widzę, że tygryski drapią? No, spodziewałem się. Nie wiem czy Ksiądz zdaje sobie sprawę z ogromnego problemu duszpasterskiego, jaki mamy w kraju? To nie jest kwestia dwóch odrębnych gatunków Polaków, choć to prawda, że mimo iż wychowywaliśmy się na tym samym drzewie, to przecież nasze matki i ojcowie byli innym gatunkiem małpy, ale jest to zasadniczy problem duszpasterski, który Kościół w kraju kompletnie przeoczył. Proszę Księdza, "lud Boży korporacyjny", to jest INNY gatunek niż ten do którego przemawiają księża z krajowych ambon. Oczywiście w swoim rozumieniu, to są nowocześni "europejczycy", chwalący się na rożnych forach tym, że oni zarabiają np. 5, czy 7 tys. PLN np., ale istotne jest to, że ukształtowała ich korporacyjna sekta. Oni uczyli się miesiącami technik sprzedaży, zabijając w sobie instynkt naturalny i odruchy zdrowego rozsądku oraz zdolność samodzielnego myślenia. Stąd naturalne dla nich jest np. poszukiwanie potencjalnych klientów przy pomocy nekrologów, bądź w kostnicach (klient, który przeżywa traumę po śmierci najbliższej osoby, dotkliwie doświadczając poczucia nieodwracalnej straty, ma obniżoną zdolność krytycznego, samodzielnego myślenia i jest podatny na argumenty cyniczne. Da sobie wcisnąć każda głupotę, co ważniejsze, jest niezwykle wiernym klientem, ponieważ można mu wmówić, że doznał bardzo potrzebnego mu w tej chwili wsparcia, z najmniej oczekiwanej strony od obcej osoby, wiec odczuwa dług wdzięczności, a to silny związek biznesowy). To tylko jeden przykład z biznesowych technik psychomanipulacyjnych podczas obowiązkowych szkoleń. Inne techniki uczą zdobywania klientów podczas rozmów telefonicznych - obowiązuje ścisłe rozliczanie i osiągnięcie odpowiedniej skuteczności za wszelką cenę. Do tego dochodzą rozmaite spotkania integracyjne, obowiązkowe szkolenia, głównie psychomanipulacyjne i stale powtarzane egzaminy, podczas których w atmosferze zastraszania, przy której matura, czy egzaminy na studiach wydają się drobnostką, delikwenci muszą odpowiadać na tysiące pytań niemerytorycznych, typu: jakie wyniki osiągała sponsorowana przez naszą firmę drużyna w obecnym i przeszłym sezonie oraz jak zmieniał się jej skład, albo jaka jest ulubiona dyscyplina sportowa/marka samochodu/wina naszego kochanego prezesa. Oprócz porównania w pamięci przewagi nieistotnego elementu naszej taryfy/produktu nad taryfą/produktem konkurencji, zmieniających się średnio co dwa tygodnie, te wiadomości decydują o tym czy przetrwam w firmie przez następny miesiąc, bo zdobędę wymaganą liczbę punktów. Do tego dochodzą codzienne/cotygodniowe mityngi, podczas których "gwizdami i tupaniem" witamy kolejnego najlepszego sprzedawcę tygodnia, który własnie zdobył najwyższy dowód uznania - firmowy długopis za 10 groszy w firmowej reklamówce.
Nie wiem, czy Ksiądz zetknął się z podobnym praniem mózgu, ale ono dotyczy 99% mieszkańców kraju w wieku mniej więcej 18 - 35 lat, pracujących w korporacjach. Zakłada się, że po 35 roku życia takie osoby są kompletnie wyeksploatowane psychicznie i nie nadają się do dalszego wykorzystania przez korporację, która musi je wypluć.
Ja miałem z tym do czynienia, i to są ludzie, którzy są gotowi poświęcić życie osobiste, rodzinne, męża, żonę, dziecko, matkę, ojca dla dobra firmy i kariery. Oczywiści oni są w swoim mniemaniu nowocześni, dlatego w ramach rozluźniania atmosfery i integracji, na wyjazdach dochodzi do znacznego zacieśnienia więzi pomiędzy członkami zespołu, więc są bezpruderyjni i partnerscy. To są wychowankowie SEKTY.
Proszę przygotować skuteczne kazanie, lub naukę dla kogoś takiego. Niekoniecznie w jakąś rocznicę patriotyczną, ale o podstawowych obowiązkach chrześcijan. Tych ludzi trzeba wpierw jakoś odtruć, i jest to prawie niemożliwe, zanim zacznie się im głosić podstawowe prawdy wiary. Kościół w ogóle nie ma przygotowanego języka, który byłby skuteczny w stosunku do takich ludzi. Przejrzałem sobie najważniejsze kazania polskich biskupów z okazji Bożego Ciała i śmiem twierdzić, że rozmijały się one z percepcją kilkudziesięciu procent mieszkańców kraju. Nie mówię, że one były złe. One były anachroniczne i używały anachronicznego aparatu pojęciowego. Były dla tych ludzi zupełnie niezrozumiałe. Ja tutaj też mam takich ludzi i z nimi na pewne tematy nie ma sensu rozmawiać, bo nie wiemy o czy mówimy. Nie mam języka w którym mógłbym im przekazać pojęcia o które mi chodzi. Pytanie czy duszpasterze w kraju są w stanie coś takiego wypracować? Owszem, ci ludzie będą się pojawiać czasem w Kościele, w różnych momentach, ale to bez znaczenia, być może nawet zalegalizują kościelnie (jak np. Donald Tusk) swój związek z partnerem, lub pobiorą inna usługę religijną, tylko co z tego? Do Donalda Tuska np. przemowy wygłaszane w Kościele nie przemawiają, a zastosowane wobec Bronisława Komorowskiego mogą co najwyżej skutkować "dymisją kapłana". Oczywiście "wierny korporacyjny" nie ma możliwości zdymisjonować kapłana, ale w ten czy inny sposób wymusi pobranie od niego potrzebnej mu do jakichś celów usługi religijnej i momentalnie zapomni o Kościele. Czy jeśli występuję o paszport i zostanie mi on udzielony po dostarczeniu dokumentów i wzniesieniu stosownej opłaty, to przez następne 10 lat odczuwam specjalną wdzięczność w stosunku do państwa, która np. przenosi się na występowanie w obronie jego dobrego imienia, przestrzeganie wszystkich przepisów państwowych i wzmożone płacenie podatków? To jest zasadnicze pytanie: jaki cel duszpasterski chce uzyskać Kościół w dialogu z takimi osobami?

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: Margola (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2013-06-04 00:45

Problem nie jest czarno-biały i tu nie ma prostych i jednoznacznych odpowiedzi. Z jednej strony jest mąż lekarz - z tego co widać ambitny + przedślubne dość ciekawe ustalenia (narzeczona nieco naiwna), z drugiej miłość to pragnienie dobra dla drugiego człowieka i uczestniczenia w tym dobru, ponadto w małżeństwie (chrześcijańskim) na pierwszym miejscu powinien być Bóg potem żona, dzieci a potem kariera i pasje (to jest chyba małżeńska akademicka prawda) kto tego nie akceptuje nie powinien się żenić. Jest jeszcze jeden problem tj. poczucie niskiej wartości u żony i chyba od tego trzeba zacząć rozwiązywanie wszystkich problemów. Aniu nie będę tu nic radzić, bo się na mężczyznach kompletnie nie znam i nie mam pojęcia, co chciał Ci mąż zakomunikować, gdy mu powiedziałaś, że nie czujesz się obecna w jego życiu, a on Cię tylko pocałował i bez słowa wyszedł do pracy. Ostatnio czytałam fragment książki, gdzie specjalista terapii małżeńskiej na prostych przykładach tłumaczył jak diametralnie może różnić się odbiór komunikatu przez żonę od tego, co chciał przekazać mąż. Czy męża nie obchodzą Twoje sprawy? Wiesz jak mi mój ojciec czasem opowiada o swoich zawodowych problemach używając słów nieco podobnych do słów Izy z jej pierwszego posta, to ja naprawdę udaję, że mnie to interesuje... :) Mam koleżanki nauczycielki i powiem Ci szczerze, że nie bardzo pasjonuje mnie ten temat, wiesz ja je wysłucham ale... tylko tyle.
Na Twoim miejscu udałabym się do jakiegoś sprawdzonego terapeuty małżeńskiego po rady dotyczące Waszego małżeństwa, przede wszystkim komunikacji małżeńskiej etc., bo Internet to naprawdę nie jest dobre miejsce na rozwiązywanie małżeńskich problemów (może trzeba będzie by mąż też się udał? terapeuta pewnie doradzi). A Ty powinnaś przede wszystkim zająć się swoim niskim poczuciem własnej wartości (psycholog? jakieś warsztaty? książki? Msza św. z modlitwą o uzdrowienie?) i próbować to jakoś uzdrowić. Polecam tez znaleźć jakąś/jakieś pasje, bo w przeciwnym wypadku zwariujesz, siedząc w domu i czekając na męża. Poza tym jak się ma taką stresującą pracę jak nauczyciel (nie tylko praca lekarza jest stresująca, przynajmniej tyle wiem z opowiadań koleżanek) to pasje są świetną odskocznią (oczywiście jak już się te kartkówki poprawi i przygotuje na zajęcia). Wiem coś o tym.

 Re: Czuję się żoną lekarza, a nie partnerką na życie.
Autor: lola (---.206.221.87.dynamic.jazztel.es)
Data:   2013-06-04 12:17

Maz wybral Ciebie, bo potrzebowal wlasnie takiej kobiety jak Ty. Kocha Ciebie. Nie chcial lekarki, bo mimo, ze opowiadajac o przypadkach choroby swieca mu sie oczy, z zadna lekarka by w domu nie odpoczal. Odpoczywa przy Tobie, bo jestes jaka jestes. Dla niego napewno wspaniala. Dla kogo tyle pracuje? Dla Ciebie, zeby Tobie niczego nie zabraklo. I synkowi. Docen to. Badz dla niego oaza spokoju, do ktorej moze wrocic. Dawaj mu radosc, szczescie. Sprobuj przez jakis czas. Nie kloc sie, nie narzekaj, kiedy on jest z Toba. Staraj sie spedzac czas przyjemnie. A po pracy idz do fryzjera, na silownie, basen, kurs jakis, poszukaj wspolnoty w kosciele. Poszukaj pasji i znajomych, tak aby rozmawiajac z nimi tez swiecily Ci sie oczy. Jak staniesz sie tak lekko niedostepna w swoim hobby, maz ¨wroci¨ psychicznie i bedzie straral sie umocnic wiez. Teraz jest spokojny, bo ma zakochana zone, dziecko, dom, nic mu nie grozi. Kiedy ta zona zacznie miec swoje zycie, odmienne od tego ktore do tej pory, ¨wystraszy sie, ze duchowo Cie stracil¨, moze nawet zrezygnuje z tego Afganistanu. I na jak dlugo mialby tam jechac? Wytlumacz mu, ze to dziecko najbardziej go potrzebuje.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: