Autor: Róża 25 (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2013-05-30 23:44
dziękuję Wam i wszystkim za rady, to bardzo dla mnie cenne,
odpowiadając na pytanie zzzzzz, chodzi mi o to, że chciałąbym odczuć tę Bożą obecność mniej więcej tak, jak rozeznaje się powołanie do zakonu; przez wewnętrzne przekonanie, że Bóg mnie chce, zaprasza do relacji ze sobą i doświadczenia zewnętrzne, tzn. np. spotkanie z jakąś osobą, która by mnie zaczepiła i jakoś zaprosiła do relacji z Bogiem, jakiś znak, no nie wiem, to już zostawiam Bogu, Jego pomysłowowści
kiedyś jak byłam gimnazjalistką (a pochodzę z rodziny niewierzącej), moje "chodzenie do kościołą" i wiara wzięła się stąd, że pewnego razu na ulicy zaczepiła mnie osoba duchowna i zaczęłą mówić o Bogu, to było bardzo osobiste, że to było specjalnie dla mnie to zaproszenie, to obudziło taki żar we mnie, że Bóg mnie szuka,
było wiele innych tego typu zdarzeń, teraz mi tego brak, nie mam nic i moja wiara wyschła, nie mam relacji z Bogiem, bo czuję, że On nie ingeruje w moje życie,
moja wiara byla oparta na tym, że ta osoba duchowna mówiłą mi że mnie kocha i wtedy łykałam też całą nauką Kościołą Katolickiego, potem okazało się, ze on mnie jednak nie kocha, tak jak deklarował, więc uznałąm, że całą nauka Kościołą Katolickiego (tak jak te wyznania miłości) są kłamstwem, na tym moja wiara się skończyłą i jest tak do dziś,
poza tym mam poczucie ogromnego upokorzenia, że ja tej osobie się trochę narzucaąłm i teraz jestem przewrażliwiona na punkcie,pt. "kto komu pierwszy zaproponował" itp. ja identyfikuję Boga z tym człowiekiem (duchownym, bądź co bądź) i nie chcę znowu tak za kimkolwiek łazić, tzn. za Panem Bogiem, czekam, aż to On mnie zdobędzie i przekona o swojej miłości, bo pamiętam, jak tamto bolało,
ponadto kompletnie nic nie łączy mnie ze Wspólnotą Kościoła, nie mam z kim dzielić wiary, ani od kogo jej czerpać, przerażają mnie księża, którzy mówią "nie ma jednej prawdy, jest tyle prawd, ile ludzi" (cytat z ostatniej spowiedzi u księdza jezuity),
wydaje mi się, że dla Boga nie ma znaczenia, czy jest się ateistką, luteranką, czy katoliczką, bo przecież i tak każdy ma szansę być zbawionym, wystarczy być kochającym człowiekiem i być wiernym swemu (nawet źle ukształtowanemu) sumieniu itd. bo przecież są ludzie, którzy Jezusa nie poznali wprost, ale pośrednio, więc nie widzę sensu w należeniu na siłę do Kościoła katolickiego, na razie chcę się koncentrować na byciu pełną miłości, ale pragnę bardzo, by Bóg mnie chciał i uleczył i pociągnął do Siebie, więc co, Waszym zdaniem, mam robić? (prosiłam Go o to wielokrotnie)
|
|