Autor: Michał (---.range86-134.btcentralplus.com)
Data: 2013-06-02 02:53
Panie Tomaszu, szacunek, ale niech Pan odpuści. Rozmawia Pan z pokoleniem, które nie zna znaczenia takich słów jak patriotyzm, etos, służba, odpowiedzialność. Dla nich to puste słowa, bez znaczenia, albo zupełnie na opak. To paradoks, ale tu gdzie jestem, jedyny człowiek, z którym się dogaduję, to facet ze służb specjalnych, negatywnie zweryfikowany przez Maciarewicza, który jak twierdzi był na wszystkich misjach, z tego co mówi na pierwszej linii, A na pożegnanie był podobno, mimo wszystko, odznaczony przez prezydenta Kaczyńskiego. Mamy innych bohaterów i on nie jest z mojej bajki, ale mamy wspólny język pojęć i to jest jedyny człowiek, który ma pojęcie po co wyjechał z kraju i jest jako tako zorientowany w tym świecie, zresztą znalazł pracę bez problemu (jeśli pojawiają się jakieś, to pracodawca się troszczy, by zniknęły) i w swojej specjalności. Reszta, niezależnie od wieku, pomijając emigrację powojenną na wymarciu, nie ma pojęcia o niczym i trafiła na emigrację zupełnie przypadkowo. A przecież to obiektywnie nie są głupi ludzie. Cieszę się, że są jeszcze tacy ludzie jak Pan, ale nie czarujmy się, to już nie jest wojsko, które jest w stanie cokolwiek obronić. A nauczycielka, ze szkoły, która już ani nie uczy, ani nie wychowuje, to nie jest dobra żona ani dla żołnierza, ani dla lekarza, jeśli chce być lekarzem z powołania. Pewnie, że można uprzedzić (ja też moją uprzedziłem przed ślubem, co ją ze mną czeka, bo miałem mniej więcej świadomość). Problem w tym, że jak Pan widzi, one słuchają tylko siebie. Mam nadzieję, że Pana żona z rodziny żołnierskiej, bo inaczej musi być ciężko. Na tle reszty kraju stanowi Pan gatunek wymierający, który nadaje się najwyżej do pokazywania w ZOO. I trzeba mieć tego świadomość, by uniknąć rozczarowań. To nie jest ten sam język polski, tak się Panu tylko wydaje. Jak ktoś o mentalności korporacyjnej zaprawiony do wyścigu szczurów o firmowy długopis i dyplom uznania dla sprzedawcy tygodnia może zrozumieć pojęcia z innej epoki? Wie Pan, przed wyjazdem z Polski miałem do czynienia z dwoma typami lekarzy: jeden zaczął od tego, że nie wyjdę z jego gabinetu, dopóki nie dostanie łapówki, a ponieważ nie dostał, to pokazał co potrafi, a drudzy byli ze szkoły Religi (taki agnostyk podobno, był) i to była zupełnie inna bajka. Ale ci ludzie nie siedzieli całymi dniami w gabinecie z długopisem w dłoni i pełnymi kieszeniami fartuchów, tylko dzień w dzień po kilka godzin siedzieli na salach operacyjnych, gdzie ratowali ludzkie życie. Ja się cieszę, że ciągle są ci drudzy, ale krajem rządzą ci pierwsi. I nie czarujmy się już Kopernik powiedziała, że zły pieniądz wypiera dobry, a ona była kobietą, (i podobno księdzem katolickim) więc musiała wiedzieć co mówi. Polski już nie ma, choć są jeszcze Polacy (garstka, garstka), ale o tym cichosza, nie należy drażnić tygrysków, bo jeszcze spróbują podrapać tym co uważają za pazurki. Mamy typową komedię pomyłek - niewłaściwa kobieta trafiła na niewłaściwego faceta. W tym wypadku jednak zdecydowanie współczuję facetowi, bo niezależnie od tego co zrobi - ma przechlapane. I żadne nasze rady tu nie pomogą. No zaimponował jej, nie bardzo wiedziała czym, gdzieś tam się obudziły atawizmy, jakieś stare plemienne legendy, które babcia kiedyś opowiadała, a teraz przyszło otrzeźwienie. Prawdopodobnie to małżeństwo było nieważnie zawarte z powodu niedojrzałości jednej ze stron. Ale co z tym można zrobić? Nie ma dobrych rozwiązań. Jak mówię, tu gdzie jestem, są sami partnerzy, można się "dowartościować", choć mnie to dołuje, bo za jakie grzechy mam być do końca życia z partnerem, który jaki jest, każdy widzi? Żona to jest jakiś cel do zrealizowania, przynajmniej tak drzewiej bywało. A takiego partnera to bym po pijoku i naćpany nie wybrał. Podobno najważniejsze sakramenty dzielą się na: okazję do wypicia, jeszcze większą okazje do wypicia i ostatnie pożegnanie, czyli picie na umór. O małżeństwie nic nie było w tej bajce.
|
|